wtorek, 25 kwietnia 2017

Rozdział 100

Epilog

-Nie wierze, że skończyliśmy szkołę! - pisnęła białowłosa.
-Niektórzy cudem. - wypomniał jej Lysander. 
-Udało się, tylko to jest ważne. - pokazała mu język. Chłopak roześmiał się obejmując mnie ramieniem. 
-Idziemy to uczcić! Dobrze, że zrobiłem rezerwacje z miejscem dla Rozalii, przez chwilę się wahałem. - zażartował Armin. 
Nasi znajomi ruszyli przodem, żartując między sobą, o ostatnich dniach naszej edukacji. Nie udało mi się skończyć szkoły z wyróżnieniem, jakim planowałam. Miałam jednak nadzieje, że nie pokrzyżuje mi to planów związanych z moją przyszłością.
-Idziesz? - wyrwał mnie z zamyślenia. 
-Dołączę do Was. - cmoknęłam go w policzek. 
Przez chwilę stał w miejscu, w którym go zostawiłam i wyglądał na zmieszanego, ale znał mnie na tyle, by nie iść na mną. 
       Gdy dostałam się na miejsce, zdjęłam wysokie, czarne szpilki i pozwoliłam by trawa łaskotała mnie w stopy. Słońce chyliło się ku zachodowi. 
-Wszystko jest takie, jakie miało być. - mruknęłam stając obok Kastiela. 
-Wiedziałem, że przyjdziesz. - zaśmiał się. - Gratuluje wyników egzaminów końcowych. 
-Ja Tobie też. Myślałam, że Ty i Rozalia powtórzycie klasę. - zażartowałam, tak naprawdę od początku wierzyłam, że im się uda. 
-Oszalałbym z nią. - przewrócił oczami. - Zgaduję, że nie powiesz mi, gdzie się wybierasz. - kilka tygodni przed końcem szkoły wszyscy złożyliśmy sobie obietnicę, że naszymi planami na przyszłość podzielimy się dopiero w dniu zakończenia roku. 
-Nie. - pokręciłam głową. 
-Nie mogę sobie tego wyobrazić... - w jego głosie pobrzmiewała nuta nostalgii. - Pożegnanie z Tobą i Lysandrem. - zacisnął usta.
-To nie pożegnanie, mówiłam Ci kiedyś. W naszym przypadku to zawsze jest do zobaczenia. - uśmiechnęłam się szeroko. 
        Razem z Kastielem odnaleźliśmy wskazany przez Armina bar. Wyglądał na bardzo drogi i ekskluzywny, ale mieliśmy, co świętować. 
-Nareszcie! Siadajcie, już nie mogę się doczekać. - Alexy z podekscytowania i zniecierpliwienia  podskakiwał na skórzanej sofie. 
-Już, wyluzuj. - zaśmiałam się i wplotłam swoje palce w dłoń Lysandra. 
-Dobra, kto zaczyna? - zapytała Rozalia. 
Nie wyglądało na to, by ktokolwiek był chętny. 
-Dobra, niech będzie, że ja. - jęknął Nataniel. - Zamierzam studiować rachunkowość, w Bostonie. - nikogo z Nas to nie zdziwiło. Blondyn zawsze tonął w stercie papierów i lubił to. 
-A ja wybrałam iberystykę na tym samym uniwersytecie. - powiedziała nieśmiało Melania. 
Spotykali się ze sobą od kilku miesięcy, ich związek spotkał się ze sporą krytyką ze strony ich rodziców i rodzeństwa, ale wśród Naszej paczki zostali w pełni zaakceptowani. 
-Akademia Mody w Mediolanie. - zabrała głos białowłosa. 
Jej wybór również był oczywisty. Tak, jak przewidywałam Leo po odbytym stażu postanowił zostać tam na stałe; największe szychy branży modowej zachwycały się jego projektami. 
-Akademia Muzyczna w Tokio. - tym razem odezwał się Kastiel. 
-Żartujesz? - zapytał go Lysander szeroko się uśmiechając. Czerwonowłosy pokręcił głową. - Gratuluje, to najlepsza szkoła muzyczna, na świecie! Poza tym, pokochasz Tokio. - chłopcy przybili sobie piątkę. 
Ich relacje długo nie były tak przyjacielskie, jak kiedyś, a to wszystko za sprawą afery wywołanej naszym trójkątem miłosnym. W tym przypadku sprawdziło się powiedzenie; czas lecz rany. Ich rany zostały uleczone, uraza poszła w niepamięć, a przyjaźń została odbudowana, mocniejsza niż kiedykolwiek. 
Byłam pewna podziwu. Kastiel nie ukończył szkoły z najlepszymi wynikami, ale w tego typu szkołach nie liczą się oceny. Liczy się talent, a on niezaprzeczalnie go miał. 
-Akademia Mody w Mediolanie. - słowa wypłynęły z ust Alexego. 
Na twarzy Rozalii pojawił się olbrzymi, promienny uśmiech; nie będzie sama. Oczywiście miała tam Leo, ale to nie to samo, co mieć kogoś z kim można urwać się w czasie zajęć na kawę. 
-Nie idę na studia. - powiedział Armin dumnie. 
W tym przypadku również byłam przekonana, że tak się stanie. Od jakiegoś czasu miał dobrze płatną prace, jako tester gier. Mój przyjaciel nie miał głowy do nauki, a więc po co się zmuszać? Posłałam mu uśmiech pełen dumy.
-Dobra to teraz chyba ja. - przełknęłam ślinę. - Instytut Mody w Nowym Jorku. 
-A Lys? - zaciekawiła się Kim. 
-Akademia muzyczna.. - zanim Lysander dokończył widziałam, jak w oczach Kastiela pojawia się nadzieja, być może bedą studiowali razem. Zrobiło mi się przykro, ja znałam odpowiedź. - W Nowym Jorku. - nadzieja w oczach Kastiela ulotniła się. 
-Gratulacje, stary. Mówiłeś o tym, jako dzieciak. - Kastiel wstał i obdarzył Lysandra uściskiem. 
         Nie było to Nasze ostatnie spotkanie. Do wyjazdu większość z Nas pozostał około tydzień. Część chciała pracować, inni jechali na wakacje, albo jak ja lub Kentin, zobaczyć się z bliskimi. 
Wczorajszy wieczór stał się jednym z najlepszych od czasu, gdy się tu przeprowadziłam. Do rana nieodłącznym elementem mojego wyglądu był uśmiech. Ciężko mi było przestać się uśmiechać od ucha do ucha. Tyle serdeczności, miłości i oddania nigdy sobie nie okazywaliśmy. Miałam wrażenie, że Nasza przyjaźń przetrwa wszystko; próbę czasu, odległości... Trzymałam kciuki za Nich wszystkich i każdego z osobna. Miałam nadzieje, że gdy spotkam ich za jakiś czas, wszyscy powiedzą mi jedno; jestem szczęśliwy. 


                                                       5 lat później 



-Mój tata miał rację, jest idealnie. - powiedziałam do Rozalii, zniekształconej przez słaby sygnał internetowy. 
-Dalej jest mi przykro, że nie mogłam pojechać z Tobą. - uciekła wzrokiem od kamerki. 
-Chciałam tu być sama. - oddychałam świeżym, nadmorskim powietrzem. 
-Nie jesteś. - prychnęła. 
Miała rację, nie byłam sama. Towarzyszył mi Lysander, jedyna osoba, która była mi na tyle bliska, bym pozwoliła jej jechać ze sobą. Nie, powiedzenie, że był mi bliski było niedopowiedzeniem. Byliśmy jednością, zgodnym organizmem posiadającym jedną wolę. Nie mogłam istnieć bez niego tak, jak i on nie mógł istnieć beze mnie. 
-Zobaczymy się, gdy wrócicie? Może moglibyśmy przylecieć z Leo.. - nadal traktowała mnie pobłażliwie. 
-Myślę, że odwiedzimy Was w Mediolanie. - uśmiechnęłam się szeroko. - Do zobaczenia. - powiedziałam i przerwałam połączenie. 
         -Wszystko w porządku? - na twarzy Lysandra malowało się zmartwienie. 
-Jest idealnie. - wzięłam głęboki wdech. - Zamierzam tu siedzieć i patrzeć na wszystko, co tutaj jest piękne, więc bądź łaskawy stanąć gdzieś blisko morza. - zaśmiał się krótko i cicho. 
Siedziałam pomiędzy jego nogami, oparta o jego tors. Słońce chyliło się ku zachodowi. Niebo mieniło się  odcieniami akwamaryny i pomarańczu bez ani jednej chmury. 
-Bałem się. - błogą ciszę przerwał głos białowłosego. 
-Czego? - odwrócił się twarzą w jego stronę. 
-Nie wiedziałem, jak zareagujesz na to miejsce. - wyznał smutno. 
Wiedziałam, o czym mówił. Przyjechaliśmy tutaj z mojego powodu; chciałam zobaczyć plażę wskazaną mi kiedyś przez ojca. Myślałam, że przyjedziemy tutaj razem, nie sądziłam, że może Nas coś rozdzielić. Opowiadał o niej godzinami. Nie łatwo było ją znaleźć, ale było warto nawet biorąc pod uwagę, że musiałam nauczyć się podstaw hiszpańskiego, by móc porozumieć się z tutejszą ludnością. 
-Byłby z Ciebie dumny. - powolnym ruchem gładził moje włosy. 
-Że tu dotarłam? 
-Z tego kim jesteś, zawsze był z Ciebie dumny, ale teraz jesteś kimś stokroć lepszym niż byłaś. - pocałował mnie w skroń. - Robi się chłodno. Idziemy? 
Z westchnieniem spojrzałam na fale rozbijające się o brzeg. Tęsknie za Tobą, pomyślałam. Przez ostatnią chwilę, obserwując otaczający mnie krajobraz uświadomiłam sobie, że śmierć przestała być dla mnie czymś odległym niczym inna galaktyka, a stała się równie nieprzewidywalna, co sztorm. 
Pospiesznym krokiem ruszyłam w stronę Lysandra, cały czas obracając diamentowy pierścionek od jakiegoś czasu zdobiący mój serdeczny palec, będący deklaracją wspólnej wieczności. 



A reszta to już historia...



KONIEC. 


Kochani, 
To już koniec, dziękuje za wszystkie komentarze, za całe wsparcie, za to, że byliście i czytaliście dzielnie moją twórczość. Nie spodziewałam się, że blog spotka się z takim odbiorem i zostanie przyjęty tak ciepło. Jednocześnie zapraszam Was na kolejnego bloga, jak już wspominałam o podobnej tematyce. 
Po stokroć DZIĘKUJE ! ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

Nowy blog: http://kaseternal.blogspot.com/



poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Rozdział 99

         -Kastiel. - odsunęłam się zaciskając powieki.
-Hm? - mruknął starając się przysunąć.
-Nie mogę. - otworzyłam oczy.
-Loraine... - w jego oczach zauważyłam ból.
-Przepraszam. - spojrzałam w dół, a w moich oczach nie wiadomo czemu wezbrały łzy.
-Ej.. - chwycił moją twarz w dłonie, tym samym nakazując spojrzeć sobie w oczy. - Czyli jednak nie ja. - uśmiechnął się blado.
-Nie. - pokręciłam głową. - Wybacz.
-Daj spokój i nie płacz. - starł z mojego policzka pojedynczą łzę.
-Ale.. - chciałam zaprotestować. Może tego nie okazywał i ból w jego oczach zniknął, ale na pewno było mu przykro.
-Nie tłumacz się. Kochasz Go bardziej niż mnie i zrobiłbym wszystko, aby było inaczej. - wziął głęboki wdech. - Ale kocham Cię na tyle, że chcę Twojego szczęścia. Wszystkie te romantyczne dyrdymały kiedyś wydawały mi się pierdoleniem, ale teraz rozumiem. - nie spodziewałam się po nim takiej dojrzałości. - Idź do niego. - puścił moją twarz, nie mówił tego wrogo. - No leć. - zaśmiał się. - Nic mi nie będzie. - uśmiechnął się uspokajająco.
             Nie chciałam dłużej czekać, wybiegłam z pokoju, jak poparzona. Kastiel znał drogę do wyjścia. Na zewnątrz, jak na złość padało, ale nie przejmowałam się tym, że moknę. W połowie drogi musiałam wyglądać, jak zmoknięta kura, ale nie dbałam o to. Chciałam tylko móc powiedzieć Lysandrowi, o swoim wyborze. Chciałam móc wreszcie spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że kocham Go ponad wszystko inne na tym świecie. Nikt nie mówił, że życie jest łatwe i bezbolesne, ale w tym momencie wiedziałam, że każda moja łza prowadziła do tego momentu - szczęścia, niepohamowanego, najpiękniejszego szczęścia. Znalazłam się pod domem Lysandra, energicznie pukając w drzwi.
-Loraine? - wydawał się zdziwiony moim przybyciem.
-Muszę z Tobą porozmawiać. - weszłam do środka.
-Chcesz jakiś ręcznik? - z moich włosów kapała woda.
-Nie, nie teraz. - przetarłam twarz, by pozbyć się wilgoci. I tak nic to nie dało. - Lysander, kocham Cię. - powiedziałam patrząc mu w oczy.
-Wiem. - nie rozumiał.
-Nie rozumiesz. - zmarszczyłam brwi. - Kocham Cię ponad wszystko inne na tym świecie. Przepraszam za wszystko. Byłam głupia. Kas to dla mnie przyjaciel, wielka część mojego życia, ale nie jest miłością mojego życia. Ty nią jesteś. - uderzyłam palcem w środek jego klatki piersiowej.
-Jesteś pewna? - widziałam, jak na jego twarzy wykwita uśmiech.
-Jak niczego innego. - uśmiechnęłam się szeroko.
Przysunął się do mnie i ujął moją twarz w dłonie. Poczułam, jak w moim brzuchu na nowo fruwają motyle. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a potem jego usta opadły na moje. Całowaliśmy się tak, jakbyśmy poznawali się na nowo. Po kilku uderzeniach serca pocałunek zmienił się; całowaliśmy się, jakbyśmy znali się od lat i byli w sobie zakochani. Całowaliśmy, jakby miało poruszyć to ziemię.
            Leżałam wtulona w tors białowłosego wciąż czując na ciele jego gorące pocałunki.
-Nie masz pojęcia, jak bardzo jestem szczęśliwy. - powiedział jednym tchem.
-Chyba mam. - uniosłam głowę i przejechałam palcem po jego ustach.
-Bałem się, że ten dzień nadejdzie, ale nie będzie tak wyglądał. Wiele razy w myślach widziałem, jak stajesz w moich drzwiach i oświadczasz, że Kastiel jest tym, z którym chcesz być. Nie zatrzymywałbym Cię, nie jestem egoistą. - lekko pokręcił głową. - Ale czekałbym na jego najmniejszy błąd. Stale będąc blisko. Wiem, to mało szlachetne. - skrzywił się.
-Nie musimy, o tym rozmawiać. Kastiel nie jest dla mnie wszystkim. - wreszcie czułam się wolna i szczęśliwa.
-Jak to odkryłaś? - zadał kluczowe pytanie.
-Uczyliśmy się, w pewnym momencie wszystko potoczyło się szybko i Kas chciał mnie pocałować. - wyznałam szczerze. Czułam, jak Lysander sztywnieje. - Wtedy nagle wszystko okazało się takie proste. Nie chciałam tego pocałunku. Chciałam pocałować kogoś innego...
-Kocham Cię. - powiedział i pocałował mnie w czubek głowy.
Wreszcie odnalazłam upragniony spokój. Czekała mnie jeszcze rozmowa z Kastielem, ale czułam, że wszyscy się dogadamy.
                 Przekonałam się, że kochanie dwóch osób na raz jest możliwe. Nie darzy się ich tą samą miłością, ale można kochać równocześnie. Zyskałam pewność, że Kastiel był moim sentymentem, pierwszą, wielką miłością, ale nie ostatnią. Żywiłam nadzieje, że jest nią Lysander; życie lubi być przewrotne, więc nie mogłam tego stwierdzić z pełnym przekonaniem. Nie wyobrażałam sobie bez niego życia i chciałam by zawsze był blisko mnie.
Żałowałam, że sprawiłam ból Lysandrowi, ale także Kastielowi. Gdy widziałam się z nim jeszcze przed podjęciem decyzji miałam wrażenie, że mnie rozumie i nie ma do mnie żalu. Z całego serca wierzyłam, że i on odnajdzie miłość. Zastanawiałam się także, jak szybko przyjaciele ponownie się dogadają. Skoro ja przestałam być przedmiotem sporu, może nastąpi to wkrótce?
Każde z Nas mogło ruszyć dalej. Ja ze świadomością, że Kas już na zawsze pozostanie w moim sercu, na szczególnym, honorowym miejscu.
           Postanowiłam, że wyjaśnię mu, co tak właściwie wydarzyło się wcześniej; wyszłam, zostawiajac go w swoim pokoju. Ciekawe, czy wychodząc spotkał Carmen. Jeśli tak, nie obyło się bez tłumaczeń.
Zgodził się na spotkanie ze mną, więc szłam do parku, czując spokój i błogość. Byłam żywym dowodem na to, jak jedna decyzja może zmienić życie.
-Cześć. - usiadłam obok niego na ławce.
-Więc kłopoty w raju właśnie się zakończyły? - uśmiechnął się krzywo.
-Tak. - westchnęłam. - Chciałam Ci wytłumaczyć, czemu wyszłam. - patrzył w przestrzeń, to dobrze, przynajmniej nie krępowało mnie jego spojrzenie.
-Daj spokój. - powiedział bez wrogości. - Wiem czemu. - tym razem spojrzał na mnie.
-Wiesz?
-Tak. Kochasz go bardziej niż mnie. - wzruszył ramionami. Chciałam zaprotestować, ale wtedy musiałabym skłamać i cały ten dramat rozpocząłby się na nowo.
-Przepraszam. - tylko to mogłam powiedzieć.
-Za miłość się nie przeprasza. Nie obwiniaj się za swoje uczucia. Ja tego nie robię. - uśmiechnął się. - Chciałbym żebyś coś mi powiedziała. - zmarszczył brwi, pokiwałam głową. - Czy gdybym nie odszedł, myślisz że pokochałabyś Lysandra?
-Nie wiem. - nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. - Możliwe, że nie miałbym okazji spędzać z nim zbyt wiele czasu. Ale myśle też, że moja miłość do niego rosła od tamtego pomostu..
-W takim razie leć do Romea. - zaśmiał się. -Czyli to zawsze... - przerwałam mu.
-Był Lysander. - spojrzałam na niego przepraszająco. Pokiwał głową, ale po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Między Nami wszystko dobrze? - upewniłam się.
-Jasne. To, że nie jestem miłością Twojego życia nie oznacza, że nie chce być dla Ciebie dobrym kumplem. - oboje wstaliśmy. Kastiel chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. - Bądź szczęśliwa i tyle, a resztę.. pierdol. - ehh, Kas we własnej osobie. Nic romantycznego, wszędzie wulgaryzmy.
-Widzimy się we wtorek? - zapytałam. Spojrzał na mnie pytająco. -Nauka. - przewróciłam oczami.
-No tak. - uderzył się w czoło. - Do zobaczenia.
-Na razie! - pomachałam mu i każde z Nas poszło w swoją stronę.




Kochani,
Zbliżamy się do końca :( Na dniach pojawi się jeszcze jeden, myśle że długi rozdział kończący moją przygodę z tym opowiadaniem. Jednocześnie na końcu opowiadania pojawi się link do drugiego bloga, na którym znajdziecie opowiadanie ponownie o bohaterach SF. Te rozdział pojawia się tak późno, bo sporo pracuje nad nowym blogiem, chcąc by tam wpisy pojawiały się REGULARNIE. Wielu z Was z ankiecie głosowało na Kastiela. Przykro mi, że to opowiadanie zakończy się związkiem Loraine i Lysandra, a nie Kastiela i Loraine. Mam nadzieje, że będziecie ze mną do końca. I obiecuje, że drugi blog poświęcony zostanie w dużej mierze Kastielowi. Tutaj swoje serce oddałam Lysandrowi. ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️