niedziela, 29 stycznia 2017

Rozdział 83

       -Jeszcze raz! - przez mikron dobiegł Nas krzyk Pani Blank.
-Ona jeszcze raz zaskrzeczy, a nie ręczę za siebie. - warknęła białowłosa.
-Dziewczyny, będzie dobrze. - szepnęła uspokajająco Melania.
-Nie pieprz. - odszczeknęła się jej Rozalia.
-Loraine! - wywołała mnie przez mikrofon.
Wyszłam na wybieg pewnym siebie krokiem. Zatrzymałam się na końcu, jako że śmieszyła mnie cała ta sytuacja roześmiałam się cicho.
-To nie jest konkurs na uroczy uśmiech! Macie wyglądać, jak zawodowe modelki! - upomniała mnie.
Z zaciętą miną wróciłam za parawany.
-Oszaleje. - jęknęłam.
-Zaraz przyjdzie Lysander, mają próbę. - powiedziała szybko białowłosa i wyszła na wybieg, wywołana przez Panią Blank.
-LOL, śpiewasz? - zagadnęła mnie Iris.
-Nie wiem. Zależy kiedy grają, jeśli przed pokazem to tak, jeśli w trakcie to nie. - uśmiechnęłam się ciepło. Rzadko ze sobą rozmawiałyśmy.
-Pięknie śpiewasz. Słyszałam Was ostatnio. - wydawała się tym zawstydzona.
-Powinnaś kiedyś zajrzeć na próbę. - dodałam, by dodać jej pewności.
-Kastiel znowu z Wami gra? - zapytała nieśmiało.
-Tak.
-Przyjdę. - uśmiechnęła się i wyszła zza parawanów. Stałam chwilę, jak wryta zastanawiając się, czy to ze względu na niego chciała przyjść. Z zamyślenia wyrwała mnie Roza i pociągnęła w stronę wybiegu, gdzie zgromadziły się już wszystkie dziewczyny biorące w nim udział.
          -Każda z Was musi wyglądać profesjonalnie. Jest to charytatywne, ale pojawi się wiele ważnych osobistości. Wielu sponsorów będzie chciało Was oglądać, w jak najlepszej odsłonie. Im lepiej wypadniecie tym więcej pieniędzy będą chcieli przekazać. W pracach nad pokazem pomoże mi jedna z uczennic. - przerwała na chwilę. - Li, zapraszam podejdź tutaj. - obie z Rozalią wydałyśmy z siebie cichy jęk. Znowu ona? - Postarajcie się, a teraz pół godziny przerwy. Li rozda Wam grafik prób i broszury dotyczące całego pokazu.
-To się nie dzieje. - mruknęła do mnie Rozalia.
Akurat podeszła do Nas Li, oczywiście w towarzystwie mojego odwiecznego wroga Amber.
-Połamania nóg. - powiedziała do Nas Li, wręczając broszury.
-Dlaczego Wy nie idziecie? - zapytała podejrzliwie Roza.
-Asystuje w licytacji. - odparła Amber i z zadartym nosem wmieszała się w tłum.
-One coś kombinują. - mruknęła białowłosa. Mówiła to szeptem, wiedziałam dlaczego; po przeciwnej stronie wielkiej sali pojawił się Lysander. Nie miał szans Nas usłyszeć, ale mimo to zachowywałyśmy ostrożność.
-Cześć. - przywitał się ze mną białowłosy i pocałował mnie delikatnie w usta.
-Hej. - szepnęłam i wtuliłam w niego.
-Jak idzie? - zapytał wesoło Armin. - Gdzie są jakieś laski? - prawie podskakiwał z ekscytacji.
-Przed Tobą. - odpowiedziała mu białowłosa. Skrzywił się. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Ten pokaz będzie katastrofą. - powiedziałam w dalszym ciągu przytulając Lysandra.
-Nie jeśli Ty w nim pójdziesz. - powiedział cicho i pocałował moje włosy. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-LOL, grasz z nami? - zagadnął mnie Kastiel.
-Raczej nie. Zobaczmy harmonogram. - rozłożyłam broszurę, którą trzymałam w dłoniach.
Wszyscy przesunęli się do mnie, tworząc wokół mnie nieprzyjemny, stale zacieśniający się krąg.
-Halo, ludzie stoicie za blisko. - powiedziałam i zaczęłam rozpychać się ramionami.
-Wcale, że nie. Nie stoimy aż tak blisko. - powiedział Armin.
-To ciekawe skąd wiem, że jadłeś na lunch cheesburgera? - popatrzyłam na niego wymownie. Wszyscy odrobine się odsunęli.
-Pokaz zaczyna się o dziewiętnastej. My gramy od początku, w tym czasie Loraine będzie zakładała pierwszą kreacje. - rozpoczął Kas. - potem leci muzyka grana przed DJ'a. - kontynuował. - gramy na koniec o dziewiętnastej trzydzieści. Potem jeszcze przy licytacjach i na koniec eventu. - podsumował.
-Wychodzi na to, że nie zaśpiewam z Wami. - wzruszyłam ramionami.
-Może ktoś ją zastąpi? - zaproponował Kentin.
-Nie znam nikogo, kto śpiewa. - pokręcił głową Alexy
-Szkoda, że biorę udział w pokazie. Zaśpiewałabym z Wami. - wszyscy spojrzeliśmy na Rozalie, zdawała się nie zauważać naszych min.
-Ta. - odparł monosylabicznie Kas.
-Nie mogę się doczekać karaoke. - zaczęła drażliwy temat.
-Myślicie, że będzie tu alkohol? - zmienił temat Alexy.
-Na pewno, będzie sporo ważnych osobistości. Poza tym w harmonogramie jest zaznaczone wydawanie szampana. - pokazałam mu właściwie miejsce na kartce.
       -Przyjedzie Twój tata? - zapytał mnie Lysander, gdy wyszliśmy na parking.
-Nic mi o tym nie wiadomo. - wzruszyłam ramionami.
-Ciekawe, które miejsce zajmie Twoja ciocia. Nie było jeszcze tabliczek. - otworzył mi drzwi od strony pasażera.
-Co? - zatrzymałam się.
-Jak to co? Jest sponsorem, prawda? Zajmie honorowe miejsce. - wszystko, co mówił  było dla niego oczywiste, a dla mnie było jedną, wielką niewiadomą.
-Skąd to wiesz? - postanowiła wsiąść. Szybko obszedł samochód i do mnie dołączył.
-Rozmawiałem z nią dzisiaj przed próbą. Przywiozła jakieś upominki. - włożył kluczyk do stacyjki.
-Dlaczego ja nic nie wiem? - oburzyłam się.
-Wiesz kiedy podpisano Deklaracje Niepodległości? - zapytał, zdziwił mnie tym pytaniem, więc odpowiedziałam odruchowo:
-Tak.
-Więc coś tam wiesz. - wzruszyłam ramionami i uśmiechnął. Perfekcyjnie wycofał z miejsca parkingowego i skierował się ku wyjazdowi.
-Wiesz, że nie o to chodzi. Mam na myśli Carmen.
-Może dlatego, że jeszcze z nią nie rozmawiałaś.
        Weszłam do domu samotnie. Lysander miał jeszcze parę spraw do załatwienia, a ja chciałam porozmawiać z Carmen.
-Jesteś Loraine? - krzyknęła z salonu.
-Tak. - któż by inny, pomyślałam. Do naszej twierdzy nie dało się wejść bez zaproszenia.
-Jak minął dzień? Próba się udała? - zaczęła zbierać papiery rozłożone na kanapie, robiąc mi miejsce.
-Super, czemu nie powiedziałaś, że jesteś sponsorem? - wpatrywałam się w nią szukając oznak zmieszania.
-Nie wiem, uznałam, że to bez znaczenia. - odparła naturalnie.
-Powinnam to wiedzieć. - upierałam się.
-Co to zmienia? - zadała pytanie klucz. Zastanowiłam się nad tym.
-Nic, kompletnie nic. - zaśmiałam się z własnej głupoty.
-Widzisz. - uśmiechnęła się.
         -Kas! - zawołałam, gdy opuściliśmy halę pokazową. Na dźwięk swojego imienia, obrócił się.
-Co jest? - przekrzywił głową z zawadiackim uśmiechem.
-Spotkałam Twoją babcie. - podeszłam do niego.
-I? - nadal nie rozumiał. Cholera, żył z nią tyle lat i nie wie na co ją stać?
-Napadła na mnie i Lysandra. Mógłbyś z nią porozmawiać?
-Jasne, wybacz. Jest stuknięta, ale żeby aż tak... - zagwizdał.
-Bawi Cię to? - oburzyłam się.
-A Ciebie nie? - prychnął. - stara baba napada na Was na ławce. Przerażające. - pomachał rękoma, jak nawiedzony. Roześmiałam się, miał racje.
-Do zobaczenia. - mruknęłam i odeszłam z uśmiechem.
       Nadszedł sądny dzień, karaoke.
-Nie jesz? - zapytał Armin podczas śniadania, w mojej kuchni.
-Nie. Nie mogę. - nie byłam w stanie nic zjeść, mój żołądek skurczył się do wielkości orzeszka.
-Wyluzuj. Nie zaśpiewa. - próbował mnie uspokoić.
Około siedemnastej wszyscy zjawili się w szkole.
-Hej, jak spędziłaś dzień? - przywitał się ze mną Lysander.
-Z Arminem, głównie graliśmy. - uśmiechnęłam się blado.
-Jeśli dalej będziesz tak wyglądać, Rozalia zauważy, że coś jest nie tak. - szepnął.
-Powinnam jej powiedzieć. - skrzywiłam się.
-Jesteśmy w tym razem.
-Wszystko słyszałem, nie wychodzi Wam szeptanie. - mrugnął do Nas Kentin.
-Uwaga! Zapraszamy wszystkich do sal. Wybierzcie salę w zależności od gatunku muzycznego, który chcecie zaśpiewać lub słuchać. Przed każdą z nich stoi odpowiedni informator. Bawcie się dobrze.
-To co, pop? - podbiegła do Nas białowłosa. Jej podekscytowanie wywołało we mnie większe poddenerwowanie.
-Ty wybierasz. - odparłam sztucznie.
-W takim razie, pop. Chodźcie. - chwyciła moją dłoń oraz dłoń Lysa i pociągnęła za sobą.
-Zapraszamy. - koło stali stała nauczycielka i gestem zaprosiła Nas do środka.
-Zabawę czas zacząć. - mruknął Armin.
-Uduszę Cię jeśli to nie wypali. - szepnęłam przybierając ostrzejszy ton.
-Wszystko wyjdzie. Alexy jest DJ'em. - poruszył brwiami. - przypadkowo zepsuje mu się sprzęt.
-Świetnie mój los jest w rękach kretyna. - westchnęłam.
-Jego gapowata natura może Ci pomóc. - wtrącił się Kas.
-No chodźcie. - ponagliła Nas Rozalia. - zapisałam się na listę.
-Jest prawie na końcu. - dorzucił Lysander.
-Katastrofa na końcu listy. Będzie wielki finał. - zażartował Kas. Zmroziłam od wzrokiem.



Już jest, wybaczcie tak długą nieobecność.

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Rozdział 82

      -Która męka będzie pierwsza, pokaz czy karaoke? - zapytał Kas, gdy wyszliśmy z sali.
-Karaoke. - odparłam z lekkim uśmiechem.
-A więc będziesz modelką. - zatrzymał się przed drzwiami wyjściowymi.
-Nie mam wyboru. - skrzywiłam się.
-Żałuje, że tu nie byłem, gdy wydarzyła się ta cała afera z Amber i jakimś zdjęciem.
-Nie masz czego. - nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, znikąd wyłoniła się nauczycielka, która wpisała mnie i Rozalię na listę.
-Loraine! Próba jutro o siedemnastej! - krzyknęła z pewnej odległości i weszła do toalety.
-Zabijcie mnie. - mruknęłam.
-Powodzenia. - uśmiechnął się, z westchnieniem otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz.
-Muszę iść, Lysander czeka. - wymieniliśmy szybki uścisk.
Świeciło piękne, wiosenne słońce. Z radością wpadłam w ramiona Lysandra. Uniósł mnie i okręcił wokół.
-Cześć. - mruknęłam całując go delikatnie w usta.
-Już dzisiaj się widzieliśmy. - odparł.
-Ale nie w słońcu. - postawił mnie na ziemi i pogłębił nasz pocałunek. Słońce wpadające barwiło przestrzeń pod moimi powiekami na czerwono.
-Kocham Cię. - mruknęłam.
-Ja Ciebie też. - odparł i pogłaskał mój policzek. - Idziemy? - zapytał, pokiwałam głową.
Kątem oka widziałam, że Kastiel Nam się przygląda. Chwyciłam Lysandra za rękę i ruszyliśmy w stronę bramy pozwalającej wyjść z tego przytułka dla obłąkanych.
         -Mam jutro próbę. - powiedziałam, gdy przechodziliśmy przez park.
-Wiem, Rozalia mi mówiła.
-Wiedziałeś, że rozmawiała z Kastielem?
-Tak, nie pochwaliła Ci się? - zmarszczył brwi.
-Nie. - pokręciłam głową.
-Chciała dobrze, wiesz jaka ona jest... impulsywna, czasem odrobinę szalona. - usiedliśmy na ławce.
-Powinna mi powiedzieć. To dotyczyło mnie, więc powinna mi powiedzieć. - żaliłam się, ale nie czułam gniewu. - Teraz bardziej przejmuje się tym głupim pokazem. - skrzywiłam się i wtuliłam w jego ramie.
-To tylko kilka metrów w świetle reflektorów. - wzruszył ramionami.
-Nic wielkiego. - dodałam niedbale.
-Dokładnie. - przytaknął, zaśmiałam się. - Poradzisz sobie. - pocałował moje włosy.
        -Nie wstyd Ci? - z błogiego nastroju wyrwał mnie hardy głos. Podniosłam wzrok.
-Słucham? - zapytałam kobiety. Znałam ją, od początku budziła we mnie mieszane uczucia. Zdecydowanie nie była to sympatia, ale także nie było tak, że jej nie lubiłam. Po prostu się jej bałam.
-Nie rozumiem, co ma Pani na myśli. - wyjąkałam, Lysander przyglądał się całej sytuacji.
-Jesteś taką ciekawą postacią. Jesteś wszędzie i nigdzie w tym samym czasie. - uśmiechnęła się blado. - Twoja rodzina... jest rozbita, prawda? - było to pytanie retoryczne. - Hm.. a teraz demoralizujesz tego biednego młodzieńca. Witaj Lysandrze. - przywitała się z nim.
-Dzień dobry. - odparł.
-Co moja rodzina ma do tego? - była taką zołzą, że nie zdziwił mnie fakt, że prześwietliła moją rodzinę.
-Och może nic, a może wszystko. Wykorzystałaś Kastiela, a teraz próbujesz Lysandra..
-Przepraszam, ale... - białowłosy się zawahał. - jesteśmy razem już od jakiegoś czasu. Dobrze Pani wie, dlaczego Loraine i Kastiel się rozstali. - dokończył.
-Oczywiście, że tak. Macie racje, to nie moja sprawa. Wybaczcie, że przeszkodziłam. - zacisnęła dłonie na rączce swojej markowej torebki. Kłamała mówiąc, że mamy racje, ale odeszła żegnając Nas skinieniem głowy.
-To było dziwne. - zassałam powietrze.
-Bardzo. - Lysander był tak samo zszokowany, jak ja. - Wkurzyła Cię?
-Nie. - pokręciłam głową. - zdziwiła. - odparłam szczerze.
-Kto to był? - nie zauważyliśmy, kiedy podeszła do Nas Rozalia i Leo.
-Babcia Kastiela. - wyjawiłam.
-Wow, nie podchodziliśmy, bo wyglądaliście ultra dziwnie. - skrzywiła się.
-Ta, to było dziwne, ale zapomnijmy o tym.
-Obiad? - zaproponował Leo.
-Tak. - odparłam wesoło, umierałam z głodu.
         -Hej, jak Ci idzie projektowanie na pokaz? - zagadnęłam go, gdy czekaliśmy na posiłek.
-Gdyby udało mi się zdobyć naturalne materiały byłoby lepiej, ale nie jest źle. Prawie wszystko gotowe.  Słyszałem o Twojej reakcji.
-Ta, nie jestem zachwycona paradowaniem po wybiegu w rajtkach.
-Przysięgam, nie będzie rajtek. - puścił mi oczko.
-Tak się zastanawiałam, może znajdziemy jakieś fajne wakacje i wybierzemy się wszyscy razem. - zagadnęła Rozalia.
-Proszę bardzo. - przerwała Nam kelnerka. - smacznego. - postawiła przed nami talerze. - coś jeszcze dla Pana? - zrobiła maślane oczy do Lysandra. Przewróciłam oczami i spojrzałam na nią morderczo.
-Nie, dziękuje. - posłał jej jeden z najpiękniejszych uśmiechów.
-Gdyby zmienił Pan zdanie proszę wołać. - zatrzepotała rzęsami.
-Oczywiście. - odparł.
-My jakoś sobie poradzimy. Gdybym miała ochotę na kotleta, zeskrobię coś z jezdni. -  uwielbiałam sarkastyczną Rozalię, kelnerka spłonęła rumieńcem.
-Wracając do wakacji... - postanowiłam nie zaczynać tutaj tematu kelnerki, poza tym to nie była jego wina, że miał w sobie tyle uroku. - to dobry pomysł.
-Nie wiem, czy mogę zamknąć sklep na więcej niż tydzień. Ostatnio nasze rachunki wzrosły. - skrzywił się Leo.
-Zacznę pracować. - zadeklarował Lysander.
-Najpierw skończysz szkołę. - warknął Leo.
-Przestań, będę miał wakacje. - obie z Rozalię przysłuchiwałyśmy się ich rozmowie.
-Nie. - powiedział stanowczo Leo.
-Jeśli.. - zaczęłam niepewnie. Spojrzeli na mnie. - jeśli potrzebujecie pieniędzy, to zawsze mogę Wam pożyczyć... - przygryzłam wargę.
-Nie trzeba. - głos Leo złagodniał. - chodzi o to, że sklep nie przynosi olbrzymich profitów, a chcielibyśmy odciąć się finansowo od rodziców, oni mają tylko gospodarstwo. Martwimy się, że dla Nas muszą się poświęcać. - wyjaśnił mi.
-W takim razie, jeśli kiedykolwiek będziecie potrzebować pomocy, będę dla Was. - bracia obdarowali mnie ciepłymi uśmiechami.
        Po powrocie do domu, leżeliśmy na moim łożku, oglądając jakąś denną komedie.
-Zdenerwowałaś się. - mruknął, jego oddech łaskotał moją szyje.
-Kiedy? - dobrze wiedziałam, kiedy.
-Gdy rozmawiałem z kelnerką.
-Tak, wkurzyło mnie to. Nie Ty, ona. - podniosłam się siadając twarzą do niego.
-Przecież Ty jesteś najważniejsza. - dotknął mojego policzka.
-Jeżeli pojawi się... - przyłożył mi palec do ust.
-To bez znaczenia. Kocham Cie, tak już zostanie. Oczywiście, jeśli nie będziesz już chciała ze mną być, to zrozumiem i odejdę, ale jak długo chcesz mnie w swoim życiu, tak długo będę u Twojego boku. - złożył na moich ustach miękki pocałunek.
-Była ładna? - zażartowałam spod jego ust.
-Nawet nie w jednej setnej tak bardzo, jak Ty. - mruknął i pogłębił pocałunek.
Głupia komedia zeszła na drugi plan. Nie liczyło się nic prócz Nas. Zajęłam się przeżywaniem tego drobnego, ale jakże cudownego momentu...

środa, 18 stycznia 2017

Rozdział 81

       Kupiliśmy watę, każdy z Nas miał swoją. Miałam nadzieje, że kiedyś znowu będziemy mogli dzielić się jedną, jak przyjaciele.
-Standardowe miejsce? - zapytał.
-Mhm. - pokiwał głową odrywając kawałek różowej waty.
Usiedliśmy w dobrze znanym mi miejscu.
-Popilnujesz chwile Demona? - pies leżał u jego boku.
-Jasne. - zadziwił  mnie tym pytaniem.
Kastiel szybko się podniósł i ruszył w stronę głównego deptaka. Po chwili wrócił, w obu dłoniach niósł plastikowe kubeczki.
-Co to? - zapytał marszcząc brwi.
-Piwo, bez soku. - odpowiedział obojętnym tonem. Zaśmiałam się, a on podał mi kubeczek.
-Co u Twojej cioci? - obrócił głowę w moją stronę.
-Nic nowego. Dalej spotyka się z Marco i pracuje ponad normę. - wzruszyłam ramionami. - Kas. - zaczęłam z wahaniem. - z Twoją mamą fizycznie wszystko w porządku, ale jak jest psychicznie? - bałam się na niego spojrzeć. Skupiłam wzrok na pianie.
-Dobrze, to znaczy musi chodzić do psychologa. Początkowo było ciężko. - patrzył przed siebie. Wieczorny chłód dawał mi się we znaki, więc potarłam sobie przedramiona. - Masz. - przerwał, by dać mi kurtkę.
-Dzięki. - było mi o wiele cieplej, on siedział w koszulce z krótkim rękawem, ale nie wyglądało na to, żeby było mu zimno.
-Wracając. - tym razem on się zawahał. - całą drogę do domu nie wypowiedziała ani słowa. Gdy ekipa ratunkowa ją przyprowadziła, rzuciła się ojcu na szyje, potem przytuliła mnie i to było na tyle. W samolocie podano jej kawę, stewerdessa przez przypadek dotknęła jej dłoni, moją matkę przeszedł dreszcz. - wzdrygnął się na to wspomnienie. - teraz jest lepiej, ale to zasługa psychologa. Zawsze myślałem, że to banda oszustów. - prychnął.
-Myślałeś tak, bo myślisz, że jesteś samowystarczalny. - wypomniałam mu.
-Tak myślałem. - upił spory łyk. - dopóki się nie spotkaliśmy. - odwrócił twarz w moją stronę. Delikatnie się odsunęłam. - nie panikuj, nic nie zrobię. Wierz lub nie, ale Lys to mój kumpel. - zawstydziłam się.
-Wybacz, ale to nie o Twoją reakcje się boje. - było to pół prawdy, a więc całe kłamstwo.
-Co masz na myśli?
-Dalej jesteś dla mnie ważny. - spuściłam wzrok.
-Jak mówiłem standardowe miejsce... zamieniłem ,,nasze" na ,,standardowe". - znowu patrzył przed siebie. Na ogół tak robił, gdy mówił o uczuciach.
-Kas. - chwyciłam jego dłoń. - jesteś ważny, ale nie mogę zranić Lysa. Po Twoim odejściu... on mnie wspierał. Był jak moja własna opoka. Nawet nie wiesz, co się działo, gdy odszedłeś. - zacisnęłam dłoń.
-Wiem, Rozalia walnęła o tym godzinny wykład. - zassałam powietrze, nie miałam o tym pojęcia.
-Żartujesz. - odparłam bez tchu.
-Wyglądam na takiego? - spojrzałam na niego, nie wyglądał.
-Czy Ty... myślałeś czasem o mnie? - głośno przełknęłam ślinę.
-Nie było dnia żebym nie myślał. - wzruszył ramionami. Jego beztroska postawa była tylko pozą. - Kochałem Cię, bardziej niż kogokolwiek, kiedykolwiek.
-Przepraszam za wszystko. - wyznałam szczerze.
-Przyjaciele sobie wybaczają, to czyni ich przyjaciółmi. - uśmiechnął się ciepło. Tak bardzo tęskniłam za nim, ale nie chamskim i beztroskim, ale za Kastielem pełnym uczuć.
-Lysander to szczęściarz, a teraz chodź, bo ten szczęściarz skopie mi tyłek, jeśli się przeziębisz. - podniósł się i otrzepał.
        Odprowadził mnie pod sam dom, no w sumie to pod bramę, ale liczyło się to tak samo.
-Dziękuje. - oddałam mu kurtkę.
-Nie ma za co. - uśmiechnął się.
-Zawsze tak będzie? Zawsze będziesz takim przyjacielem? - zapytałam z nadzieją.
-Znasz mnie. - zaśmiałam się. - ale będę się starał. - zadeklarował.
-A ja postaram się być lepszą kumpelą. - musiałam wyglądać, jak harcerz składający przysięgę.
-Do jutra. - pochylił się i cmoknął mnie w policzek.
-Do jutra. - odparłam oczarowana zapachem Kastiela. A on ponownie się do mnie pochylił. Zamarłam. - Kocham, czas teraźniejszy. - szepnął i odszedł ciągnąc za sobą Demona, który po chwili dorównał mu kroku.
           Kolejnego dnia w stołówce Rozalia nie przestawała przyglądać się mnie i Kastielowi. Na angielskim opowiedziałam jej o naszym wieczorze. Oczywiście nie pochwalał tego.
-Roza, co z tym pokazem charytatywnym? - zaczepił ją Kentin.
-Hm... co ma być? - niechętnie spojrzała w jego kierunku.
-Jesteś komitetem do spraw dekoracji. Dodatkowo Twój facet projektuje ubrania.
-No tak, więc dekoracje to głównie światła, więc nie muszę się tym zajmować. Prócz tego mamy zamówione kartonowe postacie. Wiesz coś na kształt modelki w długiej sukni, o twarzy manekina. - gestykulowała zarysowując kształt postaci.
-Ciekawe, kto w nim pójdzie. - zastanowił się Armin. - liczę na gorące modelki.
-A ja na seksownych modeli. - włączył się do rozmowy Alexy.
-A ja na szybkie zakończenie. - zażartowałam.
-Najgorsze, że muszę współpracować z Kim. - jęknęła Rozalia. - ona zajmuje się muzyką, z jakiej paki?! - jej twarzy wykrzywił grymas.
           Do naszego stolika podeszła Pani ucząca hiszpańskiego.
-Dzień dobry. - przywitała się grzecznie.
-Dzień dobry. - odparliśmy chóralnie.
-Nie mam Waszych zgłoszeń. - spojrzała na mnie i Rozalię.
-Zgłoszeń? - zdziwiłam się. - Jakich zgłoszeń?
-Na pokaz. - wyjaśniła.
-Przedyskutowaliśmy to i nie zaśpiewamy. - włączył się Armin.
-Nie chodzi o żaden występ. Byłam pewna, że Wy dwie pójdziecie w pokazie. - ukryłam śmiech.
-My? - Rozalia patrzyła na nią z konsternacją.
-Tak, Wy. - niecierpliwiła się.
-Nie jesteśmy modelkami. - prychnęłam.
-A ja profesjonalnym organizatorem. - spojrzała na mnie wymownie. - co nie przeszkadza mi w pomocy w organizacji. Poza tym, Ty powinnaś pójść. - patrzyła na mnie hardo. - Twoja reputacja nie jest najlepsza po sytuacji z Amber.
-Wyjaśniliśmy to. Nie ja upubliczniłam zdjęcie. - oburzyłam się.
-Wiem, ale gdybys zrobiła coś dobrego, to na pewno lepiej byś wygladała w oczach kadry.
-Nie jestem modelką. Przykro mi. - wzruszyłam ramionami.
-Ona nie ma nawet wzrostu modelki. - dorzucił Kas.
-Ale ma urodę i młodość. Podobnie, jak Rozalia. - kiwnęła głową w jej stronę. - zapomniałam dodać. To nie była prośba. Wpisuje Was na listę. - uśmiechnęła się przebiegle i odeszła.
-Cholera. - mruknęłam.
-Jaki pokaz, takie modelki. - zażartowała Rozalia.
-Zazdroszczę Wam. - Alexy wygiął usta w podkówkę.
-Liczyłem na fajne laski. - burknął Armin.

sobota, 14 stycznia 2017

Rozdział 80

       -Oszalałaś? - chwyciłam ją za ramiona.
-Niby dlaczego? - białowłosa patrzyła na mnie zdezorientowana. - no tak, nie powinnam się przechwalać, ale chociaż raz chce utrzeć nosa tej zołzie. - jej głos przybrał hardy ton.
-Roza... - zaczęłam niechętnie. Nie mogłam dłużej tego ukrywać, nie mogłam pozwolić jej na kompromitacje.
-Tylko wybierz dobrą piosenkę! - wtrącił się Armin, spojrzałam na niego oszołomiona.
-Pójdę poszukać czegoś odpowiedniego. - powiedziała wesoło i zarzucając torebkę na ramię odeszła w stronę biblioteki.
Wróciłam do stolika razem z Arminem. Wszyscy patrzyli na Nas, ich twarzy miały różne wyrazy.
-No co? - burknęłam siadając.
-Trzeba jej powiedzieć. - powiedział Lysander.
-Powiedz mi coś, czego nie wiem. - w moim głosie słychać było rezygnacje. Z westchnieniem wyciągnęłam przed siebie ręce i oparłam o nie podbródek.
-Nie bez przyczyny Ci przerwałem. - włączył się Armin.
-Jaki masz plan Sherlocku? - zapytał kpiąco Kastiel.
-Kłamstwo ma krótkie nogi. - dorzuciła się Melania. Zmierzyłam ją spojrzeniem.
-Mów. - Kentin kiwnął głową w stronę Armina.
-Cóż, ona chce śpiewać, ale to nie znaczy, że zaśpiewa. Musimy zrobić wszystko, żeby do tego nie doszło. - uśmiechnął się triumfalnie.
-Pomyleńce. - skwitował Kas.
-Masz lepszy pomysł? - prychnęłam.
-Nie, ale ten jest idiotyczny. Ona się tak napaliła, że nic jej nie zatrzyma, co oczywiście by się nie stało, gdyby nie Twój genialny pomysł. - patrzył na mnie, jak matka na naiwne dziecko.
-Daj jej spokój. Wszyscy się na to zgodziliśmy. - Lysander chciał mnie obronić. Niestety, to Kas miał racje. Bolało mnie to, że w jego oczach wyszłam na idiotkę.
-Czyli zamykamy ją w piwnicy czy może spalimy budę, to karaoke się nie odbędzie? - zasugerował ironicznie czerwonowłosy.
        Pogoda wyjątkowo dopisywała. Świeciło piękne, wiosenne słońce. Nie było równie ciepłe, co letnie, ale dalej było słońcem, przyjemnie ogrzewającym skórę. Skorzystałam z okazji i zamiast wracać do domu z Michael'em wybrałam spacer z Lysandrem.
-Nie martw się, będzie dobrze. Plan Armina zadziała. - objął mnie ramieniem.
-Boje się, że Kastiel ma racje. - westchnęłam.
-Kas to pesymista.
-Miał racje, to ja Was wszystkich w to wplątałam. Trzeba było przyznać, że ona nie potrafi śpiewać. - zazgrzytałam zębami.
-Liczą się chęci. - cały czas szukał dobra w moim postępowaniu.
-Z dobrych chęci... - zaczęłam.
-Piekło jest wybrukowane, wiem. - dokończył za mnie i uśmiechnął szelmowsko. - coś wymyślimy i nic nie wyjdzie na jaw. - pocałował moją skroń.
Słońce wyłaniające się zza chmur, oślepiło mnie. W tej samej chwili jakiś ptaszek zaćwierkał, a delikatny wiosenny wiatr rozwiał moje włosy. Zatrzymałam się gwałtownie zmuszając do tego samego białowłosego.
-Co jest? - musiałam wyrwać go z rozmyślań, bo wyglądał na oszołomionego.
-Zatrzymaj się. I posłuchaj. - wzięłam głęboki wdech, świeże powietrze było orzeźwiające.
Zgodnie z moim poleceniem stanął i zamykając oczy wsłuchiwał się we wszystko dookoła. A ja podziwiałam jego perfekcyjne rysy. Na ogół najwięcej uwagi poświęcałam jego oczom, w tej właśnie chwili były zamknięte, więc moja uwaga przeniosła się na jego usta. Pełne, w różowym, uroczym kolorze. Stanęłam na palcach i złożyłam na nich miękki pocałunek.
-Mmm.. tak to można słuchać. - zażartował.
-Pięknie co... - oddaliłam się kawałek, a on otworzył oczy.
-Ty jesteś piękna, to wszystko. - machnął ręką. - to tylko dodatki. - przyłożył dłoń do mojego policzka.
-Kocham Cię. - szepnęłam, patrząc mu w oczy.
-Ja Ciebie bardziej. - pogłaskał mnie kciukiem po kości policzkowej. - ja Ciebie bardziej. - szepnął ponownie, bardziej nostalgicznie.
          -Mam przeczucie, że to się nie uda. - jęknęłam.
-Słuchaj, zrobimy to nawet jeśli będzie to wymagało zatrzaśnięcia jej we windzie. - zażartował Armin.
-Hmm, dobra trzymam za słowo. - odparłam równie żartobliwie.
-Wszystko dobrze? - zapytał, spojrzałam na niego pytająco. - między Tobą i Lysem? - doprecyzował.
-Ah... tak, oczywiście, że tak.
-Widziałem minę Kas'a na próbie. - mówił o naszym pocałunku; moim i Lysandra.
-Ta, ja też. Nie wiem, w co on gra. Raz mnie krytykuje, a innym razem patrzy z zazdrością. - zaczęłam nerwowo bawić się pierścionkiem.
-Może dla niego to nie koniec. Między Wami. - dodał po chwili.
-Na razie mam większe zmartwienia. - skrzywiłam się. - a co u Ciebie, jak podboje miłosne?
-Co impreza, to... - zrobił TĄ minę.
-Wow, wstrzymaj się. Bez szczegółów proszę. - wyciągnęłam przed siebie otwarte dłonie, w oznace przystopowania go.
-Dobra, dobra. - roześmiał się. - nie udawaj takiej cnotki. - zmrużył filuternie oczy.
-Nie udaje. Mam jednego partnera seksualnego. Wystarczy. - kryłam uśmiech.
-Marnujesz się. - zażartował.
-Czyżbyś składał mi jakąś propozycje? - ciągnęłam ten żart.
-Jasne, zawsze możesz do mnie przyjść, jeśli Lysander Ci się znudzi. Ale wiesz, żadnych zobowiązań. - uśmiechnął się zwycięsko.
          Wieczór był wyjątkowo ciepły, ubrana w sportowe legginsy i bluzę, mogłam iść pobiegać. Pospiesznie związałam włosy w koński ogon i zbiegłam po schodach na dół.
-Urocze. - Carmen wskazała na moje czerwone buty.
-Dzięki. - uśmiechnęłam się wesoło.
Na podjedzie włożyłam słuchawki i truchtem ruszyłam do bramy. W parku nie brakowało amatorów wiosennego biegania. Część z nich zapewne próbowała zgubić zbędne kilogramy po zimie. Ja biegałam dla kondycji.
-Znowu się spotykamy. - do lewego ucha dobiegł znajomy głos. Widział, że mam słuchawki, ale znał mnie na tyle, by wiedzieć, że muzyka to cichy dodatek i doskonale słyszę, co się dzieje dookoła.
-Prześladujesz mnie? - zapytałam kpiąco.
-Chciałabyś. - prychnął, uśmiechnęłam się i założyłam ręce na biodrach. - tym razem uważałaś na smycz. - kiwnął głową w stronę Demona.
-Tym razem nie szedłeś, jakby cały chodnik był Twój. - rozciągnęłam szyje poprzez imitowanie kładzenia głowy na lewym, a potem prawym ramieniu.
-A nie jest mój? - zapytał retorycznie.
-Dlaczego zawsze myślisz, że wszystko Ci się należy? - zmarszczyłam brwi.
-Bo tak jest. Jeśli ja w to nie uwierzę, jak ktokolwiek inny miałby tak myśleć i mi to dać?
-Może powinieneś pomyśleć, że nie jesteś pępkiem świata, chociaż przez sekundę. - wykorzystałam dwa palce, by pokazać o jak małą miarę czasu mi chodzi.
-Może wyprowadź się z pałacu, który nazywasz domem do jakiejś meliny? - zaśmiałam się, był bezczelny.
-To nie to samo.
-Masz racje, ale podobne do siebie. - nie kłócił się ze mną, postęp. - nie musisz chudnąć wiesz o tym, prawda? - zlustrował moje ciało.
-Ta, ale dalej muszę się ruszać. - uśmiechnęłam się serdecznie, a on zamarł.
-Wow, pierwszy raz od mojego powrotu to zrobiłaś. - patrzył na mnie, jak zaczarowany.
-Co takiego? - nie potrafiłam oderwać wzroku od jego twarzy.
-Uśmiechnęłaś się, jak do przyjaciela. - chrząknął i odwrócił wzrok.
-Robię to, gdy pozwalasz sobie na bycie nim. - szepnęłam.
-Skoro mamy dzisiaj taki dobry dzień to może wata cukrowa? - zapytał, a ja zmrużyłam oczy. - na końcu parku, taki facet z małym wózkiem.. - gestykulował.
-Wiem, co to wata i jak to wygląda. - przerwałam mu.
-W takim razie, idziemy? - zapytał.
-Tak. - odparłam po chwili namysłu. To może być dla Nas dobra okazja, by wejść na tory prowadzące do przyjaźni.
-Wiesz co, mam pomysł. - zatrzymał się i schylił do obroży Demona.
-Jaki?
-Kto ostatni przy wacie, ten ją stawia. - rzucił i pospiesznie wystartował. Dzięki odpięciu smyczy Demonowi, pies mógł biec obok niego i nie był ograniczony przez żaden kawałek sznurka. Uśmiechnęłam się pod nosem i również zaczęłam biec. Szybko go dogoniłam, słyszałam wesołą muzykę i biegłam w jej kierunku, w naszym mieście wózki z watą zawsze brzmiały, jak wesołe miasteczka.
-Pierwsza! - zawołałam wesoło, dobiegając do wózka.
-Drugi. - dobiegł do mnie po kilku sekundach. Kilku, czyli dwóch.
-Czyli ostatni. - oddychałam szybciej, musiałam włożyć sporo wysiłku, by go przegonić.
-Ustaw się w kolejce. - uśmiechnął się i kiwnął głową w stronę kolejki kilkuletnich dzieci. Kręcąc głową ustawiłam się za chłopcem z wielkim balonem.

środa, 11 stycznia 2017

Rozdział 79

        Uważnie obserwowałam Armina, nie chciałam przegapić jego reakcji. Od razu rozpoznał piosenkę. Słuchaliśmy pierwszej płyty, wcześniej nie zauważyłam, że Roy dał mi dwie. Jak się domyślałam jedna z nich zawierała prawdziwe nagranie i to właśnie jego słuchaliśmy.
-Ostatnio mnie tak zemdliło, kiedy graliśmy z dziadkiem i jego kolegami w tenisa w samych spodenkach. Chyba jej tego nie dasz? - zapytał skrzywiony.
-Jasne, że nie. Dam jej te płytę. - włożyłam do odtwarzacza właściwe nagranie. Po chwili Armin delikatnie zwiększył głośność, oboje poruszaliśmy się w rytm muzyki.
-Trochę remiksu, zamian głosu... nieźle. - pokiwał głową z aprobatą.
-Roy mówił, że to totalna przeróbka.
-Kiedy jej to dasz?
-Dzisiaj, najpierw chce to pokazać pozostałym. - przygryzłam wargę.
-Chwila. Ty chcesz żebyśmy udawali, że ona dobrze śpiewa? - popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Właściwie... - mruknęłam cicho. - chce zrobić coś dobrego. Roza się ucieszy, jej mama się ucieszy. Kogo to zaboli?
-Każde stworzenie z uszami. - machał rękami, jak opętany.
          Wieczorem zebraliśmy się w domu Lysandra. Popijając piwo i czekając na przyjście białowłosej musiałam zebrać się na odwagę.
-No dobra. - wyprostowałam się, kładąc dłonie na kolanach. - chce Was, o coś poprosić. - spojrzałam po twarzach zebranych. Jak zwykle Kastiel, wyglądał na znudzonego.
-No dalej. - zachęcił mnie Lysander i objął opiekuńczo ramieniem.
-Drodzy obywatele... - zaczął ironicznie Kas. Zmroziłam go wzrokiem.
-Jakiś czas temu mówiłam Wam, że nagrywam piosenkę dla mamy Rozalii. To znaczy nie ja, tylko ona. - wszyscy skupili na mnie swoją uwagę. - nagrałyśmy ją, tylko...- zawahałam się, bojąc ich opinii.
-Cholera LOL, ileż można. Słuchajcie. - Armin przejął pałeczkę. - Roza ma okropny głos, wszyscy to wiemy. Loraine genialnie... - spojrzał na mnie krytycznie. -  poprosiła gościa w wytwórni żeby zmienił jej głos.
-Pogięło Cię? - wyparował nagle Kas.
-Zróbmy to dla niej. - nalegałam.
-Ona się nie słyszy, ale kurwa nie możemy udawać, że to Shakira. - Kastiel pozostawał wzburzony.
-Proszę. - ponowiłam błaganie.
-Zgoda, przecież ona i tak mało śpiewa. - zgodził się Alexy. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
-To nie jest najlepszy pomysł, ale wszyscy to wszyscy... - dla Lysandra kłamstwo było wielkim wyrzeczeniem.
-Dziękuje! - pisnęłam i cmoknęłam go w policzek. - teraz przysłuchajcie.
Podobnie, jak w przypadku Armina, najpierw włączyłam prawdziwe nagranie. Ich miny były dokładnie takie same: malujące się na nich cierpienie kłuło w serce. Zmieniłam płytę w odtwarzaczu i w tym wypadku reakcja była identyczna do reakcji Armina; poruszanie się w dźwięk muzyki i zadowolenie na twarzach.
-To Ci niespodzianka. - prychnął Kastiel.
-O czym mówisz? - Melania odezwała się z kolan Nataniela.
-O tym przekręcie. - odstawił piwo na stolik i gestem wskazał na odtwarzacz.
-Przesłuchajmy tego jeszcze raz. - poprosił Alexy. - to niesamowite, co można zrobić z głosem. - podszedł do odtwarzacza i nacisnął play.
-Widziecie, Roza nigdy się nie dowie... - przerwałam nagle, bo do salon weszła białowłosa. - jaka z niej cudowna i odważna piosenkarka. - dokończyłam zmieszana.
-O mój Boże, jestem niesamowita! - wykrzyknęła uradowana.
-Niemal trudno w to uwierzyć. - dorzucił sceptycznie Kastiel.
-Szczerze Wam powiem, że bałam się efektu. - zaczęła Roza, gdy piosenka dobiegła końca. - moja rodzina ma drewniane ucho. - dokończyła.
-Dziedziczność to potężna siła. - wtrącił Armin, nadepnęłam mu mocno na stopę. - Auć! - wyrwało mu się. - na przykład moją mamę zawsze bolą stopy i mnie teraz też. - wysyczał.
           -I jak skarbie, prezent się spodobał? - zapytała Carmen kolejnego dnia podczas wspólnego obiadu.
-Jeszcze nie wiem. Zrobiłam coś złego... - cały czas gryzły mnie wyrzuty sumienia.
-Co takiego? - spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Poprosiłam Roy'a żeby zremiksował piosenkę i poprawił głos Rozalii. - przyznałam ze wstydem.
-Wiem, dzwonił. - wyznała. - Spójrz, chciałaś dobrze. Możliwe, że jej mama zauważy zmianę głosu córki.
-Wątpię. Lysander mówił, że cała jej rodzina ma drewniane ucho. Poza tym głos Rozalii brzmi, jak jej tylko jest czysty. - wzruszyłam ramionami.
-W takim razie powiedz jej prawdę.
            -Muszę Ci coś powiedzieć. - zaczęłam, gdy tylko białowłosa weszła do kuchni. Zauważyłam, że Carmen starała się dyskretnie wyjść.
-Poczekaj. Nie wiem, jak Ci dziękować! Mama była zachwycona! Tak bardzo się cieszę! - widząc jej radość nie byłam w stanie tego zepsuć. Mocno mnie do siebie przytuliła. Spojrzałam na Carmen, patrzyła na mnie ze współczuciem. - chciałaś coś powiedzieć. - patrzyła na mnie z iskierką szczęścia w oczach.
-W sumie to nic ważnego. - wymigałam się od odpowiedzi.
-Na pewno?
-Tak. - pokiwałam głową z bladym uśmiechem na ustach.
             W poniedziałek w szkole, jak zwykle wspólnie jedliśmy śniadanie. U szczytu schodów, z których widać było całą stołówkę stanął Pan Hacher, nauczyciel muzyki.
-Szkoła postanowiła zorganizować noc karaoke. - zaczął, spotkało się to z niewielkim optymizmem wśród uczniów. - powoli, nie wszyscy, lista jest długa nie braknie Wam miejsca. - zironizował. Należał do grona niewielu nauczycieli, których lubili wszyscy.
-To Wasza jedyna szansa żeby usłyszeć, jak śpiewam ja. - ostatnie słowo Li zaśpiewała. Była jedną z dziewczyn ze świty Amber.
-Nie wszyscy z Was potrafią śpiewać. - przerwał jej Hacher. - ale obecność jest obowiązkowa. - tym zdaniem zmył większości osób uśmiech z twarzy.
-Musicie mieć sporo odwagi jeśli zdecydujecie się zmierzyć ze mną. - zmrużyła oczy.
-Mówisz tak, bo nie słyszałaś, jak ja śpiewam! - wyrwała się Rozalia. Zamarłam. To nie mogło się wydarzyć.
-Nie, Roza. Nie musisz jej niczego udowadniać. - wtrąciłam się.
-Uu ktoś się boi? - dołączyła do Nas Amber.
-Może Ty zaśpiewasz? - spojrzałam na nią krzywo.
-Trzeba znać swoje mocne strony i to nie jest jedna z nich. Nie zamierzam się kompromitować. - odparła i na koniec zrobiła standardowy dla siebie dziubek. Doprowadzał mnie do szału.

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Rozdział 78

      -Normalnie, pocałowałam Lysandra, a Kastiela prawie rozniosło. - opowiedziałam Rozalii o naszej próbie. W moim głosie pobrzmiewała satysfakcja.
-Czemu to zrobiłaś? - wydawała się oburzona.
-Bo jesteśmy razem.. ludzie w związkach się całują? - spojrzałam na nią krzywo.
-Nie o tym mówię. - warknęła. - po co posługujesz się Lysandrem żeby wkurzyć Kastiela? - zamarłam, dopiero teraz spojrzałam na to z jej perspektywy. - Doczekam się odpowiedzi? - ponagliła.
-Bo mam IQ, jak orzeszek! - westchnęłam głośno.
-Olej w końcu Kastiela, bo wszystko się posypie. - zabrała swój telefon ze stolika i ruszyła do wyjścia.
       Kolejny dzień w szkole nie zapowiadał się lepiej. Kastiel denerwował mnie, więc stałam się ludzką bombą.
-Nasza szkoła, jak co roku postanowiła zorganizować charytatywny pokaz mody. - Dyrekcja rozpoczęła swoje przemówienie. Nic mnie to nie interesowało, ale odpadała trzecia lekcja, więc nie marudziłam. - Liczymy na Wasze zaangażowanie. Zgłaszajcie się u opiekunów odpowiednich komitetów. - uśmiechała się sztucznie. - Zanim się rozejdziecie, chciałabym zwrócić uwagę na wyjątkowe osiągnięcie Waszego kolegi. Wielkie brawa dla Ted'a King za wybitne zwycięstwo w konkursie szachowym. -
 z wielkim westchnieniem zaczęłam klaskać razem z pozostałymi uczniami. Wymieniła go tylko dlatego, że byli rodziną.
        -To jakaś kpina. - marudziła Rozalia, w drodze na stołówkę.
-Są rodziną. - wzruszyłam ramionami.
-Na pewno zrobiło mu się miło, gdy go pochwaliła. - Lysander, matka miłosierdzia. Przewróciłam oczami.
-Chyba już wole zwolenników Adama Luptona. - Rozalia odłożyła torebkę na krzesło obok, zajmując miejsce przy naszym stoliku.
-Kto to? - zainteresował się Kas.
-Typek, który myśli, że jest bohaterem, bo potrafi wybekać hymn. - wyjaśniłam.
-Ohyda. - Alexy wykrzywił usta w grymasie obrzydzenia.
-Rozalia jest w komitecie dekoracyjnym. - przypomniał Nam Armin.
-Cześć. - z rozmowy wyrwał Nas głos Kim.
-O, cześć. - odwróciłam się do niej z uśmiechem. - siadaj. - wskazałam na puste miejsce.
-Co do... - ktoś musiał nadepnąć Kastiela, który przerwał wypowiedź.
-Słyszałam, że Leo... - zaczęła Kim.
-Doprawdy? - białowłosa zmrużyła oczy, zaciskając zęby wstała od stolika. Skarciłam ją spojrzeniem.
-Nie przejmuj się, mów. - uśmiechnęłam się do Kim.
-Więc słyszałam, że Leo zaprojektuje stroje na pokaz, to cudownie. Pomyślałam, że może Wy zaśpiewacie. Szkoła nie musiałaby wydawać pieniędzy na jakiś zespół.
-Jasne, czemu nie. - wyparował Lysander.
-Ale jeszcze nie obiecujemy. - starałam się uratować sytuacje.
-Jasne, dajcie znać. Jestem komitetem muzycznym. - mrugnęła do Nas i odeszła.
-Znowu się przyjaźnimy? - zakpił Kastiel.
-Przeprosiła Nas. - wyjaśnił mu Lysander i opowiedział o sytuacji, która do tego doprowadziła.
          Wieczorem miałam się spotkać z Rozalią pod studiem nagrań.
-O, jesteś. Gotowa? - zapytałam, zaskoczyła mnie brakiem spóźnienia.
-Jasne. - odparła.
Pomieszczenie wypełniały różnorakie płyty porozwieszane po ścianach.
-Ty musisz być Loraine. - zaczepił mnie blondyn średniego wzrostu. Był dobrze zbudowany i kojarzył mi się z australijskimi surferami.
-Tak, cześć. - podałam mu dłoń. - to moja przyjaciółka, Rozalia. - wskazałam na nią. Wymienili uścisk dłoni.
-Myślałem, że będziesz bardziej podobna do Carmen. - uśmiechnął się szeroko, prezentując śnieżnobiałe zęby.
-Niestety nie. - odwzajemniłam uśmiech.
-Nic straconego. - puścił mi oczko. - zapraszam dalej. - wskazał na czarne, masywne drzwi.
Przeszliśmy do studia nagrań. Rozmaity sprzęt znajdował się po jednej stronie szyby, a krzesło i specjalistyczny mikrofon po drugiej. Ściany zostały wygłuszone przeznaczonym do tego materiałem.
-Podobno niesamowicie śpiewasz. - nonszalancko usiadł na czarnym, skórzanym, obrotowym fotelu.
-Jakoś mi idzie. - nie chciałam wyjść na samochwałę.
-Jest genialna. - zabrała głos Rozalia.
-No dalej, zaśpiewaj coś. - wskazał na mikrofon za szybą.
-Nie, nie, nie. To nie jest najlepszy pomysł. - próbowałam się wymigać.
-Daj spokój. To będzie dobre doświadczenie. - zachęcał mnie.
-Dobra. - wzięłam głęboki oddech.
Poinstruował mnie w sprawach technicznych, gdy byłam już gotowa pozostało wybrać piosenkę.
-Zaśpiewam Rehab. - dziwnie było słyszeć swój głos w słuchawkach.
-Odważnie. - odparł, ale już po chwili usłyszałam pierwsze dźwięki.
Dałam z siebie wszystko, początkowo w moim głosie słychać było drżenie, spowodowane stresem, ale potem zyskałam więcej pewności siebie.
-Zazdroszczę Loraine, ma taki czysty głos. - usłyszałam Rozalie, gdy skończyłam śpiewać. Nie mówiła tego do mnie, ale do Roy'a.
-Ty pewnie też, w końcu to Ty dzisiaj nagrywasz. - odpowiedział jej.
      Nastąpiła zamiana miejsc. Rozalia otrzymała ten sam instruktarz, który ja. Zrozumiała wszystko szybciej, więc mogliśmy przejść do konkretów.
-Skoro to prezent dla mamy, to powinnaś zaśpiewać jej ulubioną piosenkę. - zasugerował blondyn.
-Tak, masz racje. Wybrałam Another Now. - wygladała na pewną siebie.
-No to lecimy. - Roy zabrał się za swoją prace.
Po kilku minutach byliśmy po pierwszej próbie.
-I jak? Mamie się spodoba? - zapytała z ekscytacją.
-Zaniemówi z wrażenia. - odpowiedział jej blondyn, jego mina mówiła wszystko.
Rozalia prawie podskakiwała w miejscu, a ja przeklinałam samą siebie. Nie posłuchałam chłopaków, którzy odradzali mi pomysł, by białowłosa śpiewała. Trzeba było ich posłuchać. Dziwiło mnie także to, że ona sama nie zauważyła, jak fatalnie śpiewa.
       Nagraliśmy wybraną przez Rozę piosenkę, gdy poszła do toalety natychmiast zaczepiłam Roy'a.
-Da się coś z tym zrobić? - brzmiałam na zdesperowaną.
-Jasne, w profesjonalnym studio wiele możemy zrobić z głosem.
-Proszę, zrób coś. - złożyłam ręce w błagalnym geście.
-Luz. Jutro odbierzesz płytę. - mrugnął do mnie. - ona ma nie wiedzieć? - miał na myśli białowłosą. Pokiwałam głową. Skinięciem dał mi do zrozumienia, że umowa stoi. - jej słoń na ucho nadepnął. - powiedział z wahaniem.
-Yhm.. - zacisnęłam usta w cienką linie, miał stuprocentową racje.
            Kolejnego dnia odebrałam płytę.
-Jesteś pewna? - zapytał mnie blondyn wręczając mi opakowanie.
-Tak, dziękuje jeszcze raz za pomoc. - uśmiechnęłam się blado.
-Nie ma za co. Miło było z Tobą współpracować. - wyciągnął do mnie dłoń, a ja ją uścisnęłam.
Wracając do domu postanowiłam spotkać się z Arminem. On zrozumie dlaczego to robię, może nawet przekona pozostałych, że chce dobrze... Zapukałam do drzwi jego domu, otworzyła mi jego mama.
-Dzień dobry, jest syn? - uśmiechnęłam się, gdy tego nie robiłam wyglądałam na wyniosłą.
-Zależy który. - zaśmiała się ze swojej odpowiedzi.
-No tak. - zamknęłam na chwile oczy. - Armin. - dodałam.
-Tak, ale musisz poczekać. Bierze kąpiel. - wyjaśniła i gestem zaprosiła do środka.
-W porządku, umiem się sobą zająć. - widziałam, że miała na sobie stary dres. Na codzień była elegancką kobietą, skoro tak się ubrała, to musiało oznaczać, że sprząta.
-Gdybyś czegoś potrzebowała to wołaj. - zawahała się na chwile. - w sumie chyba wiesz, gdzie co jest. Czuj się, jak u siebie. - uśmiechnęła się ciepło i zniknęła na piętrze.
Ich dom był idealnym miejscem dla dużej rodziny. Jeśli zamknęłoby się oczy i wyobraziło rodzinny, pełen uczucia dom to właśnie taki obraz stanąłby przed oczami. W powietrzu unosiły się pyłki kurzu, miałam racje; mama bliźniaków sprzątała.
-Siemka. - do salonu wszedł Armin. Przez biodra miał przewieszony ręcznik, a z włosów, które właśnie wycierał nadal kapała woda.
-Auć, spaczysz mi psychikę, ubierz się. - zakryłam dłonią oczy.
-Patrz póki możesz, w domu tego nie masz. - zażartował.
-Faktycznie, nie mieszkam w laboratorium ani na cmentarzu, więc szkieletów brak.
-Ja ćwiczę. - napiął mięśnie.
-Mniejsza z tym, mam płytę. - pomachałam opakowaniem.
-Idę się ubrać. - stwierdził natychmiast.




niedziela, 8 stycznia 2017

Ogłoszenia.

Kochani, 
Już wyzdrowiałam, sporo to trwało, ale już jest dobrze. Od jutra wrzucam rozdziały. Mam nadzieje, że wybaczycie mi długą nieobecność ❤️✌🏻️