poniedziałek, 23 stycznia 2017

Rozdział 82

      -Która męka będzie pierwsza, pokaz czy karaoke? - zapytał Kas, gdy wyszliśmy z sali.
-Karaoke. - odparłam z lekkim uśmiechem.
-A więc będziesz modelką. - zatrzymał się przed drzwiami wyjściowymi.
-Nie mam wyboru. - skrzywiłam się.
-Żałuje, że tu nie byłem, gdy wydarzyła się ta cała afera z Amber i jakimś zdjęciem.
-Nie masz czego. - nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, znikąd wyłoniła się nauczycielka, która wpisała mnie i Rozalię na listę.
-Loraine! Próba jutro o siedemnastej! - krzyknęła z pewnej odległości i weszła do toalety.
-Zabijcie mnie. - mruknęłam.
-Powodzenia. - uśmiechnął się, z westchnieniem otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz.
-Muszę iść, Lysander czeka. - wymieniliśmy szybki uścisk.
Świeciło piękne, wiosenne słońce. Z radością wpadłam w ramiona Lysandra. Uniósł mnie i okręcił wokół.
-Cześć. - mruknęłam całując go delikatnie w usta.
-Już dzisiaj się widzieliśmy. - odparł.
-Ale nie w słońcu. - postawił mnie na ziemi i pogłębił nasz pocałunek. Słońce wpadające barwiło przestrzeń pod moimi powiekami na czerwono.
-Kocham Cię. - mruknęłam.
-Ja Ciebie też. - odparł i pogłaskał mój policzek. - Idziemy? - zapytał, pokiwałam głową.
Kątem oka widziałam, że Kastiel Nam się przygląda. Chwyciłam Lysandra za rękę i ruszyliśmy w stronę bramy pozwalającej wyjść z tego przytułka dla obłąkanych.
         -Mam jutro próbę. - powiedziałam, gdy przechodziliśmy przez park.
-Wiem, Rozalia mi mówiła.
-Wiedziałeś, że rozmawiała z Kastielem?
-Tak, nie pochwaliła Ci się? - zmarszczył brwi.
-Nie. - pokręciłam głową.
-Chciała dobrze, wiesz jaka ona jest... impulsywna, czasem odrobinę szalona. - usiedliśmy na ławce.
-Powinna mi powiedzieć. To dotyczyło mnie, więc powinna mi powiedzieć. - żaliłam się, ale nie czułam gniewu. - Teraz bardziej przejmuje się tym głupim pokazem. - skrzywiłam się i wtuliłam w jego ramie.
-To tylko kilka metrów w świetle reflektorów. - wzruszył ramionami.
-Nic wielkiego. - dodałam niedbale.
-Dokładnie. - przytaknął, zaśmiałam się. - Poradzisz sobie. - pocałował moje włosy.
        -Nie wstyd Ci? - z błogiego nastroju wyrwał mnie hardy głos. Podniosłam wzrok.
-Słucham? - zapytałam kobiety. Znałam ją, od początku budziła we mnie mieszane uczucia. Zdecydowanie nie była to sympatia, ale także nie było tak, że jej nie lubiłam. Po prostu się jej bałam.
-Nie rozumiem, co ma Pani na myśli. - wyjąkałam, Lysander przyglądał się całej sytuacji.
-Jesteś taką ciekawą postacią. Jesteś wszędzie i nigdzie w tym samym czasie. - uśmiechnęła się blado. - Twoja rodzina... jest rozbita, prawda? - było to pytanie retoryczne. - Hm.. a teraz demoralizujesz tego biednego młodzieńca. Witaj Lysandrze. - przywitała się z nim.
-Dzień dobry. - odparł.
-Co moja rodzina ma do tego? - była taką zołzą, że nie zdziwił mnie fakt, że prześwietliła moją rodzinę.
-Och może nic, a może wszystko. Wykorzystałaś Kastiela, a teraz próbujesz Lysandra..
-Przepraszam, ale... - białowłosy się zawahał. - jesteśmy razem już od jakiegoś czasu. Dobrze Pani wie, dlaczego Loraine i Kastiel się rozstali. - dokończył.
-Oczywiście, że tak. Macie racje, to nie moja sprawa. Wybaczcie, że przeszkodziłam. - zacisnęła dłonie na rączce swojej markowej torebki. Kłamała mówiąc, że mamy racje, ale odeszła żegnając Nas skinieniem głowy.
-To było dziwne. - zassałam powietrze.
-Bardzo. - Lysander był tak samo zszokowany, jak ja. - Wkurzyła Cię?
-Nie. - pokręciłam głową. - zdziwiła. - odparłam szczerze.
-Kto to był? - nie zauważyliśmy, kiedy podeszła do Nas Rozalia i Leo.
-Babcia Kastiela. - wyjawiłam.
-Wow, nie podchodziliśmy, bo wyglądaliście ultra dziwnie. - skrzywiła się.
-Ta, to było dziwne, ale zapomnijmy o tym.
-Obiad? - zaproponował Leo.
-Tak. - odparłam wesoło, umierałam z głodu.
         -Hej, jak Ci idzie projektowanie na pokaz? - zagadnęłam go, gdy czekaliśmy na posiłek.
-Gdyby udało mi się zdobyć naturalne materiały byłoby lepiej, ale nie jest źle. Prawie wszystko gotowe.  Słyszałem o Twojej reakcji.
-Ta, nie jestem zachwycona paradowaniem po wybiegu w rajtkach.
-Przysięgam, nie będzie rajtek. - puścił mi oczko.
-Tak się zastanawiałam, może znajdziemy jakieś fajne wakacje i wybierzemy się wszyscy razem. - zagadnęła Rozalia.
-Proszę bardzo. - przerwała Nam kelnerka. - smacznego. - postawiła przed nami talerze. - coś jeszcze dla Pana? - zrobiła maślane oczy do Lysandra. Przewróciłam oczami i spojrzałam na nią morderczo.
-Nie, dziękuje. - posłał jej jeden z najpiękniejszych uśmiechów.
-Gdyby zmienił Pan zdanie proszę wołać. - zatrzepotała rzęsami.
-Oczywiście. - odparł.
-My jakoś sobie poradzimy. Gdybym miała ochotę na kotleta, zeskrobię coś z jezdni. -  uwielbiałam sarkastyczną Rozalię, kelnerka spłonęła rumieńcem.
-Wracając do wakacji... - postanowiłam nie zaczynać tutaj tematu kelnerki, poza tym to nie była jego wina, że miał w sobie tyle uroku. - to dobry pomysł.
-Nie wiem, czy mogę zamknąć sklep na więcej niż tydzień. Ostatnio nasze rachunki wzrosły. - skrzywił się Leo.
-Zacznę pracować. - zadeklarował Lysander.
-Najpierw skończysz szkołę. - warknął Leo.
-Przestań, będę miał wakacje. - obie z Rozalię przysłuchiwałyśmy się ich rozmowie.
-Nie. - powiedział stanowczo Leo.
-Jeśli.. - zaczęłam niepewnie. Spojrzeli na mnie. - jeśli potrzebujecie pieniędzy, to zawsze mogę Wam pożyczyć... - przygryzłam wargę.
-Nie trzeba. - głos Leo złagodniał. - chodzi o to, że sklep nie przynosi olbrzymich profitów, a chcielibyśmy odciąć się finansowo od rodziców, oni mają tylko gospodarstwo. Martwimy się, że dla Nas muszą się poświęcać. - wyjaśnił mi.
-W takim razie, jeśli kiedykolwiek będziecie potrzebować pomocy, będę dla Was. - bracia obdarowali mnie ciepłymi uśmiechami.
        Po powrocie do domu, leżeliśmy na moim łożku, oglądając jakąś denną komedie.
-Zdenerwowałaś się. - mruknął, jego oddech łaskotał moją szyje.
-Kiedy? - dobrze wiedziałam, kiedy.
-Gdy rozmawiałem z kelnerką.
-Tak, wkurzyło mnie to. Nie Ty, ona. - podniosłam się siadając twarzą do niego.
-Przecież Ty jesteś najważniejsza. - dotknął mojego policzka.
-Jeżeli pojawi się... - przyłożył mi palec do ust.
-To bez znaczenia. Kocham Cie, tak już zostanie. Oczywiście, jeśli nie będziesz już chciała ze mną być, to zrozumiem i odejdę, ale jak długo chcesz mnie w swoim życiu, tak długo będę u Twojego boku. - złożył na moich ustach miękki pocałunek.
-Była ładna? - zażartowałam spod jego ust.
-Nawet nie w jednej setnej tak bardzo, jak Ty. - mruknął i pogłębił pocałunek.
Głupia komedia zeszła na drugi plan. Nie liczyło się nic prócz Nas. Zajęłam się przeżywaniem tego drobnego, ale jakże cudownego momentu...

6 komentarzy:

  1. Szczerzę się jak głupia czytając twoje rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam to samo co koleżanka wyżej :D
    Tylko szkoda że od szefa opierdol dostałam za zaciesz jak głupi do sera XD
    Rozdział cudowny !!! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę wkurzona babcia to chyba najgorsze zuoo ;O. Super rozdział i nie mogę się doczekać kolejnego ;*. Weny życzę ! ;*

    OdpowiedzUsuń