-Która męka będzie pierwsza, pokaz czy karaoke? - zapytał Kas, gdy wyszliśmy z sali.
-Karaoke. - odparłam z lekkim uśmiechem.
-A więc będziesz modelką. - zatrzymał się przed drzwiami wyjściowymi.
-Nie mam wyboru. - skrzywiłam się.
-Żałuje, że tu nie byłem, gdy wydarzyła się ta cała afera z Amber i jakimś zdjęciem.
-Nie masz czego. - nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, znikąd wyłoniła się nauczycielka, która wpisała mnie i Rozalię na listę.
-Loraine! Próba jutro o siedemnastej! - krzyknęła z pewnej odległości i weszła do toalety.
-Zabijcie mnie. - mruknęłam.
-Powodzenia. - uśmiechnął się, z westchnieniem otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz.
-Muszę iść, Lysander czeka. - wymieniliśmy szybki uścisk.
Świeciło piękne, wiosenne słońce. Z radością wpadłam w ramiona Lysandra. Uniósł mnie i okręcił wokół.
-Cześć. - mruknęłam całując go delikatnie w usta.
-Już dzisiaj się widzieliśmy. - odparł.
-Ale nie w słońcu. - postawił mnie na ziemi i pogłębił nasz pocałunek. Słońce wpadające barwiło przestrzeń pod moimi powiekami na czerwono.
-Kocham Cię. - mruknęłam.
-Ja Ciebie też. - odparł i pogłaskał mój policzek. - Idziemy? - zapytał, pokiwałam głową.
Kątem oka widziałam, że Kastiel Nam się przygląda. Chwyciłam Lysandra za rękę i ruszyliśmy w stronę bramy pozwalającej wyjść z tego przytułka dla obłąkanych.
-Mam jutro próbę. - powiedziałam, gdy przechodziliśmy przez park.
-Wiem, Rozalia mi mówiła.
-Wiedziałeś, że rozmawiała z Kastielem?
-Tak, nie pochwaliła Ci się? - zmarszczył brwi.
-Nie. - pokręciłam głową.
-Chciała dobrze, wiesz jaka ona jest... impulsywna, czasem odrobinę szalona. - usiedliśmy na ławce.
-Powinna mi powiedzieć. To dotyczyło mnie, więc powinna mi powiedzieć. - żaliłam się, ale nie czułam gniewu. - Teraz bardziej przejmuje się tym głupim pokazem. - skrzywiłam się i wtuliłam w jego ramie.
-To tylko kilka metrów w świetle reflektorów. - wzruszył ramionami.
-Nic wielkiego. - dodałam niedbale.
-Dokładnie. - przytaknął, zaśmiałam się. - Poradzisz sobie. - pocałował moje włosy.
-Nie wstyd Ci? - z błogiego nastroju wyrwał mnie hardy głos. Podniosłam wzrok.
-Słucham? - zapytałam kobiety. Znałam ją, od początku budziła we mnie mieszane uczucia. Zdecydowanie nie była to sympatia, ale także nie było tak, że jej nie lubiłam. Po prostu się jej bałam.
-Nie rozumiem, co ma Pani na myśli. - wyjąkałam, Lysander przyglądał się całej sytuacji.
-Jesteś taką ciekawą postacią. Jesteś wszędzie i nigdzie w tym samym czasie. - uśmiechnęła się blado. - Twoja rodzina... jest rozbita, prawda? - było to pytanie retoryczne. - Hm.. a teraz demoralizujesz tego biednego młodzieńca. Witaj Lysandrze. - przywitała się z nim.
-Dzień dobry. - odparł.
-Co moja rodzina ma do tego? - była taką zołzą, że nie zdziwił mnie fakt, że prześwietliła moją rodzinę.
-Och może nic, a może wszystko. Wykorzystałaś Kastiela, a teraz próbujesz Lysandra..
-Przepraszam, ale... - białowłosy się zawahał. - jesteśmy razem już od jakiegoś czasu. Dobrze Pani wie, dlaczego Loraine i Kastiel się rozstali. - dokończył.
-Oczywiście, że tak. Macie racje, to nie moja sprawa. Wybaczcie, że przeszkodziłam. - zacisnęła dłonie na rączce swojej markowej torebki. Kłamała mówiąc, że mamy racje, ale odeszła żegnając Nas skinieniem głowy.
-To było dziwne. - zassałam powietrze.
-Bardzo. - Lysander był tak samo zszokowany, jak ja. - Wkurzyła Cię?
-Nie. - pokręciłam głową. - zdziwiła. - odparłam szczerze.
-Kto to był? - nie zauważyliśmy, kiedy podeszła do Nas Rozalia i Leo.
-Babcia Kastiela. - wyjawiłam.
-Wow, nie podchodziliśmy, bo wyglądaliście ultra dziwnie. - skrzywiła się.
-Ta, to było dziwne, ale zapomnijmy o tym.
-Obiad? - zaproponował Leo.
-Tak. - odparłam wesoło, umierałam z głodu.
-Hej, jak Ci idzie projektowanie na pokaz? - zagadnęłam go, gdy czekaliśmy na posiłek.
-Gdyby udało mi się zdobyć naturalne materiały byłoby lepiej, ale nie jest źle. Prawie wszystko gotowe. Słyszałem o Twojej reakcji.
-Ta, nie jestem zachwycona paradowaniem po wybiegu w rajtkach.
-Przysięgam, nie będzie rajtek. - puścił mi oczko.
-Tak się zastanawiałam, może znajdziemy jakieś fajne wakacje i wybierzemy się wszyscy razem. - zagadnęła Rozalia.
-Proszę bardzo. - przerwała Nam kelnerka. - smacznego. - postawiła przed nami talerze. - coś jeszcze dla Pana? - zrobiła maślane oczy do Lysandra. Przewróciłam oczami i spojrzałam na nią morderczo.
-Nie, dziękuje. - posłał jej jeden z najpiękniejszych uśmiechów.
-Gdyby zmienił Pan zdanie proszę wołać. - zatrzepotała rzęsami.
-Oczywiście. - odparł.
-My jakoś sobie poradzimy. Gdybym miała ochotę na kotleta, zeskrobię coś z jezdni. - uwielbiałam sarkastyczną Rozalię, kelnerka spłonęła rumieńcem.
-Wracając do wakacji... - postanowiłam nie zaczynać tutaj tematu kelnerki, poza tym to nie była jego wina, że miał w sobie tyle uroku. - to dobry pomysł.
-Nie wiem, czy mogę zamknąć sklep na więcej niż tydzień. Ostatnio nasze rachunki wzrosły. - skrzywił się Leo.
-Zacznę pracować. - zadeklarował Lysander.
-Najpierw skończysz szkołę. - warknął Leo.
-Przestań, będę miał wakacje. - obie z Rozalię przysłuchiwałyśmy się ich rozmowie.
-Nie. - powiedział stanowczo Leo.
-Jeśli.. - zaczęłam niepewnie. Spojrzeli na mnie. - jeśli potrzebujecie pieniędzy, to zawsze mogę Wam pożyczyć... - przygryzłam wargę.
-Nie trzeba. - głos Leo złagodniał. - chodzi o to, że sklep nie przynosi olbrzymich profitów, a chcielibyśmy odciąć się finansowo od rodziców, oni mają tylko gospodarstwo. Martwimy się, że dla Nas muszą się poświęcać. - wyjaśnił mi.
-W takim razie, jeśli kiedykolwiek będziecie potrzebować pomocy, będę dla Was. - bracia obdarowali mnie ciepłymi uśmiechami.
Po powrocie do domu, leżeliśmy na moim łożku, oglądając jakąś denną komedie.
-Zdenerwowałaś się. - mruknął, jego oddech łaskotał moją szyje.
-Kiedy? - dobrze wiedziałam, kiedy.
-Gdy rozmawiałem z kelnerką.
-Tak, wkurzyło mnie to. Nie Ty, ona. - podniosłam się siadając twarzą do niego.
-Przecież Ty jesteś najważniejsza. - dotknął mojego policzka.
-Jeżeli pojawi się... - przyłożył mi palec do ust.
-To bez znaczenia. Kocham Cie, tak już zostanie. Oczywiście, jeśli nie będziesz już chciała ze mną być, to zrozumiem i odejdę, ale jak długo chcesz mnie w swoim życiu, tak długo będę u Twojego boku. - złożył na moich ustach miękki pocałunek.
-Była ładna? - zażartowałam spod jego ust.
-Nawet nie w jednej setnej tak bardzo, jak Ty. - mruknął i pogłębił pocałunek.
Głupia komedia zeszła na drugi plan. Nie liczyło się nic prócz Nas. Zajęłam się przeżywaniem tego drobnego, ale jakże cudownego momentu...
Szczerzę się jak głupia czytając twoje rozdziały!
OdpowiedzUsuńDziękuje ❤️
UsuńMam to samo co koleżanka wyżej :D
OdpowiedzUsuńTylko szkoda że od szefa opierdol dostałam za zaciesz jak głupi do sera XD
Rozdział cudowny !!! <3
Hahaha ❤️❤️
UsuńKurczę wkurzona babcia to chyba najgorsze zuoo ;O. Super rozdział i nie mogę się doczekać kolejnego ;*. Weny życzę ! ;*
OdpowiedzUsuńDziękuje ❤️
Usuń