niedziela, 25 września 2016

Rozdział 45

       Możemy wracać? - Rozalia wygladała coraz lepiej, ponad trzy godziny siedzenia na plaży po obiedzie, popijając najdroższego szampana, jakiego udało nam się kupić.. To wszystko pomogło i moja przyjaciółka zaczynała przybierać ludzki wygląd.
-Tak, muszę z nim porozmawiać. - podniosła się i otrzepała tyłek. Poszłam jej śladem, niestety przy podnoszeniu się mocno mną zachwiało. Głośno się roześmiałyśmy.
-Nie wiem, jak Ty, ale ja już nie pije. - powiedziałam w przerwach pomiędzy jednym chichotem, a drugim.
-Spróbuj powiedzieć..rewol...reworweror..- Roza była w podobnym stanie do mojego.
-Chodzi ci o reworw.. - o Boże, co za wstyd. Nie mogę nawet powiedzieć rewolwerowiec.
-Kocham Cie Loraine. - powiedziała i uczepiła mojego ramienia, wesoło szłyśmy przed siebie.
    W domu czekała na nas urocza niespodzianka. Patrzyłam na Kim i Melanię, prawie leżały na podłodze ze śmiechu, podobnie było ze mną i Rozą. Chłopcy odstawili niezły popis. Kastiel z miną godną średniowiecznego męczennika odśpiewał swój kawałek, cóż nie najgorzej mu to wyszło. Nataniel pomylił zwrotki przez co Armin mógł tylko nucić, gdy przyszła jego kolej. Alexy zapomniał tekstu, ale szybko spojrzał na swoją dłoń w celu przypomnienia.
-Ja pierdole to nie było aż tak śmieszne. - Kastiel przewrócił oczami.
-Było, było. - wydusiłam.
-Alexy co masz na dłoni? - Rozalia podeszła do niego chwiejnym krokiem i uniosła jego dłoń.
-LOL, popatrz! On ma ściągę. - śmiałyśmy się, jak opętane.
-Chyba za dużo wypiłyście. - podsumował nasze zachowanie Armin. Podeszłam do niego i zmierzwiłam włosy.
-Oj, dalej jesteśmy lepsze niż wy.
-Bo?! - Alexy zaczynał przegląd zawartość lodówki, wiecznie głodny.
-Proszę Was, wszyscy razem wzięci macie IQ mniejsze niż rozwielitka. - wszyscy zaśmiali się sadząc, że żartuje.
-Okej, zabieram pijanego. - Kastiel podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramie. Krzyknęłam w proteście, ale nie słuchał. Weszliśmy do przestronnej łazienki, słońce świeciło prosto w okno dachowe, przez co mozaikowe kafelki mieniły się tysiącami barw. Kastiel podszedł do wanny, zakręcił korek i odkręcił wodę. Dodał jakiś zapach, który stał na małej szafce koło wanny. Pomieszczenie wypełnił zapach bzu i jeszcze jakiegoś, bliżej niezidentyfikowanego kwiatu.
-Co robisz? - zapytałam niepewnie.
-Zamierzam się wykapać, a Ty czekasz na show? Czy może dołączysz? - przekrzywił głowę i spojrzał na mnie spod wachlarza, ciemnych rzęs.
-Wchodzę w to. - powiedziałam i wyjęłam spinkę trzymającą moje włosy upięte w kok.
-A ja w ciebie. - nie wierzyłam, że to powiedział.
-Kastiel! - zbeształam go.
-No co, chyba oboje tego chcemy. Zresztą ty byłaś bardziej chętna.. - wypomniał mi poprzednią noc.
-Byłam. - szepnęłam i podeszłam do niego. Ujął moją twarz w dłonie i delikatnie pocałował. Po chwili chwycił za krawędź sukienki i uniósł ku górze. Nieznacznie się odsunęłam, by mógł zdjąć ją przez głowę. Tymczasem ja, zabrałam się za jego spodenki. Odpięłam pasek, guzik i zsunęłam je z jego bioder. Całowaliśmy się, a Kastiel rozplątywał sznureczki mojego kostiumu, zarówno góry, jak i dołu. Chwile później stałam przed nim kompletnie naga. Nie czułam skrępowania, to znaczy czułam, ale nie na tyle, by wybiec z krzykiem lub zacząć zakrywać się dłońmi. Widziałam, że moje ciało nie jest idealne, ale też nie wyglądałam jak predator. Przejechałam palcem na linii gumki, jego bokserek. Zahaczyłam o nie placem i delikatnie pociągnęłam w dół. Teraz oboje byliśmy nadzy. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Czułam ciepło bijące od jego ciała, czułam każdy centymetr jego umięśnionego  brzucha, siłę jego ramion.
-Woda. - szepnęłam.
-Zalejemy sąsiadów. - odpowiedział i przygryzł moją wargę.
-Chyba współlokatorów. - poprawiłam go.
-Nazywaj, jak chcesz. - odsunęliśmy się od sobie. Zakręciłam wodę.
-Myślisz, że Roza i Leo nie godzą się na dole w łazience? - uniósł brew.
-Nie wiem. - odpowiedziałam z uśmiechem. - inni ludzie są na dole.
-Armin i Alexy na rybkach, tak bynajmniej mówili. Kim i Melania miały jechać po jakiś alkohol i jedzenie na grilla. Lysander pewnie gdzieś zniknął. A Nataniel miał mieć randkę, jak tylko weszliśmy do domu kłócił się ze mną o prysznic. - skończył wyliczać.
-Czyli już się umyłeś. - wypomniałam mu.
-Tak, ale chce to zrobić znowu, z tobą. - szepnął, a jego oczy błysnęły.
       Leżeliśmy w wannie, Kastiel wodził palcami po moim obojczyku. Cieszyliśmy się chwilą w samotności. Tylko ja, on i relaksująca kąpiel.
-Chyba za dużo dzisiaj wypiłaś. - odezwał się czerwonowłosy.
-Możliwe. - ucięłam temat, nie miałam ochoty na poddawanie dokładnej analizie mojego upojenia.
-Nie złość się. - szepnął.
-Nie złoszczę.
-Znam Cie.
-Niech Ci będzie.. - tym krótkim zdaniem zakończyłam naszą dyskusje. Ponownie nastała cisza, miał racje; zezłościłam się.
-Wiem, co ci może poprawić humor. - powiedział cicho, a jego usta musnęły mój kark. Natychmiast przeszedł mnie dreszcz. Obróciłam się w jego stronę i spojrzałam w oczy.
-To chyba znaczy, że wyrażasz zgodę na poprawę humoru. - zmrużył oczy i namiętnie mnie pocałował. Ograniczona przestrzenią wanna była dla nas za mała. Zbyt mocno ograniczała nasze ruchy, dodatkowo utrudniając dostęp do poszczególnych części ciała.
-Nie tutaj. - szepnęłam i delikatnie od niego odsunęłam. Wyszłam z wanny na turkusowy dywanik, sięgając po ręcznik poczułam dłoń Kastiela na moim przedramieniu.
-Nie zamierzam pozwolić Ci na zakrycie takiego ciała. I nie zamierzam pozwolić Ci wyjść. - był taki pewny siebie, aż zapierało mi dech w piersiach. Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć ponownie mnie pocałował. Był zachłanny w tym, co robił. Ostatecznie wylądowaliśmy na miękkim, łazienkowym  dywaniku.
    Ciało Kastiela cześciowo przysłaniało moje. Ja, Loraine, osoba która nigdy nie pomyślałaby, że cokolwiek połączy ją z egoistycznym dupkiem, o imieniu Kastiel; teraz leżałam w jego objęciach. Chłopak, który drażnił mnie będąc nawet w kilkumetrowym oddaleniu był teraz bliżej niż kiedykolwiek. Drażnił mnie, wytracaniem mnie z mojej własnej orbity. Uporczywym żartowaniem ze wszystkich dookoła, niepowstrzymanym egoizmem i ironią. Kastiel całował mnie, przegryzając moje wargi, drażniąc się ze mną, pokazywał, co może się stać. Jego dłonie błądziły po moich nagich piersiach, usta całowały szyje, otworzyłam oczy i spojrzałam na jego zarumienioną z podniecenia twarz, na jego szerokie ramiona i wąskie biodra.
-To ostatni moment, żeby się wycofać. - szepnął. Wiedziałam, ile kosztuje go to, by dać mi wybór. Nic nie powiedziałam. Rozchyliłam delikatnie uda i wyciągnęłam ku niemu ręce. Byłam zaskoczona swoim zachowaniem. Nigdy nie byłam niewinna ani święta, jednak patrząc na tę scenę z boku, nie sądziłam, że mogę się tak zachowywać.
     Położył sie na mnie, podpierając na przedramionach, tak abym mogłam oddychać. Ku mojemu zaskoczeniu okazywało się, że on ma więcej cierpliwości niż ja, zasypywał moje piersi pocałunkami, drażnił sutki,  językiem wodził po mojej skórze, sprawiał, że myślałam już tylko o tym żeby, jak najszybciej wszedł we mnie, teraz, natychmiast. Uniosłam pośladki lekko do góry, żeby nie musieć tak dosłownie go ponaglać, a on z uśmiechem, który tak zawsze mnie rozbrajał, popatrzył mi w oczy, delikatnie musnął językiem moje wargi i równocześnie wtargnął do moich ust i we mnie. Obydwoje wydaliśmy z siebie stłumiony jęk. Trzymałam dłonie na jego plecach, czułam każdy mięsień pod jego gorąca skórą. Żar wlewał się we mnie wraz z każdym jego pchnięciem. Nie czułam bólu, byłam tak podniecona, że ból został uśpiony przez adrenalinę i rozkosz. Przez moment zabrakło mi oddechu i pociemniało w oczach. Serce zgubiło kilka uderzeń… W ramionach Kastiela doznałam największej rozkoszy, jaką byłam w stanie przeżyć, kochał mnie z taką pasją, zachłannie, jakby za minutę świat miał się rozpaść na milion kawałków. Było w nim tyle żarliwości wymieszanej z czułością, jakby swoim ciałem chciał wykrzyczeć miłość… Każda minuta na trwałe zapisywała się w mojej pamięci.




Kochani, nie chcąc psuć Wam niespodzianki związanej z sceną seksu, nie zaznaczyłam jej, jeśli są tutaj osoby poniżej 16 roku życia, proszę o nieczytanie, a jeśli to robicie to tylko na własną odpowiedzialność. Takie fragmenty, nie bedą nigdy oznaczane, jeśli jakakolwiek treść Was uraża, ominięcie jej będzie dobrym wyborem. To moja pierwsza scena podsycona erotyką. Proszę o wyrozumiałość :( dajcie znać, czy było ok :D

❤️❤️❤️

czwartek, 22 września 2016

Rozdział 44

      Usiadłyśmy w kącie przytulnej restauracji, królował tu beż; od obić krzeseł, koloru ścian aż po kolor serwetek. Otworzyłam ubogie lecz zadowalające menu.
-Wybrałaś coś? - białowłosa wygladała, jak siedem nieszczęść. Blask bijący od jej osoby gdzieś zniknął. Spuchnięte od płaczu oczy wydawały się puste, jak u lalki.
-Tak, ravioli z grzybami. - odpowiedziałam z uśmiechem.
-Dla mnie to samo. - powiedziała bez entuzjazmu.
-Jakiś drink, piwo? - zaproponowałam. Mogłabym przysiąc, że drinków było więcej niż dań.
-Drink, byle mocny.
-Się robi. - mrugnęłam do niej. Kelnerka przyjęła nasze zamównienia, nastała niezręczna cisza. Musiałam ją niezwłocznie przerwać.
-Rozalia, jeszcze raz opowiedz, co dokładnie widziałaś.
-Poszłam na górę, bo łazienka na dole była zajęta. W korytarzu zobaczyłam Leo, był oparty o ścianę, przed nim stała Kim. Wiła się, jak pomylona. Gdy tylko próbowała go pocałować on się odsunął, ale miałam wrażenie, że tylko dlatego, że mnie zauważył. Dzisiaj rano próbowałam z nim o tym pogadać. Stwierdził, że nic się nie stało, a ja panikuje. Nie wiem co myśleć.. - chwyciła moje dłonie i mocno ścisnęła.
-Może faktycznie panikujesz. - powiedziałam najłagodniej, jak potrafiłam. Zmarszczyła brwi. - mam na myśli to, że Leo cię kocha. Daje sobie rękę uciąć, że nic by nie zrobił, on by cię nie zdradził.
-Uważaj, bo nie będziesz miała ręki.
-Nie ufasz mu?
-Ufam. Kocham go. Boje się go stracić.
-Nie stracisz. Leo idzie w pakiecie z gwarancją. Nie zdradzi Cie. - uśmiechnęłam się pocieszająco.
-Może i tak. W sumie gdyby chciał już by to zrobił. - no nareszcie zaczynała logicznie myśleć.
-Mnie zastanawia Kim. - to niepokojące, że chciała go pocałować, watpię żeby Rozalii się wydawało..
-Mnie też. Zajętych się nie dotyka, prosta, odwieczna zasada. Nigdy nie spróbowałabym niczego z czyimś facetem. - była tak samo oburzona, jak ja.
-Prędzej czy później spróbuje znowu, a wtedy ją na tym złapiemy. - w mojej głowie powoli rodził się pomysł..
-Do dzieła sojuszniczko. - stuknęłyśmy się kieliszkami od drinków, które chwile wcześniej podała nam kelnerka.
        W tym samym czasie wsród chłopców panowała odmienna atmosfera. Stan przygotowań.
-Ale się najadłem! - ogłosił wszystkim Armin.
-Jak my wszyscy.. - złapał się za brzuch Alexy.
-Dobra, zacznijcie myśleć nad występem. - poradził im Leo.
-Poczekajmy na Kastiela, bierze prysznic. - blondyn wskazał palcem na piętro.
-Ej, mam pomysł. - w oczach Armina pojawił się niepokojący blask, zwiastujący złowieszczy plan.
     Kastiel usłyszał chórek dochodzący zza drzwi. Szybko wyłączył wodę, owinął biodra ręcznikiem i uchylił drzwi.
-Albo nie wytrzeźwieliście albo mam wzięcie, które mnie przerasta.
-Kas, idioto wybraliśmy nutę! - krzyknął wesoło Alexy.
Kastiel poczuł ulgę, szybko założył jeansy i wyszedł z łazienki.
-No tak, dwadzieścia lat prób i będzie z nas zespół. - westchnął Nataniel.
-Zróbmy coś z klasą, a nie na odpierdol. - tupnął nogą Armin.
-Mnie się kurwa przewidziało czy ty tupnąłeś nogą? - oczy Kastiela znacznie się powiększyły.
-Myślałem, że laski mrobią tak tylko w filmach. - dodał Alexy.
-Luzik. - Armin poczuł się zawstydzony swoim gestem.
-Pominąwszy, że nie umiemy śpiewać, trzeba wymyślić choreografię. - odezwał się Nataniel.
-Rozpiszmy piosenkę tak, by każdy zaśpiewał kawałek i potem refren chórkiem. - wszyscy pokiwali głowami w odpowiedzi na pomysł Armina.
-Lepiej dawkować widzom mękę zanim dojdziemy do kulminacji. - podsumował z przekąsem  Kas.
-Będzie dobrze. Zróbmy tak, ten kto śpiewa ogranicza się do minimum, reszta skupia na sobie uwagę tańcem...

czwartek, 15 września 2016

Rozdział 43

        Po kilku minutach wyrównanej gry odezwał się Kastiel:
-Może warto ustalić, o co gramy?!
-Nie mam pomysłu. - odpowiedział mu Armin.
-Dokładnie, ja też nie wiem, czego moglibyśmy chcieć. - zażartował Nataniel.
-Mnie to obojętne, więc cokolwiek zechcesz. - dodałam.
-To zróbmy tak. - zaczął Kastiel. - dobra, sam nie wiem. Drużyno jakieś pomysły? - zwrócił się do dziewczyn.
-W sumie warto założyć się, o coś śmiesznego. - powiedziała wesoło Gretchen.
-Ależ Ty jesteś błyskotliwa. - powiedziałam i uśmiechnęłam się sztucznie, działała mi na nerwy.
-Kto by pomyślał, że w zakładach ze znajomymi warto wymyślić, coś zabawnego.. - dorzucił sarkastycznie Armin, przybyliśmy piątkę, tak by nikt nie zauważył.
-Przegrana drużyna ułoży układ choreograficzny i zaśpiewa piosenkę, kojarzycie ten mały ryneczek obok, którego przejeżdżaliśmy? Mamy scenę. - podsunął swój pomysł Lysander.
-Ale co z sędzią? - zbulwersował się Nat.
-Nic. To tylko sędzia. - odpowiedział mu Armin.
-Do dupy. - podsumował blondyn.
     Można stwierdzić, że rywalizacja była zacięta. Niemniej jednak w przerwie zażądano nowego składu drużyn i takim oto sposobem znalazłam się w jednym teamie z Gretchen i Kate. Pozostałą część mojego składu tworzyły Mel i Kim, co nie było takie złe. Przeciwnikami byli Kas, Chris, Nataniel, Alexy i Armin. W rezultacie wygrałyśmy mecz i był to jedyny powód, który uratował Kastiela przed oderwaniem głowy - to on miał idiotyczny pomysł zmiany drużyn. Dziewczyny kontra faceci, nie mogłam go nawet słuchać.
-No to powodzenia w występie. - parsknęła Kim schodząc z boiska.
-Muszę Wam przyznać, że pięknie zagrałyście.Bardzo zgranie. - pogratulował zwycięstwa Lysander, ale wzmianka o grze zespołowej zaskutkowała tym, że zmroziłam go wzrokiem.
-To nie jest możliwe! Nie przegraliśmy! Lysander oszukiwałeś! - lamentował Armin.
-Nie oszukiwał, pilnowałem. - wstawił się za bratem Leo.
-Dobra dajmy spokój, nie będę się upokarzał. - warknął Kastiel.
-Och, ktoś tutaj nie potrafi przegrywać. - zachichotałam i pocałowałam go delikatnie w usta.
-Potrafię. - jego głos był szorstki.
-Nie Kas, nie potrafisz. - tym razem nie było mi do śmiechu, sam chciał się zakładać, sam zmienił drużyny, a teraz ma pretensje.
-Dobra, bo nie jestem kurwa stworzony do przegrywania! Gra się po to żeby wygrać, czego nie rozumiesz?! - podniósł ton głosu i wymachiwał rękoma. Cofnęłam się nieznacznie, musiał zobaczyć moją minę, bo złagodniał. - Sory. - szepnął i podszedł do ręcznika by zabrać swoje rzeczy i odejść.
-Co się właśnie stało? - zapytał Nataniel.
-Wybuch Kasa. - odpowiedział mu Armin.
-Głodny jestem, chodźmy coś zjeść. - na kocu siedział skulony Alexy, w tej chwili wyginał usta w podkówkę.
-Ejej, najpierw występ. - zaprotestowałam.
-Musimy to najpierw obgadać. - Nataniel podniósł ręce w obronnym geście.
-Dobra, idziemy na obiad. - poszłam spakować swoje rzeczy. Nagle zza drzew wyłoniła się Rozalia.
-Hej. - szepnęła, w jej oczach widziałam łzy.
-Cześć, co jest? Chodźmy porozmawiać. - zaproponowałam.
-Idziecie na obiad, słyszałam. - głos jej się łamał.
-Tak, jadłaś coś? - pokręciła głową. - no to chodź, zjemy razem. Ty i ja. - pogłaskałam ją po ramieniu, pokiwała głową. - Weź swoje rzeczy. - poszła ze spuszczoną głową w stronę swojego ręcznika.
-O Roza! Gdzie się podziewałaś?! - zawołał wesoło Chris.
-Em.. Była na spacerze. Idę z nią na obiad. Poradzicie sobie sami? - błagałam by Armin spojrzał w moją stronę, gdy wreszcie się obrócił puściłam mu błagalne spojrzenie.
-Jasne! Znasz mnie, zabawie towarzystwo. - uśmiechał się wesoło, ale w jego oczach mogłam dostrzec zdziwienie, cóż wytłumaczę mu pózniej. Rozalia odeszła w stronę drzew, widocznie musiało dać się pójść w stronę miasta nie tylko plażą. Pospiesznie ruszyłam za nią.
        Gdy wyszłyśmy z lasku zauważyłam zabudowania, jednak byłyśmy z tyłu miasta. Musiałyśmy je okrążyć.
-Roza, co się stało? - dopytałam dziewczynę. Zatrzymała się i obróciła twarzą w moją stronę.
-Leo.. - głos jej się łamał, w jej pięknych oczach dostrzegłam łzy. - na imprezie, widziałam, jak rozmawia z Kim. - dokończyła zdanie i pociągnęła nosem. Odszukałam w torebce chusteczki.
-Tylko rozmawiali, nic dziwnego, jesteśmy ekipą. - podałam jej chusteczkę, pospiesznie wytarła nos.
-To nie tak. - zaczęła składać chusteczkę. - ona dziwnie się do niego zbliżała, miałam wrażenie, że chce go pocałować. On się odsunął, ale.. Ale i tak mam złe przeczucia. - przyglądałam się smukłym palcom dziewczyny, po złożeniu chusteczki wytarła pozostałości tuszu z powiek.
-Rozalia, ważne, że się odsunął. To naturalne, Leo jest przystojny i zabawny, mnóstwo dziewczyn będzie się wokół niego kręcić.
-Próbowałam z nim porozmawiać. - nagle ktoś na nas zatrąbił. Z czerwonego sedana doszły nas dziwne okrzyki. Kolejny z samochodów, czarny SUV zatrzymał się.
-Ej laski, podrzucić Was? - zapytał niebieskooki blondyn głośno rzucający gumę.
-Masz chociaż prawo jazdy, chłopczyku? - spojrzałam na niego z politowaniem.
-Suka. - rzucił i odjechał z piskiem opon.
-Rozalia, chodź coś zjeść. Tam porozmawiamy. - pokiwała głową i ruszyłyśmy na poszukiwania restauracji.

czwartek, 8 września 2016

Rozdział 42

       Przybyliśmy na plaże parę minut po dziesiątej, od razu pojawił się problem. Mianowicie nie było zbyt dużo wolnego miejsca. Chodziliśmy chwile wzdłuż brzegu szukając wolnej przestrzeni.
-Hej Ty! - zawołał ktoś za nami. Odwróciłam się tak, jak pozostali.
-O, cześć! - odkrzyknęłam. Chris wyglądał, jak po tygodniowej obecności na imprezie.
-Stary, gdzie tu się można rozłożyć? - zapytał Armin.
-Chodźcie do nas, mamy ustronne miejsce. - wzruszyłam tylko ramionami i popatrzyłam na Kastiela. Miał zaciętą minę, nic dziwnego wczoraj o mało się nie pozabijaliśmy przez tego typa. Sama myśl o tym, że miałam spotkać Gretchen wywoływała u mnie dreszcze.
-No to ruszamy na spotkanie z Twoją wczorajszą miłością! - z natłoku myśli wyrwał mnie głos Nataniela.
-Co? Mojej? - pozostali dziwnie na mnie spojrzeli.
-A czemu niby Twojej? Mówiłem o Arminie i tej dziewczynie. - wyjaśnił mi blondyn. Poczułam się, jak idiotka.
-Ona z nim wczoraj siedziała. - Kim musiała dolać oliwy do ognia i Kastiel, który trzymał moją dłoń mocno ją ścisnął.
     Szliśmy za Chrisem, w końcu ujrzeliśmy drzewa i małe krzaki, za nimi znajdował się spory kawałek plaży i nawet siatka do gry w siatkówkę. Na miejscu zobaczyłam Gretchen, która wyginała się w nienaturalny sposób, by zaprezentować swoje wdzięki. Reszta jej ekipy popijała spokojnie piwa.
-Witam wszystkich. - przywitał się Lysander. Część z nich odpowiedziała, inni kiwnęli głowami.
-Ruszcie te dupy i rozłóżcie ręczniki i koce. - poganiała nas Roza, ewidentnie coś było nie tak. Po krótkiej chwili wszyscy byli już rozłożeni.
-Jak się czujecie po wczoraj? - zapytała Kate.
-Dobrze, a Wy? - odpowiedziała jej Mel.
-Super, zastanawialiśmy się czy się nie pozabijajcie. - prychnęła Gretchen.
-A to niby czemu? - zmarszczyła brwi Kim.
-No wiecie tyle osób w jednym domu.. - szybko usprawiedliwiła się dziewczyna. Niestety niczyjej uwadze nie uszedł fakt, że kłamie.
-Zostawmy ten temat. - Alexy i jego łagodne podejście zażegnało potencjalny konflikt.
-Idziecie do wody? - zaproponował Chris.
-Ta. - Kastiel chwycił moją dłoń i razem poszliśmy w stronę wody. Była zimniejsza niż wczoraj, albo tylko mi się zdawało. Na brzegu została tylko Rozalia, gdy na nią spoglądałam widziałam ją cały czas z alkoholem i papierosem. Musiałam się dowiedzieć, co nie gra.
-Pójdę z nią pogadać. - wskazałam na Rozę.
-Daj spokój, jakby chciała to by przyszła do Ciebie. - prychnął Kastiel, on i jego dziwne podejście.
-Ona to nie ty. - chciałam bronić przyjaciółki.
-Pewnie się popsztykała z Leo. - przewrócił oczami.
-Pewnie tak, ale muszę się dowiedzieć. - ruszyłam w stronę brzegu. Kastiel odpłynął do Lysandra.
     Rozalia siedziała na swoim ręczniku ubrana w czarne, bardzo skąpe bikini o falowanych końcach materiału.
-Mogę? - wskazałam na wolne miejsce obok niej.
-Jasne. Siadaj. - przesunęła się jeszcze kawałek, by zrobić mi miejsce.
-Rozalia, co się stało? - nie chciałam udawać  byle gadaki szmatki.
-Nic, co miałoby się stać. - uśmiechnęła się sztucznie. Jej oczy pozostały smutne.
-Nie poszłaś z nami do wody. Przy śniadaniu także byłaś zła.
-Nie mam nastroju. - wyjaśniła i upiła łyk piwa.
-Ale dlaczego? - naciskałam.
-Po prostu daj mi spokój! - podniosła głos.
-Możesz ze mną pogadać, przecież wiesz. Coś razem wymyślimy. - mówiłam do niej spokojnie, jak do dziecka.
-Idź się ciesz swoim szczęściem, a mnie zostaw w spokoju! Powiedziałam, że nic mi nie jest! - Rozalia krzyczała. Chwile pózniej odeszła w stronę pobliskiego lasku. Siedziałam chwile sama i zastanawiałam się, co jest z nią nie tak. A może chodziło o mnie?
-Co tam mała? - dosiadł się do mnie Chris i wyrwał z rozmyślań.
-Cudownie. - powiedziałam z przekąsem.
-Nie widać. Czyli ty i on? - zapytał.
-Tak, jesteśmy razem. Coś jeszcze? - nie chciałam być nie miła, ale typ działał mi na nerwy. Poza tym, jak tylko Kas zobaczy, że z nim gadam, będzie afera.
-Loraine! Chodź muszę ci coś pokazać! - z wody dobiegł do mnie krzyk Nataniela.
-Idę! - odkrzyknęłam. - przepraszam, muszę iść. - wzruszyłam przepraszająco ramionami i wbiegłam do wody.
-Popatrz.. - Nataniel chwycił moją rękę i przybliżył do siebie.
-Ale gdzie? - nie wiedziałam, o co mu chodzi.
-Tu. - wskazał palcem pod wodę, była krystalicznie czysta. Normalnie dno było piaszczyste, jednak tutaj widać było kamienie. Mieniły się tysiącami barw. Nie wiedziałam, że światło jest w stanie dojść tak głęboko, co prawda woda sięgała nam do łydek, ale to i tak sporo.
-Pięknie. - szepnęłam.
-Wiem. - dodał. Poszliśmy dołączyć do reszty ekipy, akurat bawili się w wyrzucanie do wody, oczywiście siebie.
-Wszystko dobrze? - zapytał mnie Lysander.
-Tak, tylko mi trochę zimno. - pożaliłam się, zaczął wiać delikatny wiatr, stojąc po pas we wodzie marzły mi ramiona.
-Mnie też. Idziemy na brzeg? - kiwnęłam głową i razem wyszliśmy na ręczniki.
-Co Nataniel ci pokazywał? - zapytał białowłosy.
-Kamienie, pod wodą mieniły się na kolorowo. - wyjaśniłam mu.
-Jak byłem mały. Rodzice zabierali mnie i Leo nad jezioro. Uwielbiałem płynąć aż do dna i potem w górę. Kiedy świeci słońce, światło zaczyna być kolorowe... Płyniesz w górę i obserwujesz to... To jest niesamowite. - opowiedział zachwycony. Pokiwałam głową z uśmiechem, ale musiałam go o coś zapytać.
-Rozmawiałeś z Rozalią? - zapytałam po chwili ciszy.
-Dzisiaj nie, dlaczego? - zmarszczył brwi.
-Wydaje się być jakaś dziwna.. - sięgnęłam po papierosy.
-Czyżby dramat w krainie cukierków? - na brzeg wyszła Gretchen.
-Jeszcze jedno słowo i ten uśmieszek zejdzie Ci z buźki. - gwałtownie się podniosłam. Lysander chwycił moją dłoń.
-Siadaj, nie warto. - próbował mnie uspokoić.
-Wytłumacz mi na jaką cholerę my z nimi siedzimy?! - rozłożyłam ręce w geście bezsilności.
-Nie wszyscy są tacy, jak Gretchen. - nieznacznie się uśmiechnął. Dziewczyna parsknęła i oddaliła sie. Zza drzew wyłoniła się sylwetka Rozalii. Niestety wzięła tylko coś z torebki i ponownie odeszła. Westchnęłam.
-Nie martw się, pewnie mają sprzeczkę z Leo. - pogłaskał mnie po ramieniu. - poza tym nie zdążyłem Ci pogratulować na osobności. Mam nadzieje, że będziesz szczęśliwa. - wydawał się pogodny, mimo wszystko zauważyłam, jak przez jego twarz przebiegł cień, tylko czego? Zazdrości? Nie to do niego nie podobne, Lysander był zbyt szlachetny na zazdrość, ale również  zbyt dumny, by przyznać, że mój związek z Kastielem nie przypadł mu do gustu.
-Gracie? - dobiegł do nas krzyk jednego z chłopaków.
-Jasne, że tak. - uwielbiałam rywalizacje, mniej fakt spocenia się przy niej. Ale może utre nosa tej zołzie, Gretchen.
-Ja posędziuje. - odparł Lysander i zajął miejsce na krześle ustawionym przy siatce, oddzielającej połowy boiska. Musiał na nie wejść, oczywiście miejsce sędziego było wyżej, by przypadkiem nic nie przeoczył. Nie mogłam liczyć, że da mi jakieś niezasłużone punkty, to wbrew zasadom..
-Razem? - zapytał Kastiel i cmoknął w usta.
-W życiu, nie chce być z Tobą w drużynie. - odparłam i uśmiechnęłam złośliwie.
-Okej, tak pogrywasz? Prosze bardzo. - puścił mi oczko. - Gretchen może będziemy razem grać? - zaproponował, zagotowałam się ze złości. Co za palant, wiedziałam że to żarty, ale mimo to moje ciśnienie podskoczyło.
-Chris? Zapraszam do drużyny. - na dźwięk mojego głosu Kastiel gwałtownie się obrócił, spojrzałam mu prosto w oczy, on swoje zmrużył i już wiedziałam, że przegięłam. Trudno. Raz się żyje.
-Czyli mamy kapitanów. Kastiel i Loraine. - kiwnął głową Lysander. - Kas kto jeszcze z tobą zagra? - dopytał go białowłosy.
-Panie mają pierwszeństwo. - odpowiedział i skłonił się w moją stronę z ironicznym uśmieszkiem.
-Biorę Armina, Nataniela i Kim. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam triumfalnie. Każdy wiedział, że Nataniel wymiata w siatkówkę.
-Okej, Melania, Kate i Alexy. - wytypował Kas.
-Pozostali niech podzielą się na dwie drużyny, zagracie kolejną turę. - ogłosił Lysander. - ma ktoś gwizdek? - zażartował. - dobra, zaczynamy. - klasnął w dłonie i Leo przyniósł nam piłkę.
-Powodzenia. - Kastiel stanął na przeciwko mnie. Musiałam podnieść głowę do góry by spojrzeć mu w oczy.
-Zacznijcie odmawiać błagalną litanie. - odpowiedziałam i gwałtownie obróciłam. - wygramy to. - powiedziałam do mojej drużyny. Każdy zajął już swoje miejsce.
-No, a jak mała! - krzyknął wesoło Armin i rozpoczęła się gra.


poniedziałek, 5 września 2016

Rozdział 41

       Obudziło mnie uczucie gorąca, ciało Kastiela opłatało mnie niczym bluszcz, dodatkowo zostawiliśmy otwarte okno, które tylko potęgowało ciepło przez temperaturę na zewnątrz. Brak klimatyzacji dawał mi się mocno we znaki. Czerwonowłosy zaczął coś mamrotać, podniósł głowę z mojego ramienia.
-Obudziłam Cie? - mój głos brzmiał dziwnie. Raz, był poranek, a dwa, moje gardło błagało o wodę.
-Niee.. - powiedział przeciągle. Podniósł się do pozycji siedzącej i rozciągnął ręce.
-To dobrze. - cmoknęłam go w policzek i wstałam, by skorzystać z toalety i przede wszystkim się czegoś napić.
-Gdybyś się mogła teraz zobaczyć. - spojrzałam na niego, przeciągnął językiem po górnej wardze. - wyglądasz mega seksownie z tymi włosami.. - zaśmiałam się, dobrze wiedziałam, jak wyglądam rano, w skrócie mówiąc, nic ciekawego.
-To podziwiaj póki możesz, muszę do łazienki. - mrugnęłam do niego, uśmiechnął się promiennie. O rany, wesoły Kastiel to coś.. Niespotykanego.
-Jak tylko uda Ci się do niej dobiec przede mną. - nim mój słaby o poranku mózg zdążył zakodować, co się dzieje, Kas wystrzelił z łóżka i był już za drzwiami. Nie chcąc dać za wygraną ruszyłam za nim. Zatrzasnął mi drzwi od łazienki, nim udało mi się do nich dobiec.
-Kastiel nie wydurniaj się! Otwieraj! - waliłam pięścią w drzwi.
-Nic z tego. Znasz tą zasadę kto pierwszy ten lepszy? - usłyszałam jego śmiech. - No pewnie, że znasz. Ty tam sobie stój, a ja wezmę prysznic! - było to ostatnie zdanie usłyszane zza drzwi. - stałam, jak wariatka przed łazienką z idiotycznym uśmiechem. Chwile później otworzyły się drzwi od pokoju znajdującego się na przeciwko łazienki.
-Co tu się do cholery wyprawia? - w drzwiach stała rozczochrana Rozalia.
-Nic, my tylko.. Ścigaliśmy się. - wyjaśniłam.
-Przestańcie się bawić w Fast and Furious. - Roza była jeszcze bardziej zołzowata niż ja, kiedy wstaje. Jednak nic nie było w stanie popsuć mojego dobrego humoru. - Daj znać, jak zwolnicie łazienkę. - weszła z powrotem do siebie, zatrzaskując drzwi. Tymczasem ja udałam się na poszukiwania walizki, za żadne skarby nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie wczoraj ją zostawiłam, a przecież brałam z niej pidżamę. Na końcu krótkiego korytarza znajdowało się pomieszczenie, jego drzwi były otwarte. Weszłam tam i zobaczyłam kilka walizek ułożonych obok siebie. Szybko odnalazłam moją, była otwarta, więc zamknęłam ją i przeciągnęłam do pokoju. Wybrałam strój na dziś - domyślałam się, że znowu ruszymy na plaże, dlatego wzięłam z walizki mój turkusowy strój i białą, zwiewną sukienkę. Pomiędzy wybieraniem stroju, a butów, do pokoju wszedł Kastiel. Nie miał na sobie nic oprócz ręcznika owiniętego wokół bioder. Z jego włosów nadal kapała woda.
-Ktoś tu się nie umie wycierać.. - powiedziałam i podeszłam do niego, zanurzając ręce w jego mokrych włosach.
-Pleców też nie potrafię umyć.. - szepnął i pocałował mnie. Smakował miętą, co tylko przypomniało mi o konieczności umycia zębów i to w trybie natychmiastowym, na ogół było to rzeczą, którą jako pierwszą robiłam rano.
-Dobra, dobra. Muszę iść. - udało mi się wyjść z jego uścisku.
    Po kąpieli od razu poczułam się lepiej. Zmywając z siebie lepką warstwę potu, mogłam znowu poczuć się świeżo. Po porannej toalecie, ubrana i w towarzystwie Kastiela zeszłam na śniadanie.
-O są i nasze ranne ptaszki. - zażartował Nataniel.
-Musicie się tak tłuc? - Kim przewróciła oczami.
-Nie wspominajmy o tym. - powiedziała lekko zdenerwowana Rozalia.
-Siadajcie, zrobiłem śniadanie. - oczywiście, nie kto inny, jak Lysander pomyślał, o tym by przyszykować coś do zjedzenia. Nałożyłam sobie jajecznicy i nalałam kawy. Moje gardło wreszcie mi podziękowało za nawilżenie.
-Kto im powie? - zapytał Leo.
-Myśle, że to bez znaczenia. - dodała Melania.
-Ale że co? - dopytał Kastiel pomiędzy wpakowywaniem do ust jajecznicy.
-Na dole też jest łazienka. - Nataniel uśmiechał się radośnie.
-Ale wyścig dotyczył tej jednej. - Rozalia nie była w zbyt dobrym humorze.
-Co robimy po śniadaniu? - zapytała Mel.
-Jak to co? Idziemy na plaże. - krzyknął Armin, który właśnie dołączył do towarzystwa.
-A co będziemy tam robić, poza boską opalenizną? - zainteresował się Alexy.
-Wyrywać dupeczki! - bliźniak klasnął w dłonie.
-Ty już wyrwałeś jakąś wczoraj. - dorzucił Lys z uśmiechem.
-To się nie liczy, prawdziwy łowca nie kończy na jednej zdobyczy. - próbował sprostować Armin.
-Ofierze.. - dodał cicho Leo. Przy stole wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, tylko Armin pozostał bez słowa.
-Wcinajcie i idziemy! - zarządziła Kim.
-O patrzcie, jaka wyrywana, ktoś tutaj jest zdesperowany.. - powiedział szeptem Nataniel.
-Ty, blondyn. Wcinaj bułkę zanim ci ją wcisnę, tam gdzie słońce nie dochodzi. - odgrażała mu się dziewczyna. Kastiel położył rękę na moim kolanie, oparłam głowę o jego ramie.
-Zakochani są wsród nas, zakochani pierwszy raz... - zaczął nucić niebieskowłosy.
-Gdyby morderstwo nie było karalne, to bym się dobrze zastanowił Kas, czy go nie sprzątnąć.. Nie żebym cię podpuszczał. - zażartował Leo.
-E tam, odsiedzę te kilkanaście lat. Powiecie, że to był wypadek? - zażartował czerwonowłosy.
-Tak! - odpowiedzieli wszyscy jednogłośnie.

piątek, 2 września 2016

Rozdział 40

Hej Kochani,
Przepraszam, że tak długo nic nie wstawiłam, ale w mojej rodzinie zdążył sie pewien wypadek, dlatego nie miałam nastroju, by pisać. Dzisiaj wstawiam krótki rozdzialik, napisany na szybko, tak byście o mnie nie zapomnieli. Błędy nie są w nim jeszcze poprawione, proszę o wyrozumiałość, mój iPad ma czasem dziwny słownik ❤️❤️ dajcie znać, jak Wasz pierwszy dzień w szkole ❤️ podoba Wam się Wasz plan?


Zapraszam...


      Doszliśmy do domku. W środku wciąż było głośno, gdy znaleźliśmy się w środku pierwsze, co zobaczyłam to Rozalia i Leo na parkiecie. Popatrzyła w nasza stronę, nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnęłam się ciepło, wciąż trzymałam dłoń Kastiela, jej wzrok powędrował właśnie w kierunku naszych dłoni. Przez sekundę wydawała się zmieszana, ale zaraz potem uśmiechnęła się szeroko i obróciła twarzą w stronę Leo, zaczęła mu coś szeptać do ucha, wiadomo co i o kim. W rogu na kanapie siedział Armin już bez swojej towarzyszki. Weszliśmy w głąb salonu. Ludzie bawili się znakomicie, muzyka nie cichła.
-Przyniosę jakieś piwo. - powiedział Kas i puścił moją dłoń, odruchowo sięgnęłam i ścisnęłam jego dłoń. Miałam wrażenie, że gdzieś mi ucieknie, wariatka.
-Ej ja wiem, że tobie jest cieżko beze mnie wytrzymać, ale wyluzuj. - powiedział żartobliwie i cmoknął mnie w policzek.
-Drinka. - powiedziałam, na chwile się zmieszał, ale potem ruszył do barku. Stałam tak przez chwile sama.
-To już oficjalne? - zapytał Nataniel, który jak zwykle pojawił się znikąd.
-Ale co? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Ty i Kastiel. - wyjaśnił.
-Tak. - uśmiechnęłam się szeroko.
-Gratuluje. I Loraine.. - przerwał na chwile. - mam nadzieje, że będziesz szczęśliwa. - powiedział i pogłaskał mnie po ramieniu, by chwile pózniej zniknąć wśród tańczących.
-Już jestem. Możesz znowu zacząć oddychać. - no tak, wrócił mój buntownik. Podał mi drinka. Był bardzo kolorowy.
-Postarałeś się. - pochwaliłam.
-Nie ja, Kim. - wyjaśnił i wskazał butelką piwa w stronę dziewczyny, która aktualnie była w ferworze walki z alkoholem, sokami i innymi pierdołami niezbędnymi do drinków. Podeszli do nas Leo i Roza.
-Oo jesteście kochani. - powiedziała białowłosa i ścisnęła mój policzek.
-Dzięki. - wymamrotałam, jak nic ona zdeformuje mi kiedyś twarz.
-Dobra, dobra. Zostaw moją dziewczynę. - powiedział Kas. Odebrało mi dech. Po raz pierwszy nazwał mnie swoją dziewczyną. Zachowywałam się, jak wariatka...
-Jasne. - powiedziała i puściła mu oczko.
-Gratuluje, w końcu się Wam udało. - powiedział Leo i przybił piątkę z Kasem. Rozalia szybko mnie przytuliła i szepnęła do ucha:
-Tak się cieszę, bądź szczęśliwa LOL. - gdy się ode mnie odsunęła podeszła do Kastiela.
-Mam nadzieje, że odnajdziesz w miłości tyle szczęścia, co ja. - szepnęła do niego i nieśmiało uśmiechnęła.
-Ale tak Wam powiem, że czas najwyższy. Rozalia tyle mówiła, o Was... - zaczął Leo, oboje popatrzyliśmy na niego zdziwieni. - no wiecie, że nie możecie się dogadać, że wiecznie o sobie mówicie.. - popatrzyła na Rozę, co za plotkara. Ale kochałam ją taką. Zaśmiałam się.
-Ok, my już musimy iść.. - Roza zaczęła ciagnąć Leo w stronę tarasu.
    Zanim impreza dobiegła końca, o moim związku z Kastielem wiedzieli już wszyscy. Chris i Gretchen wyglądali na zniesmaczonych, ale to tylko wakacyjni znajomi, więc nie musieli się cieszyć razem z nami. Zaczynało świtać, wypadało pójść już spać. Po szybkim prysznicu poszłam się pokoju, w którym czekał Kastiel. Usiadłam na łożku.
-Pięknie wyglądasz. - powiedział i dotknął moich mokrych włosów. - dzisiaj, jak wróciliśmy, to było przejebane. Oni nam gratulowali, conajmniej jakbyśmy się kurwa zaręczyli. - zaśmiał się. No i wrócił mój Kastiel, a kurwa to znowu przecinek..
-Nie wszyscy byli szczęśliwi. - powiedziałam. Kastiel zbliżył się do mnie i delikatnie pocałował. Z czasem jego pocałunki stały się głębsze i bardziej namiętne. Wplotłam dłonie w jego włosy. Jego ręce błądziły po moim ciele. Chwyciłam za krawędź jego koszulki i nie przystając go całować uniosłam ją do góry. Jedyną przeszkodą, którą napotkałam, była jego głowa. Na moment musieliśmy się od siebie odsunąć, by, mogła zdjąć mu te cholerną koszulkę. Dotykałam teraz jego nagich pleców, jego dłoń kierowała się w górę mojego uda. Miałam na sobie granatowy, satynowy kombinezon, w skrócie mówiąc pidżamę. Jej materiał był bardzo delikatny, gdzieniegdzie przyozdobiony koronką. Całowaliśmy się, a temperatura rosła. Chwyciłam za jego pasek i powoli zaczęłam go rozpinać. Złapał moją dłoń. Odsunęłam się zaskoczona.
-Co jest? - zapytałam lekko wkurzona.
-Nie mogę. - powiedział.
-Oj dobrze wiem, że możesz. Stoi? Stoi. W czym masz problem. - moja bezpośredniość czasem powalała.
-Nie o to chodzi, że nie chce. Chce i to bardzo. Kurwa Loraine, jesteś seksowna, a ja tak dawno nie uprawiałem seksu, że za niedługo dorównam mojemu dziadkowi. - odpowiedział mi i rozłożył ręce.
-No to dajesz. - przygryzałam dolną wargę.
-Nie prowokuj mnie. - powiedział.
-Czyżby? - zapytał że słodkim uśmieszkiem godnym diabła i opuściłam cienkie ramiączko mojej pidżamy. - ups.. - szepnęłam i spojrzałam mu w oczy. Płonęły żywym ogniem.
-Loraine, nie dociera do Ciebie, że nie chodzi o to, że nie chce, czy coś. Nie mam ze sobą gumek, a ty chyba nie bierzesz żadnej antykoncepcji.
-Cholera. - zrobiłam minę obrażonej dwulatki. Jestem taka głupia, nie pomyślałam o tym. Tym razem punkt za odpowiedzialność wędruje do Kastiela. Zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie.
     Rozmawialiśmy jeszcze przez około godzinę, przeplatając zdania pocałunkami. Byłam taka szczęśliwa, zasnęłam w objęciach Kastiela. Wiedziałam, że ta sielanka nie potrwa zbyt długo, on był trudny, a ja uparta, ale coś nas do siebie ciągnęło. Liczyłam, że to wystarczy..