czwartek, 25 sierpnia 2016

Rozdział 39

          -Ma znaczenie.. - szepnął.  Pod powiekami poczułam łzy nie chciałam płakać i brać go na litość. Nie byłam aż tak bardzo żałosna. Po usłyszeniu jego słów gwałtownie podniosłam głowę.
-Ma... - powtórzył szeptem. Podszedł do mnie i stanął tylko kilka centymetrów od mojego ciała.
-Jakie? - również szeptałam bojąc się, że zadrży mi głos.
-Jesteś wyjątkowa. - powiedział jeszcze ciszej. Moje serce załomotało. - W tej chwili jestem na Ciebie cholernie zły, ale dalej Cie lubię. - mój entuzjam zgasł.
-Też Cię lubię. - powiedziałam i zrobiłam kwaśną minę.
-Dobra usiądźmy. - wskazał na miejsce niedaleko nas. Poszłam za nim i usiadłam na piasku.
-To co z Gretchen? - wolałam wiedzieć. Każda prawda, nawet ta gorzka jest lepsza niż kłamstwo.
-Co ma być? - obruszył się.
-No spędziłeś z nią cały wieczór. - powiedziałam z trudem panując nad emocjami.
-A no tak. Spoko laska, zabawna, inteligentna, ładna i przede wszystkim seksowna. Mam nadzieje, że jeszcze nie wyszła. - powiedział z uśmiechem.
-Aha no to leć jeszcze ją złapiesz. - uśmiechnęłam się sztucznie.
-Masz racje. - podniósł się.
Tego było już za dużo. Nie wiedziałam, co dokładnie spowodowało wybuch, ale po moich policzkach pociekły strumienie łez. Być może to wina alkoholu, złego nastroju, napięcia przed okresem, rozstrojenia emocjonalnego... Mogłabym o to obwinić nawet atak na WTC. Nic z tego nie było z tym bezpośrednio powiązane. Powód musiał być tylko jeden - Kastiel. Odkąd go poznałam mój świat kręcił się wokół jego osoby. Nasza przyjaźń, docinki, kłótnie, przekomarzanie.. To wszystko składało się na NAS. Małe słowo, które niosło za sobą ogromny ładunek emocjonalny. Każda łza płynąca po moim policzku mogła równie dobrze mieć na sobie wypisane słowo Kastiel. Szlochałam, nie zauważyłam nawet tego, że mnie przytula.
-Odejdź. - powiedziałam i pociągnęłam nosem, mało kobiece, brawo Loraine.
-Zostaje. - odpowiedział hardo.
-Nie chce.
-Chcesz. - nawet w takim momencie był bezczelny i pewny siebie. Po kilku minutach, uspokoiłam się.
-Już ok. Możesz iść. - machnęłam ręką w stronę naszego domku.
-Ale ja nie chce. - powiedział cicho.
-Nie rozumiem. - zmarszczyłam brwi. Chwile temu był gotowy wyrywać Gretchen.
-Ty nigdy nic nie rozumiesz. - warknął.
-Dzięki. - prychnęłam.
-Dobra stary zbierz się. - powiedział do siebie i zamknął oczy. Patrzyłam na niego zdziwiona. - Kocham Cie. - powiedział tak cicho, że gdyby nie absolutna cisza wokół nas nigdy bym tego nie usłyszała. Gwałtownie go pocałowałam.
      Mój pocałunek go zaskoczył, jego bierność wynikająca z owej niespodzianki trwała tylko kilka sekund, chwile pózniej całował mnie z równym zapałem, jak ja jego. Jego usta były miękkie i ciepłe, zarzuciłam mu ręce na szyje, a dłonie wplotłam we włosy. Jego dłonie odnalazły zagłębienie na plecach. Byłam tak drobna w jego ramionach i jednocześnie tak bezpieczna. Nic nie było w stanie mnie wtedy zranić.. Po kilku minutach namiętnego pocałunku nieznacznie się od siebie odsunęliśmy. Kastiel pocałował mnie jeszcze kilkakrotnie, delikatnie w usta. Były to pocałunki bardzo, ale to bardzo słodkie. Pod powiekami poczułam łzy. Byłam taka szczęśliwa i nic nie było mi w stanie odebrać mojego szczęścia.
-Nic nie powiedziałaś. - szepnął.
-Co tu mówić.. - pokręciłam głową. - nadal do mnie nie dotarło. - popatrzyłam mu w oczy i szybko opuściłam wzrok lekko zawstydzona. Uniósł moją brodę ku górze tak, że musiałam spojrzeć mu w oczy.
-Kocham Cie. - powiedział. Wzięłam głęboki wdech.
-Też Cie kocham. - szepnęłam patrząc mu w oczy i dotknęłam jego twarzy od skroni, delikatnie zjeżdżając w dół ku brodzie. Niemożliwe zdawało się to, że taki twardziel, jak Kastiel potrafił być jednocześnie niezwykle wrażliwy i delikatny. Wiedziałam, że to bedą nieliczne chwile, ale takiego go kochałam.
-Nie wierze, że Ty mnie kochasz.. - powiedziałam w dalszym ciagu zawstydzona.
-Kocham. Kocham od tego momentu, w którym się pojawiłaś po raz pierwszy. Postawiłaś mój świat do góry nogami. - przytulił mnie do siebie i zaśmiał cicho.
-To dlaczego się ze mną kłóciłeś? - zapytałam.
-Chyba nie chciałem myśleć, że kogoś kocham, szczególnie nie taką laske, jak Ty. Potrafisz mi się postawić. Jesteś silna, niezależna, piękna.. Jesteś wszystkim tym, czego potrzebuje. - spojrzał mi w oczy, chyba sam nie wierzył w to, co mówił. Ja zresztą też nie. Ktoś powinien mnie uszczypnąć.
-To, że Ty mnie kochasz to jest takie oczywiste. - prychnął.
-Co? - widać skończyły się czułości.
-No wiesz ja to ja. - uniósł brwi do góry i uśmiechnął, w ten piękny i jedyny taki sposób.
-Debil. - powiedziałam. Zmrużył oczy i szybkim ruchem przerzucił sobie mnie przez ramie. Klepnęłam go w tyłek. Oddał mi.
-Ej! Postaw mnie! - pisnęłam.
-W domu. - powiedział i ruszył przed siebie.
Szedł ze mną na ramieniu przez dłuższą chwile, w końcu ubłagałam go, by mnie puścił. Szliśmy ramie w ramie. Moje włosy rozwiewał wiatr.
-Gdzie Ty masz do cholery buty? - powiedział oburzony i wskazał na moje brudne stopy.
-Nie wiem. - powiedziałam, musiałam je zostawić na plaży. - biegłam za tobą, by było szybciej musiałam je ściągnąć.
-Eh, Loraine. - westchnął, a ja wzruszyłam ramionami.
    Nie ważne, że szłam boso, w brudnej i ponaciąganej sukience, rozczochrana i z rozmytym makijażom. Szłam na spotkanie z przyjaciółmi z właściwym mi mężczyzną u boku.

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział 38

       Obróciłam się w kierunku śmiałka próbującego mnie zatrzymać.
-Puszczaj. - powiedziałam patrząc prosto w oczy Chrisa. Za jego plecami stał Embry.
-Nie. - powiedział spokojnie.
-Nie mam czasu na pierdoły, po prostu mnie puść. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-Nie, inaczej zepsujesz naszej Gretchen randkę. - uśmiechnął się kpiąco.
-Nic nie chce psuć. Chce tylko pogadać z własnym kumplem. - kłamałam.
-To się zaprzyjaźnijmy i pogadasz ze mną. - puścił moją dłoń.
-Nie szukam przyjaciół. - uśmiechnęłam się słodko.
-Daj spokój, nie jestem taki zły. - szeroko rozłożył ręce i podniósł głowę. I miał racje, przynajmniej z wyglądu. Nie był tak wysoki, jak Kastiel czy Lysander, ale i tak wyższy ode mnie, miał orzechowe oczy, białe zęby, które aktualnie dzięki szerokiemu uśmiechowi na jego twarzy mogłam zobaczyć. Jego włosy przypominały kolor miedzi, a skóra była stosunkowo blada. Nie moglam zaprzeczyć, coś w nim przypominało mi Gretchen.
-Wiem. Dobra zróbmy tak, napijmy się. - zaproponowałam, przystał na to z uśmiechem. Rozalia i Embry także weszli do środka. Akurat przy naszym amatorskim barku stał Armin i kilka innych osób wsłuchanych w jego opowieść.
-Mówię Wam, stali tam i gapili się na mnie! Pomyślałem, że już po mnie. Okradną mnie czy coś. Ale podbili i zaczęli normalnie gadać! Tak jakby UFO jednak mówiło w ludzkim języku, serio byłem przerażony nie tak bardzo, jak Alexy oczywiście. On już był blady, mało brakowało a dzisiaj odwiedzałbym go w szpitalu po zawale. No może nie dzisiaj, ale kiedyś tam, bo to dawno było i.... - Armin mówił szybko i chaotycznie, dodatkowo wymachiwał rękoma.
-Zanudzasz ich opowieściami? - zapytałam i sięgnęłam po dwa drinki. Jednego podałam Chrisowi.
-Nie zanudzam skarbie. Nic z tych rzeczy.  - Podszedł do mnie i objął ramieniem.
-Taaa.. -mruknęłam i położyłam głowę na jego torsie. - zaśmiał się melodyjnie.
-To moja najlepsza przyjaciółka. Prawdziwy skarb. - delikatnie uszczypnął mój policzek.
-Nie mogę się na ciebie napatrzeć. - powiedziała Kate nieśmiało.
-Dlaczego? - wypaliłam, chociaż już skomplementowała moją urodę.
-Jesteś taka śliczna. Nigdy nie widziałam kogoś takiego. Chociaż może.. Jeszcze ona. - wskazała na Rozalie, która w tym momencie tańczyła z Leo.
-Roza? No tak, jest piękna. - przyznałam racje Kate.
-Jesteście spokrewnione? - zapytał Embry.
-Nieee. - odpowiedziałam mu przeciągając ostatnią literkę.
-To dziwne. Jesteście bardzo podobne. - podrapał się po brodzie.
-Już to słyszałam. - zaśmiałam się .
-Jak się bawisz? - usłyszałam ten piękny głos.
-Dobrze, a Ty? - złapałam rękę Lysandra i delikatnie ją ścisnęłam, wydawał się zmartwiony. Armin mnie puścił i poszedł zagadywać Kate.
-Martwię się.. - zmarszczył brwi.
-Czym?
-Kas zniknął.
-Aa daj spokój, to nie dziecko, znajdzie się. - pogłaskałam go po ramieniu. - zatańczymy? - kiwnęłam głową w stronę parkietu.
-Oczywiście. - i wyciągnął do mnie dłoń.
      Po paru szybkich piosenkach przyszła kolej na coś wolniejszego. Tańczyłam obejmując Lysandra. Pachniał niesamowicie, to przyjemne mieć kogoś, przy kim można być sobą, kto pomaga zapomnieć.
-Popatrz. - szepnął mi do ucha. Nie musiałam długo szukać obiektu, o którym mówił. W kącie pokoju, na kanapie siedział Armin, a na jego kolanach usadowiła się Kate. Widać było, jak się całują. Zaśmiałam się.
-Chociaż on jeden korzysta. - szepnęłam i zachichotałam. Zobaczyłam także Kastiela i Gretchen. Spędzali razem cały wieczór.
       Dwie kolejne godziny spędziłam w towarzystwie Chrisa. Okazał się być bardzo miłym chłopakiem i bardzo złym tancerzem. Opowiadał mi o swoim zespole, był perkusistą.
-Gretchen zawsze mnie wspiera. - wyznał.
-To czemu nie jesteście razem? Nie podoba Ci się ? - byłam zbyt śmiała po alkoholu.
-To byłoby nierealne. - uśmiechnął się.
-Nie mów tak. Nie można rezygnować, jeśli się nie spróbuje. - zaczęłam go zachęcać.
-Nie rozumiesz. To byłby związek z piekła rodem. - wyznał.
-Taa ona wyglada na jędze. - że też najpierw mówię, a potem myśle. Cholera jasna.
-Jest taka. Jest też moją siostrą. - uśmiechnął się wesoło.
-Cholera. Przepraszam. - wiedziałam, że jest w nich pewne podobieństwo.
-Spoko. Lubię cię. - chwycił moją rękę.
-Tak miło było Cie poznać. - chciałam być grzeczna.
-Na prawdę. - o nie, o nie. Zaczął się przybliżać.
     Zza głowy Chrisa, która niebezpiecznie zbliżała się do mojej, a konkretnie do moich ust ujrzałam Kastiela. Mogłam zdefiniować wszystkie uczucia, jakie malowały się na jego twarzy - smutek, gniew, rozżalenie, ale przede wszystkim uczucie towarzyszące jednej rzeczy, której nie był w stanie wybaczyć - zdrada. Poczułam się, jakby ktoś wymierzył mi siarczysty policzek. Czerwonowłosy obrócił się na pięcie i zniknął wewnątrz domu.
-Przepraszam. - wydusiłam i podniosłam z leżaka, na którym siedzieliśmy.
-Ej lala, nie skończyliśmy. - złapał mnie mocno za rękę.
-Puść ją. - poczułam, że Chris zwalnia uścisk. Głos Lysandra zabrzmiał pewnie siebie i co najważniejsze groźnie. - leć, widziałem, że wyszedł. - powiedział do mnie. Spojrzałam na niego z wdzięcznością i ruszyłam do domu. Szybko zlokalizowałam drzwi wyjściowe i pobiegłam w jedno jedyne miejsce, do którego mógł udać się buntownik.
     Ściągnęłam moje buty, by biec szybciej. Odległość, która rano wydawała się niewielka tym razem była dłuższa. Nie zważałam na ból stop, chłód wiatru smagający moją skórę, podwijającą się sukienkę. Kilka razy nadepnęłam na ostre kamienie, wiedziałam, że leci mi krew. Nie mogłam się zatrzymać, nie póki miałam odwagę, by szczerze z nim porozmawiać. Moje stopy wreszcie dotknęły pisaku. Byłam na plaży przy jeziorze, kawałek dalej widziałam jego sylwetkę, siedział na pisaku i palił papierosa. W drugiej dłoni trzymał flaszkę wódki, czyli zdążył ją wziąć zanim wyszedł z domu. Podeszłam do niego bezszelestnie.
-Kas. - szepnęłam.
-Kimkolwiek jesteś odejdź. - jego głos był lodowaty. Dotknęłam jego ramienia, zrzucił moją dłoń.
-To nie to, co widziałeś. - powiedziałam.
-Tak jakbym chciał się dowiedzieć szczegółów. Spieprzaj Loraine. - zabolało.
-Dobra nie chcesz mnie słuchać. - powiedziałam zrezygnowana.
-Brawo detektywie. - jego sarkastyczny ton ranił moje uczucia. Naważyłam piwa, to teraz je wypije.
-I tak powiem. - powiedziałam hardo.
-Powodzenia. Na pewno nie do mnie będziesz gadać te bzdety. - podniósł się i zaczął oddalać wzdłuż brzegu jeziora. Musiała biec, by za nim nadążyć.
-Ten Chris, on się nachylił. Nie miałam zamiaru go całować. Mam w dupie takich kolesi. Myślał pewnie, że mnie zaliczy i to by było na tyle. Zresztą, czepiasz się mnie, a sam siedziałeś cały czas z tą suką. - nie powinnam jej tak nazywać, ale miałam to gdzieś. - i co teraz się obrazisz? Kastiel, ja chce ci to wytłumaczyć, ja też widziałam ciebie i Debrę. Sam mówiłeś, że wyciągnęłam złe wnioski, robisz to samo. Dokładnie to samo, postaw się na moim miejscu, bo na nim byłeś... - mój monolog nie miał końca.
-Dobra nie z nim to z innym byś to zrobiła. - obrócił się gwałtownie, musiałam się ostro zatrzymać by w niego nie uderzyć.
-Co? Nie prawda. - oburzyłam się.
-Aha. - powiedział i znowu ruszył.
-Kastiel, proszę cię, nie będzie tak, co to ma zresztą za znaczenie..- zatrzymałam się, nie widziałam sensu by iść dalej. On mi nie przebaczy. Nie uważam żeby nawet miał co przebaczać, nic się nie stało..

piątek, 19 sierpnia 2016

Rozdział 37

        W pobliskim sklepie kupiliśmy wszystko, co było nam potrzebne do dobrej zabawy - alkohol, plastikowe kubeczki, piłeczki do ping-ponga, przekąski. Rozalia podpytała przechodniów, o najlepszą pizzerie w okolicy, podano nam jej nazwę i umówiliśmy się z tamtejszymi pracownikami na dowóz dwudziestu pizz o dwudziestej trzeciej. Pozostawało podłączyć sprzęt; głośniki, telewizory, konsole do gier. Dziewczyny zajęły się przygotowaniem jedzenia, zimnych przekąsek, przełożeniem chipsów do misek i wszystkich spraw związanych z napojami. Faceci mieli za zadanie odsunąć meble, pozwijać dywany, podłączyć sprzęt i uporządkować domek.
-Mam go czasami dość, zachowuje się jak przygłup. - pożaliłam się Rozalii przy przekładaniu chipsów do miski.
-Nie przejmuj się to palant. - przewróciła oczami i ukradła mi jednego chipsa.
-Seksowny palant. - poprawiła ją Kim.
-O kim rozmawiacie? - wtrąciła się Melania.
-O Kastielu. - przyznałam, chyba już wszyscy widzieli, że coś się miedzy nami dzieje, a może to tylko moja wyobraźnia?
-Uu, ciężki temat. Ale muszę przyznać racje Kim, jest seksowny, tylko zamknięty w sobie. To taka zraniona dusza...- Melania przyłożyła sobie dłoń do klatki piersiowej i zrobiła minę cierpiętnicy.
-Dajże spokój i idź na leczenie. - Rozalia usiadła na blacie, zajadając się paluszkami.
-Pomogłabyś trochę, a nie jesz! - Mel wyrwała jej paluszka, Rozalia szybko go odebrała.
-Głodna jestem, a poza tym wróćmy do tematu. - Melania dała za wygraną.
-Dobra. Kastiel może i jest trudny, ale za to przystojny. - Kim chyba myślała, że to rekompensuje wszystkie niedogodności.
-On już sobie postawił cel na dziś, przeleci jakąś miejscową.. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Olej go. - poradziła mi Rozalia. - weź się lepiej za Kentina, jest cudowny. - pokiwała głową.
-To już mój dylemat. A Ken to przyjaciel. - odpowiedziałam jej.
-Dobra wiem, łatwo mi mówić. Zrobisz, co chcesz, ale Kas to ryzyko licz się z nim. - przytuliła mnie i poszła podać przekąski.
-Ja bym nie odpuszczała, dacie radę. - Melania pogłaskała mnie po policzku i ruszyła za Rozą.
-A ja powiem tyle: raz się żyje kotku. - Kim poszła roznieść piwa na stół i wrzucić kilka do lodówki. Do kuchni wparował Armin.
-Jak tam cukiereczki? - zapytał.
-Gorzko. - odpowiedziałam ze smutkiem.
-Wyluzuj, on nawet nikogo nie dotknie, a jeśli, to trudno. - próbował mnie pocieszyć.
-Masz racje, trzeba wyluzować. - uśmiechnęłam się i złożyłam sobie obietnice, że nic nie popsuje mi tego wieczoru. Szufladę z napisem Kastiel musiałam na razie zamknąć. Będzie, co ma być.
-Nasi goście idą! - wydarł się Alexy.
-Super, idę pod prysznic. - wyszłam z kuchni, w holu minęłam Kastiela, chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
-Gdzie uciekasz? - mruknął tuż przy moim uchu.
-Pod prysznic. Sama. Nie potrzeba mi większego syfu niż mam na sobie. - odsunęłam się od niego i poszłam na górę.
     Pod prysznicem nie mogłam sobie pozwolić na pośpiech, pozwoliłam by ciepła woda rozluźniła moje mięśnie. Po kąpieli starannie wysuszyłam włosy i wykonałam dokładny makijaż, z dołu dochodziły do mnie odgłosy imprezy, co prawda muzyka była jeszcze cicho. Założyłam na siebie wcześniej naszykowaną czerwoną, obcisłą sukienkę, dwie złote, grube bransoletki przypominające obręcze i czarne szpilki o zaostrzonym czubku. Ostatnie spojrzenie w lustro i ruszam...
     Zeszłam powoli po schodach i udałam się do salonu, nasi goście byli w komplecie, a nawet z nadprogramowym gościem. Była to drobniutka dziewczyna o imieniu Kate. Miała średniej długości blond włosy i błękitne oczy, jej opalenizna podkreślała kolor tęczówek i włosów.
-Cześć jestem Kate! - wstała pospiesznie i podała mi rękę. Ubrana była w czarne szorty i srebrną bluzkę wiązaną na szyi.
-Loraine, miło mi. - uśmiechnęłam się szeroko. Chciałam by wszystkie te lalunie wiedziały, że nie mają do czynienia z byle kim i umiem się zachować.
-Jesteś śliczna.. - powiedziała ten komplement patrząc mi w oczy.
-Dziękuje. Śliczna bluzka. - odpłaciłam się tym samym.
-No to poznajmy się bliżej. - zaproponowała Gretchen. Miała mało imponujące kształty niezbyt schowane pod kusą, czerwoną, jak moja sukienką.
-Okej. - odpowiedziała jej Roza i podała mi piwo. Usiadłam obok Armina.
-Jestem dość dobra w odczytywaniu ekip, ludzi ogólnie rzecz biorąc. - pochwaliła się Gretchen. Każdy z facetów z jej ekipy pokiwał głową na znak potwierdzenia.
-Tak? To dawaj. - białowłosa spojrzała na nią z niedowierzaniem.
-Alfa, na jego zawołanie dzieje się wszystko. - wskazała na Kastiela.
-Kpisz sobie?! On nic nie ma do powiedzenia. - wyrwał się Nataniel.
-Nat, luz ona ma trochę racji. - uspokoił go Lys.
-Romantyk, zapewne pięknie śpiewasz. - dodała pokazując na Lysa.
-Prawda. - powiedziałam.
-Dziewczyna alfa, ślicznotka, miłośniczka wysokich butów. - wskazała na mnie.
-Co? Nie, ona i Kas nie są razem. - wyparowała Melania.
-Nie ważne. Jedziemy dalej. - powiedziała Roza.
-Ty i on to związek od bardzo, bardzo dawna. On ma coś wspólnego z modą, ty jesteś najlepszą przyjaciółką Pani Alfa. - pokazała na Leo i Rozę. - Gej. - przeniosła wzrok na Alexego. - kujon. - wskazał palcem na Nataniela. - twardzielka. - tym razem padło na Kim. - nieśmiała dziewczynka, posłuszna rodzicom. - przeniosła palec na Mel - komputerowy świr. - zatrzymała się na Arminie.
-No nieźle, nawet nie aż tak dużo błędów. - zagwizdał Kas.
-Dziękuje uprzejmie za uznanie. - Gretchen uśmiechnęła się słodko do Kasa.
-Czas zatańczyć. - Roza pociągnęła mnie za rękę. Poszłyśmy razem na miejsce, w którym wyznaczono parkiet. Przymknęłam powieki i zaczęłam ruszać biodrami, po chwili dołączył do mnie Armin. Przetańczyliśmy tak kilka utworów, po nich na parkiet wyszła Gretchen i Kas. Widziałam, jak ociera się o niego tym swoim zgrabnym tyłeczkiem, co chwile szeptała mu coś do ucha, a on wybuchał śmiechem. Cała się wtedy gotowałam i nie dając nic po sobie poznać coraz odważniej tańczyłam z przyjacielem. Zrozumiał, o co chodzi i szybko zaczął robić to samo, co ja. Kas i lafirynda opuścili pomieszczenie i poszli na taras. Pociągnęłam za sobą Rozalie i ruszyliśmy za nimi, Armin podszedł w tym czasie do stołu, gdzie rozłożone były rożnego rodzaju alkohole.
     Wyszłyśmy przez drzwi balkonowe na taras. Stał tam niedomyślny idiota i wiecznie coś gadająca Gretchen. Stanęłyśmy kawałek od nich i odpaliłyśmy papierosy. Gretchen cały czas dotykała ramienia Kastiela, albo jego biodra, albo żartobliwie pogłaskała go po policzku... Cała się gotowałam.
-Pewnie się puszcza. - powiedziała Roza.
-Nie wiem. - mruknęłam mocno się zaciągając.
-Jest brzydka. - Rozalia spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczyma.
-Nie jest i tutaj leży problem. - wiedziałam, że mnie tylko pociesza. Gretchen była bardzo zadbana i niestety nie poskąpiono jej urody. Wysoka, o figurze modelki, wąskiej talii, małym lecz dobrze wyeksponowanym biuście. Jej średniej długości rude włosy i szmaragdowo zielone oczy były ze sobą idealnie skomponowane. Mimo, że miała okazje do opalania na uroczej płazy widać było iż unika słońca. Blada cera, przyozdobiona piegami dodawała jej uroku. Prężyła się dzielnie koło Kastiela. Alkohol dodał mi odwagi, więc ruszyłam w ich kierunku. Widziałam tylko, jak Rozalia szeroko otwiera usta i usłyszałam głośne wciąganie powietrza. Nagle ktoś chwycił mnie za rękę, nie była to jednak delikatna i drobna dłoń Rozalii....

niedziela, 14 sierpnia 2016

Rozdział 36

     Wróciłyśmy na plaże, wszyscy patrzyli na nas zszokowani. Tak, jak myślałam Rozalia siedziała we wodzie mimo wszystko nas obserwując.
-To jednak się opalisz? - zapytał Armin.
-Tak, Loraine mnie przekonała. Moi drodzy, to dlatego, że mam bliznę. Wstydziłam się. - Melania delikatnie się zarumieniła.
-No i co, ja mam znamię na pupie, w kształcie pudla! - wypalił nagle Alexy.
-Nie prawda, to zwykłe znamię, ty chyba pudla nie widziałeś. - Armin popukał się w czoło, chcąc pokazać swój stosunek do nowiny ogłoszonej przez jego brata. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
-Nie przejmuj się tym. - Nataniel delikatnie chwycił za rękę Melanii. Dziewczyna zarumieniła się jeszcze bardziej.
-A i na przyszłość. - zaczął Kastiel. - nie mów do nas moi drodzy, brzmisz, jak dyrektorka na apelu. - przeszedł go dreszcz.
-Te ciarki to rozumiem, że z podniecenia na myśl o waszej seksownej dyrekcji. - zażartował Leo i dotknął przedramienia czerwonowłosego.
-Jesteście tacy śmieszni. - Kastiel uśmiechnął się słodko i zmrużył oczy.
-Daj spokój Kas, to żarty. - rzucił Lys.
-Wiem, dlatego twój brat nadal ma komplet zębów. - odpowiedział mu buntownik.
-Idziecie?! - z wody dobiegł nas krzyk Rozalii.
-Ja tak, a Wy? - zaczęłam biec w stronę wody.
-Ostatni w wodzie ten przychlast! - rzucił Armin i zaczął biec w stronę wody. Stojąc po kolana w wodzie obserwowałam, jak pozostali zrywają się do biegu. Oczywiście, nie obyło się bez wpadki. Lysander na starcie zahaczył nogą o ręcznik i runął na piasek. Podniósł kciuk w górę, ale jego twarz nadal znajdowała się w piasku. Po chwili podniósł się i zaczął śmiać. Kastiel, jak na przyjaciela przystało podniósł białowłosego i razem ruszyli do wody. Mimo wpadki udało im się dobiec przed Natanielem, który miał na sobie szorty i przed wejście, do wody musiał je ściągnąć. Niestety jego noga utknęła w nogawce i cały proces się wydłużył. Zanurzyłam się w krystalicznie czystej wodzie. Dając nura pod powierzchnie, przepłynęłam kawałek i wynurzyłam.
-Loraine, wiesz, że tutaj nie ma Atlantydy? - zażartował Leo.
-Jasne, ale wciąż mam nadzieje. - zaśmiałam się i wytarłam mokrymi rękoma twarz, tak, bardzo logiczne posunięcie.
-O, jest i nasz przychlast! - rzucił Armin i podpłynął do Nataniela. Dla żartów podpił go na kilka sekund.
-Nie dość, że człowiek okazuje się przychlastem, to jeszcze go topią. - Nataniel wydusił między kaszlnięciami.
-Debile. - dodała Roza i zniknęła pod wodą.
Poczułam, że ktoś złapał mnie za udo, odskoczyłam przestraszona. Z wody wynurzył się Kastiel.
-Ciebie pogięło?! Miałam zawał! - uderzyłam go w ramię. Rozglądałam się dookoła siebie, nikt nas nie obserwował. Przyjaciele popłynęli w różne miejsca jeziora.
-Nie bój się.  - zamruczał Kastiel i przyciągnął mnie do siebie, zarzuciłam mu ręce na szyje.
-Nie boje. - wyciągnęłam brodę w jego kierunku, zrozumiał, o co mi chodzi i nachylił do mnie. Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
-Tylko tyle? - wyszeptał. Pokręciłam głową z uśmiechem. Po raz kolejny złożyłam na jego ustach kilka drobnych pocałunków, zniecierpliwił się i wpił w moje usta. Całował mnie delikatnie, słońce barwiło światło pod moimi powiekami na czerwono. Kastiel delikatnie chwycił moje uda i podniósł. Byłam obrócona do niego przodem, a on trzymał ręce tuż przy mojej pupie. Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
-Już myślałem, że masz mnie dość. - powiedział i delikatnie mnie opuścił. Pod stopami czułam miękkie dno.
-Teraz już tak. - zażartowałam i szybko zniknęłam pod wodą, przepłynęłam w ten sposób spory kawałek. Wynurzyłam się kilka metrów dalej obserwując czerwonowłosego, kręcił głową z uśmiechem. Podpłynęłam do Armina.
-Nie myśl sobie, widziałem. - machał mi palcem przed nosem.
-Fajnie, ale jak dalej tak będziesz machał, to ja już nic nie zobaczę. - popatrzył na mnie zdziwiony. - wydłubiesz mi oczy tym paluchem! - chwyciłam jego dłoń i zanurzyłam pod wodę.
-Skaczemy z liny?! - krzyknął do nas Alexy.
-Co? - odkrzyknęłam, wskazał palcem na wysokie drzewo, z którego zwisała solidna lina. Można było się domyślić, że miejscowe dzieciaki powiesiły ją, żeby móc skakać do wody.
-Ja jestem na tak! - zaczęłam płynąć w jej kierunku.
Wyszłam na brzeg, czekał tam już Kastiel i Nataniel, z wody wychodziła Rozalia, Alexy i Armin.
-Kto pierwszy? - zapytałam.
-Ja! - białowłosa wystąpiła przed szereg.
-Tylko uważaj na doczepki. - zażartował Armin. Białowłosa chwyciła linę i odsunęła się o kilka kroków, po chwili wzięła rozbieg i zanim wpadła do wody, zdążyła krzyknąć:
-To nie doczepki frajerze! - białowłosa zniknęła pod wodą.
-Kto następny? - zapytał Kas.
-Ja, kobiety mają pierwszeństwo. - odsunęłam się jeszcze dalej niż Roza, rozpędziłam i podczas skoku zdążyłam obrócić w powietrzu, nie wyszło idealnie, ale deski też nie zaliczyłam.
Po mnie, nastąpiła kolej na Armina. Niestety chłopcy tak go rozśmieszali, że biedaczek potknął się i upadł na ziemie, jakby tego było mało, zsunął się ze skarpy i wpadł do wody. Podpłynęłam, a właściwie podeszłam, było tam na tyle płytko.
-Nic ci nie jest? - zapytałam i głośno roześmiałam.
-Nie, ale moja duma jest rozszarpana na kawałki. - podniósł się z płycizny. - jeszcze sobie obtarłem klatę. - dotknął zaczerwienionego miejsca.
-To za te doczepki! - krzyknęła Roza.
Pozostali wykonali po kilka skoków do wody. Kastiel, jak to Kastiel musiał się popisywać i wykonywał również salta i inne..Przewracałam oczami na każdy jego krótki pokaz talentów.
-Idziemy na ręczniki? - zapytał, gdy po którymś skoku z kolei podpłynął do mnie.
-Tak, moje usta są już fioletowe. - pożaliłam się. Było mi okropnie zimno.
-Zawsze mogę ci je rozgrzać... - zasugerował Kas.
-Potem. - puściłam do niego oczko i zaczęłam płynąć w stronę brzegu. Na ręcznikach czekała na nas niespodzianka. Oprócz Melanii było tam kilka innych osób - czterech chłopców i trzy dziewczyny. Zatrzymałam się na brzegu, czekając na Kastiela. Kiwnęłam w stronę Rozalii i Leo by wyszli na brzeg. Kastiel stanął obok mnie.
-A to co za jedni? - zapytał zdziwiony.
-Zaraz się dowiemy. - chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę ręczników.
-O, Kastiel, Loraine. Już popływaliście? - Melania była najwyraźniej weselsza niż kilkanaście minut temu, poczułam zimną rękę na ramieniu, dołączyła do nas Roza i Leo.  Melania kontynuowała. - siedziałam sama i ktoś tutaj podszedł. To miejscowi, bardzo mili. Poznajcie się. - zaczęła pokazywać na poszczególnych ludzi wymawiając ich imiona - To Anne, Gretchen, Kylie. - trzy dziewczyny, każda o innym kolorze włosów, uśmiechnęły się do nas serdecznie. - A to Mike, Eric, Embry i Chris. - wskazała na chłopców, każdy z nich miał ciemną karnację i chociaż jeden tatuaż, Chris przyglądał mi się badawczo. Postanowiłam to zignorować. Melania zwróciła się do miejscowych - A to moi przyjaciele, Loraine, Roza, Leo i Kas. - przedstawiła nas po kolei. - pozostali pewnie zaraz do nas dojdą. - uśmiechnęła się wesoło.
-Miło Was poznać, spędzacie tutaj wakacje? - zaczęła rudowłosa Gretchen.
-Tak, jak widać. Was również miło poznać. - powiedziałam i uśmiechnęłam sztucznie. Z wody wyszli pozostali, szybko ich przedstawiłam.
-Rzadko kiedy pojawia się tutaj tak duża ekipa. - Chris pokiwał głową z uznaniem.
-To nie wszyscy. - powiedział Kas i uśmiechnął ironicznie. Cały czas czułam na sobie spojrzenie blondyna o imieniu Chris, czułam jak jego wzrok prześlizguje się po moim ciele. Widocznie nie tylko ja to zauważyłam, bo Kastiel momentalnie objął mnie w talii.
-Organizujemy wieczorem imprezę, zapraszamy. - powiedział Lysander do naszych nowych znajomych.
-Z chęcią przyjdziemy. - odpowiedziała mu blondynka, chyba Anne.
-Musimy się zbierać, podajcie nam adres, żebyśmy wiedzieli, gdzie iść. - Mike podniósł się z piasku, w ślad za nim poszli pozostali. Lysander podał mu adres. Chris minął mnie, delikatnie ocierając ciałem o moje.
-Do zobaczenia - szepnął i puścił mi oczko.  Zadrżałam, co nie uszło uwadze Kastiela.
-Wszystko dobrze? - zapytał, kiwnęłam głową.
-Czy mi się zdaje, czy oni byli dziwni? - Rozalia się skrzywiła.
-Trochę tak. - przyznał Alexy.
-A ta Gretchen pożerała wzrokiem naszego Kastiela. - rzucił Armin, sama tego nie zauważyłam, ale może byłam zbyt skupiona na blondynie.
-To dobrze, może dzisiaj coś zaliczę. - powiedział Kastiel z uśmiechem.
-Miejscową, może cię zaprowadzi w nieznane miejsca.. - dorzucił swoje trzy grosze Nataniel.
-Dajcie spokój to obleśne. - powiedziała Kim.
-Nie ważne, musimy się zbierać, trzeba kupić coś do jedzenia i alkohol. - przypomniał nam Lysander.
-Idziemy. - Rozalia popatrzyła na mnie. Musiała widzieć mój smutek związany z tym, co powiedział Kastiel. Jak on może chcieć się zabawić z jakąś laską. Cholera, wiedziałam, że nie traktuje tego, co jest między nami na poważnie.

sobota, 13 sierpnia 2016

Rozdział 35

      Wsiedliśmy do pociągu, szybko odnaleźliśmy wolne miejsca i zamknęliśmy zasuwanie drzwi. Było nas więcej niż miejsc, więc musieliśmy siedzieć bardzo blisko siebie, Kastiel usiadł pomiędzy siedzeniami na ziemi i oparł się o drzwi, na przeciwko niego usadowił się Lysander.
-LOL podaj mi piwo, jest w plecaku. - nad moją głową znajdował się plecak czerwonowłosego. Wyjęłam z niego dwa ośmiopaki i podałam mu je.
-Częstujcie się. - wskazał ręką na piwa. Każdy z uśmiechem na twarzy sięgnął po jedno.
Rozalia otworzyła okno, stanęłam przy nim, moje włosy rozwiewał wiatr, zaczęłam przysłuchiwać się rozmowom toczonym z naszym przedziale.
-Mówię Ci stary, normalnie oszalały. - Armin przyłożył dwie ręce do głowy i po chwili gwałtownie je odsunął, co imitowało wybuch, by wzmocnić efekt wypuścił głośno powietrze.
-Ale kto? - do rozmowy włączył się Lysander.
-Armin opowiada o tym, jak pokazywał jakimś małolatom, jak gra. - prychnął Kastiel.
-Albo wariatki, albo desperatki. - białowłosa pokiwała głową z politowaniem.
-Raczej to drugie. - wtrąciła Kim i stuknęły się puszkami.
-Dajcie spokój, mówię Wam one na mnie lecą.. Mój urok osobisty zwala je z nóg. - Armin zmrużył oczy.
-Urok osobisty? Ładnie ująłeś swoją chorobę. - Alexy pogłaskał go po ramieniu.
-A co to za choroba? - dopytała Melania.
-Jak byliśmy mali, nasza mama go upuściła, na dodatek lubił gryźć pręty od łóżeczka. -  wyjaśnił Alexy.
-Pomalowane ołowiem? - dopytał Kastiel.
-Najwyraźniej. - odpowiedział mu niebieskowłosy.
-Mamusia jest ze mnie dumna! - zaoponował Armin.
-No jasne, przecież i tak wyszedłeś na ludzi w porównaniu z tym, co prognozowali lekarze. - zażartował Kastiel.
-Trochę szkoda, zawsze mogłeś zostać niesamowitym przypadkiem medycznym, pokazywaliby cię w telewizji. - Nataniel dorzucił swoje trzy gorsze.
-A tak to zostaje cyrk. - zakończył dyskusje Lysander. Wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
-Koniec żartów na mój temat. - Armin zrobił skwaszoną minę.
-Czy mi się wydaje, czy Ty właśnie tupnąłeś nogą? - Kastiel wytrzeszczył oczy.
-Jak rasowa prima balerina. - odparł dumnie brunet.
-Idź się lecz i poducz trochę. - Nataniel uniósł jeden kącik ust w ironicznym uśmiechu.
-Chłopcy, dajcie mu spokój. - zaoponowała Melania.
-Ty, Amelka zluzuje trochę, bo jak tak dalej będziesz spinać, to równie dobrze na Twoje miejsce mogliśmy zaprosić moją babcie, jest bardziej rozrywkowa. - białowłosa patrzyła na nią krzywo.
-Dajcie spokój, chill.. - Kim podniosła delikatnie ręce, by oo chwili bardzo powoli je opuścić, tak jakby gładziła tafle wody.
-Będziemy na miejscu za jakieś dziesięć minut, jak daleko jest z peronu do domku, Leo? - zapytałam ciemnowłosego.
-Jakieś 20 minut, ale damy radę. - mrugnął do mnie.
-Mam watpliwości, czy Rozalia da radę. Zabrała ze sobą więcej niż przesiedleńcy na Syberie. - Kim spojrzała na złotooką wymownie.
-A dajcie mi spokój, zapakowałem to i zataszcze. - Rozalia postanowiła chyba pokazać, że nie była głupia pakując taką ilość rzeczy.
-Spokojnie, od tego są tu nasi gentelmani. - popatrzyłam na chłopców.
-Ja tam mam swoich tyle samo, więc odpadam. - Alexy podniósł ręce w obronnym geście.
-Ja nie mogę, mam zapalenie kanalika w nadgarstku. - Nataniel rownież spróbował się wykręcić.
-Spokojnie Panowie, jako że Lysander dopingował Rozę w pakowaniu walizek to on jej pomoże. - uspokoił całe towarzystwo Leo.
-Oczywiście, nie zostawię damy samej. - Lysander uznał widocznie, że zaniesienie walizek Rozlaii do domku to sprawa honoru.
-Pomogę Ci stary. - zgłosił się na ochotnika Kastiel.
-I załatwione. - uśmiechnęłam się do białowłosej.
-Nie mogę się doczekać, aż wskoczymy w kostiumy. - Kim klasnęła w dłonie z ekscytacją.
-Ja też! - powiedziałam równocześnie  z Rozalią, Melanią, Peggy i Klementyną, które do tej pory się nie odzywały.
-Ej, a co z Kentinem? Dojedzie? - zapytał Kas.
-Tak mi mówił, jak tylko ojciec go wypuści. - odpowiedziałam. Brakowało mi tutaj zielonookiego, z nim zawsze jest weselej.
        Po wysiadce z pociągu niemal odrazu ruszyliśmy w stronę wynajętego domku, zgodnie z obietnicą, Lysander pomógł Rozalii z jej walizką. Pozostali nie chcieli zostać uznani za dupków, więc mimo wcześniejszych wykrętów chwycili za dziewczęce walizki. Po dwudziestu minutach marszu znaleźliśmy się obok domku zbudowanym z drewna. Przed nim znajdował się drobny ogródek. Weszliśmy po kolei.
-No nie jest źle. - zagwizdała Kim. - w domku było przytulnie, w sumie, jak w każdym domku zbudowanym na wzór prawdziwych górskich domów.
-Idę zająć jakiś pokój. - powiedziała Rozalia i udała się na górę. Wzruszyłam ramionami i poszłam za jej śladem. Sypialni było mniej niż osób, dlatego musieliśmy się dobrać w pary. Było mi obojętne z kim będę.
-Jak wylądujemy wieczorem, tak będziemy spać. Co Wy na to? - zaproponował Nataniel.
-Jasne, co za różnica. - mruknęłam.
-Nie wiem, jak Wy, ale ja wskakuje w kostium i idę nad jezioro. - Rozalia klasnęła w dłonie i za chwile zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
      Po kilku minutach wszyscy byli gotowi do wyjścia. Ruszyliśmy w kierunku wskazanym nam przez Lysandra, gdyby Leo nie potwierdził, że idziemy w dobrą stronę, w życiu nie zaufałabym orientacji w terenie białowłosego. Po chwili byliśmy już nad jeziorem, sztuczna plaża przyciągała, krystalicznie czysta woda wskazywała na ludzką ingerencje. Tym lepiej, że jest to sztuczny zbiornik, nie wyobrażam sobie pływać wsród syfu, jaki znajduje się w naturalnych jeziorach. Rozłożyliśmy ręczniki, ściągnęłam moją letnią sukienkę, pod którą założyłam różowo-czarny kostium. Zakrywał więcej niż ten, który miała na sobie Roza, a nawet Kim.
-Melania, co z Tobą ? Wyskakuj z ciuszków. - kiwnął głową Alexy.
-Nie, ja.. Nie lubię pływać. - odpowiedziała zmieszana.
-Nikt Ci nie każe, ale ugotujesz się w tej kiecce. - dodał Armin.
-Nic mi nie będzie. - spuściła głowę.
-Hej, możemy pogadać? - wstałam i złapałam ją za rękę, ciągnąć w kierunku pobliskiego lasu. Gdy tylko zniknęłyśmy za drzewami zatrzymałam się.
-Co się stało? - zapytałam.
-Mówiłam, ja nie pływam. Nie lubię. - odpowiedziała mi w dalszym ciągu zmieszana.
-Możesz się opalać. - zmarszczyłam brwi.
-Nie chce. - popatrzyła mi prosto w oczy i odpowiedziała stanowczo.
-Dlaczego? Melania, nie po to ubrałaś kostium, nie rób ze mnie idiotki, widzę sznureczki na Twojej szyi. - chwyciłam za jeden i delikatnie pociągnęłam. - powiesz mi prawdę ? - nalegałam.
-Dobra. Niech Ci będzie. Po prostu.. Mam bliznę. Taką dużą, na brzuchu. Wstydzę się. Jest tu Nataniel, on nie może tego zobaczyć.
-Powinnaś się leczyć. - zaśmiałam się, dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że mogłam ją urazić. - przepraszam, ale.. Posłuchaj, nikomu to nie przeszkadza, znam Nataniela to super facet, każdy ma coś, czego się wstydzi. Powinnaś się rozebrać i olać każdego, kto krzywo popatrzy. Niech ten kto jest bez wady, pierwszy rzuci kamieniem. - chwyciłam jej dłoń i delikatnie ścisnęłam. - ja też mam bliznę, w sumie to rozstępy. - obróciłam się do niej bokiem, żeby pokazać rozstępy, jakie miałam na biodrach i pośladkach. -  nie przejmuj się. Obiecuje, że nikt nie popatrzy na Ciebie, jak na gorszą, bo masz bliznę. Widziałaś uda Rozy? Ma mnóstwo blizn po wypadku, są małe, ale je widać. I co? Wskoczyła w kostium i znając ją już jest w wodzie. - uśmiechnęłam się ciepło.
-Zgoda. - odpowiedziała po chwili namysłu, a mój uśmiech się poszerzył.

wtorek, 9 sierpnia 2016

Rozdział 34

Rozdział jeszcze nie jest sprawdzony, z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy :*



          Adrian był tym typem chłopaka, a raczej mężczyzny, obok którego nie sposób było przejść obojętnie. Wysoki, ciemnowłosy, o porcelanowej cerze i gładkiej skórze. Wyglądał niczym porcelanowa lalka - długie, ciemne rzęsy, oczy w kolorze węgla idealnie kontrastujące z jasną cerą. Pełne usta i dołeczki, jak u antycznego cherubina. Był starszy ode mnie o pięć lat. Nie przeszkadzało mi to jednak w związaniu się z nim. Był lojalny, kochający i troskliwy. Prawie idealny. No właśnie, prawie. Miał jedną, jedyną wadę. Było nią uzależnienie, Adrian kochał szybką jazdę ponad wszystko inne. Cenił ją bardziej niż własne życie. Szybkie samochody były jego obsesją, stawiając mu ultimatum usłyszałam tylko jedno zdanie, zanim odszedł - W miłości nie stawia się ultimatum. Nigdy więcej go nie widziałam, pisałam do niego wielokrotnie. Złamał mi serce. Postawił szybkie samochody ponad to, co nas łączyło. Z ideału stał się moim przekleństwem. Mężczyzną, którego miałam prawdopodobnie wspominać do końca życia. Jego hipnotyzujące spojrzenie, było podobne, jak u Lysandra. Chyba dlatego, tak bardzo kochałam patrzeć w różnokolorowe tęczówki przyjaciela. Wiele miesięcy po rozstaniu z Adrianem nie mogłam się pozbierać, nie mogłam pogodzić się z tym, że wybór nie padł na mnie. Od tamtego momentu panicznie bałam się stawiać komuś ultimatum. Dlatego nie kazałam wybierać Kastielowi miedzy mną, a Debrą...
       Moje rozmyślania musiały trwać dłużej niż chwilę. Rozalia widziała, że odpłynęłam, dlatego dopiero po chwili wyrwała mnie z natłoku własnych myśli.
-Ziemia do Loraine. - pomachała mi ręką przed twarzą.
-Jestem. Jestem. - szepnęłam. Musiałam wyglądać, jak szalona. Moje oczy zapewne nadal wydawały się puste.
-Nie ważne, kim był ten dupek. Masz to za sobą. - zapewne chciała mnie pocieszyć.
-Nie był dupkiem. Był najlepszym partnerem i zarazem przyjacielem. Stara bolał podwójnie. Było, minęło. - uśmiechnęłam się blado. Odwzajemniła mój uśmiech.
-Zostajesz na noc? - chwyciła moją dłoń i uśmiechnęła pokrzepiająco.
-Nie, muszę dogadać z ciocią nasz wyjazd. - podniosłam się z kanapy.
-Okej, to do zobaczenia jutro? - zapytała.
-Jasne. - przytuliłam ją.
        Kilka minut pózniej byłam w domu, wyjazd planowany był na piątek, zostały więc dwa dni...
-Któż to wrócił. Sądziłam, że zmieniłaś adres. - ciocia stała w holu, oparta o framugę drzwi.
-Nie ma opcji. Tu mi dobrze. - puściłam do niej perskie oko.
-Wiem, że Rozalia nie może bez ciebie żyć, ale fajnie by było, gdybyś pobyła trochę w domu. Nie widujemy się. - powiedziała smutnym głosem.
-Jak tylko wrócę z wyjazdu, nadrobimy to. Obiecuje. - przełożyłam sobie dłoń do serca w geście składania przysięgi.
-Dobra, dobra. Ja już wiem, jak to wyjdzie, wyobraź sobie, że nie urodziłam się stara. - ciocia zaśmiała się dźwięcznie.
-Oby Michael wrócił szybciej niż planował. Oszalejesz sama w domu. - westchnęłam.
-Tak, bo najbardziej potrzebuje towarzystwa dwudziestoparoletniego imprezowicza. - obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
 Spędziłyśmy ze sobą miły wieczór, oglądałyśmy filmy do pózniej nocy, rozmawiałyśmy o moich znajomych i pracy Carmen. Znalazłyśmy nawet chwilę, by połączyć się z tatą przez komunikator internetowy. Miło było zobaczy jego twarz, nawet jeśli była niewyraźna przez monitor komputera.
      Kolejnego dnia wieczorem spakowałam swoje rzeczy i naszykowałam ubranie na rano. Punktualnie o dziewiątej miałam być na dworcu kolejowym. Pociąg odjeżdżał o dziewiątej dwadzieścia. Miałam nadzieje, że nikt się nie spóźni. Szczególnie nie Kastiel, który spał tyle, co sowy....
        Około ósmej byłam już prawie gotowa, została mi godzina do wyjazdu. Wyobrażałam sobie, jak to będzie, czy uda mi się zbliżyć do Kastiela. Czy jestem wystarczająco dobra... Jego wewnętrzny chłód potrafił odepchnąć z siłą uderzeniową rakiety. Rozalia i Leo mieli pod tym względem ogromne szczęście, pasowali do siebie idealnie, on spokojny ona roztrzepana, ogień i woda, Wenus i Mars.. Na dworcu pojawiłam się kwadrans przed dziewiątą. Po chwili zauważyłam, że Lysander, Leo i Roza już są. Podeszłam do nich.
-Cześć, jak nastroje? - zapytałam i przywitałam z każdym z nich.
-Dobrze, rewelka! - białowłosa siedziała podekscytowana na swojej walizce.
-Gdyby Rozalia nie spakował połowy domu, byłoby jeszcze lepiej. - mruknął Leo.
-A ja zgubiłem coś. Chyba.. - Lysander podrapał się po głowie w zamyśleniu.
-Jedziemy na wycieczkę, jedziemy na wycieczkę.. - z pewnej odległości dobiegło nas nucenie Armina. Za nim wlókł się Alexy. Podeszli do nas.
-Jak tam moi drodzy podróżnicy? - Armin szeroko się uśmiechał.
-Zajebiście, ale za szybko chodzisz. - pożalił się drugi bliźniak.
-Nie ciebie pytam poza tym, chodzisz tak wolno, że wolniej można już tylko do tyłu. - Armin zmarszczył brwi i uśmiechnął się ironicznie.
-Jest spoko. - mruknęłam i po chwili zaśmiałam.
-Idzie Nataniel i Kim. - Alexy wskazał na dwie postacie z walizkami zbliżające się do nas.
-Ciekawe, gdzie nasz najdroższy Kastiel. - burknęła Rozalia.
-Pewnie w drodze. - powiedział Leo. - Lys wiesz coś na ten temat? - zapytał brata.
-Tak, był chyba koło ławki, ale nie jestem pewien, chyba tam go zostawiłem. - odpowiedział Lysander. Popatrzyliśmy na niego, jak na ufoludka. Co on pieprzył.
-Lys, co ty dupisz? - dopytał Armin.
-Co, co? - białowłosy otworzył szeroko oczy, widocznie myślał, że pytamy o jego zagubioną rzecz, a nie naszego współtowarzysza.
-Kastiel. Wiesz, czerwone włosy, czekoladowe oczy, ironiczny uśmieszek nie schodzący z jakże irytującego pyska. - zaczęła wymieniać Rozalia.
-Roza, uważaj na słowa. - zwrócił jej uwagę jej ukochany.
-Ah. No tak. Będzie za minutę. - odpowiedział Lysander i po chwili utonął we własnych myślach. Nie musieliśmy czekać dłużej niż zapowiedział, Kastiel pojawił się po chwili, teraz wszyscy, w komplecie czekaliśmy na przyjazd pociągu.

wtorek, 2 sierpnia 2016

Rozdział 33

        Obudził mnie SMS od Rozalii: Za 20 minut u Ciebie, idziemy odbić Kastiela x.x. Co, o co jej chodzi? Nie ważne, lepiej się ogarnąć. Jeśli mówi, że przyjdzie to przyjdzie. Wzięłam ekspresowy prysznic. Związałam włosy w koka i ubralam białe szorty i turkusowa bluzkę, odkrywającą moje ramiona. Na nogach miałam białe, niskie trampki. Wygodnie i uroczo, dobra, gdzie Rozalia. Akurat gdy o tym pomyślałam, usłyszałam dzwonek do drzwi. Ciocia jakiś czas temu rozdała moim znajomym kody do bramy, żeby nie musieli czekać aż ktoś im otworzy, był to z jej strony olbrzymi kredyt zaufania.
Zbiegłam na dół.
-Dzień dobry! - krzyknęłam żeby przywitać się z panią Emeryll i już byłam przy drzwiach.
-Dzień dobry, zjedz coś! - usłyszałam za sobą głos gospodyni.
-Dziękuje, spieszę się. - wyszłam przed drzwi. Stała tam Rozalia, Armin, Alexy i Nataniel.
-Co jest? - zapytałam, ale już ciągnęli mnie w stronę ulicy, a potem domu Kasa.
-Przyjechała. - mruknął Armin.
-Ta dziewczyna, o której nam mówił. - wyjaśnił Nataniel
-I? - spojrzałam na Nataniela.
-To niezła wariatka, Lysander mi o niej opowiadał. - dokończyła za niego białowłosa.
-Z niezłym tyłeczkiem. - dodał Armin.
-A ty skąd to wiesz? - zdziwiła się Roza.
-Poznałem ją. - wyznał dumnie.
       Byliśmy pod domem czerwonowłosego, bez ceregieli wpakowaliśmy się na jego posesje i ruszyliśmy w stronę tarasu. Owy tyłeczek był pierwszym, co zobaczyłam. Stała pochylona, tyłem do nas w skąpym zielonym bikini. No tak, jak lato to i opalanie. Obróciła się.
-O cześć! Wy musicie być przyjaciółmi Kastiela. Jestem Anabelle. - wyciągnęła do nas rękę.
-Loraine. - uścisnęłam jej dłoń, podobnie jak pozostali.
-Siadajcie. - machnęła ręka w stronę ratanowego kompletu na tarasie.
-O Armin nie poznałam Cie. - dodała słodkim głosikiem i wtuliła w jego tors, delikatnie ją objął z miną cierpiętnika.
-Gdzie Kas? - dopytałam.
-Bierze prysznic, tak się biedaczysko zmęczyło. Musiał skosić trawę. - udała, że ociera łzę.
-Yhm. - mruknęliśmy równocześnie.
-Napijesz się czego, wyglądasz na spragnioną.- powiedziała do mnie.
-Nie dzięki, sama się dobrze orientuje co, gdzie jest. - wet za wet. Chwile pózniej z domu wyszedł Kastiel. Przywitał się z nami. Anabelle poszła skorzystać z łazienki, co dało nam chwile na rozmowę.
-Nie wierze, ona jest poryta. Nie da się z nią wytrzymać. Poukładana mi koszulki kolorystycznie, najgorsze że odróżnia czarny od mniej czarnego! - Kastiel złapał się za głowę.
-Wariatka. - pokiwał głową Alexy.
-To słaba podróba Paris Hilton. - dodała Rozalia.
-Raczej Manson przebrany za Paris. - sprostował Kastiel. Po chwili dodał - i nigdy się nie zamyka.
-Trzeba się jej pozbyć bo oszalejemy. - zwykle miły i grzeczny Nataniel tym razem wyraził swoją szczerą opinie.
-Nie było tu Lysa? - zdziwiła się białowłosa.
-Był, zdążyła urazić go nasza urocza Anabelle. - mruknął Kastiel.
-To znaczy?
-Rzuciła jakimś komentarzem, że zna okulistę i chirurga, którzy zoperują mu oczy, by miały ten sam kolor. - Kastiel wydawał się wściekły.
-To suka. - Rozie skoczyło cieśninie.
-Musimy się jej pozbyć, zanim nas wszystkich wyniosą w kaftanach. - poradziłam.
-Gdybym tylko mógł się skupić na estetycznych walorach tego przenośnego nadajnika, byłoby zajebiście. - rozmarzył się Kastiel.
-Tylko mi nie mówcie, że ona jedzie z nami nad jezioro! - jęknął Alexy.
-Mam pomysł. - mruknęłam Kastiel i gwałtownie się podniósł. Nim zorientowałam się, co się dzieje chwycił mnie i bez trudu uniósł do góry. Z zaskoczenia rozchylilam delikatnie usta, wykorzystał ten moment i bezceremonialnie wdarł się językiem w moje usta. Całował mnie, przygryzały wargę... Pozostali musieli być równie zaszokowani, co ja. Usłyszałam, że ktoś gwałtownie wciąga powietrze, otworzyłam oczy i zobaczyłam Anabelle.
      Wyjechała jeszcze tego samego wieczoru pod pretekstem zaproszenia przez koleżankę na wybrzeże, kto normalny zostałby w zatłoczonym mieście? No właśnie. Szykowaliśmy się powoli do wyjazdu. Musiałam kupić kilka rzeczy, więc umówiłam się z Rozalią na wspólne zakupy kolejnego dnia. Późno w nocy zarezerwowałam naszej grupie bilety na pociąg.
      Rano spotkałam się z przyjaciółką pod centrum handlowym.
-Nieźle wyglądasz. - zagwizdałam na jej widok i przywitałam buziakiem w policzek.
-I vice versa. - uniosła brwi. Poszłyśmy do drogerii kupić niezbędne rzeczy, potem kilka ubrań w ulubionych sieciówkach, a na koniec poszłyśmy do sklepu z bielizną.
-Powinnaś sobie coś kupić. - powiedziała białowłosa.
-Coś? To znaczy. Zawsze, gdy to mówisz, masz gotowy pomysł w głowie. - uśmiechnęłam się kpiąco.
-Coś seksownego. Mam pytanie.. - urwała. Popatrzyłam na nią pytająco i zachęciliśmy skinieniem głowy.
-Czy wtedy po imprezie, czy... No. Czy wy.. Ty i Kastiel.. - nie musiała kończyć, dokładnie wiedziałam, o co mnie pyta.
-Nie, prawie, ale nie. Nie mogłam. - powiedziałabym jej więcej, gdyby nie wścibska staruszka niedaleko nas. Co takie próchno robiło w sklepie z ekskluzywną bielizną?
-Rozumiem. - uśmiechnęła się w poszła przymierzyć stanik. Potem zaproponowała, żebyśmy poszły do niej. Po drodze kupiliśmy butelkę wina i oczywiście wódki, Rozalia nie uznaje wykwintnego picia.
       Usadowiłam się wygodnie na jej kanapie, jej pokój przypominał mi mój, łatwo było czuć się, jak w domu.
-Opowiadaj. - nie odpuszczała.
-Całowaliśmy się, wylądowaliśmy na łożku i to wszystko. Cholera, jak ja tego chciałam. Nawet nie myślałam, to znaczy potem bym pewnie sobie pluła w brodę, ale w tamtym momencie było mi wszystko jedno. - upiłam łyk, wino było obrzydliwe.
-A jednak się zatrzymałaś. Brakło gumek? - prychnęła.
-Nie. A bardzo go szanuje, on mnie nie kocha, nie chce być jego laską na jedną noc. - zasmuciła mnie ta myśl.
-Nie wiem, co widzisz w tym kretynie, ale tyłek ma świetny. - zachichotałyśmy.
-Ty i Leo...? - spojrzałam na nią znacząco.
-Jasne, że tak. Jesteśmy ze sobą już tyle, że nawet nie wiem, jak to jest całować kogoś innego. - zaśmiała się.
-Jak było? - zapytałam i dolałam soku do wcześniej przygotowanych szklanek.
-Dobrze, to znaczy pierwszy raz bez rewelacji, ale potem było coraz lepiej. - była myślami, gdzie indziej, podejrzewałam, że znalazła się ponownie w otoczeniu, w którym przeżyła swój pierwszy raz.
-To fajnie. - nie wiedziałam, co powiedzieć.
-LOL, a Ty jesteś dziewicą?
-Nie. - odpowiedziałam krótko, ale zgodnie z prawdą.
-Z kim?! - wytrzeszczyła oczy.
-Z moim byłym chłopakiem, był kilka lat starszy, byłam zakochana no i stało się. Nie żałuje. - przypomniałam sobie Adriana, był taki przystojny....

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział 32

Kochani,
Mam prośbę, dajcie mi znać w komentarzach, co chcielibyście wnieść do opowieści, nowa postać? Nowa przyjaźń? Związek postaci, jakich? I przede wszystkim zapraszam do komentowania, pisze dla Was, nie tylko dla siebie, ale nie wiem, czy ktoś to tak na prawdę czyta, czy to tylko puste wyświetlenia.. Dziękuje każdemu kto komentuje i kto czyta. Wiem, że trochę się niecierpliwicie i że dużo mieszam w tej historii, ale co chwile mam nowe pomysły, mam nadzieje, że się nie zniechęcacie . Obiecuje, że w bliskiej, bardzo bliskiej przyszłości akcja się troszkę zmieni i doczekacie się Loraine... I któregoś z naszych panów :D Dziękuje jeszcze raz i zapraszam do lektury! ❤️❤️❤️❤️
+zbieram się do sceny 18+ ale nigdy takiej nie pisałam, dajcie mi trochę czasu :P




      Całował mnie zachłannie. Nie czułam nic prócz zapachu jego ciała, ciepła bijącego od niego i szybkich uderzeń serca. Moje ciało płonęło żywym ogniem, miałam wrażenie , że moje serce wyda z siebie jeszcze jedno, jedyne stuknięcie i zamilknie na wieki. Moje powieki były lekko rozchylone, światło przebijające się przez rzęsy jawiło mi się jako czerwień, idealnie oddająca atmosferę między nami. Temperatura rosła, a wraz z nią rosło moje podniecenie. Jego dłoń dotykała mojej szyi, by chwile pózniej znaleźć się na linii obojczyka, i tuż obok piersi. Chciałam by jego dłonie już zawsze dotykały tylko mnie. Oddawałam jego pocałunki, jakby od tego zależało moje życie. Nie pozostając mu dłużna, włożyłam swoje, jak zwykle zimne dłonie pod jego koszulkę. Dotykając jego torsu usłyszałam ciche westchnie, zbliżając się do paska spodni, czułam, że unosi biodra wyżej, chcąc by moja ręka znalazła się jeszcze niżej . Błądziłam palcami na linii gumki, jego bokserek, odsunął się nieznacznie, by móc dotknąć mojego brzucha. Jego dłonie były dużo śmielsze niż moje, dotyk bardzie pewien, co tu ukrywać, doświadczenie pozwalało mu na większą pewność siebie. Dotykał koronki mojego biustonosza, drażnił każdy centymetr mojej skóry, spragniony jego dotyku.
     Nagle doznałam olśnienia. Nie mogłam tego zrobić, nie mogłam pozwolić mu, by był bliżej mimo, że w tej chwili nie pragnęłam niczego bardziej, niż tego żeby się z nim kochać.
-Stop. - wydusiłam, oddychałam szybko i nierównomiernie. - nie mogę. - starałam się odsunąć. Nie stawiał oporu, podniósł się natychmiast i usiadł obok mnie.
-Czemu? - patrzył na mnie oczami zagubionego szczeniaka.
-Nie tak, nie dzisiaj. - pokręciłam głową.
-dlaczego? - spytał przekręcając głowę.
-Nie mogę tego zrobić, ty mnie..nie kochasz. - tak ciężko było mi wypowiedzieć te słowa. Wiedziałam, że mnie nie kocha, wiedziałam to i mimo tego uparcie wierzyłam, że jakaś cząstka jego rwie się do tego by wyznać  mi miłość.
    Nastała niezręczna cisza, poprawiłam koszulkę i wstałam.
-Wybacz. - nachyliłam się by pocałować go w policzek.
-Ty tracisz. - prychnął, a na jego twarzy zagościł ironiczny uśmieszek.
        Opuściłam jego pokój z poczuciem straty, wiedziałam, że straciłam wiele, mógł mi dać rozkosz jakiej nikt inny mi nigdy nie dał. Nie zrobiłam tego z szacunku do siebie i ... Do niego. Szanowałam go, mimo każdej dziewczyny którą wykorzystał, dla mnie był kimś więcej, był zagubionym chłopcem, który nie widział, gdzie iść, jak zacząć czuć.
Szłam ciemną ulicą, ciepły wiatr rozwiewał moje włosy. Dotknęłam swoich warg, przypominając sobie, niedawne pocałunki. Uśmiechnęłam się do siebie. Kastiel nie wydawał się obrażony, gdy wychodziłam, co znaczy, że nie jest skończonym frajerem. A to z kolei oznaczało, że to nie koniec. Może w bliskiej przyszłości dane nam będzie powtórzenie dzisiejszej historii, tym razem z innym zakończeniem...
         Były wakacje spałam, do której chciałam. Najczęściej wstawałam w południe, jadłam obiad, a potem spędzałam czas z przyjaciółmi, najczęściej do rana. Kilka razy spotkaliśmy Amber i jej towarzyszki, co skutkowało kłótnią, a nawet wzajemnie powyrywanymi włosami, gdy Rozalii skończyła się cierpliwość i zaatakowała Amber. Planowaliśmy wyjazd na wakacje, cześć obstawała za morzem, inni wybrali jezioro, a kolejni góry. Sprzeczaliśmy się codziennie.
-Ciebie chyba poklekotało! - krzyknęła białowłosa. Siedzieliśmy w barze, kilkanaście par oczu zwróciło się w naszą stronę.
-Przepraszamy, nie wzięła leków. - Armin podniósł się w krzesła, by przeprosić innych popijających piwo w wakacyjny wieczór.
-Zachowuj sie. - mruknął Leo, łapiąc Rozalie za rękę.
-Nie mogę, ty go słyszysz? - Roza zmarszczyłam brwi i podniosła ton głosu. Wszyscy przewrócili oczami.
-W takim razie głosowanie ! - powiedziałam. Po kilku minutach nadal nie udało się dojść do tego, gdzie jedziemy. Mimo głosowania, co chwile zmieniano zdanie.
-Dobra, ja tylko zaznaczam, że w przyszłym tygodniu nie mogę. Mam gościa. - czerwonowłosy siedział na przeciwko mnie.
-Tak? Kto zawita w Twoje jakże skromne progi? - dopytał Lysander.
-Przyjaciółka mojej mamy będzie w mieście, podobno z córką. Obiecałem, że zostanę w tym czasie w mieście. - wytłumaczył Nam Kastiel.
-Będziesz się opiekował małym pierdkiem? - prychnęłam.
-Nie, ona jest rok młodsza niż my. Znam ją od dzieciństwa, nawet lubię. - nie wiarygodne, Kastiel nigdy nie przyznawał się do lubienia kogoś poza Lysem.
-To miło z Twojej strony. - pochwalił go białowłosy.
-Za darmo tego nie robię, mama obiecała mi nowego crossa. Poza tym zostanie w mieście nie znaczy, że zostanę z nią. - Kastiel pokiwał głową z uznaniem dla własnego, jak on by to ujął, geniuszu.
-Jesteś materialistą. - oburzyła się Rozalia.
-Jakby Ci to powiedzieć..- Kastiel udał, że myśli. - gówno mnie to obchodzi. - uśmiechnął się unosząc tylko jedna stronę policzka, jego firmowy uśmiech.
-Dajcie spokój, znowu pospinamy, powinniśmy wybrać, gdzie jedziemy. - dopominał się Armin.
-Może, nigdzie? - zażartował Alexy.
-Z tą decyzyjnością, braknie nam wakacji. - westchnął Nataniel i upił łyk piwa.
-Do jutra musimy wybrać. - wtrącił się Leo.
-Czekajcie, mam pomysł. - odezwał się po chwili ciszy Lysander.
-Oświeć nas. - Kastiel bujał się na krzesełku.
-Zaraz będziesz zbierał zęby z kostki brukowej. - uśmiechnęłam się słodko i delikatnie go popchnęłam, stracił równowagę, ale szybko ją odzyskał.
-Wariatka. - myślałam, że się odegra, ale on tylko się śmiał. To do niego nie podobne, bycie wesołym...
-Dobra, chcecie się bawić, jak dzieci, tam jest piaskownica, my tutaj omawiamy wyjazd. - chyba Roza się wkurzyła.
-Mów. - poleciałam Lysowi.
-Jakieś dwa, trzy lata temu byliśmy z Leo i rodzicami w domku nad jeziorem, jest duży, jest sztuczna plaża, mało ludzi... - zaczął wymieniać walory tego miejsca.
-Doskonale. - Rozalia klasnęła w dłonie.
-Jestem za. - odezwałam się
-Ja też. - Kastiel przybił mi piątkę.
-I ja. - Rozalia uśmiechnęła się szeroko. Po chwili wszyscy się zdeklarowali.
-No to załatwione. - Lysander wyraźnie sie rozchmurzył.