poniedziałek, 10 października 2016

Rozdział 48

         -Może zobaczymy się jutro u mnie? - szepnął w moje usta, pocałowałam go jeszcze krótko i czule, a potem pokiwałam głową.  - Do zobaczenia LOL. - obrócił się na pięcie i przebiegł na drugą stronę ulicy do parku, chwile później zniknął w mroku wśród drzew, mój słaby wzrok nie był w stanie go zobaczyć. Westchnęłam i ruszyłam brukowanym podjazdem w kierunku domu.
-Jestem! - krzyknęłam i przypadkowo trzasnęłam drzwiami. Z salonu doszły mnie śmiechy. Ruszyłam w tamtą stronę. To, co zobaczyłam wprawiło mnie w osłupienie. Carmen siedziała na kanapie z nogami przełożonymi przez uda jakiegoś mężczyzny. Był po czterdziestce, jego posiwiałe włosy kontrastowały z jego ciemną skórą; nie mogłam jednoznacznie stwierdzić, ale chyba był Latynosem.
-Dobry wieczór. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
-Już jesteś? Nie słyszałam jak wchodziłaś. - ciocia zabrała swoje zgrabne nogi z ud naszego gościa i wygładziła ołówkową spódnice.
-Ta, krzyknęłam na wejściu, ale było dość głośno. - wytłumaczyłam, mężczyzna bacznie mi się przyglądał, wydawał się sympatyczny, nie sposób było pozostać obojętnym na jego szczery uśmiech. -Jestem Loraine. - wyciągnęłam do niego dłoń. Ujął ją pewnie.
-Witaj, jestem Marco. - uśmiechnął się szeroko prezentując rząd równych zębów. - ciocia dużo o Tobie mówiła. - uniosłam jedną brew.
-Czyżby? O Tobie nic nie wspominała. - mogło się to wydać niegrzeczne, więc szybko dodałam. - Ale to nic, chętnie się teraz czegoś dowiem. - spojrzałam na Carmen, wydawała się spięta. - albo i nie. - wzruszyłam ramionami.
-Nie, nie. Zostań z nami, właśnie czekamy na kolacje. Wasza gospodyni bardzo dobrze gotuje. - poklepał się po szczupłym brzuchu, ciekawe ile razy tu był.
-Pan za dużo chyba nie je, nie z takim ciałem. - skomplementowałam. Zaśmiał się.
-Jem, jem. Po prostu każda kaloria to ćwiczenia. - przyznał. - muszę namówić Carmen do ćwiczeń. - objął ją ramieniem, mój wzrok niechcący podążył za jego ręką, co sprawiło wrażenie, jakbym miała coś przeciwko.
-Powinien Pan. - odwzajemniłam uśmiech.
-Mów mi Marco. - spojrzał mi w oczy, jego były duże i ciemne.
-Jesteś Latynosem? - zagaiłam rozmowę.
-Moja matka była Brazylijką, mieszkałem tam przez pare lat. Ojciec służył w wojsku. Może usiądziemy? - nawet jego akcent delikatnie odbiegał od standardu. Usiedliśmy, chwile później Emeryll przyniosła nam kolacje.
-Ojej, Loraine. Nie wiedziałam, że tu będziesz. Zaraz przyniosę porcje dla Ciebie. - uśmiechnęła się ciepło, było taką dobrą wróżką, uwielbiałam ją.
-Nic nie szkodzi, poczekam. - Emeryll odeszła w stronę kuchni, by po chwili pojawić się w z moim talerzem.
-Smacznego skarbie. - powiedziała stawiając przede mną porcje zamarynowanego i upieczonego łososia ze szparagami.
-Dziękuje. - posłałam jej buziaka, oddaliła się, a ja usadowiłam na podłodze przy ławie, miękki dywan był lepszy niż krzesła na stołówce w naszej szkole.
-Wina? - zapytała ciocia. Pokiwałam głową.
-Skoro nic o Tobie nie słyszałam, to może sam mi coś opowiesz. - powiedziałam i spojrzałam na Marco. Przełykał akurat porcje fenomenalnego łososia Emeryll.
-Co chciałabyś wiedzieć? Pytaj o wszystko. - zachęcił mnie.
-Skąd się znacie? - Carmen wpatrywała się we mnie, jej oczy ciskały błyskawice, chyba bała się, że coś palnę.
-Z pracy. - odpowiedział krótko, nie przestając się uśmiechać.
-Jesteś udziałowcem? Pracujesz w którymś dziale? - domagałam się szczegółów.
-Nie, nie. Jestem firmą zewnętrzną, że tak to ujmę. - zaśmiał sie z niewiadomego powodu. - pracuje w policji, konkretniej w dziale kryminalnym, sprawdzałem pare spraw dotyczących korupcji w firmie Twojej cioci. - fajnie, że nigdy o nim nie wspomniała.
     Dokończyliśmy posiłek w miłej, domowej atmosferze, udało mi się nie urazić naszego gościa, opowiedział mi więcej o swojej pracy. W zależności od kilku czynników zmieniał działy. Wydawał się inteligentnym, obytym facetem. Zanim wyszedł wyciągnął do mnie dłoń:
-Miło było Cie poznać. I wreszcie zobaczyć Cie na żywo. - zmrużyłam oczy. - Twoje zdjęcia.. - wyjaśnił, no tak ciocia oblepiła połowę domu moimi zdjęciami, jedne były czarno białe, inne kolorowe. Część z nich zrobiła Carmen,  kiedy nie patrzyłam.
-Ciebie również. - uśmiechnąłem się i uścisnęłam jego dłoń.
     -Całkiem miły gość. - powiedziałam do Carmen i wzruszyłam ramionami, przybierając obojętną minę.
-Tak, nie było okazji.. - próbowała się wytłumaczyć. - Jak się bawiłaś? Gdzie byliście? - zmieniła temat.
-W parku rozrywki, na karuzelach, bawiłam się dobrze. Wiesz to był taki wieczór pełen niespodzianek, nie wiedziałam, gdzie zabierze mnie Kastiel, nie wiedziałam, że polubię diabelski młyn, nie wiedziałam, że dodają tak ogromne ilości wody do lanego piwa, byle ludzie kupili następne.. Nie wiedziałam, że wracając do domu zastane jakiegoś typa, który wie o mnie sporo, a ja o nim nic. - na koniec mojej przemowy uśmiechnęłam się złośliwie.
-Kochanie, wybacz. Bałam Ci się powiedzieć.. Jest cudownym facetem, miły, inteligenty, szarmancki... Mogłabym wymieniać bez końca, ale to nic pewnego. Nie chciałam, żebyś mnie oceniała, możliwe że jestem już za stara na takie podboje.. - początkowo była rozmarzona, pod koniec zdania wyraźnie zesmutniała.
-Ciociu, daj spokój. Za stara? Pokaż mi kobietę w Twoim wieku, która odniosła tak duży sukces w pracy, ma piękną figurę, zwiedziła pół świata, jest zabawna, inteligentna, piękna i niezależna? - podeszłam do niej i przytuliłam kładąc głowę na ramieniu.
-Och, co ja bym bez Ciebie zrobiła... - pocałowała mnie w skroń.
-Uprawiałabyś z nim teraz seks. - skwitowałam i popędziłam na górę nim zdążyła mnie rzucić poduszką. Kręciła głową z uśmiechem, czyli się nie obraziła..
     Było już późno miałam jednak nadzieje, że Roza nie śpi. Wybrałam jej numer i położyłam się na łożku, odebrała po trzech sygnałach.
-Halo? - usłyszałam słodki głosik.
-To ja. - liczyłam, że się nie rozłączy.
-Wiem, mam cię zapisaną. - powiedziała z rezygnacją w głosie.
-Jak bardzo jesteś zła? - pytanie za sto punktów..
-Wcale. Jest mi tylko smutno, że Kim zrobiła takie coś, znamy się tak długo..
-Wszyscy stanęli po Twojej stronie.
-Prócz Melanii
-Nie, ona też, ale z drugiej strony nie chciała wierzyć, że Kim tak postąpiła.
-Suka..
-Dogadałaś się z Leo?
-Tak, właśnie wyszedł, musi rano jechać po tkaniny do sklepu, zaczyna nowe projekty.
-To wspaniale!
-Wiem, wiem. - wreszcie w jej głosie zabrzmiała nuta entuzjazmu.
    Rozmawiałam z nią ponad godzinę, szczegółowo opowiadając o randce z Kastielem, tymczasem ona streściła mi rozmowę z Leo. Umówiłyśmy się na kolejny dzień i zasnęłam z uśmiechem na ustach..

1 komentarz:

  1. Już nie wiem co pisać... każdy rozdział jest świetny, lepszy od poprzedniego! Mam nadzieję, że to nie ulegnie zmianie :D Pozdrawiam i czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń