czwartek, 27 października 2016

Rozdział 52

        -Nataniel zabrał inteligencje, a ja urodę. - uniosła głowę Amber.
-Masz się czym chwalić, nie ma co.. - rzuciła białowłosa.
-Może powinnaś iść na jakieś leczenie? - odpowiedziała jej blondyna.
-Raczej radziłabym się wybrać na jakąś grupową terapie, kiwanie głowami może mieć zły wpływ na kręgosłup. - Roza wskazała na świtę Amber.
-Ofiara... - powiedziały wszystkie razem.
-Wy to ćwiczycie? - zapytałam i odeszłam w stronę palarni. Po drodze dogonił mnie Lysander.
-Na prawdę nie będzie Cię na balu? - zapytał.
-Tak myśle. Zapytam taty, ale wątpię. - odpowiedziałam szczerze.
-Może powinnaś przyjść z Carmen.. - zasugerował badając moją reakcje.
-Tak, albo z sąsiadem. - mruknęłam cicho i stanęłam przy ścianie odpalając papierosa.
-Jak chcesz. To był tylko pomysł. - uniósł ręce w obronnym geście.
-Bedą inne imprezy. - tym zdaniem zakończyłam temat balu.
-Pewnie będziemy pomagać Rozalii w dekorowaniu. - powiedział bez entuzjazmu.
-Nie ma mowy, to ona się zapisała do tego durnego komitetu. Niech teraz biega i stroi sale.
-Muszę iść na próbę, może wpadniesz?
-Raczej nie. Mam esej do oddania, a jeszcze go nie skończyłam. - usprawiedliwiłam się, uśmiechnął się i odszedł.
      Z westchnieniem udałam się do biblioteki i wybrałam miejsce na końcu długiego rzędu stolików. Wyjęłam mojego laptopa i otworzyłam plik z esejem, zabrałam się do pracy. Prawie kończyłam, gdy zauważyłam, jak bardzo ściemniło się na zewnątrz. Byłam tak zajęta pisaniem, że nie zauważyłam, kiedy biblioteka opustoszała, nie dostrzegłam nawet Pani Fox, bibliotekarki, pewnie poszła po książki zostawione w rzutni; mogliśmy zwracać książki o dowolnej porze, poprzez wrzutnie znajdującą się w ścianie, na zewnątrz budynku. Usłyszałam huk, jakby coś spadło, potem kolejny...
-Kto tu jest? - zawołałam i powoli wstałam. Kolejny huk, potem kilka kolejnych. - Halo?? - zawołałam ponownie. - to nie śmieszne, żałosny czubek. - mruknęłam i powoli ruszyłam w stronę regałów z książkami. Zobaczyłam, że pomiędzy działem naukowym i młodzieżowym pojedyncze egzemplarze książek leżą na podłodze. Westchnęłam głośno i zabrałam się za ich zbieranie. Kucnęłam i dostrzegłam czarne, ciężkie buty po drugiej stronie regału. Rzuciłam książki, które miałam w dłoniach i puściłam się biegam do drzwi. Były zamknięte. Waliłam rękami, by ktoś mi otworzył.
-Pomocy! - krzyczałam. Obróciłam się twarzą w stronę stolika, przy którym siedziałam. Mój laptop... zniknął. Cholera. Nagle ktoś średniego wzrostu podbiegł do mnie i mocno popchnął na drzwi, gwałtowne uderzenie głową w metalowy element drzwi spowodowało, że zemdlałam.
      -Nic jej nie jest? - ktoś gorączkowy próbował uzyskać informacje.
-Dajmy jej czas. - ktoś inny łagodnie uspokajał pytającego.
-Co się stało? - usłyszałam trzask drzwi, a potem ten głos.. poznałabym go wszędzie, chciałam otworzyć oczy.
-Jak zwykle nikt nic kurwa nie wie! - tym razem poznałam głos Kastiela.. poczułam czyjś dotyk.
-Loraine.. słyszysz mnie? Proszę otwórz oczy. - ten anielski głos próbował mnie przywrócić do rzeczywistości. Lysander tu był i prosił mnie bym otwarła oczy, jasne jak mogłabym nie spełnić jego prośby? Powoli otworzyłam oczy.
-Loraine. - szepnął Kastiel i mocno mnie przytulił.
-Nie wolno jej podnosić! - skarciła go pielęgniarka.
-W porządku.. - szepnęłam do niego i wtuliłam w silne ramiona. Spojrzałam na Lysandra, z jego twarzy znikały resztki przerażania.
-Co się stało? Znaleźli Cię w bibliotece. - powiedział czerwonowłosy.
-Ktoś mnie popchnął. - szepnęłam starając przypomnieć sobie szczegóły.
-Pani Fox mówiła, że byłaś tam sama. - ton głos pielęgniarki zabrzmiał litościwie.
-Mówię, że nie byłam. Ktoś mnie popchnął. Nie skoczyłam na drzwi sama. - zirytowałam się.
-Wierzymy Ci. - odparł uspokajająco Kas.
-Mogę już iść? - zapytał pielęgniarkę.
-Muszę sprawdzić twoje reakcje.. - mówiąc to wskazała moim towarzyszom drzwi.
        Po około trzydziestu minutach byłam wolna, wyszłam przed gabinet, chłopcy czekali tam przez cały czas.
-Kto to był? - wycedził Kas przez zaciśnie zęby.
-Nie wiem. - powiedziałam szczerze.
-Laska czy facet? - dopytał mnie.
-Nie wiem! - podniosłam ton głosu.
-Jak to kurwa nie wiesz? Nie umiesz rozróżnić? - syknął.
-Nie wszyscy są chodzącymi ideałami. - zmrużyłam oczy i obracając na pięcie ruszyłam do drzwi wyjściowych, miałam dość na dziś.
-Loraine, poczekaj! - krzyknął za mną.
-Spadaj! - odkrzyknęłam i usłyszałam, jak kopie w pobliski kosz.
      Przed szkoła otrzeźwiło mnie wieczorne powietrze, pielęgniarka powiadomiła ciocie, która akurat była na konferencji, więc musiałam poczekać na Michaela. Podjechał białym Audi i zahamował z piskiem opon. Wsiadłam do środka zatrzaskując głośno drzwi.
-Witaj, cieszę się, że cię widzę, co u ciebie? U mnie spoko, a u ciebie? - zaczął gadać Michael.
-Daj spokój. - syknęłam. Poczułam na sobie jego spojrzenie.
-Co się stało, prócz zabawy w spidermana. - zażartował, ale jego głos brzmiał poważnie.
-Kas to dupek. - powiedziałam.
-Ahh, kłopoty w raju. - zażartował po raz kolejny.
-Nic nie mów. - poradziłam mu i wpatrywałam w światła miasta, ludzi powoli idących po chodniku.
      Gdy dotarliśmy do domu, poszłam prosto do siebie.
-Może coś zjesz? - zaproponowała Pani Emeryll.
-Nie, dziękuje. - warknęłam, będę musiała ją przeprosić.
-Zajmę sie nią. - dobiegł mnie głos Michaela, potem bezceremonialnie wpakował się do mojego pokoju i położył obok mnie na łożku.
      Wybuchnęłam głośnym płaczem, przytulił mnie do swojego boku i pocałował w czubek głowy.
-Będzie dobrze. - szepnął i pogłaskał mnie po włosach.
Nie wiem, ile minęło czasu odkąd zaczęłam płakać, a on pozwalał mi na niszczenie swojej koszuli moim łzami. Po jakimś czasie się uspokoiłam.
-Przepraszam. - powiedziałam słabym głosem i wytarłam nos dłonią, mało kobiece..
-Przyniosę coś do picia. - zaproponował, pokiwałam głową. Chwile później wrócił z herbatą, podał mi kubek, posłałam mu wdzięczne spojrzenie.
-Opowiesz, co się stało? - usiadł po turecku na środku łóżka. Rozpoczęłam opowieść, o tym, co stało się w bibliotece, potem o sytuacji z Kastielem i rozterce, co do Lysandra.
-LOL.. musisz wiedzieć, co dla ciebie najlepsze. Rób to, co podpowiada Ci serce. - pogłaskał mnie po dłoni.
-Lysander ma mnie za przyjaciółkę, a Kastiel.. wydawał mi się miłością mojego życia. - powiedział zrezygnowana.
-Wydawał się.. No właśnie. Zobaczysz, że życie nie zawsze jest takie, jak chcemy. Może Ty i Kas potrzebujecie tylko czasu. Może jednak nie kochasz go tak mocno, jak kiedyś. - mówił to wszystko łagodnym tonem bojąc się mnie urazić.
-Może. Opowiedz mi coś. - poprosiłam.
-Najpierw zmyjemy Ci ten makijaż. - podszedł do mojej toaletki skąd wyciągnął płatki kosmetyczne i płyn do demakijażu. Delikatnie zmywał mu makijaż, potem wzięłam szybki prysznic.
-Gotowa na bajkę na dobranoc? - zapytał mnie i poklepał miejsce obok siebie.
-Wskoczyłam pod kołdrę obok niego i kładąc głowę na poduszce zamknęłam oczy, a on rozpoczął swoją opowieść..

8 komentarzy:

  1. Michael trochę taki starszy brat *w* Kastiel zachował się jak debil... Ciekawy rozdział :) Czekam na kolejne. Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kastiel już tak ma... trzeba mu wybaczać hahah dzięki i pozdrawiam !!! ❤️

      Usuń
  2. Gupi Kastiel, mundry Lysio..no ale..obaj sa wspaniali!! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. To mi się podoba :D. Jak LOL i Kas się rozstaną to może z Michaelem coś wyjdzie? Po tym rozdziale wydał mi się taki słodki i opiekuńczy achh ;**. Czekam na next , weny życzę :D😙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! O tym nie pomyślałam, a moze coś by z tego wyszło.. muszę to przemyśleć! ❤️

      Usuń
  4. Haha wiedziałam , że to dobry pomysł. Było by super ! . Wyobrażam sobie Michaela jako mega przystojniaka aww; >

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej wyobraźni tez wymiata ❤️❤️❤️

      Usuń