poniedziałek, 6 lutego 2017

Rozdział 85

         Ludzie uprawiają seks z różnych powodów; dla zabicia czasu, dla zemsty, dla zaspokojenia własnego pragnienia, dla stworzenia nowego życia, dla wypełniania obowiązku małżeńskiego... Powodów jest cała masa. Analizując każdy z nich mogłam dumnie nazywać się szczęściarą - uprawiałam seks z miłości. Wśród całej obłudy i zakłamania tego świata, to była najbardziej szczera i pełna miłości rzecz. To, co dajesz z siebie wraca do Ciebie po stokroć pozwalając odkryć magię seksu.
       -Co będzie, kiedy to wszystko straci swój urok? - zapytałam leżąc obok Lysandra.
-Co masz na myśli? - odparł, gładząc moje plecy.
-Jak na razie jesteśmy młodzi, nienasyceni sobą.. - mruknęłam.
-Nigdy się Tobą nie nasycę, ale zmieni się nie wiele. Będziemy siedzieć na werandzie naszego domu w malowniczej Prowansji, a ja będę trzymał Twoją dłoń podczas, gdy Ty będziesz mi opowiadać o każdym, wspaniałym momencie Twojego życia.
-Czyli mamy plan. - wzruszyłam ramionami.
-Podoba Ci się? - w jego głosie słyszałam nadzieje.
-Mogę być wszędzie, byle z Tobą. - to była czysta, nieskalana prawda.
-Kocham Cię. - szepnął patrząc mi w oczy. Jego własne emanowały miłością.
          -Nie powinnaś być na próbie? - do mojego stolika podszedł Kas.
Podniosłam głowę i odstawiłam filiżankę z kawą. Do wnętrza kawiarni wpadły promienie słońca rażąc mnie w oczy.
-Jeszcze nie. - odparłam z uśmiechem przesłaniając oczy dłonią.
-Mogę? - wskazał na białe, plastikowe krzesło.
-Jasne. - zamknęłam laptopa.
-Co robiłaś?
-Pisałam esej. - to była taka banalna odpowiedź, ale to właśnie robiłam. Ot, zwykła dziewczyna siedząca w kawiarni i odrabiająca prace domową.
-Za rok kończysz szkołę. - posłał mi półuśmiech.
-Ty też. - zaznaczyłam.
-Zobaczymy. - uciekł wzrokiem na bok.
-Nie mów tak, poradzisz sobie. - chciałam dodać mu otuchy, więc odruchowo chwyciłam jego dłoń. Nie cofnął ręki, ale spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.
-Yymm... tak, dam. - mruknął lekko zakłopotany.
Zakłopotany Kas to było coś. Budowaliśmy przyjacielską relacje, ale jak na razie mieliśmy tylko fundamenty.
-Cieszysz się na pokaz? - zmieniłam temat, zabierając dłoń i chwytając filiżankę.
-Ta, ale jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, że pijesz z filiżanki, a nie litrowego kubka. - zaśmiałam się.
-Wiesz ile kofeiny potrzebuje, żeby funkcjonować. - szczególnie po nocy z Lysandrem, pomyślałam.
-Macie randkę? - zapytał, jakby wiedział, że myślałam o białowłosym. Nagle w moich myślach pojawiły się obrazy z wczorajszej nocy. - dlaczego się rumienisz? Powiedziałem coś nie... - zamilkł, domyślił się. Widziałam to w jego oczach. Dostrzegłam tam też pierwiastek zdrady. Nie byliśmy razem, ale poczułabym się równie źle wiedząc, że sypia z moją przyjaciółką.
-Muszę iść. - mruknął i wyszedł.
Z westchnieniem oparłam się na krześle i wpatrywałam w duże okno naprzeciw.
-Loraine? - z natłoku myśli wyrwał mnie głos Rozalii.
-Cześć. - odparłam nieprzytomnie.
-Wyglądasz.. dziwnie. - przekrzywiła głowę, uważnie mi się przyglądając.
-Dzięki. - zacisnęłam usta w wąską linie. - siadaj.
-Nie mogę, spieszę się na próbę. A Ty jak widać żyjesz w innej strefie czasowej. - wypomniała mi. - ruchy, ruchy. - ponagliła ruchem rąk.
W panice spojrzałam na zegarek. Cholera miałyśmy piętnaście minut. Pospiesznie wrzuciłam swoje rzeczy do torebki i chwyciłam laptopa.
        Kilka minut później byłyśmy już w szkole. Muzyka grana przez Martina była coraz głośniejsza.
-Hej. Wiesz już czy grasz ze swoim zespołem? - zaczepiła mnie Iris.
-Tak. Nie gram. - skrzywiłam się.
-Oo.. szkoda. - wyglądała na rozczarowaną. - szkoda, że nie będziesz z Nimi ćwiczyć. - odwróciła się i zamierzała odejść.
-Iris. - zaczęłam. Obróciła się ponownie w moją stronę. - zawsze możesz przyjść do Nas na próbę. Gdy to mówiłam nie miałam na myśli tylko tych prób, tutaj. - rozejrzałam się.
-Dzięki. - uśmiechnęła się.
      -Mamy przymiarki. - Rozalia zaczęła mnie ciągnąć w stronę garderoby.
-Ciekawe w czym wyjdziemy. - mruknęłam. Spiorunowała mnie wzrokiem. - nie wszystko jest projektu Leo. - dodałam, jej spojrzenie złagodniało.
-Nie obrażaj mojego chłopaka. Jesteś moją przyjaciółką, kocham Cię, ale jeszcze jedna aluzja do jego nieudanych projektów, a Cię uduszę. - powiedziała grobowym tonem.
-Jasne. - podniosłam ręce w obronnym geście. Obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
W garderobie czekało już sporo osób. Między nimi kręcili się projektanci. Wśród nich zauważyłam Leo. Rozalia podbiegła do niego się przywitać, a ja stanęłam pod ścianą obok innych dziewczyn. Na końcu garderoby zauważyłam Li. Gdy wyczytano moje imię wyszłam przed szereg.
-Hm dość długie nogi.. jesteś zbyt blada, wręcz trupia. - dziewczyna dobierająca mi stój wzdrygnęła się. Była niska, drobna i miała piękne płomiennorude włosy. - te oczy... - stanęła przede mną wpatrując się. Poczułam się zakłopotana, ale nie odwróciłam spojrzenia. Jej oczy miały szmaragdowy odcień.
Po kilku uderzeniach serca dołączyła do Nas Rozalia.
-Wow, Ty zakończysz mój pokaz. - projektanta, amatorka rzecz jasna, wskazała na białowłosą.
-Na prawdę? - ucieszyła się moja przyjaciółka.
-To nie najlepszy wybór, one przyciągają wypadki.. - rzuciła złośliwie Li, przechodząc obok.
-Obiecaj, że tego nie spieprzysz. - rudowłosa chwyciła Rozalie za ramiona. Jej spojrzenie było nieco obłąkane.
-Natomiast mój, zakończysz Ty. - dorzucił wysoki chłopak, wskazując na Iris. Dziewczyna wyglądała na speszoną.
-Gratulacje. - powiedziałam do niej i posłałam ciepły uśmiech.
-Jestem Clark. - przedstawił się wszystkim.
         Przymiarki trwały w najlepsze, jako że większość ubrań dla mnie została już dobrana, wyszłam poza halę, by zapalić.
-Cholera. - mruknęłam, gdy moja zapalniczka odmówiła mi posłuszeństwa.
-Spróbuj tę. - usłyszałam męski głos, wyciągnął do mnie dłoń podając zapalniczkę. Odpaliłam papierosa.
-Dzięki. - oddałam mu jego własność.
-Jesteś zawodową modelką? - zapytał również zapalając papierosa.
-Tak i mam lekko ponad metr sześćdziesiąt. - odparłam sarkastycznie.
-No tak. Idiotyczne pytanie. - prychnął. - chciałem zagadać. -  wyznał.
-No więc zagadałeś. - uśmiechnęłam się.
-Szkoda, że nie jesteś wyższa. Na pewno podbiłabyś światowe wybiegi.
-Wystarcza, że Leo pozwala mi włożyć swoje kreacje. - wypuściłam dym.
-O, znasz Leo. - przykuło to moją uwagę.
-Przyjaźnimy się, a Ty skąd go znasz?
-Z takich miejsc, jak to. - wzruszył ramionami. - czasem idziemy razem na kawę, piwo.. - rzucił niby od niechcenia.
-Fajnie. - odparłam i lepiej mu się przyjrzałam.
Był wysoki, nawet bardzo. Zdecydowanie był wyższy od Kastiela i Lysandra. Miał karmelowe włosy i brązowe oczy. Jego ostre rysy twarzy sugerowały, że mógłby być modelem. Natura poskąpiła mu muskulatury, widać że sam również nie próbował wypracować swojego ciała.
-Noszę rozmiar M. - powiedział, a na jego ustach błądził uśmiech.
-Co? - wyparowałam.
-Obserwowałaś mnie. - wytłumaczył.
-Wybacz.
-Spoko, wszyscy oceniamy się najpierw po wyglądzie czyż nie? - spojrzał mi w oczy.
-Tak, masz racje. - przytaknęłam. - a potem oceniamy charakter, a mój chłopak nienawidzi, gdy się spóźniam. - zgasiłam papierosa i z uśmiechem weszłam na halę w poszukiwaniu Lysa.

4 komentarze:

  1. Jakby Kastiel myślał że Lol będąc z Lysiem będzie trzymać go na dystans :D Halloooo każdy ma potrzeby XD
    Coś czuję że pokaz będzie dość zabawny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No trudno Kastiel teraz musisz tylko na to patrzeć z boku ;) straciłeś swoją szansę ;). Mam nadzieję , że na pokazie wydarzy się coś na prawdę śmiesznego :D. Weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja chcę następny rozdział! 😃

    OdpowiedzUsuń