Wszystko było proste, wystarczyło wyjść zza kurtyn, gdzie dalej przesłaniały Nas ekrany, dzięki którym widać było tylko nasze cienie. Jedna z Nas wychodziła z lewej strony, druga z prawej i razem miałyśmy przemierzać catwalk. Wzdłuż niego ustawiono krzesła, a na przeciw stał stół jury konkursu, w którym startowali młodzi projektanci.
-Panie i Panowie, prosimy zająć miejsca rozpoczynamy siódmy charytatywny pokaz! - usłyszeliśmy głos koordynator pokazu, który zajmował miejsce przy DJ'u. - Powitajcie gorąco Prezesa C&P. Na scenę musiała wyjść Carmen. Moja wizażystka wprowadzała ostatnie poprawki, więc nie mogłam patrzeć na nią, kiedy wygłaszała swoje przemówienie.
-Rozalia, Loraine! - wrzasnęła Li.
-Jak jej nie udusić? - przewróciłam oczami i wyszłam na stanowisko, gdzie stała osoba wychodząca na catwalk.
Muzyka była głośna, wyszłam pewnym siebie krokiem i dotrzymywałam tempa Rozalii. Zatrzymałyśmy się na końcu. I dorównując poprzedniemu tempu zaczęłyśmy iść z powrotem. Schodząc z wybiegu i znajdując się już za kurtynami, zostałam przechwycona przez dwie dziewczyny, które pomagały mi się szybko przebrać, bo za chwilę miałam swoje kolejne wyjście.
Kreacje, które zostały dla mnie wybrane były przepiękne, ale niestety nie każda była wygodna. Przy jednej ze stylizacji miałam na sobie złoty kołnierz, który nieprzyjemnie wbijał mi się w szyje. Innym razem prawie wywróciłam się na wybiegu, na szczęście szybko odzyskałam równowagę.
Z każdym wyjściem byłam coraz bardziej pewna siebie i mogłam zwrócić uwagę na otoczenie. Na honorowych miejscach zauważyłam Carmen, która uważnie mnie obserwowała, obok niej był tata i Marco. Pierwszy z nich patrzył na mnie z dumą w oczach. Prawie na końcu wybiegu siedzieli Nasi znajomi. Lysander patrzył na mnie z dumą, która była nieco inna niż w oczach mojego ojca. On był dumny nie tylko z faktu, że brałam udział w tym pokazie, był dumny z tego, że jest ze mną. To wywoływało w moim sercu radość.
Uważnie obejrzałam także wystrój. Cały wybieg był dokładnie oświetlony, z sufitu zwisały wielkie zegary. Catwalk został przyozdobiony ciemno zieloną, sztuczną trawą. Miałam wrażenie, jakbym znalazła się w świecie Alicji z Krainie Czarów.
Przed ostatnim wyjściem była spora przerwa, więc rozbierając się z przedostatniej kreacji, założyłam na siebie szlafrok i usiadłam przed pokazową toaletką.
-Li to wredny karzeł z kokiem na czubku głowy. - warknęła Rozalia.
-Wyluzuj. - mrugnęłam do niej.
-Widziałaś? - zapytała z powagą.
-Co takiego?
-Kastiel. Patrzył na Ciebie, jakby miał zamiar Cię zjeść czy coś.. - nie śmiała się, co oznaczało, że zauważyło to więcej osób.
-Przyjaźnimy się. - powiedziałam stanowczo.
-A kiedyś uprawialiśmy seks, taka tam przyjaźń. - machnęła ręką i popatrzyła na mnie z wyrzutem.
-Nie mam wpływu na to, jak on na mnie patrzy. - powiedziałam oburzona.
-Pogadaj z nim. To robi się dziwne. - powiedziała i poszła w stronę swojego stanowiska.
-Możemy? - zapytała mnie Annie, jedna z dziewczyn pomagających mi się przebrać.
-Jasne. - odłożyłam telefon i wstałam.
Po kilku minutach byłam gotowa. W poprzedniej stylizacji miałam spięte włosy, które teraz zostały rozpuszczone i opadały miękkimi falami na moje plecy. Sukienka była niesamowita. W kolorze blado szarym z mieniącymi się drobinkami, jakby ktoś rozsypał na nią dziwny rodzaj, mieniącej się soli. Od pasa materiał przypominał mi płynącą w dół wodospadu wodę, mimo to sukienka zachowywała lekkość i kobiecość. Góra kreacji została idealnie dopasowana do moich wymiarów. Głęboki dekolt w kształcie litery V odsłaniał częściowo moje piersi. Ufałam Leo, że dopasował ją na tyle idealnie, że przy ruchu nic się nie zsunie.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam pięknie, idealnie wpasowywałam się w tą bajkową scenerie. Hałas na głównej sali ucichł i zamiast głośnej, rytmicznej muzyki z głośników sączyła się teraz delikatna, romantyczna melodia.
-Wow. - szepnęła za mną Rozalia. Odwróciłam się w stronę przyjaciółki.
Ona również wygladała niesamowicie. Jej sukienka miała intensywny, czerwony odcień. Także sięgała ziemi, ale od biodra została rozcięta, odsłaniając jej smukłą nogę. Góra sukienki była wiązana na szyi, odsłaniając jednoczenie ramiona Rozalii.
-Są niesamowite. - wskazałam na Nasze sukienki.
-On wygra. - odparła a jej oczy rozszerzyły się w panice.
-Wiem, nie ma innej możliwości. - uśmiechnęłam się szeroko, ale twarz białowłosej pozostała bez zmian. - Hej, co jest? - zapytałam kładąc jej dłonie na ramionach. Kilka kosmyków wydostało się z jej wysoko upiętych włosów.
-Życzyłam mu wygranej, ale nie dokonać wierzyłam, że się uda. To oznacza dwa miesiące bez niego. - popatrzyła mi w oczy, a w jej własnych wezbrały łzy.
-Roza, spokojnie. - powiedziałam. Nie mogłam dopuścić, by rozmazała makijaż. Miałyśmy pomóc Leo. - wszystkie jego dzisiejsze projekty były niesamowite, te sukienki są tylko zwieńczeniem. Jestem dumna z tego, że mogę reprezentować jego kolekcje. On nie wyjedzie na zawsze, odbędzie staż i wróci. Roza.. zawsze chciałaś jego szczęścia, czyż nie? - zapytałam.
-Tak, oczywiście, że tak. - odparła łamiącym się głosem.
-W takim razie pomóż mu teraz złapać jego własną gwiazdkę z nieba. - podałam jej dłoń.
-Masz racje. - pociągnęła nosem w mało kobiecy sposób. - Leo wygra. - uniosła triumfalnie głowę.
-Panie i Panowie, zarząd Wyższej Szkoły Mody w Mediolanie, chciałby zaprosić na scenę modelki, reprezentujące Naszych uczestników. - usłyszałam głos koordynatorka pokazu.
Spojrzałam przed siebie, stała tam Rozalia. Uśmiechnęła się do mnie wesoło. Wiedziałam, że to będzie Nasze najlepsze wyjście. Z głośników popłynęła spokojna melodia, a my ruszyłyśmy. W miejscu gdzie Nasze drogi się łączyły, chwyciłyśmy się za ręce. I wolnym, dostojnym krokiem doszłyśmy do końca wybiegu, gdzie zatrzymałyśmy się i czekałyśmy na pozostałe uczestniczki. Usłyszałam, jak wśród tłumu przebiegł pomruk zadowolenia i podziwu. Rozglądałyśmy się leniwie po widowni. W pewnym momencie zamarłam. Prawie w ostatnim rzędzie siedziała moja matka. Wzięłam głęboki wdech. Poczułam, że Rozalia mocniej ściska moją dłoń. Spojrzałam na przyjaciółkę, jej wzrok utkwił w miejscu, w którym przed chwilą znajdował się mój. Widziała, co zobaczyłam. Kątem oka widziała także, że Lysander zauważył, że coś przykuło Naszą uwagę i podążył śladem Naszych spojrzeń. On także widział. Stałam przez chwilę, jak spraliżowana. Dopiero po kilku uderzeniach serca przypomniałam sobie, dlaczego tutaj jestem. Robiłam to dla przyjaciela, a teraz powinnam wyglądać niczym milion dolarów, w złocie. Odwróciłam wzrok od twarzy matki i utkwiłam spojrzenie w jury.
Stałam na wybiegu, pod ostrzałem spojrzeń. Starałam się wyglądać tak pięknie, jak to tylko było możliwe.
-Panie i Panowie, w imieniu zarządu Wyższej Szkoły Mody w Mediolanie chciałbym ogłosić Państwu, że jury wybrało uczestnika konkursu, który w nagrodę za swoją ciężką prace będzie miał możliwość odbycia stażu w jednym z Domów Mody. Panie i Panowie zwycięzcą jest.. - wstrzymałam oddech, poczułam jak białowłosa ściska moją dłoń. - Leo! - wykrzyknął przewodniczący jury przez mikrofon. Rozgorzały gorące brawa. Leo wszedł na scenę i wpadł prosto w ramiona Rozalii. Odsunęłam się nieznacznie i klaskałam razem ze wszystkimi.
-Dziękuje. - podszedł do mnie i mocno przytulił.
-Gratuluje, zasłużyłeś na zwycięstwo. - cmoknęłam go w policzek.
Po części oficjalnej i wręczeniu Leo zaproszenia na staż, wszyscy zostali zaproszeni na coś w rodzaju after party.
-Wyglądasz niesamowicie. - Lysander podszedł do mnie i pocałował we włosy. Leo poprosił bym się nie przebierała.
-Jak na Naszą kumpelę przystało! - zawołał wesoło Armin i mocno mnie przytulił.
-A gdzie Rozalia i Leo? - zapytał Kentin.
-Leo udziela wywiadów do lokalnych gazet, a Roza mu towarzyszy. - wyjaśnił Kas.
-Dobrze Wam dzisiaj poszło. - skomplementowałam ich występ.
-Graliśmy dla pięknych dziewczyn. - mruknął Armin. Było to bardzo urocze.
-Dzięki. - uśmiechnęłam się.
-Miałem na myśli tamte dwie, ale Wy też nie jesteście niezłe. - powiedział kiwając głowę w stronę stojących za mną dziewczyn, dołączyli do Nas Rozalia i Leo.
-Frajer. - uderzyłam go żartobliwie w ramie.
-Wow przed Tobą wielki świat. - powiedział Kentin do Leo.
-Nie mogę się doczekać. - odparł czarnowłosy podekscytowany.
-Trzeba skombinować szampana. - mruknęła Rozalia i uśmiechnęła pod nosem.
-Mam coś w samochodzie. - rzucił Lysander. - Przewidziałem, że wygrasz. - powiedział do Leo. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Powinniśmy móc pić razem ze wszystkimi. - burknął Alexy.
-Za dużo nauczycieli. - odparłam. - Idziemy? - zapytałam Lysandra. Chwycił mnie za rękę i zaczęliśmy kierować się ku wyjściu.
Po drodze spotkaliśmy Carmen i mojego ojca.
-Są i Nasi zakochani. - powiedziała Carmen.
-Nie mów słowa zakochani przy mnie. Dla mnie to nadal urocza czterolatka. - oburzył się tata.
-Tato. - upomniałam go.
-Wybacz skarbie, mówię jak jest. - uniósł ręce w obronnym geście.
-Spokojnie Loraine, rozumiem Twojego tatę. - włączył się do rozmowy Lysander. - doceniam, że jest troskliwym ojcem.
-Nie kupuje tego, ale niezła próba. - zaśmiał się tata.
-Pięknie wyglądałaś, mamy mnóstwo zdjęć. - Carmen prawie piszczała z podekscytowania.
-Ta sukienka przebiła wszystko. - chwyciłam w dłonie materiał.
-Twój brat jest bardzo zdolny i pracowity. - ojciec przybrał poważniejszy ton, zawsze gdy kogoś chwalił to tak robił.
-Wybieraliście się gdzieś? - zapytała ciocia.
-Tak, po szampana do samochodu. - powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Dlaczego po prostu go nie weźmiecie ze stolika? - zmarszczyła brwi, czasami bywała niedomyślna.
-Nie możemy ze względu na nauczycieli. Ale zamierzamy nalać go sobie do szklanek od soku i udawać, że nie ma w tym napoju żadnych procentów. - uśmiechnął się szeroko Lysander.
-W takim razie to cudowne, że zawsze wożę ze sobą jakiś alkohol. Muszę tylko pójść po kluczyki od samochodu, są w torebce, a ta w szatni. - Carmen wydawał się lekko wstawiona. Domyśliłam się, że mój tata był kierowcą.
-Pójdę po nią. Zobaczymy się na parkingu. - powiedział do Nas.
Kas ty łakomczuchu XD Nie ładnie tak pożerać wzrokiem :D
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty !!! <3
Życzę weny i dużej chęci do pisania :)
Dziękuje :D
UsuńNoo to było to! Super rozdział ;). Ciekawa jestem co wyniknie z wygranej Leo ;> mam nadzieję , że jednak nic niepokojącego ;D. A co do Kasa.. oj biedny biedny zostało mi tylko patrzeć ;) weny życzę i dużo czasu na pisanie ! ;*
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo! :D zawsze musi się coś dziać, ale pamiętaj, że uwielbiam szczęśliwe zakończenia :D
UsuńJa również uwielbiam szczęśliwe zakończenia ;) Nie inaczej :>
UsuńŚwietny rozdział ❤❤ Niedawno odkryłam twojego bloga i bardzo się z tego ciesze :) czekam na następną część.
OdpowiedzUsuńP.S Świetnie piszesz, bardzo mimsię podoba.
Dziękuje bardzo i cieszę się, że odkryłaś mojego bloga ❤️Do następnego rozdziału :*
Usuń