piątek, 17 lutego 2017
Rozdział 88
-Gdzie zaparkowałeś? - zapytałam Lysandra, gdy szliśmy przez parking.
-Prawie na końcu. Zabierałem po drodze Armina i musiałem na niego czekać dłużej niż oczekiwałem. - skrzywił się. - Hej, zimno Ci. - potarł moje przedramię.
-Trochę. - przyznałam, dochodziła dwudziesta druga, na dworze panował nieprzyjemny chłód.
-Proszę. - zaczął ściągać z siebie marynarkę i okrył mnie nią.
-Dziękuje. - szepnęłam i przybliżyłam do niego.
-Nie ma za co. - mruknął i delikatnie mnie pocałował. Czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do miękkości jego ust? Nasz pocałunek został przerwany przez wibracje jego telefonu.
-Odbierz. - odsunęłam się z uśmiechem i niedbale machnęłam ręką.
-To nie potrwa długo, to.... moja mama. - powiedział zaraz po tym, jak zerknął na wyświetlacz. - to jednak może potrwać długo.
-Daj kluczyki. - wyciągnęłam dłoń. - Poczekaj przy budynku, wracam za dwie minuty.
-Poczekam tutaj i tak daleko zaparkowałem. Nie chce żebyś sama chodziła, gdy jest ciemno. - jego telefon na chwile umilkł, by zacząć dzwonić na nowo.
Przyspieszyłam kroku, chłód wieczoru dawał mi się we znaki pomimo marynarki Lysandra. Wypatrywałam jego samochodu. Stał na ostatnim stanowisku pod rozłożystym drzewem. Odwróciłam się, by móc pokazać mu, co myśle o jego ,,prawie na końcu" tu nie było żadnego prawie, to było na końcu. Niestety stał obrócony tyłem do mnie. Prychnęłam pod nosem i otworzyłam samochód za pomocą pilota przy kluczu.
-Loraine? - zamarłam z przerażenia.
-Czego chcesz? - odwróciłam się w stronę,nz której dochodził głos. Obok konaru drzewa stała moja matka.
-Nie chciałam Cię wystraszyć. - zmrużyła delikatnie oczy. - wybacz. - przeprosiła. - to przystojny chłopak. - wskazałam dłonią w kierunku Lysandra.
-Nic Ci do tego. Piknik urządzasz? - zapytałam hardo.
-Nie jestem wrogiem. Nie przyszłam tutaj żeby się kłócić. - mówiła do mnie łagodnie, jak do dziecka.
-Oczywiście, że nie proszę Pani. - przybrałam ton głosu podobny do tego, jaki na ogół miał Kastiel.
-Proszę Cię. - zrobiła krok w moją stronę. Cofnęłam się. - Wyglądasz tak pięknie... - wzięła głęboki wdech. - Wiem, jak duży błąd popełniłam. To się nie powtórzy. - mówiła niemal błagalnym tonem.
-Nie, nie powtórzy. Nie można dwa razy zostawić dziecka. Poza tym już nim nie jestem. A teraz przepraszam, ale zamierzam świętować z przyjacielem jego sukces. - twardo podeszłam do bagażnika. Matka położyła dłoń na mojej ręce.
-Nie dotykaj mnie. - zesztywniałam.
-Musisz mnie wysłuchać. - nalegała.
-Nie, nie musi. - usłyszałam za sobą stanowczy głos ojca. - czego chcesz? - warknął do niej.
-Witaj. - powiedziała, jakby spotkała przyjaciela z dzieciństwa.
-Lysander, zabierz Loraine do środka. - polecanie taty było lakoniczne, jak na wojskowego przystało.
Lysander podszedł do mnie i chwycił moja dłoń delikatnie pociągając mnie, dając mi do zrozumienia żebyś odeszli.
-Nie. - pokręciłam głową. - zostaje. - ojciec spiorunował mnie wzrokiem.
-Miejmy to za sobą. - westchnął. - po co przyjechałaś? - zapytał oskarżycielskim tonem.
-Chce odzyskać Loraine. - odparła spokojnie. Ojciec prychnął i złapał się histerycznie za głowę.
-Postradałaś zmysły?! To moja córka, nie zrobiłaś nic przez całe życie żeby ją poznać! Zostawiłaś Nas! Nie życzę sobie byś była w Naszym życiu! - wykrzyczał jej to wszystko w twarz.
-Wiem, jak dużo błędów popełniłam. Chce to naprawić. - widziałam, że ojciec coraz bardziej się denerwuje.
-Naprawić? Nie jestem zepsutym wazonem, który możesz skleić! Ani jakąś głupią zabawką, którą oddałaś, a teraz jednak chcesz się pobawić! Wynoś się i nigdy nie wracaj! - czułam, jak w moich oczach wzbierają łzy złości.
-Loraine. - patrzyła na mnie oczyma rozszerzonymi paniką.
-Nie. Żegnam. - podeszłam ponownie do bagażnika i wyjęłam z niego dwie butelki szampana, a potem obracając na pięcie ruszyłam w stronę hali.
-Loraine! - usłyszałam za sobą głos Lysa. Nie zwolniłam. W końcu mnie dogonił i zatrzymał. - spokojnie. - przytrzymał moją twarz i zmusił do spojrzenia sobie w oczy.
-Chodźmy świętować. - powiedziałam po chwili.
-Najpierw ochłoń. - głaskał mnie po policzku. - przykro mi. - szepnął i przytulił mnie do siebie.
-Nie mogłeś nic zrobić. Wystąpię o sądowy zakaz zbliżania się. - zażartowałam.
-Powinienem pójść z Tobą do samochodu, może wtedy by nie podeszła. - jak zwykle, miłosierny Lysander obwiniał się za zło całego świata.
-Chodźmy, wszyscy czekają na szampana. - odsunęłam się i spojrzałam mu w oczy.
-A ja czekam na pocałunek z moja piękną, niezależną, niesamowitą i przede wszystkim silną dziewczyną. - uśmiechnęłam się pod wpływem komplementów. A potem przyciągnęłam jego twarz i pocałowałam, delikatnie rozchylając jego wargi językiem. Oddaliśmy się chwili namiętności, bez uwagi na to, czy ktoś Nas obserwuje.
-Co tak długo? - zapytał Armin, gdy podeszliśmy do znajomych.
-Niezapowiedziana przerwa. - uśmiechnęłam się blado przy tej wymijającej odpowiedzi.
-Seks to słaba niespodzianka. - zażartował Kentin.
-Jeśli uprawiasz go z kimś to owszem jest to czasem niespodzianka, ale sam siebie nie zaskoczysz. - zripostowałam.
-Zawsze sprowadzisz mnie do parteru. - uśmiechnął się szeroko.
-Trzeba znać swoje miejsce. - żartobliwy nastrój udzielił się wszystkim przy stoliku.
-Zamierzasz pogadać z tatą? - szepnął mi na ucho białowłosy.
-Yhmm.. w domu. - odparłam upijając szampana.
-Alkohol nie jest dozwolony. - do naszego stolika podeszła Amber ze swoją świtą.
-Upierdliwość też nie. - warknęła białowłosa.
-Musisz być dumna. Twój chłopak wygrał jakiś żałosny konkursik... - Amber jak zwykle była wredna. Dobrze, że Leo udzielał kolejnego wywiadu.
-Powtórz to, a zaczniesz wyglądać jeszcze gorzej niż teraz. - białowłosa wstała.
-Uu aż się boje. - blondyna udała, że trzęsie się ze strachu, świta Amber zachichotała.
-Odejdź. Nie zwykłem być nieuprzejmy wobec kobiet, ale tego już za wiele. - Lysander wszedł pomiędzy Amber i Rozalie.
-Ale.. - zająknęła się blondyna. Widać było, jak dużo respekt w niej wzbudzał.
-Odejdź. - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Cała trójka oddaliła się w stronę głównej sceny, gdzie teraz znajdował się wynajęty zespół. Dobrze, że Lysander nie musiał śpiewać po pokazie. Nie wiem, jak poradziłabym sobie bez niego.
-Widziałem niezłą laskę... - Armin przybrał nonszalancką pozę.
-Idę na papierosa. A ty pokaż jej, czym jest podryw w stylu Armina. - mrugnęłam do niego i wstałam od stolika.
-Stuprocentową antykoncepcją. Idę z Tobą. - dorzucił Kas sucho i wstał dołączając do mnie.
-Masz zapalniczkę? - zapytałam. Uważałam, by nie podeptać sukienki.
-Jasne. - podał mi ją, a ja odpaliłam papierosa. - nie boisz się, że tatuś zauważy? - zapytał z chytrym uśmieszkiem.
-Przeżyje. - ucięłam temat, może zbyt ostro. Wzięłam głęboki wdech. - Rozalia zwróciła uwagę na Twój wzrok. - spojrzał na mnie podejrzliwie. - podczas pokazu. - doprecyzowałam.
-Oczywiście, że widziała. - odparł kwaśno. - ciężko byłoby patrzeć na Ciebie inaczej. - patrzył w ziemie.
-Co masz na myśli? - moje serce mimowolnie przyspieszyło. Żałowałam, że nie mogę tego kontrolować.
-Spójrz na siebie. - machnął ręką. - wyglądasz pięknie. Nawet więcej niż pięknie. - zaczął chaotycznie gestykulować. - nie znam słowa, żeby określić, jak bardzo pięknie. - rzucił papierosa na ziemie i zgasił go podeszwą. - a najbardziej boli to, że mogę tylko patrzeć. - zbliżył się do mnie i chwycił moją twarz w dłonie. Z zaskoczenia, ale także z doznania tych dziwnych iskier przeskakujących między Nami, wypadł mi papieros. Uciekłam wzorkiem, by móc sprawdzić, czy nie spadł na sukienkę. Jeszcze tego by brakowało...
Kastiel delikatnym szarpnięciem zmusił mnie do patrzenia w jego oczy.
-Gdyby nie ten skurwiały wypadek mojej matki.. gdyby nie jedna, jebana decyzja. - zacisnął zęby. - Dzisiaj byłabyś tutaj ze mną, a ja nie musiałbym się powstrzymywać przed pocałowaniem Ciebie.
-Kas. - szepnęłam. - wiesz, że nie możemy..
-Odpowiedz na jedno pytanie. Nie możemy czy nie chcemy? - na jego pięknej twarzy malowała się udręka.
-Nie możemy. - szepnęłam niemal niesłyszalnie i wyślizgnęłam spod jego dotyku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zaszczyt!!! 1 komentarz... (dobra nie będę dziecinna)
OdpowiedzUsuńROZDZIAŁ JAK ZAWSZE SUPER!!! Ciekawe jak potoczy się sprawa z matką... O nie Kastiel!!! Nie wolno całować Lol!!! ;)
Chaotyczny kom. Jak zawsze
Hahah dziękuje ❤️✌🏻️
UsuńOch aż mi się szkoda Kasa zrobiło na końcu ;( biedaczysko.. *
OdpowiedzUsuńRozdział super (jak zawsze) spodobała mi się również postawa Loraine względem matki :D . Ma stara to na co zasłużyła :D. Weny życzę ! ;)
Dziękuje bardzo i cieszę się, ze się podobało :D
UsuńZły Kisiel! Afeee! Nie wolno tykać Lol! Rozdział bardzo spoczi. Nie wiem czemu, ale rozbawiło mnie to, że Lol wydarła się na mamę, a chwilę później poleciała do bagażnika i pobiegła z dwoma szampanami XD. Tak biegnie i biegnie. Byłoby pięknwie gdyby było takie nagłe RYPPPPP! Jeśli wiesz co mam na myśli xD I Łysander musiałby ją nieść i złamałby sobie kark, potykając się o stopień! Ach! Ale wiem, że tak nie zrb bo to niestety sadystą nie jesteś! Rozalia vs Amber! Bin Laden by to wygarał! Pozdrowionka! 😝
OdpowiedzUsuńDzięki i również pozdrawiam! :)))
Usuń