poniedziałek, 27 lutego 2017

Rozdział 90

          -Dokąd jedziemy? - dopytałam, gdy nasza podróż trwała już około dwudziestu minut.
-Niespodzianka. - uśmiechnął się enigmatycznie.
-Powiedz chociaż, czy to daleko? - dopytałam.
-Jeszcze kilkanaście minut. - odparł.
Oparłam się wygodnie na fotelu pasażera i przymknęłam powieki. W radio leciała spokojna piosenka, która przywodziła na myśl spokojną, wiosenną łąkę. Jechaliśmy nie rozmawiając, przez szybę słońce ogrzewało moją twarz. Ściągnęłam buty i położyłam nogi na desce rozdzielczej.
-Jesteśmy. - poczułam, że Lysander znajduje się tuż przy moim uchu.
-Mhm... - otworzyłam oczy i siadając prosto zaczęłam się przeciągać.
-Dobrze się spało? - zapytał, gdy wysiedliśmy z samochodu.
-Krótko, ale miła drzemka. - odparłam.
-Gdzie dokładnie idziemy? - zapytałam rozglądając się dookoła. Zatrzymaliśmy się na parkingu wysypanym drobnymi kamyczkami. Obok samochodu Lysandra stało także kilka innych. Białowłosy podszedł do bagażnika i wyciągnął z niego kosz.
-Wow, przygotowałeś się. - pochwaliłam zakładając ręce.
-Mam koc. - powiedział dumnie i sięgnął ponownie do bagażnika tym razem by wyciągnąć z niego koc w czerwono-czarną kratę.
-Uroczy. - wskazałam na koc.
-Z Londynu. - odparł.
-Byłeś w Londynie? - zmarszczyłam brwi. Znaliśmy się długo, ale nadal nie wiedziałam o nim nawet połowy faktów, które chciałabym znać.
-W Londynie, w Tokio... - zaczął.
-Czekaj. - przerwałam mu i podniosłam otwartą dłoń. - Nigdy o tym nie wspomniałeś.
-Nigdy nie pytałaś. - wzruszył ramionami. - Chodź, znam fajne miejsce. - wyciągnął do mnie rękę. Chwyciłam ją i ruszyliśmy.
Przez kilka minut szliśmy lasem, drzewa przesłaniały słońce, a ich gałęzie rzucały rozmaite cienie. Potem zboczyliśmy z głównej trasy i przeszliśmy przez krzaki.
-Gdybym wiedziała, że będziemy łazić po lesie, założyłabym odpowiednie buty. - marudziłam.
-Musimy tędy przejść. - widać było, że bawiło go moje narzekanie.
Chwile później wyszliśmy na średniej wielkości łąkę. Była wielkości przeciętnego basenu. Jej brzegi były nieregularne.
-Wow, skąd znasz to miejsce? - prawie zaniemówiłam z wrażenia.
-Mam swoje sposoby. - mrugnął do mnie. Rozłożyliśmy koc i usiedliśmy. Wokół panowała przyjemna cisza. Delikatny, wiosenny wiatr owiewał moją twarz.
-Ale miło. - mruknęłam wyciągając przed siebie nogi i oparłam na rękach. Taka pozycja pozwoliła mi na odchylenie głowy tak, że mogłam wygrzewać twarz w słońcu.
-Jesteś piękna. - poczułam, że Lysander dotyka mojego policzka. Uśmiechnęłam się delikatnie i otworzyłam oczy, odwracając ku niemu twarz.
-A Ty tajemniczy.
-Co chciałabyś wiedzieć? - jego kciuk muskający mój policzek, skutecznie mnie rozpraszał.
-W jakich miejscach byłeś? - zapytałam na początek.
-Jedzmy, a ja będę opowiadał. - przyciągnął koszyk i wyjął z niego przygotowane posiłki.
-Nigdy nie piłam szampana z plastikowego kubka. - zaśmiałam się, gdy wyjął z koszyka szampana.
-Chyba żartujesz. - spojrzał na mnie oskarżycielsko, wydawał się urażony.
-Co? - zapytałam zdezorientowana.
Sięgnął do koszyka i wyjął z niego szklany kieliszek do szampana.
-Za kogo Ty mnie masz. - przewrócił oczami. Zaśmiałam się, miał racje, on zawsze dba o najwyższy poziom.
-Wybacz. - cmoknęłam go w policzek.
Zjedliśmy przygotowaną sałatkę, która dzięki pojemnikowi chłodzącemu nadal była świeża.
        -Miałeś opowiadać. - wypomniałam mu, gdy podał mi tortillę ze świeżym ogórkiem, serkiem i łososiem.
-Zwiedziłem Wielką Brytanię, Islandię, Norwegię i Japonię. - odparł.
-Które z tych miejsc wspominasz najlepiej?
-Zdecydowanie Islandię.
Opowiadał mi o wszystkim, co widział w państwach, które wymienił. Potem zajęliśmy się planowaniem listy miejsc, które chcielibyśmy wspólnie odwiedzić.
         -Jak zareagowałaś na wiadomość, że musisz się przeprowadzić do cioci? - zapytał.
-Źle. Musiałam zostawić tam wszystkich znajomych... to było trudne. - skupiłam się na własnych dłoniach. - Tak na prawdę nie musiałam tego robić, ale tak było lepiej. Nie mogłam być tak często sama w domu, a ojciec regularnie wyjeżdżał. Przed wyjazdem powiedział, że zawsze mogę wrócić do domu, tyle tylko, że on jest ruchomy. Mieszkaliśmy już w wielu miejscach.
-Żałujesz? - zapytał z wahaniem.
-Absolutnie nie. - pokręciłam głową i spojrzałam na niego. - Gdyby nie ta przeprowadzka, nigdy nie poznałabym Rozalii, Armina, Alexego, Kastiela... Ciebie. - dodałam po chwili.
-Poznałabyś mnie. Jesteś moją bratnią duszą, musielibyśmy się poznać. Być może wylegiwałabyś się na Copacabanie, a ja akurat szedłbym po plaży i potknął się o Twój leżak... Być może tańczyłabyś na ulicach Barcelony i wpadła akurat w moje ramionami... Być może spotkalibyśmy się na pokazie sztucznych ogni w Chinach... Wiem jedno; spotkałbym Cię choćby na końcu świata, choćby na chwile.. - wiedziałam, że jest romantykiem, ale to wyznanie dogłębnie mnie poruszyło. Bez chwili wahania poderwałam się by go pocałować. Zaskoczony opadł na plecy i po chwili całował mnie z równym zapałem, jak ja jego.
Moje nagie ciało częściowo znajdowało się poza kocem, a źdźbła trawy łaskotały mój kręgosłup.
        Patrzyłam na zmierzwione włosy Lysandra i pogrążyłam się we własnych myślach.
Seks na łące jest przereklamowany, pomyślałam pozbywając się resztek trawy z włosów. Chciałam przeżyć romantyczne uniesienie na łące. Z całą tandetną otoczką, taką jak w kiepskiej powieści. Chciałam sprawdzić, czy zadrży ziemia...
-Wszystko w porządku? - zapytał Lysander wyrywając mnie z potoku myśli.
-Tak, to wszystko jest przereklamowane. - zaśmiałam się.
-O tak. - pokazał mi swoje łokcie, na których odcisnęła się trawa. - Byłem niczym kochanek z Harlequina? - zmrużył filuternie oczy. Zachichotałam, a on dołączył do mnie ze swym melodyjnym śmiechem.
         Lysander odwiózł mnie do domu, a samo pojechał do siebie, by móc wziąć prysznic i się przebrać.
-Jestem! - krzyknęłam, gdy weszłam do domu.
-Jak było? - zapytała ciocia.
-O Loraine! - zawołał wesoło Marco i podszedł, by mnie uściskać.
-Cześć. Dobrze wyglądasz. - pochwaliłam.
-Dzięki, to dieta. - gestem wskazał  na swoje ciało.
-Dzisiaj chyba zrobisz wyjątek? - zapytałam mrużąc oczy.
-Jasne, wiesz że nie odpuściłbym sobie steka. - uśmiechnął się prezentując rząd równych zębów.
-Gdzie Lysander? - zapytał ojciec.
-Pojechał do domu. Powinien się pojawić za około godzinę. - odpowiedziałam. - Potrzebujecie pomocy? - zapytałam i rozejrzałam po kuchni.
-Nie, Pani Emeryll wszystko przygotowała, musimy zrobić drinki. - ciocia zacierała ręce.
-Skorzystam z prysznica i do Was dołączę. - pobiegłam na górę pokonując po dwa stopnie na raz.
            -Może zjesz coś jeszcze? - ciocia podsunęła półmisek z mięsem w stronę Lysandra.
-Dziękuje, jak na razie jestem pełen. - uśmiechnął się szeroko. Kciukiem gładził powierzchnie mojej dłoni.
-Za to ja chyba jeszcze coś zjem. - odezwał się Marco i zaczął rozglądać się po stole.
-Część mięs jest jeszcze na grillu. - ojciec kiwnął głową we właściwą stronę.
-Więc Twój brat szykuje się do wyjazdu? - tata podjął wcześniej przerwaną rozmowę.
-Tak, ale wyjazd jest dopiero za dwa tygodnie. - odparł Lysander i chwycił kufel z piwem.
-Loraine wspominała, że zabrałeś ją w malownicze miejsce. - temat został zmieniony przez ciocię.
-Tak, to kawałek za miastem. Niedaleko jest też zalew. - odpowiedział białowłosy.
-O, może powinniśmy się tam wybrać, można tam pojeździć na skuterach wodnych? - Marco pocałował Carmen w czubek głowy, gdy wracał z talerzem obładowanym świeżo grillowanym mięsem.
-Chyba tak, sporty wodne to nie mój konik. - rzucił białowłosy i niedbale wzruszył ramionami.
-Następnym razem powinniśmy zaprosić także Rozalie. - powiedział głośno tata. - Razem z Twoim bratem, rzecz jasna. - wskazał ręką na Lysa.
-Na pewno zaproszenie by ich ucieszyło.
-Dlaczego Pani Emeryll nie je z Nami? - widziałam, że kręciła się po domu. Na ogół podczas posiłków jej nie widywałam, a jeśli tak to zawsze miała w ręce kubek z herbatą, co pozwalało mi czuć się bardziej komfortowo.
-Nie miała ochoty. Zawsze może do Nas dołączyć. - Carmen traktowała ją bardzo przyjacielsko.
-Właśnie.. sam ugotowałeś dzisiejsze dania? - wcześniej go o to nie zapytałam.
-Z małą pomocą. - dwoma palcami wskazał, jak mała była ta pomoc. Oboje się roześmialiśmy.
-Potrafisz gotować? - zagadnął go tata.
-Tyle, o ile. - odparł białowłosy.
-W takim razie będziecie musieli albo jadać na mieście, albo nauczyć się gotować. - zażartował tata kiwając głową w naszą stronę.

4 komentarze:

  1. Błahahahaha! A jednak ją ruchnął! Szkoda, że nie ma dokładnego opisu sytuacji! *lenny* Bez Kiśla, który by ich śledził jakoś takoś dziwnie. Liczyłam, że w trakcie "yhym yhym" wujdzie zza krzaków. Skoro były jeszcze inne samochody na parkingu to może ktoś ich widział! XD Może Nataniel tak dla odmiany! Xd Zrób im wszystkim wyjazd na Islandię gdzie LOL zajdzie w ciążę i nie będzie wiadomo kto jest tatką! Serdecznie pozdrawiam i liczę na kolejne szybko wstawione rozdziały! Baj baj!

    ~Sophie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie opisałam dokładnie, bo nie miałam na tyle czasu :c a niestety takie momenty wymagają więcej dopracowania :c może następnym razem! :D hahahah przypomniałaś mi właśnie o Natanielu, dawno go nie było haha :D dzięki i do następnego ❤️

      Usuń
  2. Z rozdziału na rozdział , coraz bardziej uwielbiam Lysia ;). Rzeczywiście to całkiem miła odmiana ;). Zawsze myślałam , że Kastiel najbardziej pasuje mi do związków z opowiadań , az tu nagle niespodzianka! ;). Z początku szkoda było mi Kasa , ale teraz? Stwierdzam , że Lysander idealnie nadaje się na tą partię ! ;* Weny życzę i dużo czasu na pisanie !;*

    OdpowiedzUsuń