poniedziałek, 13 lutego 2017

Rozdział 86

           -Lysander! - zawołałam wesoło i wpadłam w jego ramiona. Poczułam znajomy zapach jego perfum, jedyny w swoim rodzaju.
-Witaj. - mruknął i chwycił moją twarz w dłonie. Jego pocałunek łączył w sobie delikatność i zdecydowanie.
-Próba. - usłyszałam ostry głos Kastiela. Kiwnęłam mu głową na powitanie.
-Idźcie, muszę przymierzać sukienki. - powiedziałam do białowłosego.
-Będziesz wyglądała pięknie. - pogłaskał mój policzek.
Przymiarki trwały w najlepsze, zauważyłam projektanta, którego poznałam kilka chwil wcześniej.
-Loraine, możemy pogadać? - zaczepił mnie Leo.
-Jasne. - wzruszyłam ramionami i odeszłam z nim na bok.
-Chciałbym Cię poprosić... - zawahał się.
-Mów, zrobię cokolwiek. - miałam dziwne przeczucie, że pożałuje tej obietnicy.
-Wielki finał pokazu należy do mnie. Staram się o kilkutygodniowy wyjazd do Mediolanu na staż. To moja życiowa szansa. - miał racje, takiej okazji nie wolno przegapić.
-Gratuluje. To cudownie. - ucieszyłam się.
-Dlatego potrzebuje Ciebie. Nie stać mnie żeby wynająć zawodowe modelki. Ty i Rozalia wyglądacie świetnie, co prawda daleko Wam wzrostem do zawodowych modelek, ale przerobię sukienki tak, żeby wyglądały perfekcyjnie. Proszę. - powiedział błagalnie. Zawsze uważałam, że on i Lysander to totalne przeciwieństwa, ale w tej chwili przekonałam się, że łączyło ich błagalne spojrzenie, pięknych oczu spod wachlarza rzęs. Pięknie, nie da się odmówić, pomyślałam.
-Leo.. ja. - zająknęłam się.
-Powiedziałaś cokolwiek. - wypomniał mi.
-Mogę Ci pożyczyć pieniądze na wynajem modelek... - próbowałam się wykręcić.
-Loraine. Błagam. - złożył ręce, jak do modlitwy.
-Zgoda. - tyle zdarzyłam wydusić zanim odciął mi dopływ powietrza gwałtownym uściskiem.
Gdy wreszcie mnie puścił, przez kilka minut musiałam go przekonywać, że jedno dziękuje to wystarczająco i nie oddaje mu nerki, po prostu wystąpię w jego kreacji. W sumie wolałabym oddać nerkę.
    -Rozalia? - szukałam przyjaciółki wśród dziewczyn przymierzających swoje ubrania specjalnie dla nich wybrane na pokaz.
-Jestem! - krzyknęła zza zasłony.
-Wiedziałaś, że Leo chce mnie o to prosić? - stałam obok prowizorycznej przymierzalni.
-Jasne, że tak. Mam nadzieje, że mu nie odmówiłaś. - nie widziałam jej, ale wiedziałam że bardziej skupia się na swoim odbiciu w lustrze niż moich słowach.
-Nie mogłabym. To jego szansa. - przewróciłam oczami.
-Ogromna, fajnie mieć zdolnego faceta.
-Spójrzcie, jakie z Was szczęściary. - za moim plecami pojawił się Lysander.
-Po próbie? - zapytałam z uśmiechem.
-Cześć Lys. - głową Rozalii wyłoniła się z zza zasłony.
-Witaj Rozalio. - przywitał ją.
-Ty także wiedziałeś? - spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Winny. - wzruszył ramionami i przekrzywił głowę, wyglądał uroczo. Nie na tyle żebym nie poczuła się dotknięta, że mnie nie uprzedził, ale na tyle by móc się uśmiechnąć.
          -Więc jesteś teraz modelką. - zagadnął mnie Kastiel.
-Amatorką. Dalej lepszą niż z Ciebie muzyk. - przekomarzałam się z nim.
-Nie mogę się doczekać zobaczyć tych wszystkich lasek. Powinienem mieć wejście za kulisy.
-Przecież masz.
-Tak, ale nie takie uprawniające do wejścia do garderób. - uśmiechnął się kwaśno.
-Zboczeniec. - wypomniałam mu.
-Pomocnik. Wiem, jak ciężko zapiać sukienkę. - wytłumaczył się.
-Więc.. zabierasz kogoś? - każdy z Nas miał wejściówkę na widownię dla jednej osoby.
-W sensie coś w stylu randki? - prychnął. - nie, to nie mój styl. Nie wierze, że czyjkolwiek. - wskazał na faceta niosącego karton z dziwnymi dekoracjami.
-Czyli przychodzisz sam? - chciałam się upewnić.
-Już to powiedziałem. - przewrócił oczami. Zaczynał się irytować. Tak łatwo można go było wyprowadzić z równowagi.
           -Dwóch facetów na jednej sali, dobra jesteś. - zaczepił mnie wcześniej poznany projektant.
-Jeden to mój chłopak drugi to jego brat. - odpowiedziałam z uśmiechem.
-Nie mówiłem o Leo. Miałem na myśli tego czerwonowłosego chłopaka. - zbliżył się do mnie.
-To mój były chłopak. Poza tym to nie byłaby Twoja sprawa. - wytknęłam mu.
-Oczywiście, że nie. Przypadkowo usłyszałem, jak pytałaś go o jego randkę na jutrzejszy wieczór.
-Podsłuchiwałeś. - podsumowałam ze złością.
-Sprawdzam uczestników. Jesteś w teamie Leo. - zmrużył oczy.
-Więc też próbujesz uzyskać staż?
-Nie, jestem na to za stary. - nie wyglądał na więcej niż trzydzieści lat. - poproszono mnie o to, jestem w komisji.  - wytłumaczył się.
-Spieszę się. - uśmiechnęłam się kwaśno i wycofałam po chwili obracając się na pięcie.
-Do zobaczenia! - krzyknął za mną, odwróciłam się i pomachałam mu.
         -Jadałaś? - Carmen wsadziła głowę w szparę w moich niedomkniętych drzwiach.
-Nie jeszcze. - pokręciłam głową z nad stosu kartek.
-Jakieś szczególne życzenia? Poproszę Panią Emeryll żeby coś dla Nas przygotowała.
-Cokolwiek. - nie skupiałam się na jej słowach.
-Może po prostu zamówimy tajskie?
-Jasne. - przerzuciłam wzrok na nią. Uśmiechnęła się do mnie ciepło i zniknęła.
Po około godzinie zawołała mnie na dół. Na wyspie kuchennej czekała na Nas papierowa torba z logo naszej ulubionej restauracji z tajskim jedzeniem.
-Jak idą przygotowania do pokazu? - zapytała mnie podczas wyciągania jedzenia z toreb i przekładania ich na talerze.
-Leo wkręcił mnie w swój wielki finał, stara się o staż w Mediolanie. - zaczęłam jej opowiadać, w międzyczasie przyniosłyśmy się z talerzami na kanapę.
-Leo to zdolny chłopak, uciesze się jeśli wygra.
-Chwila, jesteś też w komisji? - zmarszczyłam brwi.
-Nie, ale znam kilka osób wiedziałam o jego kandydaturze. - wyjaśniła. - nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę Cię w jego projektach.
        Późno w nocy, kiedy skończyłam pisać wszystkie zaległe prace domowe, mogłam pozwolić sobie na chwile relaksu. Wypełniłam wannę po brzegi wodą, wrzuciłam ulubioną kulę do kąpieli i zapaliłam świeczki. Łazienkę wypełnił zapach lawendy. Korzystałam z dobroci kąpieli tak długo, dopóki woda nie zrobiła się zimna.
Kolejny dzień spędziłam na nauce do egzaminów, które niedługo miały nastąpić. Po południu miałam pojawić się w hali, gdzie odbywał się pokaz. Każda z Nas miała swoje stanowisko w garderobie, gdzie w gotowości stała już wizażystka i fryzjerka w jednym.
-Dzień dobry. - przywitałam się z nimi.
-Witaj. - odpowiedziała. Była kobietą około czterdziestki, jej twarz zdradzała częste wizyty w gabinecie medycyny estetycznej. Glonojadzie usta skutecznie przykuwały moją uwagę. Nie chcąc być niegrzeczna starałam się patrzeć jej w oczy.
Usiadłam na fotelu, a wizażystka natychmiast się mną zajęła. Po kilkunastu minutach do mojego stanowiska podeszła Rozalia, wcześniej napisałam jej sms'a prosząc o kawę.
-Trzymaj. - położyła kubek przesuwając masę kosmetycznych ulepszaczy.
-Chciałam trochę mniej. - przymrużyłam jedno oko zaglądając do kubka.
-Musimy potem pogadać, moi rodzice dzisiaj ostatecznie zwariowali. - widziałam po jej minie, że nie żartuje.
-Może po pokazie spędzimy noc u mnie? - zaoferowałam.
-Jasne. - uśmiechnęła się. - muszę iść, moja wizażystka zaraz mnie udusi. - dopiero teraz zauważyłam że miała jedno oko pomalowane, a drugie nie. Zaśmiałam się.
      Siedząc dalej w nie wygodnym fotelu dostałam wiadomość od Lysandra : wyjdź na główną sale.
-Emm.. muszę do toalety. - spojrzałam w lustro spoglądając na odbijającą się w nim Eve, czyli moją wizażystkę.
-Jasne, poczekam. Zjem coś szybko. - wskazała na stół z cateringiem.
Wyszłam z garderoby i przemierzając całe pomieszczenie, gdzie kłębiły się tłumy dziewcząt i obsługi, wyszłam na główną sale. Od razu zauważyłam Lysandra.
-Hej. - przywitałam się dając mu buziaka.
-Cześć, mam dla Ciebie niespodziankę. - powiedział. Spojrzałam na niego pytająco, zrozumiałam kiedy się odsunął, a osoba stojąca za nim odwróciła w moją stronę.
-Tato! - pisnęłam i rzuciłam się mu na szyje. Mocno mnie do siebie przytulił.
-Dlaczego nie mówiłaś o pokazie? - zapytał mnie.
-Wspomniałam, ale to nie było zbyt ważne. - trzymaliśmy się za ręce.
-Jak to nie? Moja córka idąca w pokazie charytatywnym, nie mogłem tego przegapić. Dobrze, że ten młody człowiek dokładnie mnie poinformował. - kiwnął na Lysandra z uśmiechem. - Dziękuje. - skinął głową.
-Cała przyjemność po mojej stronie. - odparł Lysander.
-Tak się cieszę, że przyjechałeś, ale muszę już iść. Zobaczymy się później? - zapytałam ojca.
-Tak, tak. Mam zamiar jeszcze pojechać do domu Carmen i trochę się odświeżyć po podróży. Wpadłem prosto z lotniska.
-Do zobaczenia. - cmoknęłam go w policzek.
-Zawiozę Pana. - zadeklarował się Lys.
-Nie trzeba, mogę pojechać taksówką.
-Nalegam. - uparł się białowłosy.
       


Wybaczcie, że znowu musieliście tak długo czekać na rozdział ❤️ kolejny z nich to już pokaz mody, którego część z Was jest ciekawa 😀😀😀

3 komentarze:

  1. Och Boże jaki ten Lysiu uprzejmy , że normalnie niewiarygodne ;o. Czekam na pokaz! ;) weny życzę!;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo :))))) . Lysander to urodzony gentleman :D

      Usuń
  2. I dlatego Lysander to mój WS <3
    Dżentelmen jak ich mało *.*

    OdpowiedzUsuń