czwartek, 7 lipca 2016

Rozdział 26

      -Masz już tą sukienkę? - zapytała Rozalia. Właśnie siedziałyśmy na kocu, w parku niedaleko fontanny, wiosenny wiatr delikatnie muskał moją twarz.
-Mówiłam ci już, że tak. - uśmiechnęłam się pod nosem.
-Pokaż. - naciskała.
-Po raz setny NIE. - zaakcentowałam ostatnie słowo. - ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - zaśmiałam się.
-Tajemniczość, drugi. - pokazała mi język.
    Nadszedł wyczekiwany wieczór- bal. Po szybkim prysznicu, wykonałam wieczorowy makijaż, już dawno nie byłam tak wymalowana. Kosmyki z przodu włosów spięłam do tyłu, reszta włosów pozostawała rozpuszczona i delikatnie pofalowana. Założyłam czerwoną, długą sukienkę z trójkątnymi wycięciami na biodrze i plecach. Na twarz nałożyłam wenecką maskę- czarną, koronkową z czerwoną wstążką. Rzuciłam ostatnie spojrzenie w kierunku lustra i nakładając czarne, wysokie szpilki zeszłam na dół.
-Wyglądasz zjawiskowo. - pochwaliła ciocia. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
-No, no młoda. - Michael zagwizdał z wrażenia.
    Zawiózł mnie pod salę, na której odbywał się bal. Było to kawałek za miastem- obszerna sala została ozdobiona satyną, królowało złoto i brąz. Wszędzie byli ludzie, niestety rozpoznanie kogokolwiek z tych cholernych maskach graniczyło z cudem. Podeszłam do Rozalii, wiedziałam gdzie stoi tylko dlatego, że pokazał mi kilka dni wcześniej swoją sukienkę. Obróciła się w moją stronę zanim zdążyłam ją zaskoczyć i chwycić za rękę.
-Nie wierze. - wytrzeszczyła oczy. - niesamowita. - dotknęła materiału sukienki. Roza wygladała równie zjawiskowo; czarna, długa sukienka że srebrnymi drobinkami, włosy upięła w koka, dzięki czemu jej szyja pozostawała odsłonięta, co było bardzo zmysłowe. Szkoda, że nie ma tutaj Leo. Nie wie, ile traci.
-I vice versa. - chwyciłam jej dłoń i poszłyśmy po coś do picia. Piłyśmy jakiś sok, do którego zaradna i pomysłowa Rozalia- tak siebie nazywała, dolała czegoś mocniejszego.
-Witaj nieznajoma. - prawie zachłysnęłam się drinkiem.
-Witaj nieznajomy. - odpowiedziałam nie dając po sobie poznać, że zostałam zaskoczona i o mało nie przypłaciłam tego życiem.
-Zatańczymy? - wyciągnął dłoń w moim kierunku.
-Z przyjemnością. - ujęłam ją i ruszyliśmy na parkiet. - po raz kolejny muszę przyznać, że doskonale tańczysz. - pochwaliłam.
-Po raz kolejny wyglądasz przepięknie. - dodał, zaśmialiśmy się oboje. Położyłam głowę na jego ramieniu i skupiłam na tańcu.
-Widziałaś już kogoś poza Rozą? - zapytał. Popatrzyłam na jego twarz. Miał na sobie prostą w kroju czarną maskę, jego oczy wydawały się jeszcze piękniejsze.
-Nie. A Ty? - wiedział, o kogo mi chodzi.
-Tak. - przyznał. Nic więcej nie mówiłam, skupiliśmy się na tańcu.
-Odbijany. - usłyszałam zza pleców. Mój partner grzecznie mnie odstąpił i ruszył w stronę stolików.
-Pierwszy raz w tym stylu. - nigdy wcześniej nie tańczyłam z Arminem.
-Zawsze musi być ten pierwszy raz. - mrugnął do mnie z uśmiechem.
-Jak się bawisz? Gdzie Alexy? - prychnął i przewrócił oczami.
-Upija się w toalecie, co wy macie z tym wypytywaniem mnie o jego położenie lub samopoczucie? - patrzył na mnie z lekkim wyrzutem.
-Oj dobrze, już dobrze. Nie pytam. - wyraźnie się rozchmurzył. Po kilku piosenkach poszliśmy na dwór, by móc się napić czegoś mocniejszego wprost z butelki. Dołączyli do nas pozostali.
-Tylko nie zmarnuj tej sukienki. - zażartował Kentin.
-Nie powiem, kto zawsze wymiotuje. - pokazałam mu język.
-Wiesz pech chodzi po ludziach. A nieszczęścia trójkami. - dodał.
-Parami. - poprawił go Lys i upił łyk wódki.
     Gdy wróciliśmy na sale, do tańca porwał mnie Kentin.
-Chyba musimy o tym w końcu pogadać. - zaczął.
-Chyba musimy tańczyć. - puściłam mu oczko, chciałam żeby wiedział, że nie musimy prowadzić sztucznej rozmowy byle tylko powiedzieć to na głos. Nie wydawał się przekonany, widać było, jego zaciśnięte wargi. - Pocałowaliśmy się, luz. - nareszcie się uśmiechnął.
-Luz. - powtórzył z tajemniczym uśmieszkiem.
       Po kolejnych piosenkach poinformowano nas o podaniu kolacji, wszyscy zasiedli przy małych, okrągłych, kilkuosobowych stolikach. Pokryte były brązowymi obrusami, na środku każdego stał wysoki świecznik, do którego nalano wody, tak by świeczki unosiły się na powierzchni. Dno wysypano złotymi kamyczkami. Jedliśmy przy cichej muzyce, głownie słychać było rozmowy toczone przy stolikach.
-Ten krem jest pyszny! - Rozalia właśnie dojadała drugi talerz.
-Cieszymy się, ale nie pochłoń wszystkiego. - zażartował Lysander, w jednym z jego policzków pojawił się malutki dołeczek.
-Dobrze, że na czas posiłku wolno na zdjąć maski. - odetchnęłam z ulga, nie wiem jak mogłabym jeść...
-Przynajmniej wiemy, kto jest kto. - Alexy uważnie obserwował wszystkich zgromadzonych na sali.
    Najpierw go poczułam, dopiero pózniej zobaczyłam. Szedł w naszą stronę powolnym krokiem, było to tempo zwycięscy. Na jego smukłym ciele i sylwetce w kształcie odwróconego trójkąta, czarny garnitur wyglądał zjawiskowo. Można by przyrzec, że ściągnięto go wprost z okładki magazynu. W ręce trzymał maskę, musiał w niej wyglądać wyjątkowo zmysłowo.
-Cześć wam. - był jakiś przygaszony. Wszyscy pozą mną wesoło go przywitali. Czy tylko ja robiłam problem? Chyba tak.
-Usiądź. - zaprosiła go Rozalia i zaczęła rozglądać się za krzesełkiem.
-Niech zajmie moje. - rzuciłam i ruszyłam do wyjścia. Musiałam zapalić, wkrótce dołączył do mnie Armin.
-Olej to. - doradził mi.
-Olej premierę nowej gry. - powiedziałam z przekąsem.
-Co to, to nie, ale z niego żadna cudowna premiera. - pokręcił głową.
-Ale był naszym kumplem. - westchnęłam.
-On jest naszym kumplem. - sprostował.
-Jak pozbędzie się tego glonojada to pomyślimy. - zgasiłam papierosa o kostkę brukową.
-Brakuje ci go, jak powietrza. - zmarszczyłam brwi. Ktoś wyszedł z budynku, Kentin dołączył do nas.
-To ja się zmywam. - powiedział Armin, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Dlaczego nie tańczysz? - zapytał Ken.
-Bolą mnie stopy. - wskazałam na swoje obcasy.
-Uważaj, bo uwierzę. - popukał się w czoło, chyba myślał, że robię z niego wariata, albo to mnie uważał za szaloną? Chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie. - położył palec na ustach nakazując być cicho, dzięki temu słyszeliśmy muzykę. Tańczyliśmy powoli dopóki coś nie przerwało i nie wtargnęło na nasz prywatny parkiet...

2 komentarze: