Stałam przed lustrem, drobna postać wpatrywała się we mnie, ubrana w białą sukienkę z koronkowym akcentem i wysokie, czarne szpilki.
-No to koniec tego roku. - powiedziałam do siebie.
Pochłonęły mnie własne myśli. Co udało mi się osiągnąć w tym roku? Początkiem roku przeniosłam się tutaj, by zamieszkać z ciocią. Poznałam wspaniałych ludzi, ale także kilku wrogów, tu miałam na myśli Amber i jej świtę. Poznałam Lysandra, który pokazał mi, czym jest prawdziwa przyjaźń, odnowiłam i polepszyłam kontakty z Kastielem. Znalazłam prawdziwą przyjaciółkę, którą okazała się piękna i niezależna Rozalia. Miałam styczność z wieloma rożnymi typami charakterów- empatycznym Lysanderem, zabroczą Rozalią, optymistycznym Arminem, wytrwałym Kentinem, pedantycznym Natanielem, wredną Amber... Egoistycznym Kastielem, który wbrew wszystkiemu nauczył mnie, jak to jest znowu oddychać. Żyłam w dwóch światach- pierwszym, domowym, gdzie nie było problemu, którego nie da się rozwiązać pieniędzmi, gdzie wszystko jest na czas i idealne. I drugim - świecie kłótni, problemów, odkrywania swoich słabości, wytaczania granic i przekraczania ich... Świecie, w którym przyjaciel może okazać się wrogiem, a wróg przyjacielem. Muszę nauczyć się brać z tych dwóch światów wszystko co najlepsze i łącznia tego w jedno. Mam dość dąsania się na Kastiela, tak na prawdę nie byłam zła na niego, byłam zła na siebie. Pozwoliłam mu odejść tylko dlatego, że duma nie dała mi go zatrzymać. Nie umiałam przyznać przed sobą, że jest jedną z najlepszych osób, jakie dane było mi poznać. Przegrałam walkę z Debrą, oddając ją walkowerem. Każdy popełnia błędy, każdy ma dni zwątpienia, trzeba tylko umieć się podnieść i iść dalej. Tata nauczył mnie wybaczać, śmiać się i płakać, teraz tą wiedzę muszę wykorzystać. W głowie rozbrzmiały mi słowa ojca : życie nie zawsze jest takie, jakie chcemy. Ale czerp z niego pełnymi garściami, Loraine. Nikt na mecie nie zapyta, czy chcesz przeżyć je jeszcze raz. Po prostu nie ma takiej możliwości. Teraz idąc, po świadectwo czułam, że idę po coś więcej - szłam, by zamknąć pewien rozdział. Nie chce już dłużej być małą, nadąsaną dziewczynką. Chce walczyć o to, na czym mi zależy, a nie czekać aż ktoś mi to poda na srebrnej tacy. Miałam już w głowie gotowy plan....
Michael podwiózł mnie pod szkołę.
-Ostatni raz cię podwożę. - udał, że ociera łzę.
-W tym roku. - mrugnęłam do niego i wysiadałam z samochodu.
Pod szkołą czekały już tłumy uczniów, poszłam odszukać swoją ekipę. Byli tam w komplecie, łącznie z pewnym czerwonowłosy buntownikiem, który był przedmiotem moich przemysleń. Przywitałam się ze wszystkimi i ruszyliśmy do wejścia budynku. Na apelu, dyrekcja podziękowała za wspólny rok, wyróżniono wybitnych uczniów. A na koniec czekała na nas miła niespodzianka. Na scenie grał nasz szkolny zespół. Wpatrywałam się w Lysa, jak zaczarowana. Był niesamowity, szybko zapamiętałam refren i nuciłam go razem z Rozalią. Po zakończeniu, wyszłam przed szkołę.
-Zaproszenie masz, wiesz gdzie mieszkam. Do zobaczenia. - Kastiel minął mnie i ruszył do bramy.
-Do zobaczenia. - krzyknęłam za nim. Obrócił się, ale nic nie powiedział. Z jego twarzy wyczytałam, że liczył iż odmówię. No cóż, nie tym razem skarbie. Uśmiechnęłam się kpiąco, sama do siebie.
-Ty wywłoko się chyba nie wybierasz. - usłyszałam za sobą piskliwy głosik.
-Ignoruj, a odejdzie. - usłyszałam kolejny głos. Dobrze mi znany, głos przyjaciółki.
-Powinnaś pomyśleć o zmianie stylu, coś przestarzały. Leo dalej na to leci? - Amber wpatrywała się w białowłosą z pogardą.
-Dobrze ci radzę uważać zanim moja pięść zdobędzie status legendy a ty będziesz musiała zbierać na protezę. - Rozalia cała się gotowała, co jak co, ale temat jej i Leo nie był tematem do żartów.
-Grozisz mi? - blondyna zacisnęła ręce w pięści. Rozalia zbliżyła się, dzieliły je teraz centymetry.
-Ostrzegam. - w jej oczach dostrzegłam niebezpieczny błysk. Chwyciłam ją za ramie i zaczęłam delikatnie pociągać.
-Chodź Roza, nie warto. - próbowałam ją jakoś przekonać.
-Masz racje nie warto. A ty mała następnym razem nie gadaj tyle, bo ci się odciski na języku zrobią. - Odeszłyśmy, zostawiając Amber i jej świtę, od których biła nienawiść.
-Żałosna mała pizda. - syknęła białowłosa.
-Nie marnujmy na nią czasu. - chwyciłam dziewczynę pod rękę.
-Co za jędza?! Myśli, że jak wypcha cycki i pomacha tyłkiem to jest zajebista?! - Rozalia nadal była wzburzona.
-Co ubierasz dzisiaj? - zapytałam, by zmienić temat.
-Coś ultra seeexy. - przeciągnęła drugą literę i delikatnie poruszyła ramionami.
-Jak zwykle. - uśmiechnęłam się do niej i zmrużyłam oczy.
-Czyli idziemy? - zapytała niepewnie.
-Oczywiście, że tak! Czego się spodziewałaś?! - prawie zgniotłam moje świadectwo, zupełnie zapomniałam, że je trzymam.
-Nawale się dzisiaj.. - radośnie klasnęła w dłonie. Zaśmiałam się.
Po południu wybrałam się z ciocią Carmen do restauracji.
-Na co masz ochotę? Gratuluje udanego roku. Jestem z ciebie dumna. - uniosła kieliszek z szampanem.
-Sałatkę grecką. I dziękuje. - stuknęłyśmy się kieliszkami.
-Wybierasz się dzisiaj gdzieś? - ciocia popatrzyła na mnie znad karty.
-Na imprezę, do Kastiela. Poznałaś go. - przyznałam i upiłam łyk szampana.
Resztę popołudnia spędziłyśmy na rozmowie o wakacyjnych planach. Musiałam coś wymyślić, prócz kilkudniowych wakacji na Teneryfie nie miałam żadnych planów, chciałabym też odwiedzić ojca....
-Ślicznie wyglądasz. - ciocia opierała się o framugę drzwi mojego pokoju.
-Dziękuje. - wygładziłam granatową sukienkę.
-Michael czeka na dole. - wzięłam głęboki wdech, tego wieczoru miałam zmienić bieg wydarzeń.
Zapukałam do drzwi Kastiela, otworzył mi sam gospodarz. Na wejściu zauważyłam Rozalie, która odwieszała torebkę, musiała niedawno przyjść.
-Cześć. - powiedziałam z entuzjazmem.
-Cześć. - wykrztusił. - Niezła kiecka. - pokiwał głową z uznaniem. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
W środku impreza trwała w najlepsze, wiele osób tańczyło, kilka kłębiło się przy barku, gdzie popijali najróżniejsze alkohole. Złapałam za rękę Rozalie i krzyknęłam do ucha:
-Naprawie to! - spojrzała na mnie pytająco. - Kastiela. - wyjaśniłam, podniosła kciuk do góry, czyli mój pomysł spotkał się z jej aprobatą.
-Napijmy się kocie... - Kentin pociągnął mnie za rękę w przeciwnym kierunku niż siedział gospodarz.
-Okej, wódka. - wskazałam na odpowiednią butelkę. Nalał mi do szklanki. - więcej! - jeśli mam się godzić z egoistą, potrzeba mi coś więcej niż trochę wódki.
-Loraine, nie szalej tak. - Kentin rownież krzyczał, muzyka była bardzo głośna.
-Cicho. - ucieszyłam go i wypiłam zawartość swojej szklanki na raz.
-Kogo ja tu widzę. - usłyszałam za sobą głos. Obróciłam się i dostrzegłam kolegów, których poznałam na pierwszej imprezie u Kasa.
-Cześć! - krzyknęłam radośnie i przytuliłam każdego z nich. Porozmawialiśmy chwile i każde poszło w swoją stronę.
-Idziemy zapalić? - zagadnął mnie Armin.
-Nie teraz. Mam prośbę. Oczyść teren, taras to znaczy. Potrzebuje prywatności i poproś by inni palili w garażu. - starałam się przekrzyczeć muzykę.
-Robi się mała. - puścił mi oczko. Kocham go, jest najlepszy.
-Kocham cię. - powiedziałam i cmoknęłam go w policzek. Uśmiechnął się wesoło i poszedł spełnić moją prośbę.
Odszukałam Kastiela, siedział na blacie kuchennym, podeszłam i bez słowa zaczęłam ciagnąć na taras. Armin dyskretnie zamknął za nami drzwi.
-Kastiel, posłuchaj. - zaczęłam. - mam dość tej sytuacji, zachowałeś się jak gówniarz... A ja ... Nie lepiej. Naprawmy to. - wydusiłam. Uśmiechnął się ironicznie.
-Bob budowniczy zawsze da radę. - na jego twarzy widniał tak dobrze mi znany uśmiech.
-Nie żartuje, nie powiem, że jest mi łatwo. Ale mógłbyś być nawet z laską, która ma błonę miedzy palcami, mam to gdzieś. Nie stracę kumpla. - postawiłam na szczerość.
-Z tą błoną to przesadziłaś. - wzdrygnął się. - to ty się obraziłaś z dupy. - machnął ręką.
-Co?! Nie! - krzyknęłam.
-Właśnie, że tak! - odkrzyknął.
-Dobra, tylko spokojnie. - wzięłam głęboki oddech. - chcesz się pogodzić, czy nie? - zadałam kluczowe pytanie.
-W dupie to mam. - prychnął i splunął na ziemie. Zabolało.
-Nie wierze ci. - próbowałam sama sobie wmówić, że to co słyszę to nie prawda.
-Zacznij od tego, czemu się obraziłeś hrabino. - nie dawałam się wyprowadzić z równowagi.
-Widziałam Was. - powiedział z podniesioną głową. Mimo pewności w głosie, czułam się, jakby ktoś wbił mi w plecy nóż.
-Kogo? - przewróciłam oczami, najpierw wbił nóż pierwszym pytaniem, teraz go przekręcał.
-Ciebie i Debrę. - odpowiedziałam cicho.
-Tak jak i pół szkoły. - nie mógł być takie tępy.
-Całowaliście się, bałam się, że odejdziesz od...- przerwał mi.
-Od Ciebie? - spojrzał na mnie kpiąco.
-Od grupy. - dodałam szybko. Jego słowa bolały.
-Pff. - prychnął. - zastanów się zanim coś powiesz. Nie zostawiłbym kumpli. - dodał.
-Ale tak pomyślałam...
-Czekaj, czekaj, co niby widziałaś? - zmarszczył brwi.
-Wasz pocałunek. - dodałam z rezygnacją, czemu mi to robił? Czemu kazał to powtarzać?
-Nic takiego się nie wydarzyło. Co ty pierdolisz? - zdenerwował się podniósł głos.
-Nie jestem idiotką! - teraz to mnie puściły nerwy.
-Nie całowałem jej!
-Wtedy na imprezie, nie wcale jej nie całowałeś! - krzyczałam jak opętana.
-No bo nie całowałem! Ty masz chyba rozdwojenie jakieś! - popukał się w czoło, żeby pokazać mi jaką jestem wariatką.
-Nie kłam. - warknęłam.
-Czyli co, widziałaś dokładnie nasz pocałunek, tak?
-Nie. Nie dokładnie. Ale widziałam jak się do ciebie zbliżała. - wyjaśniłam.
-Na litość boską. Trzymajcie mnie. - wzniósł ręce ku niebu.
-Zaraz kogoś zawołam. - dodałam ze słodkim uśmiechem.
-Nie pocałowałem jej!
-Jak to?
-Tak to. - był ostro wkurzony tak, jak ja.
-Nie ważne. - mruknęłam. Mógł mieć racje, nie widziałam pocałunku, wyciągnęłam pochopne wnioski.
-Następnym razem albo patrz uważniej albo zapytaj wprost. - dodał z ironią.
-Okej. - warknęłam. Trząsł się ze złości, podeszłam i dotknęłam jego ramienia.
-Nie zachowuj się tak więcej. - wydusił przez zaciśnięte zęby.
-Wybacz. - chwila, czemu go przepraszam. - i mi nie rozkazuj. - starałam się ratować własną dumę.
-Nie rozkazuje, radzę.
-Ciocia dobra rada. A wiec to ty udzielasz porad w gazetach? - uniosłam jedną brew.
-Obiecałem coś sobie, ale jebać to. - nim się zorientowałam przycisnął mnie do ściany, a jego usta opadły na moje. Całował mnie zachłannie, a ja oddawałam każdy pocałunek. Po chwili odsunęliśmy się od siebie, by złapać oddech. Oparł dłonie o kolana.
-Jesteś popieprzona. - przeczesał ręką włosy.
-Ty nie lepszy. - łapałam oddech, jakbym przebiegła maraton. Uśmiechnął się ironicznie.
-Nie obchodzi mnie ta suka. Zrozum to wreszcie. - patrzył na mnie, jego czekoladowe oczy, piękne czekoladowe oczy...
-Pomyliłam się. - przyznałam.
-Pomyliła się. Rany boskie, doprowadzisz mnie kiedyś do depresji. - krótkie wyznanie, pokazujące, że i jemu w pewien sposób na mnie zależy. Pytanie tylko jak. - chce się najebać. - rzucił i ruszył do drzwi. - idziesz? - wyciągnął do mnie rękę. Chwyciłam ją. Drzwi okazały się zamknięte, spojrzał na mnie pytająco, wzruszyłam ramionami i zapukałam w szybę, otworzył Armin.
-Jak tam, pogodzeni? - na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
-No raczej. - rzucił Kas i przybili piątkę.
-Ludzie! Pijemy, uparciuchy się dogadały! - Armin wzniósł swój kieliszek. Spojrzałam na Kasa i roześmiałam.
"- Nawale się dzisiaj.. " nie no, leję xD
OdpowiedzUsuń😂😂😂😂👍🏻👍🏻👍🏻👍🏻👍🏻
UsuńW końcu pogodzeni XD
OdpowiedzUsuńCoś czuję że alkohol zaprowadzi ich dalej :D
Pożyjemy, zobaczymy :p dziękuje za kom!
UsuńKocham to opowiadanie! <3 A twoje teksty jeszcze bardziej xd Pisz szybko następny rozdział bo jestem ciekawa pijanych skutków ich pogodzenia ^w^
OdpowiedzUsuńPowinno się dzisiaj pojawić :) dziękuje dziękuje i jeszcze raz dziękuje za czytanie i komentowanie ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
UsuńNo no to było zajebistee ! :D 😋
OdpowiedzUsuńDziękuje ❤️
Usuń