niedziela, 12 marca 2017

Rozdział 94

        Usiadłam obok Lysandra i postawiłam drinki na stoliku.
-Cóż za kobiece kolory. - powiedział zgryźliwie Kas, patrząc z idiotycznym uśmieszkiem na drinka białowłosego.
-Nazwa tych kobiecych kolorów zobowiązuje. - powiedziałam pół żartem, pół serio. Wszyscy doskonale znamy nazwy większości drinków serwowanych w barach, w naszym mieście. Szczególnie Sex on the beach, podawany chyba w każdym miejscu na świecie.
-Co jest złego w kobiecych kolorach? - wtrącił się Armin.
-Nic, po prostu niektórzy wolą bardziej męskie rzeczy, kolory, ludzi... - odezwała się Lucy zanim Kas zdążył zareagować.
-Odpoczęłaś już? - Alexy prawie podskakiwał ze zniecierpliwienia.
-Alexy... zlituj się. - jęknęłam.
-Myśle, że to ja powinienem zatańczyć z moją dziewczyną. - Lysander uśmiechnął się szeroko. Wstał i wyciągnął do mnie dłoń, ujęłam ją z uśmiechem.
         Na parkiecie było sporo ludzi, chciałam mieć oko na Nasz stolik, więc nie wchodziliśmy w tłum, a zaczęliśmy tańczyć na obrzeżach ludzkiej masy.
-Wydajesz się być mało zaangażowana. - Lysander krzyknął do mojego ucha. Jak nic, na starość stracę słuch.
-Czyżby? - spojrzałam na niego wyzywająco i przyciągnęłam do siebie.
Jego usta były jak zawsze miękkie. Słodki, delikatny pocałunek, pełen czułości... Iskra zamieniła się w płomień. Jego język stał się zachłanniejszy, dłonie ściskały mocniej moją talie. Gdy chciałam się cofnąć, by móc złapać oddech, delikatnie chwycił moją dolną wargę zębami. Chciałam by to trwało dłużej. Chciałam, by trwało wiecznie.
            -Wzbudzacie zainteresowanie całej sali... - wypaliła Rozalia, gdy tylko podeszliśmy do stolika.
-Niech się skupią na tańcu. - uśmiechałam się szeroko.
-Skupią się, jeśli Wy dwoje dacie wreszcie upust emocjom i będziecie uprawiać romantyczny seks w pobliskiej toalecie. - kontrast pomiędzy słowami, a jej głosem był tak duży, że wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Rozalio, ja mam jakiś poziom. - Lysander popatrzył na nią z politowaniem.
-I potrzeby. - dziewczyna uśmiechnęła się i przygryzła rurkę włożoną do szklanki.
-Głodnemu chleb na myśli. - wtrącił się Kentin.
-Głodny, głodnemu wypomni. - dorzucił Armin. Ponownie loże wypełnił Nasz śmiech.
-Powinieneś trochę potańczyć. - powiedziała Lucy do Kastiela, gładząc jego udo. Zazgrzytałam zębami, czy ja przypadkiem nie byłam psem ogrodnika? Sama nie chciałam z nim być, ale nie potrafiłam oddać go komuś innemu...
-Doskonały pomysł, chodź. - chwycił jej dłoń i ruszyli w stronę parkietu.
Kastiel był dobrym tancerzem, jego pewność siebie powodowała, że tańcząc emanował dziką, niepohamowaną seksualnością. Lucy nie była zbyt dobrą tancerką, ale kręciła tyłkiem na wysokości jego krocza, co było wystarczające, by Kastiel pozostał na parkiecie.
-Wyglądasz jak wściekły buldog. - szepnęła Roza, siadając obok mnie.
-Zachowuje się, jak tania... - nie dokończyłam.
-Widzę, olej to. Kastiel ją zaliczy i tyle. - wzruszyła ramionami. Dla mnie nie było to tylko tyle, a aż tyle. Myśl o nim, całującym ją, dotykającym jej ciała... obrzydliwe.
Obserwowałam ich jeszcze przez chwile. Kastiel zaczął się nudzić, co można było stwierdzić po jego minie. Przerwał taniec i z delikatnym, pełnym irytacji uśmiechem pociągnął Lucy w stronę stolika. Dziewczyna zatrzymała się gwałtownie. Widziałam, że czerwonowłosy coś do niej mówi; Lucy stanęła na palcach i zdecydowanym ruchem przywarła do Kastiela, by chwile później go  pocałować.
W moim sercu coś pękło, poczułam się zdradzona, choć nie miałam ku temu powodów. Ona nie całowała Lysandra, tylko Kastiela. Mojego przyjaciela, nie chłopaka, a jednak w moje serce wbiły się ciernie. Chwyciłam torebkę i wstałam.
-Gdzie idziesz? - zapytał Lys.
-Zapalić, zaraz wrócę. - uśmiechnęłam się sztucznie i ruszyłam do wyjścia. Nie miałam ochoty na wizytę w palarni, postanowiłam wyjść na zewnątrz.
      -Boli, prawda? - usłyszałam głos Kentina.
-Ta. - mruknęłam zaciągając się dymem tytoniowym.
-Pierdol to. Przyszłaś tu z przystojnym, pełnym klasy facetem. Osobiście znam wiele dziewczyn, które zabiłby dla jednego pocałunku z nim. - próbował mnie pocieszyć.
-Kiedy to wszystko stało się tak skomplikowane? - spojrzałam mu w oczy, widziałam w nich bezradność; nie mógł odpowiedzieć na moje pytanie. Mimo wszystko spróbował.
-To wszystko jest piękne. Żyjemy w świecie, gdzie największym problemem jest pocałunek eks z nową laską, a nie w świecie bez dostępu do wody pitnej... Kochamy i jesteśmy kochani, ranimy i jesteśmy ranieni. Czyż to nie jest niesamowite? - miał stuprocentową racje, to było piękne. - Pamiętasz, jak Cię pocałowałem? - zapytał.
-Jasne, że tak. - uśmiechnęłam się.
-Spełniłem swoje marzenie. Wiem, jak głupie to jest, ale tak było. Jesteś najlepszą osobą, jaką w życiu spotkałem. A Lysander prawdopodobnie jest taką Twoją osobą. - mimo chaotyczności ostatniego zdania, zrozumiałam przekaz.
-Dziękuje. - za to kochałam Kentina; jego nieoceniony wgląd w moje serce.
-Do usług mała, do usług. - przytulił mnie do siebie. - wracajmy.
            Usiadłam obok Lysandra i wplotłam swoje palce w jego. Pocałował mnie w skroń.
-Ciekawe, kiedy będzie jakaś szkolna impreza albo wyjazd. - zastanawiał się Armin.
-Pod koniec maja. - odpowiedział mu Nataniel, to oczywiste, że wie takie rzeczy.
-Leo, jak przygotowania do wyjazdu? - Melania zagadnęła czarnowłosego. Widziałam, jak Rozalia zesztywniała. Nie lubiła poruszać tego tematu.
-Powoli do przodu. - odpowiedział jej chłopak.
-Czyli ma już wszystko gotowe. - dopowiedział Lys.
-Powinieneś spakować Rozę, nie wytrzymamy tu z nią bez Ciebie. - zażartował Kentin.
-Muzyka zaczyna być słaba. - marudziła białowłosa, zmieniając temat.
-Nie jest taka zła. - Lucy znajdowała się stanowczo za blisko czerwonowłosego. Jej nogi przełożone były przez jego nogi tak, że czubki jej butów dotykały moich spodni.
-Mam genialny pomysł! - wykrzyknęła białowłosa.
-Czy do realizacji są Nam potrzebne paszporty? - zapytał Armin z przekąsem.
-Śmieszne. - zmroziła go spojrzeniem, ale jej entuzjazm nie zgasł. - Przenosimy imprezę.
-Nich zgadnę, do Naszego domu. - Lysander nie wydawał się zachwycony tym pomysłem.
-Dokładnie! - Rozalia pstryknęła palcami tuż przed twarzą białowłosego. - No dalej, chodźmy! - jęczała namawiając Nas do zmiany miejsca.
-Dobra, ruszmy się. - postanowił za wszystkich Leo.
         Po drodze do domu braci, kupiliśmy alkohol i zamówiliśmy jedzenie. Szliśmy w wesołej atmosferze. Na końcu kolumny szła Lucy i Kastiel, na którym rudowłosa praktycznie wisiała.
-Może wstąpimy na karuzele? - białowłosa wskazała na światła migające w oddali.
-Skarbie, nie wszystko jednego dnia. Zapewne i tak byś wymiotowała. - Leo objął ją ramieniem i zajął się wybijaniem jej z głowy tego pomysłu.
W domu panowało przyjemne ciepło, przez wieczorny chłód nieznacznie zamarzałam.
-Idę po kieliszki. - Kas czuł się, jak u siebie w domu. Tak często tu bywał, że znał zawartość szafek lepiej niż ja.
Siedliśmy na kanapach zaopatrzeni w alkohol. Melania i Nataniel oddaleni od pozostałych rozmawiali o planach na przyszłość.
-Zostaniesz na noc? - szepnął Lysander.
-Tak, napisze tylko do Carmen. - wyjęłam telefon i zajęłam się pisaniem sms'a.
-My też dzisiaj zostaniemy. - Rozalia zwróciła się do Lucy.
-Czyli ja też. - chętnie starłabym mu ten ironiczny uśmieszek z twarzy.
          Zakończyliśmy zabawę około trzeciej w nocy. Lysander pokazał Natanielowi i Melanii, gdzie śpią. Podobnie zrobił w przypadku Lucy i Kastiela. Byłam w kuchni, gdy nagle ktoś stanął za mną. Rozpoznałabym ten zapach wszędzie.
-Potrzebujesz czegoś? Poduszki? Kołdry? Prezerwatyw? - prychnęłam.
-Milutka, jak zawsze. - odwróciłam się w jego stronę.
-Kas nie chce mi się dzisiaj dyskutować. - przewróciłam oczami.
-Myślisz, że możesz się mną bawić? - wytknął. - ubierz się jeszcze lepiej, a ja posunę się jeszcze dalej z Lucy. - patrzył mi hardo w oczy.
-Nie zrobiłam tego żebyś czuł się niekomfortowo. - udałam niewiniątko. - poza tym nie mąć jej w głowie. - zrugałam go.
-To dla zabawy. A może coś z tego będzie. - wzruszył ramionami. Naszą rozmowę przerwał Lysander.
-Loraine, idziemy? - zapytał.
-Tak, dobranoc Kas. - uśmiechnęłam się do niego i odchodząc starałam się wyglądać maksymalnie kusząco, wprawiając w ruch moje biodra.
         -Byłaś dzisiaj trochę nieobecna. - powiedział Lysander, zamykając drzwi od sypialni.
-Nie sądzę. - odparłam niskim głosem i podeszłam do niego. Sięgnęłam ręką do drzwi i przekręciłam kluczyk. Następnie przyciemniłam światła w pokoju. Podeszłam powoli do białowłosego, przez chwile patrzyłam w jego różnokolorowe tęczówki. Moje palce delikatnie naznaczyły ścieżkę od jego skroni aż po brodę. Lysander chwycił moją twarz w obie dłonie i pocałował mnie; jego usta były jeszcze bardziej zachłanne niż podczas pocałunku na parkiecie. Jego język jeszcze bardziej nieustępliwy, o ile było to w ogóle możliwe. Nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się w łożku. Wydawało się, jakbyśmy nie widzieli się szmat czasu. Byliśmy, jak kochankowie wojenni po wieloletniej rozłące. Nasze pragnienie przypominało pragnienie człowiek pozostawionego na wiele godzin na pustyni. Byliśmy niczym spieczona słońcem ziemia, kiedy wreszcie zaczynam padać. Zdzierałam z niego ubrania, nie dbałam o uszkodzenia. Nie chciałam seksu pełnego romantyzmu. Chciałam czegoś ostrzejszego, mocniejszego. To ja szeptałam mu do ucha sprośności i namawiałam do przekraczania granic. Oplotłam go nogami, prowokowałam, kusiłam. Chciałam mocniej, szybciej, gwałtowniej. Chciałam dzikiego seksu, pełnego miłości porywczej i nieokiełznanej. Chciałam by mnie kochał się ze mną, jak nigdy dotąd, doprowadził na skraj ostateczności. Chciałam przyjemności bezkresnej. Chciałam czegoś pierwotnego, żywiołowego. Wiłam się pod nim, pospieszałam i nagle nadeszła fala orgazmu. I gówno mnie obchodziło, czy ktoś słyszy. Moje ciało drżało z wyczerpania...

4 komentarze:

  1. O ja ;o .. to było.. DOBRE! NO no kto by pomyślał , że z Loraine taka dzikuska ;D. *


    Trochę dziecinna ta rywalizacja między LOL, a Kasem ;). Rozumiem Stara miłość , ale jakoś tak szkoda mi Lysia ;(. Mam nadzieję , że jej przejdzie i nie skrzywdzi białowłosego gentelmana ;*. Weny życzę !

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja kocham to opowiadanie !! No cudooooooo <3

    OdpowiedzUsuń