sobota, 25 marca 2017

Rozdział 97

        -Nie wiedziałam, że obracasz się w takim towarzystwie. - powiedziałam z podziwem. Szliśmy wąską ścieżką, prowadzącą na most. Z przeciwnej strony szła roześmiana para.
-I vice versa. Będziesz miała coś przeciwko jeśli zapalę? - zapytał. Pokręciłam głową. - Tylko nie wydaj mnie wujkowi. - uśmiechnął się kpiąco.
-A więc to Twój wujek.. - mruknęłam do siebie.
-Raczej nie ciocia. - burknął i odpalił papierosa. Sama miałam olbrzymią ochotę, by zapalić, ale nie mogłam, nie tutaj.
-Musiałeś tutaj przyjść? - zapytałam chcąc zagaić rozmowę.
-Jeśli chcę być kiedyś właścicielem tej firmy, to muszę. - zatrzymaliśmy się na moście i oparliśmy o barierkę.
-Wow, nie sądziłam, że jesteś.. - brakowało mi odpowiedniego słowa.
-Bystry. Ta, nie wyglądam. - uśmiechnął się kpiąco. W tym uśmiechu było coś znajomego, przypominał mi trochę sposób, w jaki uśmiechał się Kas. Nie mogłam o nim myśleć , od razu przypomniałam sobie, o kłótni z Lysandrem.
-Czyli będziesz właścicielem tej firmy, a więc.. - po raz kolejny się zawahałam.
-Multimilionerem? - zapytał i roześmiał.
-Dokładnie. - zachichotałam.
-Albo bankrutem. Na razie jedyne, co potrafię, to ograć młodszego kuzyna w monopoly. - po raz kolejny się roześmiałam.
-Ile ma lat? - zapytałam.
-Sześć i liczy szybciej niż ja. - zacisnął usta. - Dobra, teraz Twoja kolej. - odwrócił się do mnie. - Masz oczy, jak ćpun. - spojrzał mi głęboko w oczy. Zawstydzona odwróciłam wzrok.
-Mam małe problemy. - wzruszyłam ramionami.
-Chłopak? - ponownie odwrócił się w stronę jeziora.
-Ta.. - mruknęłam i splotłam dłonie.
-Nie martw się, najwyżej ja będę bankrutem, a Ty będziesz miała złamane serce. Normalka. - jego próby poprawienia mi humoru powiodły się.
-Muszę się napić. - powiedział po chwili. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki. - Chcesz? - podał mi piersiówkę.
-Nie, dziękuje. - odmówiłam.
-Za to ja się napije. - przechylił piersiówkę i upił sporego łyka.
-Dużo pijesz. - stwierdziłam.
-Pomaga mi się zrelaksować. Wyjdziemy kiedyś na drinka? - zapytał.
-Mam chłopaka. - odparłam.
-Wiem, nie obawiaj się, umiem trzymać ręce przy sobie. - powiedział kpiąco.
-W takim razie się zastanowię.
-Najwyżej możesz się wypłakać w moje ramie po zerwaniu. - dodał.
-Ej! - szturchnęłam go.
-Żartuje. - podniósł ręce w obronnym geście.
-Chyba musimy już wracać. - powiedziałam.
-Czas włożyć kijki w dupę i idziemy. - schował piersiówkę.
         W drodze powrotnej byłam bardzo zmęczona. Oparłam głowę o szybę samochodu i pozwoliłam sobie na chwilę relaksu. Nie przeszkadzały mi nawet wibracje powstałe na skutek jazdy.
-Zanieść Cię? - usłyszałam głos Michaela.
-Poradzę sobie, dzięki. - mruknęłam sennie.
Musiałam przemyśleć kilka spraw, ale zmęczenie nie pozwoliło mi na to. Po prysznicu ruszyłam do łóżka. Od razu zasnęłam, porwał mnie nurt niejasnych snów.
        W szkole postanowiłam nie pokazywać po sobie, że coś jest nie tak. Lysander postępował podobnie. Przez cały dzień uważnie go obserwowałam.
-Zamierzasz w ogóle ze mną nie rozmawiać? - zapytałam go wchodząc za nim do męskiej toalety. Cholera, co ja tu robię.
-Zaszła w Tobie jakaś zmiana, o której chciałbyś mi powiedzieć? - rozejrzał się dookoła dając mi do zrozumienia, że nie powinno mnie tutaj być.
-Lys.. - westchnęłam. - Tęsknie za Tobą. - zrobiłam krok, by się do niego zbliżyć.
-Ja za Tobą też, ale zastanów się. - cofnął się.
-Jasne. - burknęłam pod nosem.
-Loraine, co Ty dziecko tutaj robisz? - usłyszałam za sobą głos woźnego, swoją drogą bardzo się lubiliśmy.
-Wychodzę. - uniosłam ręce. - Nie dam ci odejść. - szepnęłam do Lysandra i posłałam mu znaczące spojrzenie.
Jakby tego wszystkiego było mało w drzwiach natknęłam się na dyrektorkę.
-Pomyliłaś drzwi? - warknęła do mnie. Rany, kto tej kobiecie pozwolił pracować z młodzieżą... Przewróciłam oczami.
-Szukałam wrażeń. - odparłam ze słodkim uśmiechem.
-Przekaż swojemu przyjacielowi, że ma czas do piątku na napisanie testu, inaczej nie zaliczy semestru, a co za tym idzie opuści mury tej szkoły. - zagrzmiała.
-Szczęściarz. - mruknęłam. - Ma Pani na myśli Kastiela? - dopytałam.
-Tak. Nie udało mi się go dzisiaj spotkać. - odeszła w stronę swojego gabinetu.
       -Co robiłaś w męskim? - Kentin dogonił mnie, gdy szłam korytarzem.
-Zwiedzałam. Zawsze interesowało mnie, czy obsikujecie ściany. - udałam, że się nad tym zastanawiam. On także wygadał na zamyślonego. Uderzyłam go w ramię. - Gadałam z Lysandrem, kretynie.
-Między Wami wszystko spoko? - zapytał.
-Gdyby tak było, czy musiałabym wchodzić do męskiego? - on i jego wolne procesy myślowe..
-Czyli to nie jest odpowiedni moment... - wyglądał, jakby chciał mi coś powiedzieć. Nagle dostałam wyrzutów sumienia. Wszystko kręciło się wokół mnie, zupełnie zapomniałam o przyjaciołach i i ich troskach.
-Kentin. - zatrzymałam go. - Odpowiedni moment na co?
-Nie, nic.. - nie patrzył mi w oczy. Ścisnęłam jego przedramię i zmusiłam do spojrzenia sobie w oczy. Jego zielonobarwne tęczówki wpatrywały się we mnie.
-Mów. - nalegałam.
-Chciałem Wam kogoś przedstawić. - przygryzł wargę.
-O mój Boże. - wytrzeszczyłam oczy. - Poznałeś kogoś. - mimowolnie otworzyłam usta.
-LOL, wyglądamy dziwnie. - podrapał się nerwowo po głowie. - Zamknij buzie, wyglądasz średnio inteligentnie. - próbował zamknąć mi usta, przykładając dłoń do brody.
-Gdzie się widzimy? - byłam ciekawa jego wybranki.
-O dwudziestej w Cameleonie. - odparł. Był to Nasz ulubiony bar.
-Do zobaczenia. - powiedziałam radośnie. - Muszę iść. - dodałam, gdy zobaczyłam Kastiela. Pospiesznie ruszyłam za nim. Musiałam mu przekazać informacje.
      -Kas! Zwolnij! - zawołałam, chłopak nie zareagował. Szliśmy w stronę nieoficjalnej palarni.
Miałam wrażenie, że czerwonowłosy idzie coraz szybciej, nie potrafiłam go dogonić, a nie chciałam biec. Wyglądałabym na idiotkę, zapewne dodatkowo z krzaków wyskoczyłaby Lucy z aparatem i zrobiła mi zdjęcie, po czym wmówiła Lysandrowi, że biegłam wyznając mu miłość. Kastiel skręcił za róg szkoły, tam się zatrzymaliśmy. Poznałam powód jego niezatrzymywania się; cholera, a już miałam w głowie gotową tyradę, szkoda. Zatrzymam ją na inną okazje.
Stanęłam na przeciw chłopaka. Odpalił papierosa i chcąc wypuścić dym uniósł głowę. Na jego twarzy malowało się zdziwienie. Słyszałam głośną muzykę w jego słuchawkach. Spojrzałam na niego wymownie.
-Sorry. Pewnie wolałaś. - wyjął z uszu słuchawki i wyciągnął IPoda.
-Nie no co Ty, tak sobie szłam za Tobą. - przewróciłam oczami.
-Jak pedofil za dziećmi. - mruknął. Jego porównania zawsze były.. dziwne.
-Musisz zaliczyć sprawdzian, inaczej nie zdasz. - wyciągnęłam dłoń i wyjęłam mu z ust fajkę.
-Ta stara kurwa wszystko pamięta. - zaklął. Tymczasem ja paliłam jego papierosa.
-Ej, szacunku trochę. - upomniałam go.
-Eh. - westchnął.
-Popraw się.
-Wedle życzenia, to stare próchno ma doskonałą, nieprzeciętną pamięć. - powiedział słodki głosem. - Co jest między Tobą, a Lysem? - zapytał po chwili.
-Powinieneś wiedzieć. Twoja Lucy pokazała mu zdjęcie. - odparłam.
-Nie jest moja. I tyle to wiem, myślałem tylko, że to mnie się dostało, a Ty jesteś jego świętą Loraine. - a więc nie tylko ja jestem z nim pokłócona.
-Nie ważne. Sprawdzian. Wylecisz ze szkoły. - zmieniłam temat. Ostatnie, czego potrzebowałam to analiza moich uczuć przy asystaturze Kastiela.
-Nie poradzę sobie sam. Pomóż mi. - mówił to, jak roszczenie, nie prośbę.
-Nie ma mowy. - zmarszczyłam brwi.
-W takim razie nie zdam. - zaczął swój szantaż.
-Dobra, ale ja ustalam zasady. - miałam na myśli częstotliwość spotkań, zakres materiału...
-Stoi. - patrzył mi prosto w oczy.
-Do zobaczenia. - pożegnałam się.
-Nie tylko umowa! - krzyknął i zaśmiał się. On i jego dwuznaczności. Przewróciłam oczami i z głośnym westchnieniem ruszyłam na poszukiwania Armina, musiał coś wiedzieć na temat dziewczyny Kentina.

1 komentarz:

  1. Już jestem ciekawa go to za wybranka Kentina ;). Weny życzę !

    OdpowiedzUsuń