piątek, 31 marca 2017

Rozdział 98

        Armina odnalazłam leżącego na ławce przy boisku.
-Zasłaniasz słońce. - skrzywił się, gdy przesłoniłam mu źródło ciepła.
-Musisz mi o niej opowiedzieć. - chłopak usiadł i poklepał miejsce obok siebie.
-Powoli. - chyba wyrwałam go z drzemki. Ziewnął, przeciągnął się i kontynuował rozmowę. - Nic nie wiem, jeszcze jej nie widziałem. - wzruszył ramionami.
-Eh, nie wiem na co się nastawić. Tak bardzo chce ją poznać.
-Opanuj się, bo ją wystraszysz. - spojrzał na mnie, jak na wariatkę.
-Jestem po prostu szczęśliwa. - uśmiechałam się szeroko.
-Ta, pewnie będziemy najbardziej szczęśliwą grupą kretynów prócz wariatkowa. - zaśmiał się.
-Więc widzimy się w Cameleonie? - zapytałam wstając, nie chciałam mu już przeszkadzać.
-Jasne. Może programy dzisiaj w coś? - zaproponował.
-Muszę napisać wypracowanie, może w weekend? - zaproponowałam.
-Mam świetną, nową grę. Będziesz zachwycona. - jego oczy rozbłysły.
         Wieczorem spóźniłam się przez korki, wpadłam spóźniona do baru, w którym mieliśmy się spotkać.
-Wybaczcie spóźnienie. - powiedziałam dochodząc do stolika, przy którym siedzieli moi przyjaciele.
-Nie ma problemu, zapraszamy. - Kentin wskazał na wolne miejsce obok Armina.
Usiadłam i moje spojrzenie padło na dziewczynę siedzącą naprzeciw mnie. Nie mogłam ocenić jej wzrostu, ale wygladała na drobną kobietę. Miała czarne włosy do ramion delikatnie zakręcone, oczy w kolorze orzechowym wpatrywały się we mnie i lustrowały mnie. Miała uroczy mały nos i pełne usta.
-Jestem Loraine. - przerwałam ciszę.
-Marina. - wyciągnęła do mnie drobną dłoń, uścisnęłam ją delikatnie. - Wiele o Tobie słyszałam. - uśmiechnęła się ukazując rząd równych, śnieżnobiałych zębów.
-Mam nadzieje, że same pozytyw. - zaśmiałam się.
-Nie sądzę, by Kentin mógł powiedzieć o Tobie coś złego. - odparła.
Rozmawialiśmy na różne tematy aż w końcu Armin postanowił dowiedzieć się więcej o  relacji Kentina i Mariny.
-Więc, jak się poznaliście? - zapytał.
-W sklepie ogrodniczym, w którym pracuje. - odpowiedziała mu dziewczyna. - Kentin robił tam zakupy z babcią i pewnego razu moja mama zaproponowała mu prace, w taki sposób spędzaliśmy razem więcej czasu.
-Dlatego zniknąłeś na pewien czas. - wytknęłam mu.
-Dokładnie. - uśmiechnął się szelmowsko.
-Gdzie poszliście na pierwszą randkę? - tym razem pytanie zadała Rozalia.
-Do kina i na kolacje, klasyka. - znowu odpowiedziała Marina.
-Jak długo się spotykacie? - wystrzelił Kastiel.
-Dajcie spokój, to nie ogień pytań. - mruknął Leo.
-Nie jesteśmy tacy źli, czasem nawet zabawni. - powiedział Alexy do Mariny i chwycił dłoń dziewczyny.
-Wierze, wiele o Was słyszałam i teraz, gdy Was spotkałam, rozumiem czemu on spędzał z Wami tyle czasu. - wtuliła się w Kentina. Moje serce topniało, gdy widziałam szczęście malujące się na twarzy chłopaka.
       Wyszłam na zewnątrz, by zapalić.
-Kiedy korepetycje? - dołączył do mnie Kastiel.
-Zaczynamy od piątku.
-Co?! Imprezujemy w piątki. - oburzył się.
-Nadchodzą zmiany. - wzruszyłam ramionami.
-Do dupy. - mruknął.
-Nie muszę Ci pomagać.
-Nie dam rady sam. - skrzywił się. - Musisz. - spojrzał mi w oczy.
-Gadałeś z Lysem? - zmieniłam temat.
-Nie odbiera moich telefonów.
-A gdzie Lucy? - zapytałam kpiarskim tonem.
-Została z rodzicami Rozy.
          Gdy wróciłam do domu nie potrafiłam przestać się uśmiechać. Szczęście przyjaciela wiele dla mnie znaczyło, jeśli Kentin na prawdę się zakochał to nie pozostawało mi nic innego, jak go dopingować. Kochałam go, jak brata i jego szczęście  było dla mnie równie ważne, co własne; jeśli on był szczęśliwy i ja taka byłam. Marina okazała się sympatyczną, zabawną i troskliwą dziewczyną, czy mogłam prosić o więcej dla Kentina?
        W czwartek wieczorem znalazłam chwilę, by spotkać się z białowłosą.
-Leo wyjeżdża w piątek, to znaczy jutro. - wygięła usta w podkówkę.
-Będzie dobrze, poradzicie sobie. - chwyciłam jej dłoń i ścisnęłam delikatnie.
-Jeszcze nie wyjechał, a ja już się martwię.
-Nie zostajesz tutaj sama, masz Nas wszystkich. - miałam na myśli naszą paczkę.
-Wiesz czego się boje? - zapytała retorycznie. - On jest dobry w tym, co robi, cholernie dobry. Boje się, że zaoferują mu stałą pracę. - nagle mnie oświeciło. Ona miała racje, to było prawdopodobne. Przełknęłam ślinę i przybrałam obojętny wyraz twarzy, nie chciałam by przyjaciółka zauważyła, że i ja biorę to za pewnik.
 -On by wrócił, dla Ciebie. - uśmiechnęłam się do niej. - Zawsze możesz wyjechać tam z nim. - wzruszyłam ramionami.
-Mam tutaj ostatnią klasę... ponad rok rozłąki to za dużo. - posmutniała jeszcze bardziej.
-Skończysz szkołę tam. - myśl o jej wyprowadzce wywołała u mnie dreszcze.
-To nie takie proste.
-Nikt nie mówił, że takie będzie.
-Co z Tobą i Lysem?
-Nie wiem, stoimy w miejscu. - mój blady uśmiech zgasł.
-Słyszałam o korkach dla Kastiela.
-Uważasz, że to głupie? - zapytałam uważnie ją obserwując.
-Trochę. - odparła zgodnie z własnym przekonaniem.
-Nie powinnaś być teraz z Leo? - zapytałam, myślałam, że będzie chciała z Nim spędzić każdą sekundę.
-Jest teraz z rodzicami, widzę się z Nim za około godzinę.
-A gdzie Lucy? - zainteresowałam się.
-Ona wyjeżdża jeszcze dzisiaj. Opowiedziałam rodzicom o wszystkich przykrościach z jej strony. Nie chcą jej dłużej gościć. - uśmiechnęła się triumfalnie, zawtórowałam jej.
        W piątek rano poszłam się pożegnać z Leo tak, jak wszyscy przyjaciele. Drzwi z ich domu otworzył mi Lysander. Na jego widok zabrakło mi powietrza.
-Cześć. - przywitałam się, gestem wskazał bym weszła do środka.
W salonie siedzieli już wszyscy, twarzy Rozalii tonęła we łzach. Widząc ją taką, coś ścisnęło mnie w środku.
-Pożegnania są do dupy. - zaśmiał się gorzko Alexy.
-To nie żegnaj, to do zobaczenia. - powiedziałam głośno. Leo uśmiechnął się do mnie i zaczął iść w moim kierunku.
-Dzięki za wszystko, opiekuj się nią. - mruknął mi do ucha, gdy mnie przytulał.
-Jasne, powodzenia. Nie zapominaj o Nas. Zadzwoń czasem lub napisz. - po moich policzkach spłynęły łzy wzruszenia. Starł je kciukiem.
-Nie sądziłem, że kiedyś będę miał taką grupę przyjaciół. - miał racje, kiedy go poznałam wydawał się samotnikiem; cóż, taki był. A teraz? Otoczony przez ludzi, którzy go kochają.
-Musimy się zbierać na lotnisko. - ponaglił Lys.
-Jasne. - odpowiedział mu brat. W kierunku Leo ruszyła lawina znajomych.
-Uśmiechnij się. - szepnęłam siadając obok Rozalii. - Zaraz ktoś pomyśli, że mamy tutaj pogrzeb.
-Nie chce. - pociągnęła nosem.
          Wieczorem zamiast wyjść na miasto oczekiwałam na przybycie Kastiela, jak zwykle się spóźniał.
-Dziesięć minut spóźnienia. - wypomniałam mu, gdy wreszcie się pojawił.
-Byłem po piwo. - uniósł siatkę, którą trzymał w ręce.
-To trzeba było wyjść szybciej z domu. - warknęłam.
-Sorki.  - westchnął głęboko.
-Od czego zaczynamy? - zapytał, gdy weszliśmy do mojego pokoju.
-Wytłumaczę Ci kilka rzeczy, resztę musisz doczytać w domu. - wyjaśniłam i zabraliśmy się do pracy.
        -Mam dość. - odrzucił kartki na bok.
-Nie jesteśmy nawet w połowie. - zmierzyłam go wzrokiem.
-Nie dam rady więcej, więc to bezsensu żebym się męczył. - wzruszył ramionami.
-Dobra, ale nadrobisz to w domu.  - zaproponowałam.
-Eh, niech Ci będzie. - zgodził się.
Zajął mnie rozmową na inne tematy, było miło, normalnie... Ponownie pokazał mi swoją najlepszą stronę. W takich momentach nie pozostawałam obojętna na jego urok.
-Dogadaliście się? - zapytał.
-Na razie nie, zresztą to nie jego wina. Sama powinnam była zachować się lepiej.
-Co masz na myśli? - oparł się wygodnie.
-Gdybym nie.. - zastanawiałam się, czy powiedzieć mu prawdę.
-Bądź szczera, chyba sobie ufamy. - uśmiechnął się kwaśno.
-Gdybyś nie miał na mnie takiego wpływu.. wszystko byłoby inne. Dopóki nie wróciłeś nie było problemu, nie musiałam się mierzyć z uczuciami do Ciebie. Prawda jest taka, że zawsze będę Cię kochała. - podsumowałam.
-Loraine.. - zbliżył się na niebezpieczną odległość. Nie oponowałam.
Kastiel zaczął przybliżać swoje usta do moich, wiedziałam co zamierza zrobić i nie przerywałam mu. Czerwonowłosy znalazł się na tyle blisko, że jego oddech łaskotał moją dolną wargę. Spojrzałam wtedy w górę i Nasze spojrzenia się spotkały. W tym momencie już wiedziałam, znałam odpowiedź na pytanie Lysandra, czego chcę.



Kochani, przepraszam za tak długą nieobecność. Byłam chora i nie miałam siły na napisanie czegokolwiek, a nawet edytowanie tych napisanych. Finalnie odrzuciłam kilka rozdziałów, mam nadzieje że nadal jesteście ze mną. Pare osób pisało z prośbą o opowiadanie poświęcone głównie Kastielowi, takie się pojawi i obiecuje podlinkować. Powinno wystartować za około dwa tygodnie ❤️

2 komentarze:

  1. Kurczę! Ty lubisz w takim momencie kończyć ;) trzymasz czytelniczki w napięciu aż ciekawość mnie rozwala ;). Pisz szybko nexta ;* weny życzę ! ;)

    OdpowiedzUsuń