poniedziałek, 20 marca 2017

Rozdział 96

     Chciałam wyjść z domu, jak najszybciej. Gdyby istniał teleport do szkoły, po raz pierwszy z życiu miałabym ochotę z niego skorzystać.
-Nie jesz? - zapytała Carmen, gdy minęłam ją w kuchni.
-Muszę być wcześniej w szkole. - usprawiedliwiłam się.
-W takim razie zajmę Ci tylko minutę. - niechętnie odłożyłam kubek z herbatą, który miałam zamiar zabrać do szkoły i spojrzałam na Carmen. - Mam dzisiaj kolacje z nowym udziałowcem w projekcie. Proszę żebyś ze mną poszła.
-Jasne. O której? - chciałam to mieć, jak najszybciej za sobą, ze zniecierpliwienia przebierałam nogami w miejscu.
-Dziewiętnastej. A i musisz być sama, brak Rozalii lub Lysandra. - dodała.
-Rozumiem. - chwyciłam kubek i ruszyłam do wyjścia. Chodzenie do szkoły na piechotę nie było moim ulubionym zajęciem, ale nie miałam czasu, by czekać na Michaela.
          Moje wczesne przybycie do tego chorego miejsca okazało sie bezcelowe. Przed lekcjami nie dałam rady spotkać się z chłopakiem. Na pierwszej, drugiej i trzeciej lekcji, czyli tych których nie miałam z Lysandrem, siedziałam, jak na szpilkach. Rozalia także nie wiedziała, o co chodzi. Zresztą nawet nie miałam ochoty z nią rozmawiać, nasze nastroje były skrajne; moje rozdrażnienie i jej błogi spokój bez Lucy. Nie udało mi się go także odszukać na przerwach. Zaczynaliśmy biologię, wiedziałam, że będę miałam okazje z nim porozmawiać. Usiadłam na swoim miejscu i czekałam aż nadejdzie białowłosy, zamiast niego do sali pierwszy wszedł Kas. Usiadł za mną, tam gdzie zwykle siadali razem z Lysandrem.
-Zamień się miejscem. - wyparowałam.
-Cześć, u mnie wszystko dobrze. - uśmiechnął się krzywo.
-Kas, nie rób sobie żartów. Zamień się. - wstałam i poganiałam go.
-Nie chce siedzieć z Rozalią. - westchnął.
-Kas. - warknęłam.
-Dobra, siadaj. - wydawało mi się, że w ten sposób będzie Nam łatwiej porozmawiać.
-Chcesz pogadać? - Kas był oparty o ścianę, siedząc bokiem do mnie i patrząc w okno.
-Nie. - odparłam monosylabicznie.
-Ok. - wzruszyłam ramionami. Chwaliłam Boga, że akurat dzisiaj nie zamierzał być upierdliwy.
Do sali wszedł Lysander, zdziwił się zamianą miejsc i spojrzał na Kastiela, czerwonowłosy wzruszył ramionami. Lysander siadł obok mnie.
-Lys, musimy pogadać. - szepnęłam.
Nie zdążył nic odpowiedzieć, nauczyciel rozpoczął lekcje, a chwile później do sali wbiegła spóźniona Roza.
-Przepraszam. - wystękała.
-Siadaj, dzisiaj film. - nauczyciel zignorował ją.
Cholera, ja to mam pecha; lekcja idealna do rozmowy, ale oczywiście musimy oglądać film, czyli potrzebna jest cisza. Nie poddawałam się jednak.
-Lys. - szepnęłam.
-Nie teraz. - odparł nie patrząc mi w oczy.
-Teraz, nie wytrzymam dłużej. - nalegałam.
Oczy nauczyciela zwróciły się w Naszą stronę.
-Chcecie coś dodać? - zapytał Nas.
-Przepraszam, to moja wina. - uśmiechnęłam się licząc, że to pomoże.
-Opanuj się. - wow, Nasz nauczyciel był w złym humorze.
         Na rozmowę z Lysandrem musiałam poczekać do przerwy obiadowej. Siedziałam w stołówce w towarzystwie znajomych.
-Jesz to? - zapytał Kentin wskazując na moją sałatkę. Grzebałam w niej widelcem od dziesięciu minut czekając na pojawienie się Lysandra.
-Nie, chcesz? - zapytałam i podsunęłam mu miskę.
-Stało się coś? - spojrzał na mnie zabierając posiłek.
-Muszę pogadać z Lysem. - odparłam i wstałam, ruszając na poszukiwania chłopaka.
Stał przy swojej szafce i wyciągał z niej jakieś książki.
-Możemy porozmawiać? - zapytałam opierając się o szafkę obok.
-Nie chciałem tego robić w szkole. - odparł zniechęconym głosem.
-Nie zamierzam czekać. - byłam uparta.
-Dobra. - wyjął z kieszeni telefon, chwilę się w niego wpatrywał, a następnie podał mi go.
Wyświetlało się zdjęcie. Byłam na nim ja i Kastiel. Siedzieliśmy przy zalewie; Kas przykładał sobie moją rękę do piersi.
-No i? - zapytałam patrząc na niego zdziwiona, nie widziałam w tym zdjęciu niczego złego.
-Nie mówiłaś, że się z nim spotkałaś. - tym razem to on patrzył na mnie, jakby było coś ze mną nie tak.
-Nie sądziłam, że to problem. Nie robię nic złego. - oburzyłam się.
-Loraine, posłuchaj. - zaczął. - Od jakiegoś czasu zachowujesz się dziwnie. Gdzie Kastiel tam i Ty. Zastanów się po prostu, czego chcesz. Nie będę planem B. I proszę nie dzwoń do mnie za dziesięć minut i nie zarzekaj się, że znasz odpowiedź. - zatrzasnął szafkę i wyminął mnie. Stałam, jak wryta.
         Nie miałam ochoty się z nikim widzieć, dlatego pukanie do drzwi wzbudziło we mnie rozdrażnienie.
-To interwencja. - białowłosa wślizgnęła się do pokoju.
-Wejdź. - mruknęłam niechętnie.
-Opuściłaś ostatnie lekcje.. Bałam się, że coś się stało i.. - przerwałam jej.
-I pogadałaś z Lysandrem, a on powiedział Ci wszystko. - skwitowałam.
-Nie wszystko, tylko powód Waszej sprzeczki. - wydawała się zawstydzona. - Chętnie ukręciłabym łeb mojej kuzynce.
-To nie jej wina. Lysander musiał zauważyć to wcześniej. Normalnie nie wkurzyłby się, o to że dotknęłam Kastiela. Coś musiało w nim pęknąć. - w moich oczach wzbierały łzy.
-On ma racje, wiesz to... - szepnęła przyjaciółka.
-Wiem, chyba dlatego to tak boli. Gdyby to było puste oskarżenie mogłabym winić Lysandra za bycie idiotą i ewentualny rozpad Naszego związku. To ja spieprzyłam. - proszę bardzo, powiedziałam to głośno.
-Dogadacie się. - usiadła bliżej mnie i objęła ramieniem.
-Oby. - mruknęłam.
-Zastanawiałaś się nad tym, że może jednak nie kochasz Lysandra, tak bardzo, jak Kastiela?
-Jeszcze nie. - odparłam szczerze. - Która godzina? - zupełnie zapomniałam o kolacji.
-Osiemnasta.
-Moja ciocia Cię wpuściła? - zapytałam i poderwałam.
-Tak. Chociaż mówiła, że wychodzicie... - dodała po chwili i szybko podniosła się z łóżka.
-Zobaczymy się jutro. - powiedziałam i ruszyłam do garderoby wybrać strój.
-Trzymaj się. - krzyknęła białowłosa wychodząc.
         Nie miałam ochoty nigdzie wychodzić, ale obiecałam. Ubrałam się wieczorowo, upięłam włosy w luźnego koka i zeszłam na dół.
-Gotowa? - zapytała ciocia. Wygladała olśniewająco.
-Tak. - mruknęłam cicho.
-Stało się coś? - moje oczy pewnie nadal wyglądały, jakby ćpała przez tydzień.
-Tak, ale nie chcę o tym rozmawiać. Chodźmy. - ponagliłam.
-Loraine, jeśli nie dasz rady... - zaczęła.
-Dam, będzie miło. Zjemy coś dobrego. - starałam się brzmieć, jak najbardziej optymistycznie.
-Dziękuje. - pocałowała mnie w skroń.
Podjechałyśmy pod bardzo elegancką restauracje, częściowo znajdowała się na wodzie, co zauważyłam z mostu, przez który przejeżdżaliśmy. Weszłyśmy do środka, powitała Nas niska, pulchna kobieta.
-Dobry wieczór. - odpowiedziałyśmy na jej powitanie.
-Pani godność? - kobieta zwróciła się do Carmen.
-Rezerwacja na nazwisko Hotate. - zdziwiłam się, to chyba japońskie nazwisko.
-Zapraszam. - tym razem odezwał się mężczyzna stojący niedaleko kobiety, z którą najpierw rozmawiałyśmy.
Podążyłyśmy za nim. Prowadził Nas przez główną salę, gdzie przy małych stolikach siedzieli ludzi. Nie była to pospolicie i pozornie ekskluzywna restauracja; w każdym kącie sala opływała luksusem. Ludzie jedzący posiłki również wydawali się z wyższych sfer. Przeszliśmy do okrągłego pomieszczenia, od połowy ściany zaczynało się szkło; przez szybę widać było jezioro, na którym zbudowano tę część restauracji.
-Pan Hotate poprosił, bym przekazał, że się spóźni. Czy mogę zaproponować wino? - zapytał Nas kelner.
-Poczekamy, dziękujemy. - skinęła głową Carmen, nie obdarzając młodzieńca nawet sztucznym uśmiechem.
Rozglądałam się dalej, zauważyłam drzwi, pewnie można było przez nie wyjść na taras i podziwiać światła odbijające się na powierzchni wody. Na środku sali stał okrągły stół otoczony czterema krzesłami, a więc Pan Hotate nie będzie sam. Przy jednej ze ścian znajdował się kominek, zbudowanie go w formie półokrągłej musiało kosztować projektanta i wykonawcę sporo nerwów. Palił się w nim ogień, pomimo wiosennej pogody. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że w sali nie panuje cisza; ze sprytnie ukrytych głośników sączyła się delikatna, klasyczna muzyka.
-Kim jest ten facet? - szepnęłam. Musiał być ultra bogaty.
-Nowym udziałowcem. - odparła i poprawiła etolę.
Drzwi do sali otworzyły się, odruchowo się wyprostowałam i uśmiechnęłam delikatnie.
-Miko Hotate. - mężczyzna wyciągnął do mnie dłoń. Był to niski Azjata, uścisk dłoni był zdecydowany, patrzył mi prosto w oczy. Dobre maniery to mi się podoba. Przedstawiłam się i ja, a potem nadeszła kolej na jego towarzysza.
-Victor... - chłopak zająknął się. Cholera. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczyma.
-Victorze. - starszy mężczyzna upomniał go.
-Przepraszam. - wykrztusił. Uśmiechnęłam się zachęcająco.
-Loraine? - wtrąciła się Carmen. -
-My się znamy. - wyjaśniłam. - Witaj. - uścisnęłam jego dłoń. Chłopak uśmiechnął się.
-Wybaczcie spóźnienie, samolot miał opóźnienie. - wyjaśnił Pan Hotate.
-Drobiazg. - Carmen zapewniła go, że nie sprawiło Nam to kłopotu.
-Siadajmy. - wskazał ręką na stolik. Miejsca skąd nieznacznie, ale jednak było widać drugą salę, zajęłyśmy razem z ciocią; po raz kolejny dobre maniery dały o sobie znać.
Starałam się, by dorównać im pod względem wychowania. Pamiętałam o złączonych kolanach, nadgarstkach na stole i siedzeniu prosto, ale nie sztywno. Pamiętałam nawet, o tym by sztućce od momentu wzięcia do rąk nie dotknęły obrusu.
Przez całą kolacje zachowywałam się nienagannie. Po zjedzonym posiłku zauważyłam, że atmosfera rozluźniła się.
-Pozwolę sobie dolać Paniom wina. - Pan Hotate, jako gospodarz stolika wyręczył kelnera i dolał wszystkim wina.
-Naturalnie. - Carmen uśmiechała się enigmatycznie.
-Porozmawiamy? - szepnął do mnie Victor.
-Oczywiście. - uśmiechnęłam się i odłożyłam serwetkę z kolan na lewą stronę mojego talerza.
-Masz ochotę na mały spacer? - jego łobuziarska natura dała o sobie znać i mrugnął do mnie.
-Z chęcią. - tym razem powstrzymywałam śmiech.

2 komentarze:

  1. Czy Łysio właśnie zerwał z Loraine?! Mam nadzieję, że zwyczajnie źle to odebrałam! Wiedziałam, że chodzi o zdjęcie! BuHahaha! Jestem najlepsza zawsze i wszędzie! Victora to się akurat nie spodziewałam, ale wiedziałam, że towarzyszem tego kurdupla ma być jakiś "przystojny" młodzieniec! Przykro mii! Cały czas mam myśli, że to było zerwanie! Boję się! Uśmierć po prostu Kisiela i sprawa załatwiona! Od tak! Zamówię mu trumnę z truskawkowego kisielu, a żeby były większe luksusy to przejedzie go BMW Sebixa z Radomia... Lub Sosnowca! Tu dam ci wolną rękę! Ale pasażerami będą Karyna, Brajanek i Dżesika! Czaisz? Niech się te jebane pizdy pogodzą! I to jak najszybciej! Lysiiooo zazdrośnikkk! Aż mi się przypomniało o moim kakałku! Aaaaaa! Korzuch się robi! Ble! ...tęsknię za Amber... Rozalia ma zostać u niej na noc i ruchnąć LOL, by zapomniała o ciążowych rozterkach! Pytanie "kto jest ojcem"? Oby jakiś obcy porwał Alexy'ego. Tak dawno go nie było, że chyba tylko tak inni bohaterowie by sobie o nim przypomnieli! Pozdrowionka!

    ~Sophie

    PS. Teraz po tym zerwaniu to chyba dupa z tym kwadracikiem, co? No to trójkącik z Kiślem też nie najgorszy! Bierz mnie!💎

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham Twoje wywody, zawsze się wtedy śmieje jak głupia 😂❤️❤️❤️ Nie było to typowe zerwanie, ale coś na kształt zerwania... WTF? istnieje coś takiego? Powiedzmy hahaha chodzi o to, że dał jej czas żeby się zastanowiła czego chce ❤️
      dziękuje za kom ! ❤️

      Usuń