-Cześć! - krzyknęłam, odwieszając torebkę.
-O, siema LOL, co tam? - Michael opierał się o ścianę.
-Nic ciekawego. - skłamałam. - a u ciebie? - miałam nadzieje, że robił coś ciekawego i nie wypyta mnie, o mój dzień.
-A byłem sobie u znajomych. Wypiliśmy pare piwek, pogadaliśmy o starych czasach. - odpowiedział.
-To fajnie.
-No fajnie. - uśmiechał się tajemniczo.
-Co? - nie wiedziałam, o co mu chodzi.
-Byłaś na randce! - wykrzyknął.
-Nie. - ucięłam szybko.
-Albo czymś w rodzaju randki, oczka ci się świecą, jak lampki na choince. - pomachał mi palcem przed twarzą.
-Zabieraj mi tego palucha, chce mieć oczy. - chwyciłam jego dłoń.
-Dobra mała, jak tam chcesz. Jakbyś chciała się pozwierzać, to ekspert od spraw sercowych zaprasza. - uśmiechał się szelmowsko.
-Acha, singiel. - puściłam mu oczko.
-Z wyboru! - minęłam go i skierowałam na górę.
-Konieczności. Urodzenie się z taką twarzą, nie było twoim wyborem. - zaśmiałam się i ruszyłam po schodach w górę. Usłyszałam jeszcze jego śmiech.
Rano zjedliśmy razem śniadanie i kontynuowaliśmy przekomarzanie. Była piękna, słoneczna niedziela, aż żal byłoby nie wyjść z domu. Postanowiłam poczytać, wzięłam z kanapy koc, rozłożyłam go na trawie za domem i zagłębiłam w lekturę. Usłyszałam na sobą kroki, mimo tego, że wszelkie dźwięki tłumiła trawa.
-Michael jeśli to ty, to daj sobie siana. Jestem zajęta i nie mam ochoty ci nic opowiadać. Powinieneś sobie znaleźć kogoś, robi się z ciebie straszna zrzęda. Może nadprodukcja plemników uszkadza ci mózg, przemyśl to. - nie czekałam, aż przybysz sam zacznie rozmowę.
-Nadprodukcja? Mi to nie grozi. - odpowiedział mi znajomy głos. Cholera.
-Przepraszam. - obróciłam się gwałtownie i usiadłam na kocu.
-Spoko, ale w sumie możesz mi się wyżalić, pozwierzać i takie tam. - patrzył na mnie rozbawiony.
-Kastiel, daruj sobie. Co ty tu robisz? - Michael powinien pytać zanim kogoś wpuści.
-Znalazłem dziurę w płocie i tak sobie pomyślałem, że do ciebie zajrzę. - poklepałam miejsce obok siebie, usiadł. Owinęła mnie woń jego perfum.
-To znajdź inną i sio. - zażartowałam.
-Nie klepałabyś tego miejsca, jeśli nie chciałabyś, żebym został.
-Ubijałam trawę. - powiedziałam z przekąsem w głosie.
-Dobra, dobra. - nastała chwilowa cisza. Delikatny wiatr rozwiewał moje długie włosy, promienie słońca ogrzewały skórę, przyjemne ciepło rozlewało się na moje ramiona, szyje, dekolt. Zamknęłam oczy i zwróciłam twarz ku słońcu.
-Albinos, uważaj bo jeszcze się opalisz. - zażartował Kastiel.
-A co, nie lubisz opalonych? - i tak nie było szans, żebym się opaliła, to się nie zdarza w realnym świecie, nie w moim.
-Zależy. Ty wyglądałabyś raczej dziwnie, te twoje włosy są zbyt jasne. - złapał w dłoń zbłąkany kosmyk i wplótł go w pozostałe. Zaśmiałam się, miał racje.
-Dalej nie wiem, po co przyszedłeś. - wypomniałam mu.
-Chciałem porozmawiać. - obróciłam głowę w jego stronę i otworzyłam oczy.
-O czym? - dobrze wiedziałam, o czym.
-To, co słyszałaś na imprezie to nie do końca prawda. Nie wykorzystuje tych dziewczyn. - zaczął.
-Nie wcale. - prychnęłam.
-Nie robię nic, czego by nie chciały, ok? - patrzył na mnie. Pokręciłam głową, - LOL daj spokój, przecież wiesz, że nie jestem taki zły. - przewrócił oczami.
-Yhm. Nawet sam szatan nie powstydziłby się takiego życiorysu. - mruknęłam.
-Przepraszam, jeśli poczułaś się źle przez te opowieści, ciebie bym nie wykorzystał. Tamte dziewczyny.. One były inne, nie zależało mi, chciałem odreagować. Mieli racje, jak mówili, że Debra mnie zraniła. Ta suka była podła, znienawidziłem przy okazji Nataniela. - zacisnął ręce w pięści. Nagle zrobiło mi się go żal. - moich rodziców nigdy nie ma w domu, nie mam komu się wyżalić, widzisz ty możesz nawet własnemu kierowcy. Pewnie nawet, jakbym miał okazje to i tak bym ich olał, ale nie mam wyboru, ty go masz, ja nie. Możesz lecieć do tych wszystkich piskliwych koleżanek i powiedzieć, co się stało, ja nie. Zresztą nie wiem, po co ci to gadam i tak nie zrozumiesz. - poczułam się, jakby uważał mnie za głupią.
-Piękne dzięki, teraz wiem, jak oceniasz moje zdolności intelektualne. - burknęłam. Nie miałam takiej intencji, ale rozbawiło go to.
-Chodzi mi o to, że ty masz wszystko. - wskazał na dom. - masz rodzine, przyjaciół. Ja tego nie mam. Jestem, jak skorupa. - dokończył, wkurzył mnie jeszcze bardziej.
-Co ty pieprzysz? Widzisz gdzieś moich rodziców? Widzisz moja matkę, ojca? Odpowiedz do cholery! Bo ja ich nie widzę! Oddałabym to wszystko, za chociaż jedną wspólną chwilę z nimi! Wiec nie pierdol, jak tobie jest ciężko, widujesz ich rzadko, ale widujesz, a to, że jesteś chamem to twój wybór. Nikt ci nie każe odtrącać ludzi! - byłam zła, po moich policzkach poleciały strumyki łez. Kastiel był przerażony, jak małe dziecko, które po raz pierwszy widzi łzy.
-Nie chciałem, przepraszam.- i zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Otarł z moich policzków łzy i delikatnie przytulił do siebie. Czułam, jak bije jego serce.
-Zdenerwowałeś się. - nie było to pytanie.
-Tak. Przegiąłem. Masz racje, nie powinien pochopnie oceniać twojej sytuacji i żalić się na moją. - miałam głowę opartą o jego tors, delikatnie głaskał mnie po ramieniu. Stopniowo się uspokajałam.
-Żal się, ale nie wmawiaj sobie, że to inni cię odtrącają. A jeśli tak bardzo brakuje ci Debry to wróć do niej. - odsunęłam się od niego, teraz nie chciałam czuć niczyjego dotyku. Moje nastroje były zmienne, jak u kobiet w ciąży...
-Nie chce do niej wracać. To przeszłość. - patrzył na mnie zdziwiony.
-Acha, dlatego o niej tyle pieprzysz. - uniosłam brwi i popatrzyłam na niego, jakbym mu nie wierzyła. Otworzył usta, był zszokowany, nie spodziewał się, że z ofensywy przejdę do ataku na jego osobę.
-Kiedyś, ktoś uświadomił mi, że jej nie kochałem. - powiedział cicho. Ta rozmowa była coraz bardziej patologiczna. Raz krzyki, raz szepty. Raz czułość, raz agresja.
-Ale dużo o niej mówisz. - szepnęłam.
-Tak, bo to pierwsza osoba, która miała dostęp do moich uczuć i zabawiła się nimi, po części to upokarzające. - wyjaśnił, coraz bardziej rozumiałam. On nie cierpiał z powodu utraty ukochanej, odrzucenia i złamanego serca. On cierpiał, bo zamiast serca, Debra pokiereszowała jego ego. Ten typ, tak ma. Myślą, że są nietykalni, nic ich nie złamie, nikt nie zmieni ich uczuć, nikt nie rozbije ich skorupy.
-Przykro mi. - szepnęłam. Uśmiechnął się.
-W dupie to mam, tak w sumie. - wróciła stary Kastiel, pomyślałam. Takim go lubiłam, ten buntownik, zamknięty w pięknym ciele.
-Idziemy na piwo? - zaproponowałam.
-Pytasz. - prychnął i podniósł się z koca.
-Daj mi chwile, przebiorą się. - miałam deja vu. Wczoraj jego przyjaciel czekał, aż się przebiorę. Pobiegłam do domu, w garderobie odszukałam białe szorty, błękitną, zwiewną bluzkę i wysokie koturny z błękitnymi paskami, pod kolor bluzki. Rozczesałam włosy i wyszłam przed dom. Na jednej z wielkich donic siedział czerwonowłosy.
-Idziemy? - jego wzrok prześlizgnął się po moim ciele.
-Jeśli po drodze mnie nie zjesz. - popatrzyłam na niego wymownie.
-Mówiłem ci mała, nie zamierzam cię tknąć. - podniósł ręce w obronnym geście.
... Prosiłabym abyś zdecydowała z kim ona ma pytać bo niedługo zaczne walić głową w ścianę a tego raczej nie chcemy 😽😽😺😺
OdpowiedzUsuńOj nieee bo się jeszcze uszkodzisz ❤️ Jak wspomniałam w innym komentarzu, lubię zawijasy, ale nie bedą one trwały wiecznie :3 proszę o kilka rozdziałów cierpliwości ❤️
UsuńJeee robią się trójkąciki, czworokąciki :D! Ja tam lubie takie zawijasy. Nie wiadomo kto z kim, zabawniej jest. Super rozdział i czekam na kolejny pozdrawiam! :D
OdpowiedzUsuńDziękuje, też kocham takie zawijasy, więcej się dzieje ❤️ Pozdrawiam :*
UsuńCzekam na next!
OdpowiedzUsuńA Kasiu taki słodki xD
aż dziwne :P
Dziękuje za czytanie i komentarz ❤️❤️ Kas tez może być słodki..... Czasami :p
Usuń