poniedziałek, 20 czerwca 2016

Rozdział 20

     Poszliśmy do pobliskiego baru, w środku nie było zbyt wielu osób, pomimo to wybraliśmy miejsca na dworze- drewniany stolik, czarne, metalowe krzesła i biały parasol chroniący przed słońcem.
-Pójdę do piwo. Jakieś specjalne życzenia? - zapytał Kastiel.
-Zwykłe piwo. - odpowiedziałam z uśmiechem. Po chwili przyniósł dwa piwa, dwie szklanki i jedna słomkę.
-Dzięki. - wskazałam na słomkę z uśmiechem.
-Kto powiedział, że dla ciebie? - zażartował.
-Ja. - uśmiechnęłam się triumfalnie.
-Dobra, opowiedz coś. - zakomunikował.
-Ale co? - nie wiedziałam, co chce usłyszeć.
-Co się dzieje z Kentinem? Nie było go ostatnio. - zmarszczył czoło.
-Dzwonił do mnie, odwiedza rodzine w naszym starym mieście, powinien już jutro być w szkole. - wyjaśniłam i upiłam spory łyk piwa. - Twoja kolej. - powiedziałam.
-Dawaj. - powiedział i oparł ręce o blat stolika.
-Kochałeś Debre? - moje pytanie było w innej galaktyki niż jego. On pytał o tematy neutralne, ja nie byłam na tyle subtelna.
-Nie, ale odkręciła sobie mnie w okół palca. Mówiłem ci, że ktoś mi już uświadomił, że jej nie kochałem. - no tak, ale mógł to mowić na potrzebę chwili. - Ilu miałaś chłopaków? - zaczęło się, pytania o prywatność.
-Jednego. - odpowiedziałam szczerze. - Co pomyślałeś, kiedy pojawiłam się pierwszego dnia w szkole? - zapytałam szybko.
-Że niezłe z ciebie ziółko, ale masz też pierwiastek niewinności. - odpowiedział intensywnie mi się przyglądając. - Kochałaś go? - wet za wet.
-Nie. - to także była prawda. - Dlaczego nie chciałeś się ze mną kolegować na początku? - to pytanie bardzo mnie nurtowało.
-Bałem się, wiedziałem, że nie wyjdzie z tego nic dobrego. - uśmiechnął się złowieszczo. - Wymień moje trzy pozytywne cechy. - spodobała mi się nasza mini gra.
-Upartość, skłonność do zabawy i odwaga. - uważałam, że skłonność do zabawy była jego zaletą, ale także i wadą. - Chciałbyś się zakochać? - chyba uderzyłam w jego czuły punkt, skrzywił się.
-Nie. To przereklamowane. - wydawał się mowić szczerze. - Czy jest coś miedzy tobą, a Kentinem? - o co mu chodziło z tym człowiekiem.
-Tak. - byka przyjaźń, ale chciałam się z nim podrażnić. Już chciałam zadać moje pytanie, kiedy podeszła do nas Rozalia, Lysander, Nataniel, Iris, Peggy, Leo i Kim.
-Cześć Wam, ale niespodzianka! - optymizm Rozalii działał mi na nerwy.
-Faktycznie, jak miło. - powiedział z udawaną sympatią w głosie czerwonowłosy.
-Możemy? - Lys wskazał na wolne krzesła.
-Jasne. - powiedziałam, zanim Kas zdążył się w ogóle odezwać. Popatrzył na mnie i poruszył ustami, jakby chciał coś bezgłośnie powiedzieć. Wydawało mi się, że było to : zabije cię. Ale pewności nie miałam. Posłałam mu ciepły uśmiech.
-O, już pijecie. Możemy i my się czegoś napijemy. Co wy na to? - Iris popatrzyła na resztę. Wszyscy jej przytaknęli i dziewczyna ruszyła po zamówienie.
-Zbliża się bal. - zakomunikowała Rozalia.
-Ekscytujące. - mruknął Kastiel.
-Daj sobie siana. - pokazała mu język. - nie mogę się już doczekać, prawie uszyłam sukienkę, to bal maskowy, cudownie, prawda? - trajkotała.
-Rewelacyjnie kochanie. - odpowiedział jej Leo, widać było, że i on ma czasem jej dość.
-Masz już jakaś sukienkę? - zapytała mnie Roza.
-Nie. - zupełnie zapomniałam o tym wydarzeniu, kupie coś gotowego. Lubiłam dobrze wyglądać, ale bez przesady, nie trzeba szykować kreacji dwa tygodnie wcześniej.
-Oszalałaś? Trzeba to zmienić! - wszyscy się zaśmiali.
-Rozalio, daj sobie na wstrzymanie. - Lysander położył rękę na jej dłoni.
-Głęboki wdech i wydech. - dodał Kas.
-Co z Kenitnem? - zapytała Iris.
-Wróci do szkoły, odwiedza krewnych, wyjaśniłam.
-Jak długo się znacie? - zadała kolejne pytanie.
-Od dziecka. - przyznałam.
-To taki przystojniak. - Iris nie ukrywała sympatii do mojego przyjaciela.
-Kiedyś taki nie był. Wyrobił się, ale urok osobisty tylko mu się spotęgował. - ciągnęłam wywód, by powierzać trochę Kastiela. Wiedziałam, że się we mnie nie zakocha, tylko mu się podobałam, jak wielu innym, ale nie lubił, gdy mówili się o innych facetach niż on.
-Powinnaś go już dawno wyrwać! - zasugerowała Kim.
-Kto wie, kto wie... - mruknęłam i puściłam do niej oczko. Dziewczyny zachichotała, a faceci przewrócili oczami.
-Spadamy. - zakomunikował Kastiel.
-Jakie my? - zadziwiałam się.
-Ty i ja. - Chwycił mnie z rękę i pociągnął do wyjścia. Zdążyłam pomachać pozostałym.
Ciągnął mnie w stronę parku, powiedział tylko, że chce mi coś pokazać. Przeszliśmy przez cały park, zeszliśmy stromym zboczem nad jezioro.
-Jesteśmy. - poinformował mnie.
-Super, ale po co? - nie wiedziałam czemu ciągnął mnie taki kawał.
-Poczekaj jeszcze chwile. - usiadł na piasku. Czekaliśmy tak kilkanaście minut i w końcu zobaczyłam, o co mu chodzi. Zachód słońca, był spektakularny. Na niebie królował róż, przeplatający się z akwamaryną. Słońce chowało się, jakby wpadało do wody, tonęło w niej, by rano odrodzić sie na nowo. Widok był nieziemski.
-Wow. - wydusiłam.
-Piękne, prawda? - powiedział Kas. Kiwnęłam tylko głową. - to by było na tyle, chodź bo zmarzniesz, przeziębisz się i takie tam, nie chce cię mieć na sumieniu.
     Odprowadził mnie pod dom, przytuliłam go i podziękowałam za wspólnie spędzony dzień. Weszłam do domu. Zamarłam, nie byłam tam sama i nie chodziło o ciocie, czy Michaela....

3 komentarze:

  1. Nie no, uffffffffffffffjelbiam cię :D xD
    przy okazji zapraszam do mnie amoursusan.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, z chęcią zajrzę ❤️❤️❤️

      Usuń
  2. Haha pokazał zachód słońca i to by było na tyle 😆:D . Ajj ten Kassi jest taki zabawny hahaha 😂:P

    OdpowiedzUsuń