wtorek, 28 czerwca 2016

Rozdział 23

     Byłam pod jego domem, po raz pierwszy, adres znalazłam w starym sms'ie od Leo, gdy Rozalia była tak pijana, że nie wiedziała nawet, gdzie mieszka jej chłopak, a do rodziców nie mogłam jej przecież odprowadzić. Dom z  zewnątrz wyglądał, jak chatka dobrej wróżki. Niski, z pięknym gankiem, otoczony wysokimi krzewami. Podeszłam do drzwi, nie mieli nawet dzwonka, gdzie ogromna kuta brama? Gdzie alarm? Zaśmiałam się, domek został idealnie dobrany do charakteru Lysandra, nawet tutaj przejawiała sie jego ufność, przy jednoczesnej potrzebie izolacji od społeczeństwa. Zastukałam kołatką w drzwi i odsunęłam na kilka małych kroczków.
-Dzień dobry, Loraine. - Lys wesoło się uśmiechał.
-Cześć, przyszłam porozmawiać. - jego różnobarwne tęczówki skutecznie rozpraszały moją uwagę. Była to jedna z tych cech, na którą nie można się uodpornić. Do urody można się przyzwyczaić, ale jego oczy zawsze mnie hipnotyzowały.
-Wejdź, zapraszam. - nieśmiało przekroczyłam próg. Wnętrze było ciemne, tajemnicze. Przeszliśmy do salonu, obok zdążyłam zauważyć kuchnie; staromodne meble, krzesła w stylu wiktoriańskim, stolik o zdobionych nogach... Wnętrze salonu było jaśniejsze, mimo masywnych zasłon na oknach, wszędzie wisiały obrazy, głównie baletnic. Popatrzyłam na niego pytająco i wskazałam na obraz- był duży, o czarnym tle, na środku autor umieścił baletnice, której drobna budowa ciała w otoczeniu masywnej czerni sprawiała, że odbiorca miał wrażenie kruchości i ulotności bohaterki obrazu.
-To taka słabość. - wyjaśnił mi, uważnie obserwując moją reakcje.
-Baletnice? Czy obrazy? - kąciki jego ust delikatnie uniosły się ku górze.
-Baletnice. - przyznał.
-Chodzi o kobiety czy taniec? - wiedziałam, że jest pokręcony, ale nie że lubił taniec, który wymaga od człowieka tak ogromnego poświęcenia.
-Oba. Kobiety nadają temu tańcu lekkości i delikatności. Ale figury same w sobie są sztuką. - mówił o tym z fascynacją, można by nawet rzec, że był to rodzaj obsesji.
-Mhm.. - mruknęłam.
-Chodź, pójdziemy do mojego pokoju. Zaraz wróci Leo i Roza, są bardzo hałaśliwi. - zaśmiałam się i poszłam za nim.
     Weszliśmy do pokoju- ściany w kolorze czerwonego wina, duża czarna kanapa pełniąca jednocześnie funkcje łóżka, obrazy, i biurko dookoła zawalone papierkami.
-O czym chciałaś porozmawiać? - wpatrywał się we mnie intensywnie.
-O tym, dlaczego mnie nie było. Przepraszam, że nie odpisałam. - zrobiło mi się wstyd.
-Nic się nie stało. Kontynuuj. - zachęcił mnie skinieniem głowy.
-Przyjechał mój tata. - jego mina mówiła wszystko, tak jak pozostali podejrzewał, że nie mam rodziców. - tak bardzo cieszyłam się z jego przyjazdu, nie powiedziałam nikomu, że mnie nie będzie, potem musiałam zawieźć go na lotnisko. I znowu poczułam to dziwne uczucie. - zrobiło mi się przykro, kiedy tak o tym opowiadałam.
-Ból. - wypowiedział tylko to jedno słowo. Trzy litery, które sprawiły, że znowu chciało mi się płakać, powinnam już przywyknąć do rozłąk z tatą, jednak za każdym razem czułam się tak samo; samotna, opuszczona, rozżalona.
-Wiesz, w bólu jest coś intymnego. - powiedziałam to, jakby do siebie.
-Ułoży się, nie odszedł na zawsze, prawda? - jak zawsze starał się być delikatny w rozmowie ze mną.
-Prawda. - zmusiłam się do uśmiechu. - byłam pewna, że Kastiel powie wam, dlaczego mnie nie ma. - uśmiech zmienił się w grymas.
-Kastiel? - zdziwił się. - nie mówił, że cokolwiek wie. Nawet przyznał, że nic nie wie. Skłamał. - Lysander zmarszczył brwi. Nie wiem , czy szukał właśnie usprawiedliwienia dla zachowania przyjaciela czy może zastanawiał sie, czy Kas kiedykolwiek się zmieni.
-Był u mnie w piątek. Co prawda, tylko na chwile. - zaczęłam się tłumaczyć, jakby odwiedziny czerwonowłosego były czymś zakazanym.
 -Zaskoczyłaś mnie. Kastiel nie ma w zwyczaju nachodzić innych, w dodatku raczej się nie troszczy. - do pokoju wlało się światło, ukazując tańczące drobinki kurzu w powietrzu. - Napijesz się herbaty? - zapytał nagle.
-Nie, dzięki. Muszę już iść. Do zobaczenia w szkole. - skierowałam się do wyjścia.
        Kolejne dni w szkole minęły mi szybko, głównie przepraszałam znajomych za swój egoizm i dowiedziałam się, że bal przesunięto o tydzień. Muszę kupić sukienkę i maskę. Jak dobrze, że na bal nie przychodzi się parami tylko pojedynczo. Nie wyobrażam sobie, z kim miałabym pójść.
     Siedzieliśmy grupą na dziedzińcu zawzięcie dyskutując, o zbliżającym się wydarzeniu, gdy nagle podeszła do nas dziewczyna. Wiedziałam, że idzie akurat do nas, bo gdy tylko przeszła przez bramę, wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę. Przełknęłam głośno ślinę.
      Nie mogłam zaprzeczyć, w jej nadejściu było coś oryginalnego. Przypominało przybycie ważnej osoby, może koronowanej głowy może celebryty, idealna synchronizacja ruchów, co pare sekund odrzucała średniej długości brąz włosy za ramie. Co chwile rzucała spojrzenia ludziom, którzy ją mijali. Wszyscy bez wyjątku, odsuwali jej się z drogi. Szła skocznym krokiem, emanując pewnością siebie. Była dość wysoka, nawet bez obcasów wyższa ode mnie conajmniej o głowę, miała długie, szczupłe nogi, krągłe biodra, mały biust, który przy jej ubiorze tylko zyskiwał, na pewno na tym nie traciła. Jej makijaż był mroczny, dominowała szarość i czerń, brązowe oczy przyciągały swoją tajemniczością. Za sprawa makijażu i ubioru jej postać wzbudzała liczne zainteresowanie. Zatrzymała się o krok przed Kastielem, bez słowa przytuliła go do siebie. Nie musiałam pytać, podświadomie wiedziałam, kim ona jest - Debra.
     Patrzyłam na zszokowane miny Lysandra i Rozalii. Armin głośno wciągnął powietrze. Pozostali z zapartym tchem czekali na reakcje Kastiela - odsunął ją od siebie. Brunetka nie wydawała się tym faktem urażona.
-Kas, nie wygłupiaj się. - nie mogłam powstrzymać śmiechu. Jej głos, a raczej głosik przypominał szczekanie, tych małych, plastikowych piesków, które można kupić na rożnego rodzaju festynach.  - A Ty to kto? - zwróciła się do mnie unosząc jedną brew.
-Loraine, cześć. - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach. Nie zamierzałam się płaszczyć przed tą dziewczyną, choć widocznie tego oczekiwała.
-Debra. - rzuciła i obróciła głowę ponownie w stronę Kasa. - tęskniłeś? - zapytała i przeciągnęła palcem wskazującym wzdłuż jego obojczyka.
-Nie. - odpowiedział krótko i widać było, że cały zesztywniał.
-Auć. - powiedziała z udawanym przejęciem. - nie ładnie, nie ładnie. - uśmiechnęła się ironiczne. Bez większej przyczyny wezbrała we mnie zazdrość. Nie potrafiłam nad sobą zapanować. Jakim prawem ta wywłoka go dotyka i próbuje przeciągnąć na swoją stronę.
-Mam dość tej szopki, spadam. Na razie. - rzuciłam spojrzenie każdej z obecnych osób, na dłużej zatrzymując się przy czekoladowych oczach chłopaka.
-LOL, poczekaj! - krzyknął za mną Kastiel. Nie chciałam się zatrzymać. Nie mogłam tego zrobić. Wieczorem byliśmy umówieni w klubie, może tam pogadamy.
     Wyszłam za bramę szkoły, by zostawić ten cały syf za sobą. Z parku zadzwoniłam do Michaela, który przyjechał w ekspresowym tempie. A więc straciłam kumpla, powrót Debry wyznaczył koniec naszej znajomości. Podobne wrażenie odniósł Lys, widziałam to w jego oczach.

3 komentarze:

  1. Dobra, skomentuję, bo nikt się jakoś do tego ne pali :/
    Rozdział fajny :D (recenzja godna podziwu)
    w sume to juz nie pamiętam, czy komentowała, ale co tm :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, niestety mało osób udziela się w komentarzach :/ a szkoda. ❤️

      Usuń
  2. Ta szmata sieje tylko zamęt 😀 niech LOL rozwali jej nos !! 😂😌

    OdpowiedzUsuń