czwartek, 3 listopada 2016

Rozdział 54

       Po jakimś czasie nawet nie płakałam. Pamiętałam, jak przez mgłę spacer z Lysandrem do mojego domu. Z czego słowo spacer było tu dużym nadużyciem. To on ciągnął mnie za sobą, aż w końcu bezpiecznie odstawił do domu. O wszystkim zdążył poinformować Carmen, czekała na mnie z rozłożonymi ramiona, początkowo poszłam w jej kierunku, by chwile później skręcić w stronę schodów, a następnie udać się do mojego pokoju. Przez pierwsze dwa dni tylko płakałam, prawie nic nie jadłam, zdarzało mi się wypić szklankę wody, którą ktoś domyślny postawił na stoliku przy łożku. Trzeciego dnia przestawiłam fotel pod okno i obserwowałam okolice, już nie płakałam, ale razem ze łzami odebrało mi zdolność komunikacji. Nic nie mówiłam, moje zmysły rejestrowały obecności innych osób, czułam ich dotyk, słyszałam, co mówią, ale nie reagowałam. Wpatrywałam się bezmyślnie w okno, nie myślałam wbrew pozorom o Kastielu. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Po kilku dniach musiałam wrócić do szkoły, nie protestowałam. Musiałam się uczyć, zdobyć wykształcenie. Każdego dnia pokornie szłam do szkoły, przykładałam się do zadań domowych, wszystkie prace oddawałam na czas, ale to by było na tyle. Nie robiłam nic ponad normę. Czasem zastanawiałam się, ile tak będę cierpieć. Rok, dwa? Kilka lat? I właśnie wtedy doznałam olśnienia. Nie musiałam cierpieć, to on mnie zostawił. Moje serce było złamane, wykorzystane do ostatniego kawałeczka ciepła i miłości, a potem porzucone. Nie musiałam cierpieć, ale mimo to cierpiałam.
-Loraine, tak nie może dalej być. - rozpoczęła Carmen, zignorowałam to, słyszałam to już wielokrotnie.
-Tak. - odpowiedziałam.
-Mówię poważnie. Albo odzyskam Ciebie i Twoją radość albo przysięgam, że złapie tego gnojka i będzie musiał się przede mną tłumaczyć! - uderzyła ręką w stół. Pierwszy raz do swojego wykładu wciągnęła Kastiela, to był punkt zwrotny.
-Nie nazywaj go tak. - warknęłam. - Zrobił to, co musiał. Zachowałabyś się podobnie, każdy by tak zrobił! - podniosłam ton.
-Loraine.. może i tak, ale nie umiem mu wybaczyć tego, że Cię skrzywdził. - pogłaskała mnie po dłoni.
-To moje złamane serce, to ja będę z tym żyła. Daj spokój, czego oczekujesz?! - widziałam, jak Pani Emeryll cicho ucieka do kuchni.
-Oczekuje od Ciebie normalnego zachowania, a nie bycia, jak zombie! - gwałtownie wstała z krzesła.
-I tak będzie, zobaczysz. Przez ostatni czas, nie byłam.. sobą. - dokończyłam cicho. Nie wiem, co takiego zobaczyła w moich oczach, ale bez słowa podeszła do mnie i mocno przytuliła.
-Przepraszam. - szepnęłam. Po moich policzkach pociekły długo niewidziane łzy.
-Nie przepraszaj skarbie. Nie przepraszaj. - głaskała mnie po głowie w uspokajającym rytmie.
-On nie wróci. - pierwszy raz powiedziałam to na głos.
-Nie wiem, ale Ty jesteś tutaj i musisz żyć, tak jakby on nigdy nie istniał. Wiem, jakie to trudne, ale musisz się postarać zapomnieć. - pokiwałam głową, wiedziałam że nie zapomnę, ale dłużej nie mogłam robić z siebie ofiary. Skoro mnie nie chciał... Tata nauczył mnie, że nie znaczy nie. Dobrze, niech tak będzie.
        Minął miesiąc od wyjazdu Kastiela oraz kilka dni od rozmowy z Carmen. Siedziałam w szkolnej stołówce, za oknem padał deszcz, którego bębnienie o dach szkoły wywoływało nieprzyjemne dreszcze. Zobaczyłam moją paczkę. Szli powoli w moim kierunku przyzwyczajeni do tego, że prócz kilku zdań nie uda nam się nawiązać rozmowy. Uśmiechnęłam się uprzejmie, Kentinowi prawie wypadły oczy, Rozalia spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Cześć. - powiedziałam wesoło.
-Cześć. - odpowiedzieli ostrożnie.
-Chciałam Was przeprosić, za swoje zachowanie. - szepnęłam. Natychmiast ramiona Rozy owinęła się wokół mojej szyi.
-LOL! Nareszcie!  Sądziłam, że cię złamał.. - przytuliłam ją.
-Ja myślałem, że bez psychiatry się nie obejdzie. - przewrócił oczami Armin i złapał moją dłoń, serdecznie ją ściskając.
Porozmawialiśmy chwile, wyjaśniłam im swoje zachowanie na tyle, ile było to możliwe. Opowiedzieli mi o swoich obawach związanych z moim zdrowiem psychicznym. Przyznali się nawet do szukania dobrego psychologa i ćwiczeń rozmowy ze mną w tej sprawie.
-Hej, a gdzie Lysander? - zapytałam.
-Zapewne w piwnicy. - odpowiedział mi Ken.
-Poszukam go. Do później? - zapytałam, w odpowiedzi pokiwali głowami.
     Zeszłam do piwnicy i faktycznie zastałam tam Lysa, siedział w kącie oparty o ścianę, cicho śpiewając. Nieśmiało wkroczyłam do pomieszczenia.
-So since I'm not your everything
How about I'll be nothing, nothing at all to you.. - zaśpiewałam cicho. Podniósł głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Wyglądał na bardzo zaskoczonego.
-Znasz Irreplaceable? - zapytał.
-Ktoś nie zna? - zażartowałam i usiadłam obok niego.
-Poczekaj, wstań. - posłusznie wstałam, on ściągnął z siebie kurtkę i położył ją na ziemi. - teraz. - poklepał miejsce obok siebie.
-Po co? - zapytałam siadając.
-Masz jasne jeansy, a tu jest brudno. - wzruszył ramionami.
-Ale ty siedzisz na ziemi, poza tym teraz będziesz miał brudną kurtkę. - zmarszczyłam brwi.
-Siedzę na zeszycie, poza tym mam drugą kurtkę w szafce. - uśmiechnął się pogodnie.
-Dlaczego? - zadał krótkie pytanie. Wiedziałam, o co pytał.
-Carmen, wyjechała z jakimś tekstem na temat Kastiela, zaczęłam się z nią kłócić i dotarło do mnie, że ja na jego miejscu zrobiłabym to samo. - odpowiedział zgodnie z prawdą.
-Długo nad tym myślałem i doszedłem do wniosku, że zachował się, jak facet. Dba o swoją mamę wbrew temu, co czasem gadał. - uśmiechnął się pod nosem.
-Tak. On dużo gada... gadał. - dodałam po chwili.
-To nie pożegnanie. To był raczej do zobaczenia.. - Lysander dalej był wobec niego lojalny.
-Może. - nie chciałam się kłócić.
-Teraz, skoro już wróciłaś. - wszyscy nawet on, mówili o mnie, jakbym zmartwychwstała, przewróciłam oczami.
-Tak? - dopytałam.
-Widzimy się w piątek w Retro? - zapytał. Zaśmiałam się i pokiwałam głową. To był nasz ulubiony bar, nasz w sensie całej ekipy.
-Muszę już iść. Mam zajęcia fizyczne, do zobaczenia? - zapytałam.
-Poczekaj, też tam idę. - podniósł się z ziemi. Ruszyliśmy do sali gimnastycznej wesoło rozmawiając.

10 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Taaaaaaak. Wiem. Możesz mnie zabić, bo nie odzywałam się przez nie wiem ile rozdziałów.
    Czas. Nauka. Testy.
    Ten rozdział daję 9/10. Brakowało mi jakieś sytuacji <3 z Lyśkiem ( mam nadzieję, że takie się w ogóle znajdą w tym opowiadaniu ). Nie spotkałam żadnego błędu.
    Mam nadzieję, że znajdę więcej czasu na dłuższe komentowanie i częstsze odzywianie się :)
    Pozdrawiam + kubeł weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, przypadkowo usunęłam, nie zdążyłam nawet przeczytać. Jakbyś mogła napisać jeszcze raz :D

      Usuń
  3. Pisałam, że rozdział jest świetny. Wszystkie sceny z Lysem są super i mam nadzieję, że będzie ich sporo :) Pisz szybko kolejny rozdział <3 Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Więcej Lyśka *.*
    Rozdział zajebisty i już nie mogę się doczekać następnego :)
    Życzę mnóstwo weny XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny nie powiem :D Nie wiem co mogę napisać jeszcze ale życzę duuuużo weny i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ❤️❤️❤️ Rano dodam nowy 😀😀😀😀

      Usuń