-Loraine, tak nie może dalej być. - rozpoczęła Carmen, zignorowałam to, słyszałam to już wielokrotnie.
-Tak. - odpowiedziałam.
-Mówię poważnie. Albo odzyskam Ciebie i Twoją radość albo przysięgam, że złapie tego gnojka i będzie musiał się przede mną tłumaczyć! - uderzyła ręką w stół. Pierwszy raz do swojego wykładu wciągnęła Kastiela, to był punkt zwrotny.
-Nie nazywaj go tak. - warknęłam. - Zrobił to, co musiał. Zachowałabyś się podobnie, każdy by tak zrobił! - podniosłam ton.
-Loraine.. może i tak, ale nie umiem mu wybaczyć tego, że Cię skrzywdził. - pogłaskała mnie po dłoni.
-To moje złamane serce, to ja będę z tym żyła. Daj spokój, czego oczekujesz?! - widziałam, jak Pani Emeryll cicho ucieka do kuchni.
-Oczekuje od Ciebie normalnego zachowania, a nie bycia, jak zombie! - gwałtownie wstała z krzesła.
-I tak będzie, zobaczysz. Przez ostatni czas, nie byłam.. sobą. - dokończyłam cicho. Nie wiem, co takiego zobaczyła w moich oczach, ale bez słowa podeszła do mnie i mocno przytuliła.
-Przepraszam. - szepnęłam. Po moich policzkach pociekły długo niewidziane łzy.
-Nie przepraszaj skarbie. Nie przepraszaj. - głaskała mnie po głowie w uspokajającym rytmie.
-On nie wróci. - pierwszy raz powiedziałam to na głos.
-Nie wiem, ale Ty jesteś tutaj i musisz żyć, tak jakby on nigdy nie istniał. Wiem, jakie to trudne, ale musisz się postarać zapomnieć. - pokiwałam głową, wiedziałam że nie zapomnę, ale dłużej nie mogłam robić z siebie ofiary. Skoro mnie nie chciał... Tata nauczył mnie, że nie znaczy nie. Dobrze, niech tak będzie.
Minął miesiąc od wyjazdu Kastiela oraz kilka dni od rozmowy z Carmen. Siedziałam w szkolnej stołówce, za oknem padał deszcz, którego bębnienie o dach szkoły wywoływało nieprzyjemne dreszcze. Zobaczyłam moją paczkę. Szli powoli w moim kierunku przyzwyczajeni do tego, że prócz kilku zdań nie uda nam się nawiązać rozmowy. Uśmiechnęłam się uprzejmie, Kentinowi prawie wypadły oczy, Rozalia spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Cześć. - powiedziałam wesoło.
-Cześć. - odpowiedzieli ostrożnie.
-Chciałam Was przeprosić, za swoje zachowanie. - szepnęłam. Natychmiast ramiona Rozy owinęła się wokół mojej szyi.
-LOL! Nareszcie! Sądziłam, że cię złamał.. - przytuliłam ją.
-Ja myślałem, że bez psychiatry się nie obejdzie. - przewrócił oczami Armin i złapał moją dłoń, serdecznie ją ściskając.
Porozmawialiśmy chwile, wyjaśniłam im swoje zachowanie na tyle, ile było to możliwe. Opowiedzieli mi o swoich obawach związanych z moim zdrowiem psychicznym. Przyznali się nawet do szukania dobrego psychologa i ćwiczeń rozmowy ze mną w tej sprawie.
-Hej, a gdzie Lysander? - zapytałam.
-Zapewne w piwnicy. - odpowiedział mi Ken.
-Poszukam go. Do później? - zapytałam, w odpowiedzi pokiwali głowami.
Zeszłam do piwnicy i faktycznie zastałam tam Lysa, siedział w kącie oparty o ścianę, cicho śpiewając. Nieśmiało wkroczyłam do pomieszczenia.
-So since I'm not your everything
How about I'll be nothing, nothing at all to you.. - zaśpiewałam cicho. Podniósł głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Wyglądał na bardzo zaskoczonego.
-Znasz Irreplaceable? - zapytał.
-Ktoś nie zna? - zażartowałam i usiadłam obok niego.
-Poczekaj, wstań. - posłusznie wstałam, on ściągnął z siebie kurtkę i położył ją na ziemi. - teraz. - poklepał miejsce obok siebie.
-Po co? - zapytałam siadając.
-Masz jasne jeansy, a tu jest brudno. - wzruszył ramionami.
-Ale ty siedzisz na ziemi, poza tym teraz będziesz miał brudną kurtkę. - zmarszczyłam brwi.
-Siedzę na zeszycie, poza tym mam drugą kurtkę w szafce. - uśmiechnął się pogodnie.
-Dlaczego? - zadał krótkie pytanie. Wiedziałam, o co pytał.
-Carmen, wyjechała z jakimś tekstem na temat Kastiela, zaczęłam się z nią kłócić i dotarło do mnie, że ja na jego miejscu zrobiłabym to samo. - odpowiedział zgodnie z prawdą.
-Długo nad tym myślałem i doszedłem do wniosku, że zachował się, jak facet. Dba o swoją mamę wbrew temu, co czasem gadał. - uśmiechnął się pod nosem.
-Tak. On dużo gada... gadał. - dodałam po chwili.
-To nie pożegnanie. To był raczej do zobaczenia.. - Lysander dalej był wobec niego lojalny.
-Może. - nie chciałam się kłócić.
-Teraz, skoro już wróciłaś. - wszyscy nawet on, mówili o mnie, jakbym zmartwychwstała, przewróciłam oczami.
-Tak? - dopytałam.
-Widzimy się w piątek w Retro? - zapytał. Zaśmiałam się i pokiwałam głową. To był nasz ulubiony bar, nasz w sensie całej ekipy.
-Muszę już iść. Mam zajęcia fizyczne, do zobaczenia? - zapytałam.
-Poczekaj, też tam idę. - podniósł się z ziemi. Ruszyliśmy do sali gimnastycznej wesoło rozmawiając.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńTaaaaaaak. Wiem. Możesz mnie zabić, bo nie odzywałam się przez nie wiem ile rozdziałów.
Czas. Nauka. Testy.
Ten rozdział daję 9/10. Brakowało mi jakieś sytuacji <3 z Lyśkiem ( mam nadzieję, że takie się w ogóle znajdą w tym opowiadaniu ). Nie spotkałam żadnego błędu.
Mam nadzieję, że znajdę więcej czasu na dłuższe komentowanie i częstsze odzywianie się :)
Pozdrawiam + kubeł weny :*
Ojej, dziękuje ❤️❤️❤️
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, przypadkowo usunęłam, nie zdążyłam nawet przeczytać. Jakbyś mogła napisać jeszcze raz :D
UsuńPisałam, że rozdział jest świetny. Wszystkie sceny z Lysem są super i mam nadzieję, że będzie ich sporo :) Pisz szybko kolejny rozdział <3 Pozdrawiam i życzę weny :*
OdpowiedzUsuńO dziękuje ❤️❤️❤️
UsuńWięcej Lyśka *.*
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty i już nie mogę się doczekać następnego :)
Życzę mnóstwo weny XD
❤️❤️❤️❤️❤️
UsuńRozdział świetny nie powiem :D Nie wiem co mogę napisać jeszcze ale życzę duuuużo weny i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńDziękuje ❤️❤️❤️ Rano dodam nowy 😀😀😀😀
Usuń