Po lekcjach razem z Arminem, zgłosiłam się do kanciapy woźnego.
-Dzień dobry. - odezwałam się zaglądając przez uchylone drzwi.
-Trzeba pozamiatać boisko szkolne ze śniegu. - odezwał się niskim głosem nasz szkolny woźny.
-Czyli odśnieżyć. - podsumował Armin.
-Odśnieżać to można na Syberii, tam jest śnieg, u nas wstyd to nazwać śniegiem. Sprzęt znajdziecie na dworze. - mruknął pod nosem, wzruszyliśmy ramionami i wyszliśmy na zewnątrz. Po około godzinie odśnieżyliśmy całe boisko, więc mogliśmy udać się do domów.
-Do zobaczenia jutro! - krzyknął na odchodne Armin.
-Pa! - odkrzyknęłam wesoło.
W domu czekał na mnie obiad i para suchych skarpet, wizja kominka również zapowiadała się obiecująco.
-Jak Ci minął dzień? - zapytała Carmen, wchodząc do kuchni.
-Zmiatałam resztki śniegu. - skrzywiłam się.
-To niedorzeczne, jak ta szkoła was traktuje?! - oburzyła się.
-Niech będzie.. - wzruszyłam ramionami.
-Co jesz dobrego?
-To jakaś zapiekanka ziemniaczana. - tym razem obiad nie był najlepszy, to znaczy dla mnie.. nie znosiłam ziemniaków.
-Jedziemy na zakupy? - zapytała Carmen w przerwie między zajadaniem się zapiekanką.
-Jasne, tylko się przebiorę. - powiedziałam z entuzjazmem, zakupy to było to, czego mi było trzeba.
-Gotowa? - stała przy schodach, gdy schodziłam na dół, pokiwałam głową, więc ruszyłyśmy do samochodu.
W galerii spędziłyśmy około trzech godzin, kupiłam sporo nowych rzeczy, podobnie jak Carmen.
-Jak Ci się układa z Marco? - spytałam, gdy szukałyśmy dobrego miejsca, by coś zjeść.
-Wspaniale, jest niesamowity. - uśmiechnęła się błogo. - A może u Ciebie pojawił się ktoś nowy? - zapytała, ale nie zdążyłam odpowiedzieć. Na przeciwko nas szedł Lysander, który omal nie wpadł na ciocię.
-Przepraszam i dobry wieczór. - uśmiechnął się do niej.
-Lysander! Wieki Cię nie widziałam, co u Ciebie? - natychmiast zaczęła go zagadywać.
-W porządku, właśnie miałem zamiar kupić nową kurtkę na narty, ale nic odpowiedniego nie znalazłem. - pożalił się.
-Och, to nie dobrze. Wybierasz się na narty? - dopytała Carmen.
-Tak, razem ze szkołą. To Loraine nic Pani nie mówiła? - zmarszczył brwi.
-Słuchajcie, jeśli nie macie nic przeciwko to zabieram was na kolacje. - powiedziała Carmen, patrząc na mnie i Lysandra.
-Jasne. - uśmiechnęłam się blado, dziwnie było na niego patrzeć, po wczorajszym pocałunku z Michaelem.
-Z chęcią. - zgodził się białowłosy.
-To doprawdy nie do uwierzenia, Rozalia zarzekała się, że jedziesz. Podobno wpisała Cię na listę. - na koniec delikatnie zmrużył oczy.
-Nie mogę, to niemożliwe. Ani ja ani Armin nie pojedziemy, to znaczy.. on może i tak. - ciocia nie zadawała pytań, ale wiedziałam, że uważnie nas słucha.
-Ta kara jest zbyt surowa, w szczególności, że tego nie zrobiłaś. - złączył dłonie na stoliku.
-Surowa czy nie. Nie jadę. - jęknęłam. - chwila, powiedziałeś że Rozalia mnie wpisała? Co ona sobie myślała?! - oburzyłam się.
-Dobrze zrobiła. Porozmawiam z dyrekcją, nie może Cię więzić w szkole. - wtrąciła się ciocia.
-Popieram. - uśmiechnął się Lysander.
Reszta kolacji minęła na rozmowach o bardziej neutralnych tematach. Carmen i Lysander dogadywali się świetnie, moja obecność pełniła funkcje dekoracyjną. Po powrocie do domu, poszłam pobiegać; na dworze nadal było zimno, ale widoczne były pierwsze oznaki nadchodzących cieplejszych dni. Po powrocie z biegania, czekała na mnie miła niespodzianka.
-Loraine, wejdź do salonu na chwile. - zawołała ciocia.
-Chciałabym wziąć prysznic, możemy to załatwić za chwile? - wskazałam głową na piętro, w kierunku mojej łazienki.
-To zajmie minutę. Jedziesz na narty, Armin też. - oznajmiła. Patrzyłam na nią wielkimi ze zdziwienia oczyma.
-Co?! - wykrztusiłam.
-To. Jedziesz. - uśmiechnęła się szeroko.
-Jak to załatwiłaś? - nadal nie wierzyłam.
-Powiedzmy, że nie grałam fair. - delikatnie się skrzywiła.
-Nie grałaś fair.. czyli? - zaczęłam być podejrzliwa.
-Zagroziłam wypisaniem Cię ze szkoły. - odpowiedziała przeciągle.
-I? - dopytałam z surową miną.
-Moja firma zasponsoruje Wam dodatkowe dwa dni w hotelu, darmowy karnet na spa oraz wyciąg. - odpowiedziała w końcu.
-Żartujesz sobie? Przekupiłaś ją! - zaprotestowałam.
-Loraine, mam to gdzieś. Chcesz jechać i pojedziesz, poza tym znam managera hotelu i uwierz zapewne dostalibyście spa i wyciąg w gratisie z powodu dużego zysku z waszego przyjazdu. - oznajmiła z lekką kpiną w głosie. - nie cieszysz się? - zapytała po chwili, kpina przerodziła się w smutek.
-Cieszę. - szepnęłam i mocno ją uściskałam. - muszę kupić nowy strój. - powiedziałam jeszcze ciszej. Zaśmiała się w odpowiedzi.
Niech ten Lysander w końcu się weźmie za Loraine *.*
OdpowiedzUsuńJaką oni stworzą piękna parę :)
Życzę weny i chęci do pisania :D
Dziękuje :)))))
UsuńPopieram panią wyżej, Lysiek dawaj, bo już się doczekać nie mogę! Pozdrawiam i życzę weny <3
OdpowiedzUsuńjutrzejszy rozdział powinien być w większości z nim :)
UsuńOch jak mnie dawno nie było ;(.
OdpowiedzUsuńAle Plus to to , ze dużo rozdziałów mam do nadrobienia ;*
Dzięki że nadal czytasz ❤️
Usuń