środa, 16 listopada 2016

Rozdział 59

       -Wpadłaś w niezłe kłopoty? - zapytała Rozalia, następnego dnia w szkole.
-W domu nie. Tutaj.. tak. - odpowiedziałam, zatrzaskując drzwiczki od mojej szafki.
-A co z laptopem?
-Na razie mi go nie chcą oddać.
-To może jedyna kara za to, co zrobiliśmy.
-Chciałabym. - prychnęłam.
Chwile później mogłam się przekonać, że zabranie laptopa nawet dożywotnio jest moim pobożnym życzeniem. Siedziałam obok Armina, w gabinecie Dyrekcji.
-To, co zrobiliście, jest niedopuszczalne. Czekamy teraz na waszych opiekunów, by przy nich ogłosić karę. - wrogi ton Dyrektorki nie wróżył nic dobrego.
-Zaraz poleci biały dym z komina, jak przy wyborach papieża. - zażartował szeptem Armin. Zachichotałam.
-Widzę, że radość życia, Cię nie opuszcza. - zwróciła się do mnie.
-Nawet dziesięć lat ciężkiej pracy w kamieniołomach nie jest mi straszne. - odpowiedziałam jej ze słodkim uśmiechem na ustach. Po kilku minutach, drzwi do gabinetu się otworzyły. Stała w nich mama Armina, a tuż za nią mój opiekun..tak, tak - to był Michael. Przybrał rozbawiony wyraz twarzy, zapewne po zobaczeniu mojej miny.
-Dobrze, że państwo już są. - zaczęła Dyrekcja. - proszę siadać. - wskazała na krzesła. - przepraszam, kim Pan jest? - omiotła wzrokiem Michaela.
-Dzień dobry, Micheal Calm. - wyciągnął do niej dłoń. - jestem upoważniony, do opieki nad Loraine. - to, co wyczyniał teraz ze swoimi rzęsami, przechodziło ludzkie pojęcie.
-Przykro mi, muszę najpierw zobaczyć upoważnienie. - najwidoczniej Dyrekcja pozostawała odporna na jego urok.
-Oczywiście. - odparł niskim głosem, podał jej kartkę papieru.
-W porządku. W takim razie proszę słuchać. - wskazała ponownie na krzesełko obok mnie, gdy usiadł, niezauważalnie puścił mi oczko. - Państwa podopieczni dopuścili się  okropnego czynu, o czym już wcześniej informowałam. Armin odpowie za próbę kradzieży i kopiowanie szkolnych testów, tym razem przymknę na to oko, w normalnych okolicznościach zostałby wydalony ze szkoły. Co, do Loraine.. scenariusz wygląda nieco gorzej, nie tolerujemy przemocy psychicznej bądź fizycznej w tej szkole. Dopuściła się obojgu. - podniosła ton przy końcu zdania.
-Szanowna Pani.. proszę spojrzeć na to z szerszej perspektywy, to jeszcze dziecko..- zaczął Michael. Wzmianka o dziecku trochę mnie uraziła. - po drugie, nie ma twardych dowodów, że to ona wysłała to zdjęcie. Ponadto w jej wieku dziewczęta i chłopcy często się biją, oczywiście nie popieram tego, ale taki jest fakt. Proszę mieć wzgląd również na to, jak bardzo jest utalentowana. To byłaby ogromna strata dla szkoły. - próbował hipnotyzować zarówno głosem, jak i spojrzeniem.
-Panie Calm, Loraine jest nieodpowiedzialna.. - zaczęła Dyrekcja.
-Czasami niegrzeczna, opryskliwa, arogancka, porywcza, temperamentna.. tak, to już wiemy, ale człowiek to nie tylko wady.. - dokończył za nią Michael.
-Ludzie, jestem tutaj! Właśnie tu.. - wskazałam na siebie. - nie mówcie, jakby mnie tu nie było. - rozłożyłam ręce.
-Ma Pan racje. Loraine nie zostanie wydalona ze szkoły, ale zostaje zawieszona, co do szkolnych rozrywek na czas nieokreślony. - zaczęła ostro. - ponadto razem z Arminem, będą sprzątać szkołę i teren wokół niej. Po lekcjach. Jedno przewinienie i wylatują. Rozumiemy się? - zakończyła. Pokiwaliśmy głowami.
-Dziękujemy serdecznie. Nie pożałuje Pani. Loraine doskonale myje podłogi. - super, Michael próbował zrobić ze mnie chodzącą, perfekcyjną panią domu. Słabo.
-Żegnam Państwa i dziękuje za przybycie. - pożegnała Nas Dyrekcja.
-Jeszcze jedna sprawa.. chciałbym zwolnić Loraine z reszty dnia, czeka ją wizyta kontrolna w związku z wypadkiem na balu, jakiś czas temu. - uśmiechał się do tej wrednej baby, tym razem jej maska się złamała, odpowiedziała mu lekkim uśmiechem.
-Proszę bardzo. Miłego dnia. - wskazała Nam drzwi.
        Udaliśmy się do białego BMW-u zaparkowanego przed szkołą.
-Nie mam wizyty. - powiedziałam z lekkim uśmiechem, kiedy otworzył przede mną drzwi od pasażera.
-A ja spraw do załatwienia. - uśmiechnął się szelmowsko.
-Gdzie jedziemy? Do domu? - ta myśl wywołała u mnie dreszcze, nie chciałam tam jechać, musiałam trochę odpocząć, od domu,  od szkoły, od tego całego bałaganu.
-Trochę wiary we mnie. - prychnął odpalając silnik. - O, ludzie kocham tą piosenkę. - mruknął i podgłośnił radio.
You make me smile like the sun,Fall outta bed Sing like a bird, Dizzy in my head Spin like a record, Crazy on a Sunday night You make me dance like a fool, Forget how to breathe Shine like gold, Buzz like a bee Just the thought of you can drive me wild
Oh, you make me smile.. - zaśpiewałam głośno.
-To się nazywa talent, mała. - zagwizdał.
-Przestań, słyszałeś już, jak śpiewam. - uderzyłam go przekornie w ramie.
-Ej. Nie bij kierowcy, spowodujemy wypadek. - gwałtownie skręcił kierownicą wprost na jadący z przeciwka samochód, po czym szybko wrócił na swój pas.
-Debil! - krzyknęłam, śmiejąc się. Wiedziałam, że to były żarty i był pewien, że zdąży wrócić na swój pas.
-Tak. - powiedział nagle.
-Co tak? - zmarszczyłam brwi.
-Słyszałem, jak śpiewasz, ale nie śpiewałaś wtedy fajnej piosenki. - wyjaśnił.
-A no tak, bo liczy się tekst. - przekomarzałam się z nim.
-You make me smile. - rzucił mi spojrzenie spod rzęs.
-I knew you were trouble. - zanuciłam fragment piosenki, które akurat leciała.
-Nie popisuj się. - uśmiechnął się pod nosem, a ja śpiewałam dalej.
-Every move you make! - wydarł się na całe auto. - Every single day, every word you say!! - zatkałam uszy i zaczęłam się głośno śmiać.
-Oszalałeś?! - zapytałam pomiędzy napadami śmiechu.
-Oooooooooo!!! - cholera, nie można śpiewać aż tak źle. Śmiałam się z jego koncertu..
-I jak? - zapytał po skończonej piosence.
-Idealnie. - uśmiechnęłam się szeroko.
-To czas na następną... - klasnął w dłonie.
-Ty prowadź, ja pośpiewam. - zaproponowałam. Po raz kolejny uśmiechnął się pod nosem, był to typowy dla niego uśmiech, czyniący go cholernie seksownym.
      Po około godzinie jazdy wysiedliśmy na jakimś..cóż..zadupiu.
-Wow, zabrałeś mnie.. nigdzie. Jestem wzruszona. - chwyciłam się za klatkę piersiową, jakbym chciała złapać własne serce.
-Trochę wiary. Chodź. - chwycił mnie za rękę i pociągnął w nieznane. - zamknij oczy. - poradził mi. - i nie podglądaj. - posłusznie zamknęłam oczy, poczułam, że puszcza moją dłoń. Do moich uszu dobiegł dźwięk jego koszmarnego głosu, kiedy śpiewał. Tym razem padło na klasyk; Man I feel like a woman. Otworzyłam oczy, a Michael znajdował się pare metrów ode mnie na starej, plenerowej scenie, śpiewał i tańczył.
Usiadłam na krzesłach, które nosiły ślady mchu i przyglądałam się jego występowi. Nagle podbiegł do mnie i wciągnął na scenę. Zaczął ze mną tańczyć, wielokrotnie mnie obracając.
-Na szczęście tańczysz lepiej niż śpiewasz. - przyznałam, gdy skończyliśmy.
-Jestem super gwiazdą? - uniósł brwi, zmrużył oczy i założył ręce.
-Jasne, że tak.
-Super, moja nauczycielka od muzyki twierdziła, że nic ze mnie nie będzie, a tu proszę, śpiewam na scenie. - stanął na środku i wykonał teatralny ukłon.
-Babeczka chyba miała racje. - zachichotałam.
-Ciii. - przyłożył palec do ust.
-Wybacz. - szepnęłam z szerokim uśmiechem.
-Widzisz, uśmiechasz się. Znowu. - posłał mi piękny uśmiech, miał racje, cały czas się uśmiechałam.
-Dzięki Tobie. - wyznałam szczerze. - tak w ogóle, co to za kartka z upoważnieniem do opieki nade mną? - podeszłam do niego.
-Wydrukowałem sobie z internetu, ale uwierzyła. Carmen nie mogła iść do szkoły, więc się zaoferowałem, ale o kartce nic nie wie, więc ciii. - ponownie przyłożył palec do ust.
-Zabiorę te tajemnice do grobu. - uniosłam rękę, jak do przysięgi.
-Jeśli Carmen jakimś cudem zauważy, że zabrałem Cię wcześniej ze szkoły, to dość szybko zabierzesz tą tajemnice. - zażartował. - Hej, może dadzą nam wspólny grób? - kolejny żart w stylu Michaela.
-Oszczędnie, nie powiem. - zaśmiałam się krótko.
-Zabieram Cię na obiad. - złapał moją rękę i chciał ruszać.
-Czekaj. - szepnęłam i rozejrzałam dookoła. Byliśmy w środku niczego, można było to uznać za las, scena plenerowa zarastająca mchem i innym leśnym dobrobytem, wpasowując się idealnie w krajobraz. Przeciągnęłam go bliżej siebie. I stając na palcach delikatnie pocałowałam. Chciałam zapisać ten moment w pamięci, teraz nie było Kastiela ani nawet Lysandra, oboje mnie odrzucili, co prawda Lysander robi to z punktu honorowego, ale co mi tam, jeden pocałunek z Michaelem to nic złego. Oddał pocałunek, miał ciepłe i miękkie usta, całował mnie delikatnie i czule, a potem ruszyliśmy do samochodu.


6 komentarzy:

  1. Ta scenka z pocałunkiem była boska *.*
    Ale niestety nadal wolę Lysia :D
    Rozdział booooski i czekam na kolejny :D
    Właściwie to jestem tu codziennym gościem więc na pewno nie przegapię <3
    Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez wole Lysandra, ale warto pokazać, że nic nie jest idealne ❤️ Dziękuje i pozdrawiam ❤️👌🏻😘😘😘

      Usuń
  2. Michael jest świetny xd Kocham tą postać, ale jakoś ich razem nie widzę xdd Życzę duuużo weny i czasu na pisanie. Do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tez ich nie widzę w 100% ale żal go nie pocałować haha ❤️❤️❤️

      Usuń
  3. Ale Wy jesteście wredne ! ;(. Buuu 😭
    Michael to mój osobisty i mega seksowny model ;*. Ahh;* On jest taki super a Wy co ? Tylko ciągle Lysander ;(. Będę płakać 😢 hahah

    OdpowiedzUsuń