Dni mijały szybko, dzisiaj był ostatni dzień lekcyjny, a jutro wszyscy powinni stawić się na lotnisku, skąd mieliśmy zostać przetransportowani w góry, czekały nas dwie godziny w samolocie i około godzina w autokarze.
-Spakowana? - zaczepił mnie Alexy przed rozpoczęciem lekcji.
-Prawie. Muszę jeszcze skoczyć do sklepu po szampon. - przewróciłam oczami, ale w głębi duszy bałam się, że zapomnę.
-Szczęściara, ja nic nie spakowałem, dzisiaj jadę na większość zakupów.
-Gratuluje, najwyżej będziesz chodził w sandałkach. - zażartowałam.
-Pożyczę coś od Armina, on już wszystko wyłożył na łóżko. Wziął nawet dwie koszule. - Alexy podrapał się po głowie.
-Zamierzamy tam iść na imprezę, dodatkowo ma zostać zorganizowana jakaś słaba potańcówka w sali balowej w hotelu. - wyjaśniłam.
-Co?! Żartujesz, czemu nikt mi nie powiedział?! - wyglądał na przerażonego.
-Rozalia prosiła Armina żeby Ci przekazał, jestem pewna. - powstrzymywałam śmiech. Nie chciałam go urazić, ale do prawdy mógłby bardziej dbać o to, co się dzieje. Alexy zmarszczył brwi i machnął ręką.
-A więc masz już sukienki? Coś krótkiego i seeexy? - powiedział przeciągle.
-Mam sukienki, ale nie zamierzam urządzać pokazu. - wyjaśniłam mu.
-Szkoda tylko, że młodzi jadą. - zapewne chodziło mu o Amber.
-Nataniel załatwił z dyrekcją, żeby większość wydarzeń była podzielona wiekowo, dzielimy z nimi tylko pory posiłków. - powiedziałam z ekscytacją, Nataniel spisał się wspaniale.
Wychodząc ze szkoły zauważyłam Rozalie.
-Roza! - krzyknęłam, przystanęła i poczekała na mnie.
-Cały dzień Cie nie widziałam, no poza lekcjami, gdzie się podziewałaś? - miała racje, nie miałyśmy czasu porozmawiać.
-Próbowałam chronić Armina przed Alexym. - poinformowałam ją.
-Czemu? - zdziwiła się.
-Armin nie poinformował Alexego o tej potańcówce i planowanej imprezie.
-No tak, mogłam się tego spodziewać. - prychnęła.
-Pewnie nie masz czasu na kawę? - zapytałam z nadzieją.
-Nie zbyt, muszę coś zjeść zanim żołądek przyrośnie mi do kręgosłupa. - pożaliła się.
-Rozumiem. Czyli widzimy się jutro? - zapytałam.
-Tak, nie spóźnij się. - cmoknęła mnie w policzek i pobiegła w kierunku zbliżającego się Leo.
W domu czekał na mnie pachnący obiad.
-Proszę bardzo. - powiedziała Pani Emeryll stawiając go przede mną.
-Wygląda pysznie! - skomentowałam.
-Oby i tak smakował. Jak Ci minął dzień, kochanie? - zapytała mnie, jej ciepły głos wypełnił pomieszczenie.
-Dobrze, ale muszę się spakować, dodatkowo miałam kupić szampon i zapomniałam, na szczęście Michael zgodził się pojechać, właściwie powinien już wrócić. - spojrzałam na zegar na piekarniku. - A Pani? - zrewanżowałam się pytaniem, nabijając na widelec ravioli.
-Wspaniale, w południe odwiedziła mnie siostra. - uśmiechnęła się ciepło.
-O to cudownie, powinna Pani częściej ją tutaj zapraszać.
-To samo powiedziała Carmen. Za to Ty dawno nikogo nie zaprosiłaś. Co z Lysandrem ? - Eh, musiała poruszyć ten temat.
-W porządku, ostatnio rzadziej się widujemy. - przyznałam. Musiała wyczuć moje nastawienie, bo zmieniła temat.
-Mogę Ci coś przygotować do jedzenia na drogę, na jutro. - zaoferowała.
-Muffinki z czekoladą i borówkami byłyby idealne. Jeśli to nie byłby problem, to poproszę.
-Oczywiście! Dawno ich nie robiłam, masz racje, czas najwyższy. - klasnęła w dłonie usatysfakcjonowana.
-Ooo kogo ja widzę. - po schodach schodził Marco.
-Witaj. - uśmiechnęłam się do niego szeroko.
-Gdzie Cię wywiało przez ostatni czas? - podszedł do mnie i szybko uścisnął.
-To ja powinnam pytać Ciebie. - zmrużyłam oczy.
-Masz racje, powinienem być tutaj, gdy popadłaś w konflikt z prawem. - zażartował.
-Nie zrobiłam tego. - mruknęłam.
-Wiem, dlatego z tego żartuje. - miał specyficzne poczucie humoru, ale i ja się zaśmiałam.
-Wychodzicie gdzieś? - zapytałam.
-Tak, to znaczy ja. Muszę jechać do pracy. Tak właściwe już powinienem tam być. Na razie. - rzucił i skierował się do wyjścia.
-Widziała Pani moją ciocie? - zapytałam kończąc obiad.
-Tak, jest na górze. Razem z Marco dopasowywali nowy obraz. - wyjaśniła mi z uśmiechem, bardziej skupiając się na rozpoczęciu pracy nad muffinkami.
-Jesteś? - krzyknęłam żeby zlokalizować ciocie.
-Tutaj! - odkrzyknęła, ruszyłam w jej kierunku.
-Chciałam tylko powiedzieć, że już wróciłam. - uśmiechnęłam się do niej.
-Dobrze, zaczynasz się pakować?
-Tak. A potrzebujesz czegoś?
-Nie, nie. - uśmiechnęła się, a ja wyszłam.
Na podłodze leżały porozkładane kupki z ubraniami, jechaliśmy na pięć dni. Musiałam także wziąć pod uwagę wyjście do spa, na imprezę i ewentualne katastrofy ubraniowe. Z westchnieniem poszłam do garderoby po białą walizkę, i kładąc ją na ziemi, zaczęłam się pakować. Nie mogłam robić tego w ciszy, włączyłam Halo Beyoncé, śpiewając cicho wkładałam kolejne ubrania do walizki. Znalazły się tam między innymi; czerwona, obcisła sukienka z gorsetową górą, na cienkich ramiączkach. Kolejna tym razem mała czarna, z odkrytymi plecami i złotym łańcuszkiem biegnącym wzdłuż kręgosłupa. Do kompletu dołożyłam klasyczne, czarne szpilki, pasujące do obu sukienek i czarną kopertówkę - chciałam ograniczyć ciężkość bagażu. W połowie piosenki Love On Top usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę. - krzyknęłam, drzwi się uchyliły i ujrzałam twarz Carmen.
-Masz gościa. - zmarszczyłam brwi. Nikogo się nie spodziewałam, ale może Rozalia wpadła coś pożyczyć.
-Jasne. - uśmiechnęłam się blado.
-Zostawię Was. - powiedziała do przybysza, dalej ukrytego poza moim polem widzenia. Po chwili do pokoju wszedł Lysander.
-Cześć. - uśmiechnął się nieznacznie.
-O, hej. - powiedziałam, nie spodziewałam się go.
-Przeszkadzam Ci? - wskazał na bałagan na podłodze.
-To tylko pakowanie. - rzuciłam spojrzenie na walizkę.
-Jeden element przyciąga uwagę. - podążyłam za jego spojrzeniem i schylając się wyciągnęłam z walizki czerwoną sukienkę.
-Kontrast, prawda? - wskazałam najpierw na siebie; ubraną w dres, z roztrzepanym kokiem na głowie i koszulce ze Stichem. Następnie wskazałam na sukienkę.
-Piękna jest. - rzucił kolejne spojrzenie w stronę sukienki. - Ale ładnemu we wszystkim ładnie. - przeniósł wzrok na mnie, a ja spłonęłam rumieńcem.
-A Ty już spakowany? - zapytałam.
-Tak, wszystko gotowe. Wyszedłem na spacer i pomyślałem, że na chwile wpadnę. - miałam wrażenie, że się tłumaczy.
-Spoko, nie przeszkadzasz. Miło, że jesteś. - powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Pomogę Ci. - usiadł na dywanie, a ja obok niego.
-Po prostu coś mów, a ja będę się pakować. - obdarowałam go uśmiechem.
-Będę składał. Słabo Ci idzie. - wskazał na dwie koszulki.
-Pedant. - mruknęłam. Zaśmiał się krótko.
Tak spędziliśmy około dwóch godzin - na pakowaniu, rozmowach o szkole, planach związanych z wyjazdem...
-Dziękuje za pomoc. - powiedziałam odprowadzając go do drzwi.
-Nie ma za co. Zawsze do usług. - zadeklarował.
-Zawsze? - zapytałam przebiegle.
-Tak. - odparł hardo.
-W takim razie chce całusa. - zatrzymał się. W jego oczach zobaczyłam...Strach? Tak myślę.
-Miałem na myśli.. - zaczął.
-Spokojnie. Żartuje. Nie udawaj, że byś nie chciał, ale wiem.. zasady. - przewróciłam oczami, w taki sposób zamierzałam pokazywać mu, że nie zrezygnuje z niego.
-Ty i Twoje poczucie humoru. - westchnął i przeczesał ręką włosy. - Na razie. - przytulił mnie szybko.
-Dobranoc. - cmoknęłam go przelotnie w policzek. - nie będzie Ci łatwo, nie zamierzam udawać, że nic do ciebie nie czuje. - szepnęłam mu do ucha, poczułam jak delikatnie zadrżał.
Odświeżanie strony bloga co 10 minut i jest! Lysio taki niedostępny, ale to się zmieni! W końcu nic nie przezwycięży prawdziwej miłości ( ͡° ͜ʖ ͡°) Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na ten cały wyjazd <3 Do następnego :*
OdpowiedzUsuńDziękuje za kom❤️❤️
UsuńWalcz o niego :D
OdpowiedzUsuńjeszcze trochę a Lysio zmięknie :D I wpadnie jak śliwka w kompot :)
Życzę weny i czekam na next <3
Aj ten Lysander to wiecznie jakieś zasady.. Kastiela nie ma to może korzystać :D
OdpowiedzUsuń