poniedziałek, 14 listopada 2016

Rozdział 57

        -Myślałaś kiedyś, co by było, gdybyś nie poznała Leo? - zapytałam Rozalie leżąc z głową na krawędzi jej łóżka.
-Nie. To znaczy próbowałam, ale nie wyobrażam sobie tego. Czuje jakbym znała go od zawsze.
-A co jeśli chciałby odejść?
-Nic, pozwoliłabym mu, nie mogłabym go zatrzymać. Oczywiście mogłabym go szantażować, jak jakaś psychopatyczna suka, że jeśli mnie zostawi to się zabije i takie tam. Jest zbyt uczuciowy by pozostać na to obojętnym, ale to nie byłoby fair. Wykorzystałabym fakt, że znam go tak dobrze, do własnych celów. Odszedłby, a ja pewnie z czasem mogłabym wspominać nasze wspólne chwile z uśmiechem. - swoją odpowiedzią wzbudziła we mnie szacunek i uznanie.
-Ja chyba nie byłabym na tyle dzielna. - przyznałam.
-Właśnie sęk w tym, że Ty już się sprawdziłaś. To, co Ci powiedziałam, to tylko hipotetyczna sprawa, nie mogę zagwarantować, że tak właśnie bym się zachowała, ale Ty tak. Pozwoliłaś Kastielowi odejść, ułożyć swoje sprawy.. Nigdy Ci tego nie powiedziałam, ale byłam pod ogromnym wrażeniem. - spojrzała na mnie z dumą w oczach.
-Może i masz racje. - odpowiedziałam nie chcąc dłużej kontynuować tego tematu. Postanowiłam go zmienić. - Muszę odzyskać laptopa.
-Musimy. - podkreśliła liczbę mnogą. - Tak sobie myślałam, może trzyma go w szafce?
-Sprawdzę to. - odparłam.
-Ugh, LOL na litość boską, MY! - wydała z siebie jęk zrezygnowania.
-Wybacz. - zaśmiałam się.
        Coś uderzyło delikatnie w moje plecy. Obróciłam się i podniosłam owe zawiniątko z podłogi. Była to maleńka karteczka wyrwana z zeszytu, rozwinęłam ją i przeczytałam treść:
                                          Dzisiaj, w przerwie na lunch?

Rozpoznałam pismo Armina, ponownie się odwróciłam i skinęłam głową.
-W takim razie Loraine wytłumaczy Nam wszystkim klasyfikacje pasożytów. - donośny głos nauczycielki spowodował moje odwrócenie się do tablicy.
-Przepraszam. - powiedziałam fałszywie skruszona.
-Nie przepraszaj, tylko wytłumacz. - uśmiechnęła się kpiąco.
-Nie potrafię, na prawdę przepraszam. - ponownie nałożyłam na twarz potulną maskę.
-W takim razie bądź tak miła i słuchaj tego, co mam do powiedzenia. - warknęła.
          Czekałam przy szafkach na Armina, oczywiście musiał przyprowadzić ze sobą Rozalie.
-Armin, prosiłam żebyś jej w to nie mieszał. - warknęłam.
-Zauważyła, że wychodzę ze stołówki. - zaczął się tłumaczyć.
-Loraine, daj spokój, pomogę Wam. - odezwała się białowłosa.
-To on ukradł testy, a ja udostępniłam laptopa. Nie powinnaś się w to mieszać. - westchnęłam.
-Będziemy mieli jakieś dziesięć minut około trzynastej, dyrektorka i cała szkoła będą na apelu w sprawie cyber przemocy. - uśmiechnął się ironicznie, cóż za uroczy dobór tematu.
-Przybijmy piątki. - klasnęła w dłonie Rozalia.
-Nieee. - jęknęłam przeciągle.
-Dajesz. - poruszyła brwiami. Z głębokim westchnieniem przybiłam piątki z dwójką przyjaciół.
       Punktualnie o trzynastej spotkaliśmy się ponownie na korytarzu, niedaleko szafki Amber. Przez ostatnie pół godziny kręciliśmy się wśród ludzi tak, aby nikt nie połączył nas z ewentualną kradzieżą z szafki Amber, nie wiedzieliśmy, czy zamierzamy wziąć tylko mojego laptopa, może napatoczy się coś dzięki czemu się zemszczę.
-Szkoda, że nie znamy po prostu kodu. - wzruszyła ramionami białowłosa.
-Szkoda, że mówisz to teraz. - Armin popatrzył na nią z wyrzutem. Ze szkolnej auli dobiegały do nas dźwięki prezentacji multimedialnej naszykowanej specjalnie, na rzecz tego dnia.
-Pospiesz się. - ponagliłam Armina, próbującego wyłamać zamek.
-Czemu mamy tylko dziesięć minut, przecież dyrekcja jak się rozgada, to od razu możemy iść rano na lekcje, bez wracania do domu. - mruknęła Roza.
-Bądźcie ciszej, nie wiemy, czy wszyscy nauczyciele tam są. - spiorunował nas wzrokiem Armin.
-Udało się. - mruknął po chwili, szafka otworzyła się, po chwili zgrzytów i dźwięków wyginania metalu.
-Wcale nie widać, że ktoś się włamał. - zironizowała Roza.
-Powyginam to tak, jak było, zresztą to tylko małe wgięcie. Co druga szafka tak wygląda. - odpowiedział jej.
-Otwieraj! - ponagliłam, by otworzył drzwiczki szerzej. Moim oczom ukazała się zawartość szafki Amber, było tam wszystko, pomiędzy książkami zauważyłam srebrną krawędź..
-Mój laptop! - krzyknęłam i pospiesznie go wyciągnęłam.
-No to mamy, zmywajmy się. - powiedziała białowłosa z uśmiechem na ustach. Armin zatrzasnął szafkę, na szczęście cienka blacha wróciła do swojego pierwotnego kształtu, pozostało maleńkie skrzywienie.
-Udało się. - odetchnęłam z ulgą.
-Kradzież? - za plecami usłyszeliśmy surowy głos Pani Martin. Zastygliśmy w miejscu na kilka uderzeń serca. Z otępienia wyrwał nas jej głos. - Do gabinetu dyrektora. - ruszyliśmy za nią ze spuszczonymi głowami.
     Czekaliśmy wewnątrz gabinetu dyrektorki przez dłuższą chwile. Rozglądałam się dookoła. Wnętrze było ciemne i przytłaczające- ciężkie, dębowe biurko z meblami do kompletu, rozłożysty, skórzany fotel. Na ścianie, na przeciw Nas, czyli za plecami dyrektorki wisiał znak naszej szkoły - orzeł trzymający w dziobie czerwoną wstęgę z nazwą szkoły. Ścianę po mojej prawie, zdobiły liczne antyramy wewnątrz, których znajdowały się najróżniejsze akta poświadczające wykształcenie naszej dyrekcji. Spojrzałam na swoich przyjaciół; siedzieliśmy obok siebie, każdy z nas miał do dyspozycji własne krzesełko. Nasza trójka, przeciwko jednej, surowej babie. Armin patrzył w sufit, delikatnie odchylając się do tyłu, najwyraźniej testował cierpliwość Pani Martin. Rozalia wpatrywała się we własne dłonie, splecione na jej kolanach.
-Przepraszam, że musieliście czekać. - tymi słowami przywitała nas dyrektorka. W jej akcencie, można było wyczuć rosyjską nutę.
-Pani Dyrektor, przed chwilą przyłapałam tych delikwentów, na próbie kradzieży z szafki jednej z uczennic.
-Nie prawda! - oburzyła się Rozalia.
-Sugerujesz, że mam zwidy? - Pani Martin uniosła jedną brew.
-Nie. To po prostu nie było to, co Pani mówi. Chcieliśmy odzyskać laptopa Loraine.
-Dlaczegoż Amber miała by go mieć? - Pani Martin wygladała na rozbawioną.
-Ukradła mi go, kiedy napadła mnie w bibliotece. - wtrąciłam.
-Nonsens. - odparła nauczycielka.
-To prawda, przysięgam. - zarzekałam się.
-Po co miałaby Ci go kraść? - prychnęła.
-O tym nie musimy rozmawiać. Znam powód. - dyrekcja oparła dłonie płasko o blat swojego biurka.
-Uff... - wydałam się siebie dźwięk ulgi.
-Amber powiedziała mi całą prawdę. - sprostowała Dyrektorka.
-Raz w życiu ta dziewczyna powiedziała prawdę. - odezwał się Armin.
-I Pana to tak cieszy? - zapytała go.
-Jasne, że tak. Chciała upokorzyć Loraine, szukała jakiś bzdur w laptopie i prawie jej się udało. - rzekł, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Upokorzyć? Biedna dziewczyna musiała się bronić. Oczywiście w stosunku do Loraine zostaną wyciągnięte konsekwencje, Amber pokazała mi zdjęcie, które upubliczniłaś. - zwróciła się do mnie. - Nie będziemy tolerować tego typu przemocy w naszej szkole. Przykro mi, że nie dotarło to do mnie wcześniej. Zareagowałabym od razu. Niemniej jednak wobec waszej dwójki także wyciągnę konsekwencje. W stosunku do Ciebie, Rozalio - tym razem przeniosła wzrok na nią. - będzie to tylko próba kradzieży. A co do Ciebie Arminie. - odwróciła wzrok w jego stronę. - Amber chcąc oczyścić swoje imię, natrafiła na coś.. specjalnego. - zaniemówiłam, nie wiedziałam, co mowić. Sądząc po minach moich przyjaciół, oni także. - To hańba, ośmieszać kogokolwiek w internecie i próbować w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. - głos Dyrektorki przybrał nową, surowszą barwę.

2 komentarze:

  1. Już się bałam, że Arminowi się oberwie za odp do sprawdzianu, ale jednak nie xd Fajny rozdział, ale z małym minusem, bo nie było Lyśka xd Pozdrawiam i czekam na kolejne <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam pewna że dostaną opierdziel za te sprawdziany XD Miłe zaskoczenie :)
    Szkoda że Lysio im nie pomagał XD Lysio jako złodziej laptopów i damskich serc XD
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń