środa, 9 listopada 2016

Rozdział 55

Wybaczcie to opóźnienie, internet ze mną nie współpracował :* 

           Podeszliśmy pod budynek sali gimnastycznej, przekraczając podwójne drzwi wejściowe musieliśmy się rozdzielić, na lewo dziewczęta, na prawo chłopcy. Uśmiechnęłam się wesoło do Lysandra i zniknęłam za drzwiami. Podeszłam do swojej szafki, wpisałam kod i otworzyłam drzwiczki. 
-Wiesz pamiętam każdy kod do szafki. - pochwaliła się Amber. 
-Imponujące. - mruknęłam. 
-Dlatego wiem, że zawsze sobie przypomnę wszystko, co dla mnie ważne. Chociażby to, że zostałaś porzucona. Będę to pamietała nawet za dziesięć lat. - na jej twarzy wykwitł chytry uśmieszek. A ja zaniemówiłam, nadal ciężko mi było przyznać, że zostałam porzucona. 
-Zajmij się czymś innym, zanim będziesz musiała zbierać zęby. - usłyszałam za sobą głos Rozalii. Amber podniosła wysoko głowę i odeszła w kierunku swojej szafki. 
-Dzielenie lekcji fizycznych z młodszymi klasami jest do bani. - pożaliłam się przyjaciółce. 
-Olej ją. - doradziła mi. Szybko przebrałyśmy się w stroje i wyszłyśmy na sale. 
       -Zagracie dzisiaj w siatkówkę. Proszę dobrać się w drużyny. - ogłosił głośno nauczyciel. 
Wylądowałam w jednej drużynie z Rozalią, co bardzo mnie ucieszyło. Boisko zostało przedzielone na pół. Po jednej stronie grały dziewczęta, po drugiej chłopcy. To zdecydowanie nie był mój dzień, wielokrotnie dostałam piłką w różne części ciała. Gdy rozbrzmiał dzwonek z ulgą ruszyłam do szatni. 
Na dziedzińcu czekała mnie kolejna przykra niespodzianka. 
-Powiedz tej swojej przyjaciółce żeby lepiej ze mną nie zadzierała, źle się to dla was skończy. - Amber stanęła przede mną z rękami na biodrach. 
-Sama jej to powiedz... a nie czekaj, ty się jej boisz. - uśmiechnęłam się kpiąco i próbowałam wyminąć blondynę. 
-Ostrzegam Cię. - chwyciła mnie mocno za ramie. - Powinnaś uważać, wypadki chodzą po ludziach. Ciekawe czy Kastiel wiedział, o Twoich sekretach. - w jej oczach zobaczyłam dziwny błysk. 
-Puszczaj. - wyszarpałam rękę z jej uścisku. - nie Twój interes co wiedział, a co nie. - warknęłam. 
-Może wcale nie jesteś taka inteligentna, za jaką Cię uważają. - byłam pewna, że wiem, o czym ona mówi. 
-Ukradłaś mojego laptopa! - krzyknęłam. 
-Bystra to Ty nie jesteś, już dawno powinnaś się zorientować. Główka już nie boli? - przybrała litościwą minę. - oczywiście, że to ja. Piśnij słowo, a wytłumaczysz dyrektorce skąd masz odpowiedzi do testów. - jakim cudem, mogła ona przybrać tak ostry ton głosu?! 
-Czego chcesz? - zapytałam. 
-Wszystko w swoim czasie.. - mruknęła i odeszła. Stałam przez chwile zszokowana, a potem wyjęłam telefon by zadzwonić do Rozy. 
     -Halo? - odebrała po drugim sygnale. 
-Amber ukradła mojego laptopa. - powiedział od razu. 
-Co?! Zabije te małą, puszczalską... - przerwałam jej.
-Chciałabym, żebyś tak zrobiła, ale ona wie, co na nim jest. Pamiętasz odpowiedzi, które przekopiował Armin z laptopa Greena? 
-Jasne, że tak. 
-Poprosił, by plik znajdował się w moim laptopie. Jeśli dyrekcja się dowie.. 
-Wyrzucą Cię ze szkoły. - dokończyła za mnie. 
-Rozalia, co mam zrobić? - zapytałam spanikowana. 
-Skoro Armin jest takim geniuszem, to niech teraz włamuje się do Twojego komputera i usunie plik. Proste. - to wcale nie było proste. - Słuchaj, Loraine. Damy radę, na razie ona Cię nie wyda, wyszłaby kradzież, trzeba z nią negocjować, ale Armin niech lepiej nauczy się hakować. 
-Pogadamy później, dzięki. 
-Na razie. - pożegnała się i rozłączyła. 
       Siedząc przed talerzem kremu pomidorowego rozmyślałam, co zrobić z Amber. Rozalia miała racje, co do jednego; nie mogła mnie wydać, inaczej i ona wpadłaby w kłopoty. Byłam bardzo ciekawa, czego ta kreatura mogła chcieć, nie miałam jej nic do zaoferowania. 
        Ostatnie dni lekcyjne upłynęły mi w podobnym rytmie, nic ciekawego. W piątek w stołówce postanowiłam opowiedzieć wszystkim, o Amber, do tej pory wiedziała tylko Roza. 
-Przyznała się sama? - Alexy wpatrywał się we mnie zszokowany. 
-Nie wprost. Ale gdy oskarżyłam ją o kradzież laptopa, po prostu się przyznała. - wzruszyłam ramionami. 
-Musimy wymyślić, co z nią zrobić. - odparł hardo Kentin. 
-Możemy się wkraść do jej domu i zabrać laptopa. - wypalił Alexy. 
-Spokojnie, odlotowa agentko. Wątpię, by laptop znajdował się w domu. - Rozalia delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu. 
-Zawsze chciałem być Clover. - rozmarzył się niebieskowłosy. 
-A ja Jerrym. - odparła Roza z westchnieniem i przewróciła oczami. - skup się pacanie. - kłapnęła go lekko w tył głowy. 
-Sorki. - uśmiechnął się szeroko. 
-Coś wymyślimy, nie martw się. - próbował mnie pocieszyć. Pokiwałam głową, ale tak na prawdę byłam pełna paniki. Zostało niewiele czasu do końca przerwy, powoli zaczęliśmy się zbierać. 
-Na prawdę chciałaś być Jerrym? - zagadnął Alexy, białowłosa głośno westchnęła, a ja zaśmiałam pod nosem. Oddalili się cicho dyskutując. 
-Loraine! - to był Armin. Uśmiechnęłam się do niego podnosząc telefon ze stolika. 
-Tak? - odpowiedziałam.
-Przepraszam Cię. To przeze mnie.. nie powinien był kopiować tych odpowiedzi. - pokręcił głową zrezygnowany. 
-Hej, przestań. Siedzimy w tym razem. - pocieszająco dotknęłam jego ramienia. 
-Mamy przewagę. Ona nie wie, że odpowiedzi są moje. Musimy to jakoś wykorzystać. -  zmrużył oczy. 
-Kolejna odlotowa agentka. - zaśmiałam się, przybiliśmy piątkę i wesoło ruszyliśmy na lekcje.
        W barze było mniej tłoczno niż zwykle, zamówiłam drinka i usiadłam przy stoliku. Trwała rozmowa na temat odlotowych agentek czułam, że ten temat jeszcze długo będzie nam towarzyszył. 
-Wyjaśnisz mi, o co chodzi? - zagadnął mnie Leo. 
-Jasne. - uśmiechnęłam się i opowiedziałam o dzisiejszym lunchu. 
-Rozalio, zawsze miałem Cię za okaz kobiecości, a tu proszę, chciałaś być Jerrym. - Leo ewidentnie naśmiewał się ze swojej dziewczyny. 
-Śmiej się śmiej. Zaraz opowiem o kapitanie pieluszce. - zagroziła mu białowłosa, jego mina natychmiast zrzedła. 
-Ani się waż. - uśmiechnął ze delikatnie. Zaśmiałam się i rozmasowałam bolący od siatkówki, bark. 
-Wszystko dobrze? - zainteresował się Lys. 
-Tak, tylko dostałam piłką, dodatkowo miałam słabą rozgrzewkę. - odpowiedziałam. 
-To niebiezpieczne, rozgrzewka jest bardzo ważna. - zganił mnie. 
-Ej, od kiedy jesteś specjalistą od wychowania fizycznego? - szturchnęłam go w ramie. 
-Od kiedy robisz sobie krzywdę. - odpowiedział z uśmiechem. 
-Powinnam się już zbierać. -  mruknęłam dopijając piwo. 
-Odprowadzę Cię. - zadeklarował. Wstaliśmy od stolika, Lysander pomógł mi założyć mój płaszcz, po pożegnaniu ze wszystkimi, udaliśmy się do wyjścia. 

6 komentarzy:

  1. No no rozdział świetny
    brak weny na komentarz ale traktuj to jako pozytyw bo zazwyczaj dużo pisze
    Przesyłam cały wór weny i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech ją Lysio w końcu cmoknie ( Oczywiście w usta, żeby nie było ) XD
    Rozdział zajebisty :)
    Życzę ci dużoooo weny :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pytanie Alexy'ego czy Roza na prawdę chciałaby być Jerrym rozbrajające😂😂

    OdpowiedzUsuń