Podeszliśmy pod budynek sali gimnastycznej, przekraczając podwójne drzwi wejściowe musieliśmy się rozdzielić, na lewo dziewczęta, na prawo chłopcy. Uśmiechnęłam się wesoło do Lysandra i zniknęłam za drzwiami. Podeszłam do swojej szafki, wpisałam kod i otworzyłam drzwiczki.
-Wiesz pamiętam każdy kod do szafki. - pochwaliła się Amber.
-Imponujące. - mruknęłam.
-Dlatego wiem, że zawsze sobie przypomnę wszystko, co dla mnie ważne. Chociażby to, że zostałaś porzucona. Będę to pamietała nawet za dziesięć lat. - na jej twarzy wykwitł chytry uśmieszek. A ja zaniemówiłam, nadal ciężko mi było przyznać, że zostałam porzucona.
-Zajmij się czymś innym, zanim będziesz musiała zbierać zęby. - usłyszałam za sobą głos Rozalii. Amber podniosła wysoko głowę i odeszła w kierunku swojej szafki.
-Dzielenie lekcji fizycznych z młodszymi klasami jest do bani. - pożaliłam się przyjaciółce.
-Olej ją. - doradziła mi. Szybko przebrałyśmy się w stroje i wyszłyśmy na sale.
-Zagracie dzisiaj w siatkówkę. Proszę dobrać się w drużyny. - ogłosił głośno nauczyciel.
Wylądowałam w jednej drużynie z Rozalią, co bardzo mnie ucieszyło. Boisko zostało przedzielone na pół. Po jednej stronie grały dziewczęta, po drugiej chłopcy. To zdecydowanie nie był mój dzień, wielokrotnie dostałam piłką w różne części ciała. Gdy rozbrzmiał dzwonek z ulgą ruszyłam do szatni.
Na dziedzińcu czekała mnie kolejna przykra niespodzianka.
-Powiedz tej swojej przyjaciółce żeby lepiej ze mną nie zadzierała, źle się to dla was skończy. - Amber stanęła przede mną z rękami na biodrach.
-Sama jej to powiedz... a nie czekaj, ty się jej boisz. - uśmiechnęłam się kpiąco i próbowałam wyminąć blondynę.
-Ostrzegam Cię. - chwyciła mnie mocno za ramie. - Powinnaś uważać, wypadki chodzą po ludziach. Ciekawe czy Kastiel wiedział, o Twoich sekretach. - w jej oczach zobaczyłam dziwny błysk.
-Puszczaj. - wyszarpałam rękę z jej uścisku. - nie Twój interes co wiedział, a co nie. - warknęłam.
-Może wcale nie jesteś taka inteligentna, za jaką Cię uważają. - byłam pewna, że wiem, o czym ona mówi.
-Ukradłaś mojego laptopa! - krzyknęłam.
-Bystra to Ty nie jesteś, już dawno powinnaś się zorientować. Główka już nie boli? - przybrała litościwą minę. - oczywiście, że to ja. Piśnij słowo, a wytłumaczysz dyrektorce skąd masz odpowiedzi do testów. - jakim cudem, mogła ona przybrać tak ostry ton głosu?!
-Czego chcesz? - zapytałam.
-Wszystko w swoim czasie.. - mruknęła i odeszła. Stałam przez chwile zszokowana, a potem wyjęłam telefon by zadzwonić do Rozy.
-Halo? - odebrała po drugim sygnale.
-Amber ukradła mojego laptopa. - powiedział od razu.
-Co?! Zabije te małą, puszczalską... - przerwałam jej.
-Chciałabym, żebyś tak zrobiła, ale ona wie, co na nim jest. Pamiętasz odpowiedzi, które przekopiował Armin z laptopa Greena?
-Jasne, że tak.
-Poprosił, by plik znajdował się w moim laptopie. Jeśli dyrekcja się dowie..
-Wyrzucą Cię ze szkoły. - dokończyła za mnie.
-Rozalia, co mam zrobić? - zapytałam spanikowana.
-Skoro Armin jest takim geniuszem, to niech teraz włamuje się do Twojego komputera i usunie plik. Proste. - to wcale nie było proste. - Słuchaj, Loraine. Damy radę, na razie ona Cię nie wyda, wyszłaby kradzież, trzeba z nią negocjować, ale Armin niech lepiej nauczy się hakować.
-Pogadamy później, dzięki.
-Na razie. - pożegnała się i rozłączyła.
Siedząc przed talerzem kremu pomidorowego rozmyślałam, co zrobić z Amber. Rozalia miała racje, co do jednego; nie mogła mnie wydać, inaczej i ona wpadłaby w kłopoty. Byłam bardzo ciekawa, czego ta kreatura mogła chcieć, nie miałam jej nic do zaoferowania.
Ostatnie dni lekcyjne upłynęły mi w podobnym rytmie, nic ciekawego. W piątek w stołówce postanowiłam opowiedzieć wszystkim, o Amber, do tej pory wiedziała tylko Roza.
-Przyznała się sama? - Alexy wpatrywał się we mnie zszokowany.
-Nie wprost. Ale gdy oskarżyłam ją o kradzież laptopa, po prostu się przyznała. - wzruszyłam ramionami.
-Musimy wymyślić, co z nią zrobić. - odparł hardo Kentin.
-Możemy się wkraść do jej domu i zabrać laptopa. - wypalił Alexy.
-Spokojnie, odlotowa agentko. Wątpię, by laptop znajdował się w domu. - Rozalia delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu.
-Zawsze chciałem być Clover. - rozmarzył się niebieskowłosy.
-A ja Jerrym. - odparła Roza z westchnieniem i przewróciła oczami. - skup się pacanie. - kłapnęła go lekko w tył głowy.
-Sorki. - uśmiechnął się szeroko.
-Coś wymyślimy, nie martw się. - próbował mnie pocieszyć. Pokiwałam głową, ale tak na prawdę byłam pełna paniki. Zostało niewiele czasu do końca przerwy, powoli zaczęliśmy się zbierać.
-Na prawdę chciałaś być Jerrym? - zagadnął Alexy, białowłosa głośno westchnęła, a ja zaśmiałam pod nosem. Oddalili się cicho dyskutując.
-Loraine! - to był Armin. Uśmiechnęłam się do niego podnosząc telefon ze stolika.
-Tak? - odpowiedziałam.
-Przepraszam Cię. To przeze mnie.. nie powinien był kopiować tych odpowiedzi. - pokręcił głową zrezygnowany.
-Hej, przestań. Siedzimy w tym razem. - pocieszająco dotknęłam jego ramienia.
-Mamy przewagę. Ona nie wie, że odpowiedzi są moje. Musimy to jakoś wykorzystać. - zmrużył oczy.
-Kolejna odlotowa agentka. - zaśmiałam się, przybiliśmy piątkę i wesoło ruszyliśmy na lekcje.
W barze było mniej tłoczno niż zwykle, zamówiłam drinka i usiadłam przy stoliku. Trwała rozmowa na temat odlotowych agentek czułam, że ten temat jeszcze długo będzie nam towarzyszył.
-Wyjaśnisz mi, o co chodzi? - zagadnął mnie Leo.
-Jasne. - uśmiechnęłam się i opowiedziałam o dzisiejszym lunchu.
-Rozalio, zawsze miałem Cię za okaz kobiecości, a tu proszę, chciałaś być Jerrym. - Leo ewidentnie naśmiewał się ze swojej dziewczyny.
-Śmiej się śmiej. Zaraz opowiem o kapitanie pieluszce. - zagroziła mu białowłosa, jego mina natychmiast zrzedła.
-Ani się waż. - uśmiechnął ze delikatnie. Zaśmiałam się i rozmasowałam bolący od siatkówki, bark.
-Wszystko dobrze? - zainteresował się Lys.
-Tak, tylko dostałam piłką, dodatkowo miałam słabą rozgrzewkę. - odpowiedziałam.
-To niebiezpieczne, rozgrzewka jest bardzo ważna. - zganił mnie.
-Ej, od kiedy jesteś specjalistą od wychowania fizycznego? - szturchnęłam go w ramie.
-Od kiedy robisz sobie krzywdę. - odpowiedział z uśmiechem.
-Powinnam się już zbierać. - mruknęłam dopijając piwo.
-Odprowadzę Cię. - zadeklarował. Wstaliśmy od stolika, Lysander pomógł mi założyć mój płaszcz, po pożegnaniu ze wszystkimi, udaliśmy się do wyjścia.
No no rozdział świetny
OdpowiedzUsuńbrak weny na komentarz ale traktuj to jako pozytyw bo zazwyczaj dużo pisze
Przesyłam cały wór weny i pozdrawiam ;)
Dziękuje i również pozdrawiam ❤️
UsuńNiech ją Lysio w końcu cmoknie ( Oczywiście w usta, żeby nie było ) XD
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty :)
Życzę ci dużoooo weny :D
Pozdrawiam :)
Dziękuje, pozdrawiam ❤️
UsuńPytanie Alexy'ego czy Roza na prawdę chciałaby być Jerrym rozbrajające😂😂
OdpowiedzUsuńHahahah 😂😂😂
Usuń