-Jeśli nie chodzi o zgodę na tatuaż, wyjazd na wolontariat do Afryki albo dołączenie do dziwnych grup religijnych, to słucham.
-Teoretycznie o zgodę na tatuaż musiałaby mnie poprosić, jestem jej prawnym opiekunem. - dołączył się do rozmowy tata.
-Ehh... przestańcie. - westchnęłam.
-Mam upoważnienie, co czyni ze mnie jej opiekuna w tym samym stopniu, co Ciebie. - wypomniała mu.
-Rzeczywiście. - przyznał jej racje i pstryknął palcami.
-Możemy? Czy dalej będziemy się licytować, kto ma jakie dokumenty? - rozłożyłam ręce.
-Możemy. - tata i Carmen wymienili rozbawione spojrzenia.
-Więc... pamiętasz, jak mówiłaś, że masz znajomego w wytwórni? - przygryzłam wargę i zacisnęłam dłoń, trzymając kciuki za pozytywną odpowiedź.
-Tak. - zmarszczyła brwi, nie wiedząc do czego zmierzam.
-Mogłabyś się z nim skontaktować, chciałabym nagrać piosenkę. - spojrzałam na nią błagalnie.
-Z całym szacunkiem, ale ten Wasz szkolny zespół to za mało.. - nie wiedziała, jak wybrnąć z sytuacji bez urażenia mnie.
-Nie o nas chodzi. Mama Rozy uwielbia muzykę. Pomyślałam, że Rozalia mogłaby dla niej zaśpiewać.
-Niech kupi jej nowego IPoda. - zażartował tata. Moje mordercze spojrzenie starło mu ten uśmiech.
-Loraine.. - czułam, że odmówi.
-Proszę.. - szepnęłam.
-Dobra, zobaczę co mogę zrobić. - skapitulowała.
-Dziękuje! - mocno ją przytuliłam.
Wieczorem postanowiłam, że spotkam się z Lysandrem.
-Słyszałem o Twoim pomyśle, co do Rozalii. - pocałował mnie w skroń, byłam wtulona w jego ramię.
-I co o nim myślisz? - przygotowałam się na krytykę.
-Jej mama to doceni, bez względu na efekt. - bawił się pasmami moich włosów.
-Spotkałam Kastiela. - na chwilę jego ręka zamarła.
-I jak?
-Dziwnie, był milszy. - poczułam, że odetchnął z ulgą. Podniosłam się i usiadłam przodem do niego.
-Chyba zrozumiał, że nie wszystko jest takie samo przez całe nasze życie.
-Albo szykuje zemstę. - uciekłam spojrzeniem, nie chciałam, by widział, że obstawiałam także inną opcje.
-Wątpię. Pewnie chce dalej być naszym przyjacielem. - Boże, co za człowiek. Jak można tak bardzo wierzyć w ludzi? Przewróciłam oczami i ponownie się w niego wtuliłam.
-Loraine! - Carmen zawołała mnie, gdy tylko weszłam do domu.
-Hm? - ciocia i tata siedzieli w salonie oglądając jakiś film.
-Nagracie piosenkę, Roy znajdzie dla Was czas. - oznajmiła.
-Wow, dziękuje! - przytuliłam ją.
-Nie ma za co. - mrugnęła do mnie.
-Obejrzysz z Nami? - tata wskazał na ekran.
-Jak północno koreańska rodzina przez godzinę je śniadanie? Nie.
-Jeszcze jedna sprawa. - zatrzymał mnie. - jutro wieczorem wyjeżdżam do bazy, Twoje leczenie przebiegło poprawnie, nie mogę dłużej pozwolić sobie na wolne.. - badał moją reakcje.
-W porządku, kiedy będziesz mógł znowu przyjechać?
-Postaram się w przyszłym miesiącu. - uśmiechnęłam się, zapowiadały się częstsze wizyty.
-Wpadłam na Kastiela. - Rozalia spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Powiedz, że nie wpadłaś językiem w jego usta.
-Roza! - oburzyłam się.
-Wybacz. Opowiadaj.
-Jest bezczelny, dodatkowo nie wiem, co kombinuje, ale nawet nie mogłam spojrzeć w oczy Lysandrowi.
-No to świetnie.
-Co Ty taka skrzywiona?
-Męczy mnie to, że wszędzie musi być Kastiel. Znika, wszyscy gadają o nim. Pojawia się, znowu o nim. - wyliczyła te dwie sytuacje na palcach.
-Dobra, zmiana tematu. Śpiewasz w piątek. - poinformowałam z uśmiechem.
-Na prawdę? Udało się?! Boże, muszę się przygotować. - w mojej głowie pojawiły się opinie naszych przyjaciół, co do jej śpiewu. Zdobyłam się na sztuczny uśmiech.
-Będzie fajnie. - szepnęłam.
W szkole wszyscy Nas obserwowali. Starałam się to ignorować. Sensacją w dalszym ciągu był powrót Kastiela, spekulowano o naszej przyszłości. Pojawiły się plotki o tym, że krótko przed wypadkiem zdradziłam z nim Lysa. Kto inny zarzekał się, że widział, jak obaj chłopcy się biją.
-Chcesz poprosić o autograf? - zapytał sarkastycznie Kastiel. Dziewczyna wgapiająca się we mnie poczerwieniała i odeszła.
-Dzięki. - mruknęłam.
-Spoko. - wzruszył ramionami i poszedł w stronę swojej szafki.
Spotkaliśmy się na jadalni, by zjeść wspólny lunch.
-Byłeś już u lekarza? - zapytałam Kentina.
-Tak, za dwa tygodnie zdejmą mi gips. - wyraźnie się ucieszył.
-Siema. - zza moich pleców wyłonił się Kastiel. Dosiadł się ignorując mordercze spojrzenie Rozalii.
-Cześć. - przywitał się Kentin, Armin skinął mu głową, a z Alexym wymienił uścisk dłoni.
-Możemy chwile pogadać? - zapytałam go, puszczając dłoń Lysa.
-Jasne. - wydawał się naigrywać z mojego zdenerwowania.
Odeszliśmy na bok.
-Co Ty wyprawiasz?!
-Nic, jem lunch z przyjaciółmi. - udawał niewiniątko.
-Nie kłam i przestań się bawić.
-Bawię się doskonale. A to są moi przyjaciele, no może poza Rozą. - prychnął.
-Wiem, że chcesz mnie wkurzyć.
-Och Loraine. - powiedział z politowaniem. - nie wszystko kręci się wokół Ciebie. Nie pochlebiaj sobie. - spojrzał na mnie żałośnie i odszedł do stolika.
Poczułam się, jakby ktoś wymierzył mi policzek. Ze złością wróciłam do boku Lysa i bez słowa zaczęłam jeść swoją sałatkę.
-Co z zespołem? - zapytał czerwonowłosy.
-Nadal gramy. Loraine śpiewa. - wytłumaczył Armin.
-Uroczo. A blondynek też? W ogóle gdzie on jest? - zainteresował się brakiem Nataniela.
-Nataniel ma sporo spraw w związku z egzaminami. Kas, a co z Twoją edukacją? - zapytał Alexy.
-Muszę nadrabiać po lekcjach. Znajdzie się dla mnie miejsce?
-Oczywiście! - wyparował Lysander. Gdyby moje spojrzenie mogło zabijać, on byłby martwy.
-Dzięki. - uśmiechnął się szeroko Kas, a moje serce wrzuciło piąty bieg.
Wieczorem spotkaliśmy się na próbie.
-Ken, dasz radę grać z tą nogą? - zapytał go Lysander.
-Tak, ćwiczyłem w domu. - uśmiechnął się.
-Dobra, co teraz gracie? - zapytał Kas.
-Wszystko leży na głośnikach. - warknęłam.
-Nie musisz być nie miła. - zwrócił mi uwagę. Wszyscy spojrzeli na mnie z wyrzutem.
-Sorry. - burknęłam.
Lysander podszedł do mnie i szepnął:
-Proszę postaraj się, on się stara.
-Dobra, ale chyba potrzebuje zachęty. - przejechałam palcami po jego policzku. Uśmiechnął się nieznacznie i nachylił, by móc mnie pocałować.
Stał tyłem do reszty, natomiast ja rozchylając powieki miałam doskonały widok na wszystkich. Każdy Nas zignorował, no prawie... Kastiel wyglądał, jakby za chwile miał eksplodować. Ponownie zamknęłam oczy i oddałam pocałunkowi Lysandra.
Kochani,
Rozdział dopiero teraz. Ja niestety chorowałam przez całe święta. Dalej jestem chora, więc idealny sylwester... :(
Chciałabym Wam życzyć udanej zabawy sylwestrowej, abyście nie musieli mierzyć się z kacem w Nowy Rok. Mam nadzieje, że będziecie świętować bezpiecznie (tak, od fajerwerków paluszki odpadają). W nadchodzącym Nowym Roku życzę Wam spełnienia marzeń, realizacji wyznaczonych celów i jak najwięcej szczęśliwych chwil! ❤️❤️
PS. Obiecałam jednej z Was, że wstawię odpowiedzi na pytania zadane mi mailowo, obiecuje to zrobić, ale hektolitry kataru zalewają mi mózg i nie dałam rady spisać moich odpowiedzi 😘