poniedziałek, 12 grudnia 2016

Rozdział 69

         -Zostaniesz? - zapytał całując mnie w czoło, ciepło pochodzące z kominka ogrzewało moje plecy.
-Tak. - szepnęłam, przejechałam kciukiem po jego dolnej wardze. W mojej głowie eksplodowały wspomnienia naszych pocałunków.
-Chciałbym tylko powiedzieć, że to wiele dla mnie znaczy. - wydawał się odrobine zakłopotany.
-Tak, dla mnie też. - zgodziłam się.
-Chciałabyś coś zjeść? - pokręciłam głową z uśmiechem, wszystkie moje mięśnie przypominały galaretki. - Chcesz coś do picia? - ponownie zaprzeczyłam.
-Chce czegoś innego.. - szepnęłam uwodzicielsko.
-Ciekawe czego.. - i jemu udzielił się mój nastrój.
-Pozwól, że Ci pokaże. - podniosłam się do pozycji półleżącej, pochylając się delikatnie go pocałowałam. Odsunęłam się na moment, by spojrzeć mu w oczy.
-Jesteś taka piękna. - pogłaskał mnie po policzku. Uśmiechnęłam się delikatnie.
         Po kilku dłuższych chwilach musieliśmy wyjść z naszej bańki, ponieważ oboje zgłodnieliśmy.
-Powinnaś poinformować Carmen. - zaczął wkładając koszulkę przez głowę.
-Tak, uprzedziłam ją wcześniej, ale nie zaszkodzi drugi raz. - siedziałam w bieliźnie i koszulce na kanapie.
-Czyżbyś to zaplanowała? - zapytał żartobliwie.
-Nie wszystko. - spojrzałam na niego znacząco.
-Jakieś specjalne życzenia? - zmarszczyłam brwi. - jedzenie. - ukonkretnił.
-Cokolwiek.
-Zaraz wracam. - zniknął w kuchni.
Wzięłam do ręki swój telefon, chciałam podzielić się z Rozalią wesołą nowiną o Amber. Przy okazji napisałam Carmen, że zostanę na noc u Lysandra, życzyła mi dobrej zabawy i ostrożności.
-Z czego się śmiejesz? - podniosłam wzrok znad telefonu, gdy usłyszałam głos Lysa.
-Z Carmen, życzyła mi ostrożności - zaakcentowałam ostatnie słowa i prychnęłam.
-Skoro już jesteśmy przy tym temacie.. - zaczął niepewnie, spodziewałam się, o co zechce mnie zapytać. Postawił przede mną półmisek krewetek.
-Wyduś to z siebie. - zachęciłam go.
-Dlaczego wciąż bierzesz tabletki.. skoro Ty i Kastiel rozstaliście się już jakiś czas temu. - wydawał się zażenowany.
-Nie biorę tabletek, zabezpieczam się hormonalnie, ale zastrzykiem. - wyjaśniłam. - po rozstaniu z Kastielem, miałam przestać, ale kolejna data przyjęcia zastrzyku  wypadała miesiąc po naszym rozstaniu, poszłam tam mechanicznie. - przyznałam.
-Był Twoim pierwszym? - w powietrzu unosiło się jego skrępowanie.
-Nie, miałam jednego partnera przed nim. Mojego byłego chłopaka, ale prócz niego i Kastiela nie uprawiałam seksu z nikim więcej.
-Poradziłem sobie? - wybuchnęłam śmiechem.
-Lysander. - zaczęłam i wgramoliłam mu się na kolana. - oczywiście, że tak. To było cudowne.. przynajmniej dla mnie. - szepnęłam.
-Martwisz się, że dla mnie nie było? - pocałował mnie w skroń. - Było najlepszą rzeczą w moim życiu. - przyznał. Obróciłam twarz w jego stronę, pocałował mnie i jedzenie przestało się liczyć...
        -Jak było? - zagadnęła mnie Carmen, gdy wróciłam do domu.
-Chyba podobnie, jak tutaj. - wskazałam na dwa kieliszki leżące na stoliku.
-No tak, wpadł Marco.
-Ostrożności życzę. - zacytowałam ją.
-Przestań, jestem na to za stara. - machnęła ręką.
-Na seks? - zapytałam.
-Na dziecko. - przewróciła oczami. - mam Ciebie. - spojrzała na mnie czule.
-Jasne, że tak. Kocham Cię. - uśmiechnęłam się do niej ciepło, odwzajemniła uśmiech. Usłyszałyśmy dzwonek oznajmujący, że ktoś stoi przy bramie.
-Otworze. - Carmen wcisnęła przycisk otwierający furtkę, po kilku sekundach do drzwi zapukała Rozalia.
-Dzień dobry. - przywitała się wesoło z Carmen.
-Witaj Rozalio, dawno Cię nie widziałam. - wymieniły szybki uścisk.
-Cześć. - stanęłam obok Carmen.
-Hej, to do Ciebie właśnie przyszłam. - uśmiechnęła się do mnie.
-Domyśliłam się. - zażartowała Carmen i poszła do kuchni.
         Usiadłyśmy na moim łożku, białowłosa opierała się o wezgłowie.
-Nocowałaś u Lysandra. - to nie było pytanie.
-Skąd to wiesz? - w sumie nie byłam zdziwiona.
-Wyobraź sobie, że mój chłopak to brat Twojego chłopaka. - odparła sarkastycznie.
-Serio? - przybrałam tą samą taktykę. Zaśmiała się i rzuciła mnie poduszką.
-Dobra, było coś? - czasem nienawidziłam jej za tą bezpośredniość.
-Owszem. - chciałam chociaż chwile pobyć tajemnicza.
-O mój Boże.. - Rozalia prawie podskakiwała z ekscytacji.
-Uprawialiśmy seks, dwa razy. Było cudownie. - wyznałam przyjaciółce.
-Zapytałaś go.. no wiesz.. czy już to robił? - zaśmiałam się.
-Tak. To był jego pierwszy raz i jak na pierwszy raz to uuuu... - swoją miną pokazywałam, jak wielkie wrażenie na mnie zrobił.
-Zdolniacha. - uniosła brwi Rozalia, zaśmiałyśmy się.
-A Wy, jak spędziliście dzień?
-U mnie, potem byliśmy na kolacji, potem znowu u mnie... nic ciekawego. - wzruszyła ramionami.  -Zastanawiałaś się, jak zareaguje Kastiel? - zapytała po chwili.
-Jasne, ale wątpię żeby wrócił. - odparłam smutno.
-Dlaczego Cię to martwi, skoro masz Lysandra? - zmarszczyła brwi.
-Byliśmy razem, dalej jest dla mnie ważny. - w moim głosie słychać było zwątpienie.
-Mam wrażenie, że nie mówisz mi całej prawdy.
-Dobra. - skapitulowałam. - z Lysandrem jest mi dobrze, jest cudowny.. opiekuńczy, wrażliwy, ale gdzieś z tyłu głowy myśle, o Kastielu.
-Przejdzie Ci. To normalne. Wasz związek został przerwany, ciągle będziesz się zastanawiała, co by było gdyby on tu został, aż pewnego dnia obudzisz się i on zniknie z Twojej głowy. - starała się mnie pocieszyć.
-Miejmy nadzieje, że tak będzie. - uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
         Wieczór spędziłam w towarzystwie cioci, obejrzałyśmy film, zjadłyśmy pyszną kolacje i plotkowałyśmy o Marco. Kolejnego dnia był poniedziałek, co oznaczało, że muszę iść do szkoły. Do długiej przerwy wszystko było wspaniale, kiedy usiedliśmy przy stoliku, za moimi plecami poczułam słodki zapach perfum Amber.
-Czego Ty znowu chcesz? - obróciłam się i rozpoczęłam rozmowę zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
-Jak śmiałaś oskarżyć mnie o coś takiego? - warknęła.
-O prawdę? Daj spokój, wiemy że to Ty udostępniłaś swoje zdjęcie.
-Delikatnie je poprawiając. - prychnął Armin. Białowłosa zachichotała.
-Wiesz, może faktycznie powinnaś je poprawić. - Roza wskazała ostentacyjnie na jej biust.
-Ja biust poprawie, Ty z twarzą nic nie zrobisz. - odszczeknęła się jej blondyna. Jej świta zmniejszyła się do dwóch osób, szybko rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu Kim. Siedziała razem z Melanią i Natanielem niedaleko automatów z napojami.
-Po co to zrobiłaś? - przeniosłam wzrok na Amber.
-A co miałam zrobić?! - wyparowała opierając się obiema rękami o blat. - weszłaś do szkoły i od razu zagarnęłaś najlepszych facetów. - jej wzrok ciskał błyskawice.
-Wystarczyłoby być trochę milszą. - poradziłam sarkastycznie.
-Wal się. - warknęła i odeszła.
-Ma tupet. - Rozalia zaczęła grzebać w swojej sałatce.
-Gdzie Lysander? - zainteresował się Alexy.
-Rozmawia z Dyrekcją, brak zespołu oznacza problem z koncertem na balu charytatywnym. - zaraz wracam.
Podeszłam do stolika, przy którym siedziała Kim.
-Cześć. - przerwałam im rozmowę.
-Hej. - odpowiedzieli jednogłośnie.
-Wierzymy Ci, wszyscy. - kiwnęłam głową w stronę naszego stolika.
-Miło to słyszeć. - szepnęłam. - Może kiedyś uda nam się odnowić przyjaźń. - powiedziała z nadzieją w głosie.
-Tak. - uśmiechnęłam się w mało zobowiązujący sposób. Obróciłam się, by wrócić do swojego stolika.
-Loraine. - zatrzymał mnie głos Nataniela. - przepraszam za Amber.
-Nie jesteś nią, nie musisz mnie przepraszać. - wzruszyłam ramionami, wymieniliśmy uśmiechy i wróciłam do stolika.
Ku mojemu zaskoczeniu, na moim miejscu siedział Lysander. Podeszłam i położyłam mu dłonie na ramionach.
-Podsiadłeś mnie. - szepnęłam.
-Trzeba być szybkim, kto pierwszy ten lepszy. - obrócił się i szeroko uśmiechnął.
-Wystarczy być kobietą i trafić na gentlemana. - uśmiechnęłam się triumfująco.
-Masz racje. - zaśmiał się krótko i dając buziaka odsunął robiąc mi miejsce.
-Gadałaś z Kim. - odezwał się Kentin.
-Chyba ustaliliśmy, że mówi prawdę. - zmrużyłam oczy.
-Tak, ale nie czas na zabawę w przyjaźń i zaplatanie warkoczyków. - prychnął odrzucając pustą puszkę po coli.
-Szukam wokalisty. - przerwał naszą rozmowę Lysander.
-Reaktywujecie zespół? - zapytała białowłosa.
-Tak, rozmawiałem już o tym z Natanielem. Armin zgodził się być naszym gitarzystą, ale potrzebuje drugiego wokalisty. - wytłumaczył nam białowłosy.
-Znajdziecie kogoś. - wplotłam swoje palce w jego.
-Już mamy. Ciebie. - spojrzał na mnie wyczekująco. Odpowiedziałam nerwowym śmiechem.

4 komentarze:

  1. Faceci tacy jak Lysiek to gatunek bliski wymarcia, serio. Dlatego właśnie jest taki wyjątkowy <3 Pozdrawiam i życzę duużo czasu na pisanie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. JA tu wracam ujebana z pracy myśląc że to był na cha dzień, a tu zaglądam i widzę rozdział *.* <3 Humor automatycznie mi się poprawił :D
    I zgadzam się z panią wyżej, tacy faceci są na wymarciu. Dlatego trzeba porywać takich XD

    OdpowiedzUsuń