środa, 21 grudnia 2016

Rozdział 74

          -Muszę jutro jechać do pobliskiej bazy. - poinformował mnie tata.
-Wrócę z kimś innym. Poproszę Lysandra. Kiedy wraca Michael? - nic nie było w stanie popsuć mi nastroju odkąd dowiedziałam się, że jutro mogę wyjść.
-Chyba razem z Carmen. - ciocia musiała dzisiaj wylecieć na trzydniową konferencje.
-Hm, poradzimy sobie. - uśmiechnęłam się. Lysander zdał test na prawo jazdy, otrzymał stosowny dokument, więc nie było przeciwwskazań, by mnie odebrał.
-Spróbuje zadzwonić, może mógłbym tam pojechać później. - tata wyglądał na zmartwionego.
-Tato, poradzę sobie nie jestem już malutka. - uśmiechnęłam się serdecznie.
-Dla mnie dalej masz sześć lat. - zamknął oczy biorąc głęboki wdech.
-Dlatego kupujesz mi wino do kolacji? - spojrzałam na niego z politowaniem.
-Czasami. - uniósł ostrzegawczo palec wskazujący.
         -Nie mogę się doczekać spania we własnym łożku. - jęknęła Rozalia.
-Mnie tego nie brakuje. - odparłam tajemniczo i znacząco się uśmiechnęłam.
-Albo mam zwidy albo masz ten wzrok! - mówiąc ,,ten wzrok" zmieniła ton głosu.
-Cicho. - przełożyłam jej dłoń do ust. - nie o to chodzi. - zachichotałam. - Lysander został u mnie na noc. - pochwaliłam się.
-Jakim cudem? - jęknęła.
-I tak musiał wyjść bardzo wcześnie, ale udało się i nikt nas nie nakrył. - uśmiechnęłam się triumfalnie.
-Zazdroszczę, mogłaś mi podsunąć ten pomysł. - spojrzała na mnie krzywo.
-Wybacz. - uśmiechnęłam się przepraszająco.
-Wspomniał o egzaminach. - powiedziałam po chwili.
-Nie wiem, jak je zdamy. Dodatkowo, gdy wrócimy do szkoły, staniemy się hitem. Założę się, że zaczną nas nazywać rozbitkami. - skrzyżowała ręce na piersi.
-To mnie martwi najmniej, byłyśmy różnie nazywane. - przypomniałam jej. - mnie martwi Kas. Zapewne wróci do szkoły. - przygryzłam wargę.
-Na pewno. Ciekawe, jak niby zaliczą mu wszystko, czego nie zdał, bo go nie było. - zastanowiła się.
-Będzie zostawać po lekcjach, pisać dodatkowe zaliczenia.. - wzruszyłam ramionami.
-Przeszukałam internet w sprawie jego mamy. - moje serce zaczęło bić szybciej, jak mogłam go nie zapytać, jak to wszystko się skończyło? - jego mama przeżyła. - zakończyła wypowiedź. Przegapiłam kilka minut jej monologu, ale byłam zbyt zajęta ganieniem się w myślach za bycie jędzą.
-To wspaniale. - uraczyłam ją półuśmiechem.
-I masz racje, będzie dziwnie. Ciekawe z kim on będzie siedział w stołówce. Może z nami, chociaż po tym, co się między Wami stało to szczerze wątpię. - prychnęła.
-Dzięki za bezpośredniości. - rzuciłam jej spojrzenie spode łba.
-Upss.
-Lysander pytał o koncert, czy ma go odwołać. Wydaje mi się, że wszyscy damy radę. - powiedziałam optymistycznie.
-Ty i Armin na pewno, ale co z Kentinem? Jego noga może być przeszkodą. - zauważyła.
-Mam nadzieje, że wszystko będzie w porządku. - zastanowiłam się nad tym, czy przyjaciel da radę. Znając determinację Kentina, da.
-Ciekawe, czy Kas będzie chciał wrócić do zespołu. - gwałtownie zassałam powietrze, o tym nie pomyślałam.
-Cholera. - mruknęłam.
-Nie powinniście go przyjmować.
-Wiem, nie wyrzucimy kogoś, bo on chce wrócić. - prychnęłam.
-Zmieńmy temat. - płynnie przeszła do kolejnego. - moja mama ma za niedługo urodziny, nie wiem, co jej dać.
-Biżuteria, pobyt w hotelu z Twoim tatą, dzień w spa... - zaczęłam wymieniać potencjalne podarunki.
-Było, było, było... - odpowiadała po każdym pomyśle.
-Zastanów się, co kocha Twoja mama.
-Muzykę, taniec..
-Wiem, nagraj jej płytę! Zapytam Carmen, miała kiedyś znajomego pracującego w wytwórni. - klasnęłam w dłonie. Jej oczy zapaliły się, jak światełka na choince.
-Nie wiem, czy dam radę. - odparła powstrzymując piszczenie, była taka podekscytowana. Na twarzy miała uśmiech od ucha do ucha. Dawno nie widziałam jej tak wesołej.
-Zobaczymy, co da się zrobić. - próbowałam delikatnie wybrnąć z sytuacji, na wypadek, gdyby ciocia nie mogła tego załatwić.
-Muszę iść, zaraz przyjdzie Lysander. - pożegnałam się, ale już mnie nie słuchała.
          -Gotowa? - zapytał Lysander, obserwując mnie uważnie. - zapięłam swoją torbę.
-Tak. - założyłam bluzę i wyciągnęłam spod niej włosy.
-Wezmę. - złapał za torbę.
-Ciekawe, czy pozostali już poszli.
-Rozalia i Armin na pewno. Widziałem ich rodziców.
-Ciesze się, że mnie odbierasz. - przytuliłam się do niego, przygarnął mnie do siebie jedną ręką.
-Cieszę się, że to mnie poprosiłaś. - pocałował mnie w skroń. - Wiem, że to dlatego, że Twój tata musiał jechać.. - zaczął.
-Nie to nie dlatego. - przerwałam mu. - byłbyś tutaj razem z moim tatą. - uśmiechnął się.
-Nie boisz się jechać samochodem? - upewnił się.
-Nie, na prawdę. - byłam z nim szczera.
-W takim razie chodźmy. - otworzył przede mną drzwi.
       Wyszliśmy na szpitalny korytarz, minęliśmy po drodze kilku pacjentów. W głównym holu znajdowały się rzędy plastikowych krzeseł dla osób potrzebujących nagłej pomocy.
-Chcesz gdzieś jechać po drodze? - szliśmy trzymając się za ręce.
-W tym stroju? - wskazałam na swój dres. - nie. - zaśmiałam się.
-To może kupimy coś po drodze? - zaproponował.
-Panienko. - przerwała Nam pielęgniarka.
-Słucham? - odwróciłam się do niej z uśmiechem.
-Czy odebrała Pani wypis? Gdzie opiekun? - spiorunowała wzorkiem Lysandra. Widać, że siostry były na niego odporne.
-Tata to załatwił. - powiedziałam uprzejmie.
-Mhm, proszę pamiętać o kontrolach i lekach. - przypomniała mi o reklamówce leków leżących w mojej torbie.
-Oczywiście. - posłałam jej kolejny uprzejmy uśmiech i odwróciłam do Lysa. Łapiąc go za rękę ruszyłam do drzwi.
-Co z jedzeniem? - zaczął przerwany wcześniej wątek.
-Mam ochotę na makaron. Pani Emeryll będzie niepocieszona, że nie zjemy niczego, co przygotowała. - przypomniałam mu żartobliwie.
-Zrobiła muffinki z jagodami, rozmawiałem z nią. - przytulił mnie do siebie. Szliśmy objęci.
-Loraine! - obróciłam się w stronę głosu wołającego moje imię.
Stanęłam, jak wryta. Nie potrafiłam niczego powiedzieć. Znałam ten głos oraz jego właściciela.
-Kto to? - z osłupienia wyrwał mnie Lysander.
Nie mogłam na niego spojrzeć, patrzyłam na osobę, która wypowiedziała moje imię. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę.
-Loraine. - naciskał Lysander,
-To jest.. - moja matka. - wykrztusiłam.



Kochani,
Przed świętami nie pojawi się nowy rozdział, więc skorzystam z okazji i złoże Wam życzenia. Chciałabym Wam życzyć spokojnych, radosnych, wypełnionych miłością świąt, w gronie najbliższych osób, żeby nikogo nie zabrakło przy wigilijnym stole. Życzę Wam, aby te święta wypełniała magia i ciepło. Święta to nie tylko czas radości, ale i przebaczania, więc skorzystajcie z tej pięknej aury ❤️


PS. Jedzcie ile się da, świąteczne nie tuczy... tak słyszałam! ❤️❤️❤️❤️

4 komentarze:

  1. Również życzę ci Wesołych Świąt :)
    Skoro nie tuczy to się nawpierdzielam za wszystkie czasy :D ( Mam nadzieję że potem w sukienkę na sylwka się zmieszczę )
    A rozdział jak zawsze zajebisty *.*
    Życzę weny i będę czekać z niecierpliwością na next :*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wesołych Świąt również!
    Podobno nie tuczy, ale i tak pewnie będę 5 kilo na plus po wigilijnej kolacji ;-;
    Pozdrawiam cię cieplutko i życzę, aby twoje rozdziały zawsze były takie świetne, żeby nie brakło ci weny ani czasu i oczywiście abyś dotrwała do 100 rozdziału! Jeśli będziesz trzymać takie dobre tępo to już w lutym/marcu powinnaś to osiągnąć! Spędź te parę dni z rodziną i baw się dobrze. Do zobaczenia po świętach! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wesołych świąt! Żeby ci w biedra nie poszło haha ;)

    OdpowiedzUsuń