poniedziałek, 19 grudnia 2016

Rozdział 73

         -Co się stało? - w głosie ojca pobrzmiewała troska.
-Miałam trudną rozmowę z Kastielem. - wytarłam nos rękawem.
-Pokłóciliście się? - patrzył na mnie z wyjątkowym uczuciem.
-Coś w tym stylu. Chyba nie potrafię pogodzić każdej kwestii. - powiedziałam rozczarowana.
-Nie możesz, nie da się. - uśmiechnął się. - może teraz jeszcze tego nie rozumiesz, ale każda osoba wniesie coś do Twojego życia. Będzie to dobro i zło. - przewróciłam oczami na ten morał.
-Tato.. - zaczęłam. Przerwał mi.
-Spójrz, światło jest na świecie, trzeba je tylko umieć dostrzec. Otacza Nas wszystkich, świat w którym żyjemy, jest wszechobecną miłością. Ono kiedyś stanie się częścią Ciebie, przekażesz je innym przez swoje myśli, słowa i uczynki. - na ogół nienawidziłam takich morałów, ale ten otworzył mi oczy na szerszą perspektywę.
-Jaki był ten cytat z Burzy? - zamyślił się.
-Ta wyspa jest pełna głosów.. - powiedziałam nostalgicznie.
-Dokładnie, to ten. - uśmiechnął się. - czasem warto walczyć o trudne rzeczy. Nic, co jest czegoś warte, nie jest łatwe. - przygarnął mnie do siebie, głaskając moje włosy. - Nie ważne, ile razy upadniesz. Ważne, żebyś miała siłę się podnieść i cząstka Ciebie mówiła Ci, że to nie koniec.
-Dziękuje. - pocałowałam go w policzek.
-To, co z naszą kolacją? Wiem, że jest późno, ale może jednak? - zapytał z nadzieją.
-Na jedzenie nigdy nie jest za późno. - zaśmiałam się.
         Kolejnego dnia zajrzała do mnie także Carmen, porozmawiałyśmy szczerze o Kastielu. Uraczyła mnie prawie tymi samymi morałami, co ojciec, ale zyskałam pewność, że to właściwe.
-Mogę? - Lysander uchylił drzwi.
-Jasne. Cieszę się, że przyszedłeś. - uśmiechnęłam się z ulgą.
-Nie mógłbym postąpić inaczej. - obdarował mnie uśmiechem.
-Chciałam Cię przeprosić.
-Nie ma potrzeby, źle zrobiłem. Powinien był Ci powiedzieć.
-Proszę, tylko nie Ty. - jęknęłam.
-Co masz na myśli?
-Nie bierz winy na siebie. Popełniałam błąd i pozwól się przeprosić.
-Będziesz mnie przepraszać? - przybliżył swoją twarz do mojej.
-Mhmmm... - mruknęłam i delikatnie go pocałowałam.
-W takim razie, przepraszaj. - wyszeptał odsuwając się na chwile.
Opowiedziałam mu o rozmowie z Kastielem. Pocieszył mnie mówiąc, że przejdziemy przez to razem. Wytłumaczył także po raz setny, jaki jest Kastiel. Oczywiście nie zgadzałam się z opisem jego charakteru.
-Znam go. Nie jest taki. - zaprotestowałam.
-Znamy go oboje. Jest taki. - upierał się.
-Hm.. - nie chciałam się kłócić.
-Znamy go po prostu w inny sposób. - jak zwykle dyplomatycznie.
-Co z nim zrobimy? - pytanie za sto punktów.
-To, co zwykle. Postaramy się do niego dotrzeć. Loraine, nie zrezygnuje z Ciebie, ale także nie chce rezygnować z wieloletniej przyjaźni. Był, jest i będzie dla mnie ważny.
-To sprawia, że kocham Cię jeszcze bardziej... nie rezygnujesz z ludzi. - na mojej twarzy gościł słodko-gorzki uśmiech.
-Czyli on tak po prostu wyszedł? - upewnił się Lys.
-Tak, bez żadnego żegnaj, spierdalaj.. odszedł, jak tchórz. - w moim głosie brzmiała pogarda. Nim zdążył mi odpowiedzieć do sali weszła pielęgniarka.
-Przykro mi, ale na dzisiaj koniec wizyt. - przybrała przepraszający wyraz twarzy.
-Rozumiem, zaraz wyjdę. - jego twarz rozpromienił uśmiech. - śpij dobrze, do jutra. - pochylił się, by mnie pocałować.
            Drzwi do sali otworzyły się z impetem, przestraszona szybko zamknęłam laptopa i podniosłam wzrok.
-Ale mnie Pani wystraszyła... - zwróciłam się do starszej pielęgniarki, łapiąc się za klatkę piersiową.
-Mam nadzieję, że nie ukrywasz tu żadnego pacjenta lub tego Lysandra, który do Ciebie przychodził. - zagrzmiała, dopiero teraz zauważyłam, że za jedno ucho trzymała Armina, a za drugie Alexego. - Tych dwóch złapałam, ale trzeciej ręki nie mam!
-Co się stało? - powstrzymywałam uśmiech jednocześnie zastanawiając się, kiedy poznała Lysandra.
-Zeżarli! Bo inaczej nie potrafię tego nazwać wszystkie lizaki z dziecięcej izby przyjęć! - wykrzyczała niczym prokurator podczas sprawy seryjnego mordercy.
-Brakowało mi dzisiaj tej niezwykłej słodyczy szanownej siostry. - zza jej pleców wyłonił się Lysander. - oddziałowa tak mało dzisiaj o nich dbała. - przekomarzał się z nią.
-Już ja o Ciebie zadbam! - chciała go chwycić obiema rękami, bliźniacy korzystając z okazji uciekli w przeciwne strony, słyszałam, jak się śmieją. Lysander był na tyle zwinny i udało mu się umknąć.
-A będzie igła w pośladek? - zażartował odsuwając się na bezpieczną odległość.
-Mimo iż nie jesteś naszym pacjentem myśle, że ordynator przychyli się do wniosku o przypięcie do łóżka.
-Ależ z siostry konkretna babeczka, to lubię. - tym zdaniem ją rozbawił.
-Dobra, dobra. Muszę dbać o moich pacjentów. Żegnam. - z uśmiechem wskazała mu drzwi.
-Już raz wyszedłem, wróciłem po kurtkę. - wskazał na fotel przy ścianie, zabrał kurtkę, posłał mi buziaka i wyszedł.
          Kolejnego dnia z samego rana zawitali do mnie przyjaciele, wszyscy łącznie z Kentinem.
-Ten gips wygląda strasznie. - skrzywiłam się patrząc na jego nogę, całą w gipsie.
-Nie jest źle. - puścił mi oczko i usiadł na moim łożku.
-Siostra ma już chyba dość Lysa. - zaśmiał się Armin.
-Nie za bardzo wiem dlaczego. - zmarszczyłam brwi.
-Jak byłaś nieprzytomna strasznie jej zalazł za skórę. - wyjaśnił mi.
-Aaa no tak. Często się kłócili. - dorzuciła Roza.
-Lysander się kłócił? - zdziwiłam się.
-No może źle to ujęłam. - cmoknęła. - raczej coś w styl wczoraj.
-Skąd o tym wiesz?
-Szłam do toalety. - wyjaśniła wzruszając ramionami.
Armin opowiadał o swoich wyczynach podczas odwiedzin Alexego, historie nie pozwoliły, by uśmiech zszedł mi w twarzy. Pod koniec bolały mnie policzki.
-No nie. Zaraz lekarz zrobi obchód, a Wy urządzacie zebrania. - ta sama pielęgniarka, która wczoraj wyrzuciła Lysandra nadal była w szpitalu.
-Niech się siostra nie denerwuje. - Armin wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Ledwo to na nogi stanęło, a już tournee po salach robi. Do łóżka. Swojego! - dodała po chwili.
Moi przyjaciele zostali zmuszeni do wyjścia. Kentin z westchnieniem chwycił za swoje kule.
-Do później. - pomachał mi.
-Na pewno. - odparłam serdecznie.
       Resztę dnia przespałam, poczęstowana zastrzykiem na obniżenie ciśnienia. Powoli dochodziłam do siebie. Wstałam silniejsza, wieczorem wpadł tata i Carmen, oboje uradowani moim szybkim powrotem do zdrowia.
-Życie bez siostry byłoby mdłe, więc nawet, jak wyjdę, to wrócę. - usłyszałam rozbawiony głos Lysandra. Chwile później wszedł do mojej sali.
-O, dobry wieczór. - był wyraźnie zaskoczony widokiem mojej rodziny.
-Dobry wieczór. - mój tata, jak na ojca przystało, dalej był wobec niego zdystansowany.
-Jak się czujesz? - zwrócił się do mnie po wymianie kilku uprzejmości z ojcem i Carmen.
-Już prawie nie boli. Tak poza tym to wszystko jest super. - uśmiechnęłam się. - jak w szkole? - przypomniało mi się, że przecież on musi uczęszczać na zajęcia.
-Nawet. Zbliżają się egzaminy. - skrzywił się, nagle powróciło do mnie wspomnienie mnie i Kastiela; uczyłam go wtedy do egzaminu z historii, nie byliśmy razem, ale był to jeden z tych momentów, które trwale zapisały się w mojej pamięci.
-Loraine? - z zamyślenia wyrwał się Lysander. - przysnęło się babuleńce? - zażartował.
-Wybacz, zamyśliłam się. - uśmiechnęłam się sztucznie.
-Właśnie widzę. Pytałem czy powinienem odwołać koncert za miesiąc? - rozejrzałam się dookoła.
-Gdzie ciocia i tata? - zmarszczyłam brwi.
-Powiedzieli, że idą po coś do jedzenia. - popatrzył na mnie, jakbym była nienormalna.
-No tak. - udałam, że słyszałam, kiedy to mówili i tylko zapomniałam. Cholera, można zapomnieć czegoś sprzed dwóch minut? Pewnie nie. Westchnęłam.
-Więc? - czekał na odpowiedź.
-Koncert! - wypaliłam. - no tak, do tego czasu powinno się zagoić. - teraz tym bardziej patrzył na mnie, jak na wariatkę.
-Zmienili Ci leki? - zapytał łagodnie.
-Tak, nie... nie wiem. - pokręciłam głową. - wiesz, co może byś skoczył po jakiś sok? - zaproponowałam.
-Jasne, jaki smak? - uśmiechnął się podejrzliwie, ale nie komentował.
-Ty wybierz. - rozciągnęłam ścięgna i mięśnie poprzez wyciągnięcie rąk do przodu.
Lysander wyszedł, a ja chwyciłam za telefon i napisałam do Rozalii
-Wszystko mi o nim przypomina! 😨
-Daruj sobie, szkoda czasu.😚
-Nie mogę się skupić na rozmowie z Lysem.😰
-Pogięło Cię? Albo on albo ten idiota. Wybieraj! 😤
-Wiem, masz racje.
-Jak zawsze. PS. Kastiel wypytywał Leo o Wasz związek. 🙄
-What?! O mnie i Lysa? 😳
-Nie, o mnie i Ciebie. - przewróciłam oczami widząc ten sarkazm.
-Co mu do tego?! Niech się odwali! 😠
-Nie wiem. To Ty o nim myślisz! 😑
-Już skończyłam. Zaraz wróci Lys, pogadamy potem 😘
-Pa ❤️
        Po kilka minutach wrócił Lysander.
-Spotkałem Twojego ojca, mam dla Ciebie jedzenie. - Podszedł i przysunął mi stolik. Rozstawił na nim mój obiad, pachniał wspaniale.
-Dziękuje. - wyciągnęłam szyje, by dać mu do zrozumienia żeby się przysunął. Tak też zrobił i mogłam go pocałować. Był to krótki, ale bardzo słodki pocałunek.
-Jedz. - uśmiechnął się szeroko.
-W towarzystwie takiego przystojniaka musi mi smakować. - rzuciłam mu gorące spojrzenie.
-Hmm.. - przechylił głowę na bok i spojrzał na mnie spod wachlarza rzęs, delikatnie mrużąc oczy. Wyglądał bardzo seksownie, na tyle, że odsunęłam stolik.
Wyciągnęłam do niego ręce, ponownie nachylił się by móc mnie pocałować. Całował mnie czule i namiętność między nami rosła. Niepokoiło mnie tylko jego delikatne wycofanie.
-Co jest? - zapytałam, nieznacznie się odsuwając.
-Nie możemy. - chwycił moje nadgarstki i odsunął się na bezpieczną odległość.
-Ale chcemy. - zrobiłam minę urażonego dziecka.
-Wiem, poczekaj. Poza tym szpital to nie zbyt ustronne miejsce.. - zaśmiał się i przeczesał włosy dłonią.
-Nic mi nie jest, a drzwi powinno dać się zamknąć. - starałam się go nakłonić.
-Nie zamykają, gwarantuje.
-W takim razie, chociaż mnie przytul. Proszę. - przesunęłam się do krawędzi łóżka robiąc mu, jak najwięcej miejsca. Zachęcająco uniosłam kołdrę. - proszę. - szepnęłam znowu. Z głośnym westchnieniem pokiwał głową i ściągnął buty. Po chwili leżał obok mnie, wtuliłam się w niego. Czułam, że jestem z odpowiednim facetem.
-Kocham Cię. - usłyszałam na granicy jawy i snu.



8 komentarzy:

  1. W końcu rozdział! Jeden dzień bez czytania twoich wypocin i zaczynam wariować i snuć różne dziwne teorie na temat twojej śmierci xd Ale na szczęście wygląda na to, że wszystko z tobą okej! (Mam nadzieję :D) Świetny rozdział, wiem, powtarzam to za każdym razem, ale tak po prostu jest! Pozdrawiam, wesołych świąt <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wszystko okej haha :D dziękuje bardzo ❤️

      Usuń
  2. Yey! Odkryłam i pokochałam! Świetnie piszesz! Pozrowionka~

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooooo.... :3
    Chyba Lyś polubił wkurwiać tą pielęgniarkę :D
    Życzę weny i chęci do pisania :*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Noo taki Lysiu to mi się podoba ! ;*

    OdpowiedzUsuń