czwartek, 8 grudnia 2016

Rozdział 68

          -Co ona ma z tym wspólnego? - prychnęłam.
-Może wszystko, a może nic. - odpowiedziała enigmatycznie Dyrekcja.
-Loraine, nie jestem wrogiem. - zabrała głos Kim.
-Jasne, a każda ropucha to książę, a ja przez ostatnie miesiące miałam schizofrenie. - burknęłam, przewracając oczami.
-Byłam nim, ale zrozumiałam i chce przeprosić. - naciskała.
-Dam Wam chwile. - przerwała Nam Dyrekcja i opuściła pomieszczenie.
-Nie wiem, czego chcesz, ale przekaż Amber, że nie odpuszczę, możecie mi grozić, możecie zrobić cokolwiek, ale udowodnię, że to nie ja. - warknęłam.
-Chce pomóc przysięgam. Postąpiłam źle, ale chce to wszystko naprawić. Daj mi szanse. - nalegała.
-No tak, już wiesz, że jestem z Lysandrem. Teraz przerzucisz się z Leo na Lysa? Kręci Cię to, że mają wspólne DNA?! - syknęłam.
-Amber sama udostępniła to zdjęcie, ona nie wie, że ja wiem... Podglądałam, co robi i widziałam, jak sama retuszuje zdjęcie, a potem udostępnia. - zaczęła tłumaczyć.
-Jakoś Ci nie wierze. - zmrużyłam oczy.
-Dyrekcja wierzy, tyle wystarczy. To wszystko jest prawdą. Wybacz, że dopiero teraz to zgłaszam... odkąd Wy mnie zostawiliście, musiałam mieć kogoś... Amber zaoferowała przyjaźń.. - zmarszczyłam brwi i przerwałam jej wypowiedź.
-Czekaj, chyba żartujesz. Zostawiliśmy Cię?! Kto rzucił się na zajętego faceta? - wyparowałam.
-Przeproszę Rozalie i Leo. To było głupie, wiem.. - zaczynałam jej wierzyć, wyglądała tak przekonująco..
-Jestem. - Dyrekcja weszła ponownie do gabinetu. - A więc, Loraine już wiesz, że Kim to idealny świadek. Już wezwałam Waszych rodziców.
-Idealnie. - zacisnęłam usta.
       Wsłuchałam się w bicie zegara: tik tok, tik tok... Usłyszałam, jak drzwi do gabinetu otwierają się i zobaczyłam mamę Armina w towarzystwie Carmen. Za nimi stały jeszcze dwie kobiety, podejrzewałam, że jedna z nich to mama Kim, a druga to matka Amber.
-Poproszę, żebyście wyszły. - Dyrekcja wskazała Nam drzwi. Wychodząc rzuciłam błagalne spojrzenie Carmen, nie chciałam, by robiła awanturę.
Na korytarzu oparłam się o ścianę i zjechałam po niej w dół. Kucając schowałam twarz w dłoniach. Chciałam mieć to wszystko za sobą. Po pół godzinie z gabinetu wyszła mama Kim. Gwałtownie podniosłam się do góry. Widziałam, jak rozmawia z córką i kiwając głową odchodzi w stronę głównego korytarza.
-Loraine, jeszcze raz przepraszam. - podeszła do mnie Kim.
-Potrzebuje czasu.. - nie chciałam sama podejmować decyzji w sprawie jej prawdomówności.
-Rozumiem. - odeszła ze smutną miną.
Mijały kolejne minuty, zdające się być godzinami, po pewnym czasie na korytarz wyszła mama Armina i nic nie mówiąc udała się do wyjścia. Jej syn nie był już dłużej oskarżony o pomoc w nagiej aferze, widziałam malującą się na jej twarzy ulgę.
        Usłyszałam stuk jej obcasów zanim ją zobaczyłam, Carmen opuściła gabinet w towarzystwie Dyrekcji i wysokiej, jasnowłosej kobiety około czterdziestki. Poczułam wielką potrzebę wtulenia się w nią w poszukiwaniu pocieszenia, wbiegłam prosto w jej ramiona.
-Loraine. - zaanonsowała Dyrekcja, odsunęłam się od cioci. - chciałabym powiedzieć, że Twoja niewinność została udowodniona, Armin również jest niewinny. Konsekwencje zostaną wyciągnięte wobec Amber, oczywiście na najbliższym apelu będzie musiała Was przeprosić.
-Dziękuje. - wydukałam.
-Do widzenia. - zwróciła się do obu kobiet Dyrekcja i odeszła.
-Zanim oskarżasz czyjeś dziecko, najpierw popatrz na swoje. - głos Carmen przybrał ostry ton. Mina matki Amber nie wróżyła niczego dobrego. - Do widzenia. - zwróciła się niej ciotka i obejmując mnie ramieniem odeszłyśmy.
W samochodzie odbyłyśmy krótką rozmowę na temat bezczelności Amber i jej matki.
Cieszyłam się, że to już koniec. Był piątek, tydzień zakończył się dla mnie w bardzo optymistyczny sposób.
        Postanowiłam, że muszę to uczcić. W domu przebrałam się w jeansy z przetarciami, białą, obcisłą koszulkę i czarną ramoneskę. Wybrałam do tego czarne, zabudowane botki na wysokim obcasie. Starannie rozczesałam włosy i byłam gotowa do wyjścia. Zbiegłam po schodach na dół.
-O, gdzie się wybierasz? - zapytała Carmen.
-Świętować. - odparłam zagadkowo.
-Myślałam, że zjesz kolacje ze mną i Marco. - wygladała na zaskoczoną faktem, że wychodzę w piątkowy wieczór.
-Nie trzeba, dzięki. - uśmiechnęłam się. - Jest jeszcze Michael? - zapytałam.
-Tak, w garażu. - kiwnęła głową w tamtą stronę.
-Na razie, miłej zabawy. - puściłam jej oczko.
-Wzajemnie. - zaśmiała się krótko. - wrócisz na noc? - zapytała głośno.
-Nie wiem. - odkrzyknęłam.
       Po drodze do mojego celu, zatrzymaliśmy się w sklepie monopolowym, kupiłam dwie butelki musującego wina. Kolejnym przystankiem była włoska restauracja, gdzie kupiła dwie porcje penne ze krewetkami i pysznym sosem.
Stałam przed domem Lysandra, nie miałam pewności, czy jest w domu, ale uważałam, że poinformowałby mnie, gdyby było inaczej. Zawsze mówił, o swoich planach. Zadzwoniłam na dzwonek. Po kilku chwilach klamka ugięła się pod ciężarem czyjejś dłoni z drugiej strony drzwi i ciężkie, drewniane wrota, otworzyły się. W słabym świetle pochodzącym z lampki nad drzwiami ujrzałam twarz Lysandra. Podniosłam do góry torbę z jedzeniem oraz dwie butelki wina i delikatnie nimi pomachałam.
-Mogłaś uprzedzić. - uśmiechnął się szeroko i wpuścił mnie do środka.
-Jesteś sam?
-Tak, Leo pojechał do Rozy. - zaprowadził mnie do salonu, w telewizorze leciał jakiś stary musical.
-Postanowiłam, że jest okazja do świętowania. - położyłam pakunki na ławie.
-Oo, jaka? - zapytał zniżając głos i przyciągając mnie do siebie. Nie zdjęłam butów, więc był ode mnie wyższy zaledwie o kilka centymetrów.
-Jestem niewinna. - powiedziałam dotykając jego policzka opuszkami palców.
-Nie powiedziałbym. - mruknął, kto by pomyślał, że Lysander może być taki uwodzicielski. Pochylił się nieznacznie i pocałował mnie. Miał ciepłe i miękkie usta, które sprawiły, że jedzenie mogło zaczekać. Po krótkiej chwili odsunął się ode mnie.
-Chyba powinniśmy coś zjeść i opowiesz mi dokładnie, o swoim uniewinnieniu. - widząc moją obrażoną minę, dał mi szybkiego buziaka w usta. Gdy usiadł na kanapie i wydostałam się spod jego uroku, mogłam na nowo trzeźwo myśleć. Zajrzałam do torby z jedzeniem i podałam Lysandrowi jego opakowanie.
-Jedzenie plastikowymi sztućcami to nie szczyt marzeń. - westchnął i wstał. Gdy wrócił niósł ze sobą srebrne, eleganckie sztućce, dwa talerze oraz kieliszki do wina.
-Przełożysz jedzenie? - zapytał.
-Jasne. - uśmiechnęłam się i zabrałam do swojego zadania, Lysander zadbał o wino i wyłączył film, zamiast tego włączając muzykę. Powolną i zmysłową..
        Jedliśmy i piliśmy wino podczas, gdy ja opowiadałam szczegółowo o wizycie u Dyrekcji, niespodziewanym pojawieniu się Kim i wszystkim, co było z tym związane.
-Wierze jej. - zadeklarował.
-Ja sama nie wiem... była taka wiarygodna, ale z drugiej strony, kto wie.. - odłożyłam pusty talerz na ławę.
-Nie zajmujmy się nią. Mamy świętować. - powiedział i nadstawił kieliszek, dobiłam delikatnie swoim kieliszkiem. Posłał mi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.
Mijały kolejne minuty, a nasze rozmowy schodziły na coraz różniejsze tory.
-Nigdy nie uprawiałeś seksu? - zdziwiłam się.
-Nie. Dla mnie musi iść to w parze z miłością. - wyjaśnił mi.
-Jesteś taki.. perfekcyjny aż trudno uwierzyć, że nigdy tego nie robiłeś.
-To chyba nie czyni ze mnie cieniasa? - zażartował. Pokręciłam głową.
-To czyni Cię wyjątkowym. - szepnęłam i przybliżyłam.
       Lysander zaczął mnie całować. Były to powolny, namiętny i cholernie podniecający pocałunek. Jego wargi przesunęły się w kierunku mojej szyi. Czułam jak podniecenie rozlewa się po całym moim ciele. Smukłymi palcami zaczął rozpinać moją kurtkę, delikatnie ściągając mi ją z ramion. Nie pozostając mu dłużna chwyciłam za brzegi jego śnieżnobiałej koszulki i delikatnym ruchem pociągnęłam ją do góry. Kanapa nie była dla nas wystarczająco dobra, natomiast gruby, puszysty dywan na podłodze nieopodal kominka wydawał się idealny.
Powoli traciłam kolejne części garderoby. Nie zostało mi nic poza białym, koronkowym  kompletem bielizny. Lysander podobnie jak, ja miał na sobie już tylko bieliznę.
Zaczęłam całować każdy milimetr jego ciała, choć wiem, że może nie powinnam. Namiętność jest silniejsza ode mnie, pod powiekami powstaje zupełnie inny obraz, to co dzieje się między nami zamazuje mi szczegóły i odbiera zdrowy rozsądek, zatracam się i nie pytam Lysandra, o jego odczucia. Gdyby nie chciał, przerwałby. Od czasu odejścia Kastiela nie czułam się taka pełna uczuć, pęka moja skorupa, a może po prostu pozwalam Lysandrowi do niej wejść? Jego rozgrzane dłonie błądzą po moich udach, kolanach, łydkach. To taka nasza potajemna gra. Umysłem pętamy nasze ciała, a ciałami pętamy nasze umysły. Patrząc prosto w zniewolone oczy, oczekiwał na moje ostatnie skinienie, a ja cała drżałam z niedoczekania. W końcu, nieznacznie kiwnęłam głową. Zatracałam się w nim równie mocno i intensywnie, co on we mnie..


No i mamy scenę +18 z udziałem Lysandra. Mam nadzieje, że nie uderza ona w niczyje poczucie estetyki, starałam się ,,hamować" pisząc tą scenę. Mam nadzieje, że osoby poniżej 16 roku życia darowały sobie czytanie tego oraz każda osoba, która nie lubi tego typu scen nie zmuszała się do czytania. Dziękuje za uwagę ❤️

7 komentarzy:

  1. Taaaaak...!!!!
    W końcu Lyś się zabrał co ciekawszych rzeczy XD
    Czytam to w pracy, więc mina moich współpracowników jest bezcenna :D
    Życzę weny i chęci do pisania :)
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sądziłam, że zwykłą scenę seksu można tak pięknie i poetycko opisać! Jestem z ciebie dumna no i oczywiście jestem dumna z Lysia <3 Życzę weny i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje na prawdę się starałam ❤️❤️

      Usuń
  3. Uuu gorąco! ;*.
    Super rozdział ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Noo ciesze sie ale czuje ze niedlugo pojawi sie ktos kto zburzy spokoj, ale trzymam za nich kciuki, duzo weny :)

    OdpowiedzUsuń