sobota, 28 maja 2016

Rozdział 12

Siedzieliśmy w małym kręgu: ja, Lys i bliźniacy, przed nami ułożone były zdjęcia.
-Co to może być? - zapytał Armin.
-Nie wiem.. Ciekawe czy wszyscy maja to samo.- zastanowił sie Alexy.
-Pewnie tak, mieliśmy sie ścigać po skarb.
-Informacja będzie cenniejsza, niż wszystko inne...- zaczął Lys.
-Wiem! - krzyknęliśmy równo. - mów pierwsza. - uprzejmie ustąpił mi białowłosy.
-My mamy cztery zdjęcia, każda inna grupa też i zakładam, że każda ma inne. Musimy się dowiedzieć od pozostałych, co mają, a potem ruszyć szybko do tego miejsca.  - wyjaśniłam.
-Mam pomysł. - mruknął Armin. - troje z nas pójdzie do innych grup i postara się wydobyć z nich informację, trzeba to rozegrać strategicznie. LOL pójdziesz do Kastiela, lubi Cię. Lysander do Rozalii, ty wyciągniesz od niej wszystko. Alexy ty pogadaj z Kevinem. Ktoś z was musi zagadać do jeszcze jednej osoby z grupy czarnych. Ja tu zaczekam, wy udawajcie, że tylko sie przechadzacie, kto się domyśli krzyczy, a ja ruszam, wy za mną. Dobre co nie? - Armin wydawał sie podekscytowany. Wszyscy zgodziliśmy sie i ruszyliśmy do swoich celów.
       Podeszłam do Kastiela.
-Eh to zadanie jest beznadziejne, jakieś głupie zdjęcia..- zaczęłam.
-Wiem to średnie. - powiedział.
-Znaleźliśmy cztery zdjęcia, lalkę, balon, piramidę i liście. Co to ma ze sobą wspólnego? - skłamałam.
-Wy chociaż macie wszystkie cztery, przez blond debila mamy tylko trzy. Jakiś kran, deski i łódkę. - mruknął.
-Nic nie rozumiem, nie chce mi się już nawet myśleć. Muszę wrócić znaleźć moją grupę, ty też pomóż swojej. Dyrekcja nie wypuści nas dopóki nie skończymy. - powiedziałam i pomachałam mu przyjaźnie. Jednocześnie udawałam, że nasz pocałunek nie miał miejsca. Podeszłam do grupy czarnych dowiedzieć się, o ich obrazkach, zastosowałam tą samą taktykę, co poprzednio. Oni także mieli obrazki. Wyglada na to, że wszystkie grupy mają to samo, a skoro tak jest, to istnieje tylko jedno prawidłowe miejsce. Deski, łódka, kran... Okej dwie z nich kojarzą się z wodą, a deski z mostem. To beznadziejne. Nagle mnie oświeciło i krzyknęłam:
-Armin, molo!! - wydarłam się na całe gardło. Chłopak zaczął biec, a ja i moja grupa za nim. Pozostali patrzyli na siebie przez chwilę i pobiegli za nami. Był to morderczy wyścig. Zatrzymaliśmy się na molo, jakimś cudem dogoniłam Armina. Stał tam mały rowerek wodny.
-Wsiadaj! - krzyknął. Wskoczyłam na pokład. Zaczęliśmy pedałować w stronę małej wysepki. Widzieliśmy, jak inni uczniowie wskakują do wody i próbują płynąć za nami. Wysiedliśmy z rowerka i pobiegliśmy do słupa, na którym była zawieszona kartka. Widniał na niej napis : Gratulacje!
   Wygraliśmy, na prawdę nam się udało! Po chwili dobiegli do nas Lys i Alexy, cali mokrzy, chyba płynęli, jak pozostali. Rzuciłam się w ramiona Armina, śmialiśmy się wesoło. Przytuliłam pozostałych, a oni przybili sobie piątki. Cała reszta patrzyła na nas z mordem w oczach, od razu pomyślałam: gdyby spojrzenia mogły zabijać... Wszyscy bylibyśmy trupami. Nie przeszkodziło mi to jednak okazywać szczęścia, jakie niosło za sobą zwycięstwo.
    Dyrektora nakazała wszystkim wrócić do obozu, mieliśmy do dyspozycji kajaki, ja i moja drużyna, wykorzystaliśmy rowerek wodny. Gdy byliśmy już na drugim brzegu podszedł do nas zdenerwowany Kastiel.
-Ty mała! - nie dokończył, bo wtrącił sie Lysander.
-Uważaj, jak się odzywasz. - powiedział.
-Oszukałaś mnie, myślisz, że możesz tak mi mydlić oczy?! To sie grubo pomyliłaś! - był wzburzony. Zaśmiałam się, pozostali mi zawtórowali.
-Oj Kas, to tylko gra. Musisz umieć przegrywać. - poklepałam go po ramieniu, dopiero wtedy delikatnie się rozchmurzył.
    Zasiedliśmy wokół ogniska, wcześniej rozebraliśmy się i wzięliśmy prysznic, co trwało dość długo, zważywszy na to, że natrysków było pięć, a nas dużo więcej. Usiadłam na ziemi i oparłam o kolana Kentina. Delikatnie gładził moje włosy. Obok trajkotała Rozalia, Kastiel dalej był naburmuszony, a Lys coś notował. Bliźniacy opowiadali o swojej genialnej strategii.
-Wygraliście tylko dlatego, że Loraine mnie oszukała. - zaczął Kastiel.
-I bez tego byliśmy na wygranej pozycji. - zaoponował Alexy.
-Było to oszustwo, ale mogłeś sie domyślić. Uprzedzono, że najcenniejsza jest informacja. - puściłam mu oczko. Uśmiechnął się. Temat oszustwa został zażegnany.
-Było fajnie, ale chce już do domu! - powiedziała Rozalia wyginając usta w podkówkę.
-A to dlaczego? Brak lakieru i świrujesz? - zażartował Kentin.
-Nie, to nie to skończył jej się krem na kurze łapki. - rzuciła Kastiel z ironicznym uśmieszkiem.
-A propos kur, chcesz żeby ci ktoś jaj...- przerwałam, bo nadeszła dyrektorka, która kazała nam sie udać do namiotów. Wyjeżdżaliśmy nad ranem.
    Tym razem zasnęłam bez problemu. Obudził mnie budzik, który nastawiła Roza. Wszyscy sie ogarnęliśmy i  ruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem śmiano się najwięcej z Kastiela i groźby kastracji. Gdy podjechaliśmy pod szkołę, czekał na mnie Michael.
-Nareszcie jesteś! Cicho bez ciebie. - mówiąc to, mocno mnie przytulił.
-Też za tobą tęskniłam, dziwnie tak nie mieć chłopca na posyłki. - zaśmiałam się. - poczekaj tylko pożegnam się ze znajomymi. Podeszłam do nich, obdarowałam Rozalię i Kentina buziakiem w policzek, pozostałych przytuliłam, mieliśmy się zobaczyć w poniedziałek w szkole. Wizja rozpoczynającego sie weekendu napawała mnie optymizmem.
    Wróciliśmy do domu, w drzwiach powitała nas ciocia, szczegółowo pytała o wszystko, co się działo na wycieczce. Siedziała na kanapie, a ja położyłam głowę na jej kolanach. Przez cały ten czas stała mi się bardzo bliska. Kobieta, którą zawsze uważałam za zimną, niedostępną, zgodziła się mną zaopiekować, przyjęła mnie bez słowa protestu, otoczyła opieką. Nie było to jednak tylko tyle, ona stworzyła mi dom, prawdziwy dom. Taki, do którego wracamy i czujemy sie bezpieczni i to nie za sprawą bramy na kod, czy monitoringu w holu. Czujemy się tak, bo są tu ludzie, których kochamy, którzy się o nas troszczą. Po moich policzkach spłynęły łzy.
-Kochanie, co sie stało? - zapytała ciocia.
-Nic, jestem szczęśliwa. Początkowo obawiałam się, jak to wszystko się potoczy, ale teraz mogę przyznać, że jestem szczęśliwa. Nie sądziłam, że to będzie możliwe. - mówiłam pomimo tego, że łamał mi się głos.
-Ciesze się, bardzo się martwiłam, jak sobie poradzę. Wiesz nie mam dzieci, nigdy nie miałam, tobą opiekowałam się najwyżej kilka godzin, a teraz? Teraz mam cię codziennie i nikomu nie oddam. - przytuliła mnie do siebie.
    Poszłam do łazienki, wykąpana, pachnąca i nabalsamowana wróciłam do swojego pokoju, wzięłam laptopa i siedząc z nim na kolanach, otworzyłam komunikator, wszyscy wysyłali sobie zdjęcia, jakie udało im się zrobić przez ten czas, byłam na większości z nich, zdziwiło mnie jednak jedno z nich. Mianowicie, siedziałam na molo i patrzyłam przed siebie, wiatr rozwiewał moje rozpuszczone, długie włosy. Wysłał je Kentin, nie miałam pojęcia, kiedy mógł je zrobić. Napisałam do Rozalii:
-Hej! Rozpakowana? Jak ci się podobało, szczerze?
-Witaj! :* nie było źle, było nawet super, ale brak Leo jest dobijający, a spotkam się z nim dopiero jutro :c
-Rozumiem cię, dlatego nie mam chłopaka haha, może jutro skoczymy na jakieś zakupy? 
-Jutro nie mogę, widzę się z Leo, ale za to w niedziele możemy wyskoczyć na mały shopping! <3
-To jesteśmy umówione, lecę spać. Dobranoc, love u xoxo
-Love u2 
     Wstałam rano, ciocia zapropnowała wspólne zakupy, powiedziałam jej żeby wybrała się ze mną i Roza następnego dnia, chętnie przystała na tą propozycje. Ubrałam się i postawiłam na wyjście parku, aby pobiegać. Miałam na sobie czarne legginsy, różową bluzkę sportową, czarną, rozpinaną bluzę, różowe buty do biegania. Włosy związałam w koński ogon, założyłam słuchawki i ruszyłam do parku. Biegnąc rozmyślałam o ile lepsza byłaby wycieczka, gdyby odbyła się w jakimś cieplejszym miesiącu. Przez to nikt z nas nie musiałby zabierać kołder, śpiworów, ciepłych ubrań....

2 komentarze: