niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 8

    Obudziłam się stosunkowo wcześniej. Biorąc pod uwagę fakt, jak długo trwała impreza, podniesienie się z łóżka o 11 było osiągnięciem. Na dole spotkałam Michaela. Wspólnie przygotowaliśmy jajecznicę.
-A więc, jak impreza? Dobrze się bawiliście? Ile zgonów? - był wyraźnie rozbawiony.
-Ani jednego. - odpowiedziałam triumfalnie.
-Nie wierze! Albo może słabo się bawiliście. - Michael wydawał się coraz bardziej rozbawiony. - Ważne, że ekipa posprzątała. Mogłoby być słabo, jeśli Carmen wróciłaby, a tu taki syf. - podśmiewał się dalej.
-Śmiej się śmiej..- westchnęłam zrezygnowana. Chyba nie za bardzo interesowała go relacja z imprezy, chciał się tylko ponabijać. Był starszy i pewnie nie jednej imprezy nie pamięta, być może to wyznacznik świetnego melanżu.
-Ej, LOL. Rozchmurz się. Żartowałem. Serio. Chyba mi się tu nie popłaczesz. - tym razem wydawał się przerażony.
-Oczywiście, że nie. Mam gdzieś twoje zdanie staruszku. - zaśmiałam się.
    Po śniadaniu postanowiłam wyjść na spacer, umówiłam się w parku z Rozalią. Wygladała bardzo dobrze pomimo stanu w jakim opuszczała mój dom.
-Jak tam wszystko posprzątane? - zapytała białowłosa.
-Tak, jest okej. Pogodziłam się wczoraj z Kastielem.
-Coooo?! - jej uczy nagle wydały się większe, ja to jednak potrafię zaskoczyć.
-No...
-Wiedziałam, że w końcu dojdziecie do porozumienia. Takie kłótnie są bezsensu, bezpodstawna nienawiść....-Rozalia chętnie by kontynuowała, ale jej przerwałam.
-Tak, tak.  Powinnaś się pogodzić z Amber. - zaśmiałam się.
-Ta tleniona blondyna, to zupełnie inna bajka. -białowłosa wydawała się oburzona.
   Przechadzałyśmy się po parku, od czasu do czas wybuchając głośnym śmiechem. Spotkałyśmy po drodze Kentina. Miał dla nas ciekawa propozycję.
-Musicie iść z nami! - był bardzo podekscytowany. - zobaczycie, że będziemy się dobrze bawić.
-Czyja wiem..koncert jakiś oszołomów? - nie byłam zachwycona.
-Idziemy! Do zobaczenia o 20! - krzyknęła Rozalia i pobiegła w stronę domu.
-A tej co odbiło? - Ken był tak samo zdziwiony, jak ja.
-Znasz ją. To Roza. Ona już tak czasem ma. Pewnie pobiegła do Alexego i liczy na pomoc w doborze stroju.
-Hm, możliwe. Chodź odprowadzę Cię do domu.
    Kilka minut pózniej byłam już u siebie w pokoju. Założyłam ciepłe skarpetki i postanowiłam napisać maila do taty. Ciekawego, co u niego. Nie mogę się doczekać, aż go zobaczę, tęsknie za nim.. Po moim policzku spłynęło kilka łez. Czekałam na Armina, wczoraj zaproponowałam mu wspólną rozgrywkę. Zjawił się, jak zwykle punktualnie. Pokonałam go w większości meczy w fife, natomiast on zwyciężył w strzelankach.
-Serio, dobrze grasz. Jesteś wszechstronnie uzdolniona. Słyszałem kiedyś, jak śpiewasz. Wow. - patrzył na mnie z uznaniem.
-E tam, ale dziękuje. - przypomniało mi się, jak tata zawsze uczył mnie, by przyjmować komplementy. -Yhm, muszę się przebrać. Poczekasz tutaj? - kiwnął głową, a ja zniknęłam w garderobie.
-Uff, zdjęłaś te nieszczęsne skarpety! - teatralnie odetchnął z ulgą. Rzuciłam w niego poduszką. - mogę ci rozczesać włosy? - tym razem był poważny.
-Jasne. - z uśmiechem podałam mu szczotkę. - Nie wiedziałam, że faceci to lubią.
-Nie wiem jak inni, ale ja zawsze lubiłem czesać włosy mojej mamy. Co prawda, są krótsze niż twoje. - cichutko się zaśmiał.
   Po paru minutach oboje byliśmy gotowi do wyjścia. Przejrzałam się jeszcze szybko w lustrze. Ubrałam czarne rurki, czarne botki na szpilce, białą koszulę, której rękawy zawinęłam na 3/4. Moje długie włosy były idealnie rozczesane.
     Idąc na miejsce spotkania, śmialiśmy się i trzymaliśmy za rękę, co jakiś czas tańcząc. Dobrze się z nim dogadywałam. W oddali zauważyłam Violę z Kentinem, oni także trzymali się za ręce. Wiedziałam jednak, że nic między nimi nie ma. Grupa naszych znajomych była dziwna. Trzeba to przyznać. Trzymanie się za ręce, spontaniczne buziaki?
   Doszliśmy do reszty towarzystwa. Kastiel uważnie nas obserwował, podobnie zresztą, jak Lysander. Przywitaliśmy się ze wszystkimi, po raz kolejny Kentin obdarował mnie buziakiem w policzek. Ruszyliśmy na koncert. Na końcu szłam ja i Rozalia, trzymałyśmy się pod rękę i wesoło śpiewałyśmy. Co jakiś czas Lysander wybuchał śmiechem- Rozalia to nie Whitney Houston.
CDN.


Kochani, dziękuje za wszystkie wyświetlenia, zapraszam do komentowania, możecie dzielić sie ze mną swoimi pomysłami, blog jest tworzony dla Was, dlatego komentarze mają dla mnie tak duże znaczenie. Przepraszam za wszystkie literówki,przed dodatkiem czytam jeszcze raz, ale niestety nie jestem w stanie wszystkiego wyłapać. Dajcie znać w komentarzach jeśli widzicie błąd, od razu go poprawię. Jeszcze raz DZIĘKUJE <3





10 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :) Jestem stałą czytelniczką :D
    Czekam na więcej i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, jutro powinien pojawić sie następny ❤️❤️❤️

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie to ❤️❤️ Dziękuje za komentarz ❤️ Do następnego rozdziału :*

      Usuń
  3. Świetne!!😻😻 czekam na kolejny rozdział 😽😺😺

    OdpowiedzUsuń
  4. A tam dla mnie Rozali jest jak Whitney xD! Armin czeszący włosy mamy musiał być naprawdę uroczy! Czekam na następny rozdział ^^! Szybko z nimi pędzisz :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pędzę, pędzę haha :* no to mamy drugą Whitney! Hahah

      Usuń
  5. Jednak wróciłam... I... , mogę Ci rozczesac włosy ? :D . To akurat mnie mile zaskoczyło :D. Chłopak delikatnie rozczesujacy włosy dziewczynie achh ;> . Mój mezulek przy rozczesywaniu lubi wyrywać włosy z połowy głowy aż skóra boli hahaha :D weny życzę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak byłam mała mój tata mnie czesał- koszmar hahah dziękuje ❤️

      Usuń