Weszliśmy do hali koncertowej, na scenie grał zespół. Cześć ekipy poszła w stronę baru, gdzie zamówili piwa i drinki. Nataniel, Rozalia i ja przyglądaliśmy się zespołowi. Nagle ktoś położył dłoń na moim ramieniu.
-Piwo smakowe czy drink? - różnokolorowe tęczówki błyszczały.
-Piwo, dzięki. - posłałam mu ciepły uśmiech. Rozalia zaczęła ciagnąć mnie w stronę sceny. Muzyka była głośna, Rozalia śpiewała. W sumie nie. Ona nie śpiewała, ona wydzierała się na cały regulator. Po kilku piosenkach zaczęłyśmy szukać znajomych, rozproszonych po całej sali. Wybrałyśmy grupkę, w której stali bliźniacy, Kastiel, Lysander i Kim.
Wszyscy powoli zaczęli się zbierać do wyjścia. Na dworze poczekaliśmy na resztę grupy. Wracając śmialiśmy się i dalej śpiewaliśmy. Prawie na końcu grupy szłam ja i Kentin. Przed nami Lysander niósł Rozę i ani razu nie dał jej odczuć, że jest ciężka. Za mną i Kentinem szedł Kastiel, który akurat palił papierosa.
Kentin odprowadził mnie pod samą bramę.
-Dziękuje za odprowadzenie. - uśmiechnęłam się i przytuliłam go.
-Do usług. - mówiąc to obrócił się i powoli odchodził w kierunku swojego domu.
Weszłam do domu, ciocia oglądała jakaś komedię. Podbiegłam do niej, niby nie było jej tylko dwa dni, ale dłużyły się one niemiłosiernie. Usiadłam obok niej i przytuliłam do jej ramienia, spokojnymi gestami głaskała mnie po głowie. Opowiedziała o swoim wyjeździe, a ja zdałam jej relacje z imprezy. Po 23 poszłam do siebie, wykąpana i gotowa do spania, położyłam się na łożku.
Znajdowałam się w środku ciemnego parku, Kastiel po raz kolejny uderzył Kentina, nie reagowali na moje krzyki, chciałam do nich biec, ale moje nogi grzęzły w błocie. Nie mogłam sie poruszyć, nie mogłam krzyczeć, nie mogłam zareagować. Starałam się pomóc, tak bardzo walczyłam. Kastiel zamachnął się, by zadać kolejny, pewnie ostateczny cios. Obudziłam się zdyszana. To był sen, tylko sen. Oddychałam nierównomiernie, moje serce pracowało na najwyższych obrotach, w uszach dudniła krew. Starałam się zasnąć, rozmyślając nad sensem tego snu. Nie wiedząc kiedy, porwał mnie nurt innych, mniej realistycznych snów.
Do szkoły dotarłam przed czasem, usiadłam na ławce, kiedy podszedł do mnie czerwonowłosy. Był inny niż w moim śnie. Tamten Kastiel był pełen agresji, ten realistyczny miał wszystko gdzieś. Jego oczy i uśmiech były ironiczne, nie sprawiał wrażenia zdenerwowanego.
-Ej mała, co jest? - patrzył na mnie, delikatnie przekrzywiając głowę.
-Nic, a nic. Wszystko w normie. - zmusiłam się do uśmiechu.
-Wydajesz się być rozkojarzona. - w tym momencie rozbrzmiał dzwonek, udaliśmy się do klasy. Przywitano nas kartkówką.
Do końca dnia byłam nieobecna, Rozalia opowiadała mi o swoich zakupach, problemach z Leo, a ja? A ja wpatrywałam się na przemian w Kastiela i Kentina. Czy ta dwójka byłaby skłonna, by się pobić? Nie sądzę. Lubią się, to widać. Po ostatniej lekcji, ruszyłam ku wyjściu. Spotkałam tam Nataniela.
-A Ty gdzie się wybierasz? - zapytał zdziwiony.
-Jak to gdzie? Do domu. - burknęłam i spróbowałam go wyminąć.
-Zapomniałaś o zebraniu? - No tak, pomyślałam. Dzisiaj zebranie. Dyrektorka ma ogłosić coś iście ważnego, zrezygnowana ruszyłam w stronę sali gimnastycznej, gdzie czekali już pozostali uczniowie.
Rozpoczęło się przemówienie. Dotyczyło szkolnej wycieczki. Miała się odbyć w środę. Chętne osoby miały zostać przewiezione na kamping, gdzie spałaby w namiotach, paliły ognisko i inne bzdety. Z mojej klasy zgłosili się prawie wszyscy, rownież ja, namówiła mnie do tego Rozalia. Nie mogłam jej zostawić.
Wróciłam do domu, poprosiłam ciocie by przelała pieniądze na szkolne konto. Nie zjadłam nawet obiadu, od razu poszłam do siebie. Siedząc na łożku, zastanawiałam się po raz kolejny nad snem. Nie ma możliwości, by to była prawda, poza tym to tylko sen. Nie jestem wróżbitką Violettą z telewizyjnych wróżb za pieniądze. Moje sny się nie sprawdzają w przeciwnym razie juz dawno spadłabym z dachu jakiegoś budynku, goniła jednorożce. Oczywiście nie powinnam mowić tego głośno, jak nic ktoś życzliwy wsadziłyby mnie do domu wariatów. Tam podobno nie ma nawet klamek. Rozmyślania, uspokoiły mnie na tyle, bym mogła zasnąć i kolejnego dnia nie zajmowałam się juz pierdołami.
W szkole wszyscy byli podekscytowani zbliżając się wycieczką. Las, ognisko i setki komarów, po co jechać do centrum jakiegoś miasta, pozwiedzać, skoro można siedzieć w dziczy i karmić małych krwiopijców. Pod koniec dnia nawet mnie udzielił się nastrój wyczekiwania. W domu spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i gdybym mogła to chętnie wykąpałabym się w sprayu na komary.
Oczywiście zapraszam do komentowania i pisanie tego, co chcielibyście czytać. Jeśli możecie to napiszcie mi na dole Waszą ulubioną postać z SF :D
Nadrabiam czytanie :D Ja bym chciała aby nasza bohaterka wreszcie z kimś zaczęła być :D *obyzLysandremobyzLysandrem* :D Lecę czytać 10 rozdział :D
OdpowiedzUsuńZacznie sie zacznie, ale nie wiadomo jeszcze z kim. Sytuacja z 10 rodziału nie jest potwierdzeniem ani zaprzeczeniem :D
UsuńA ja taka 'oryginalna' i powiem, że z tym czerwonowłosym dupkiem - Kasienką. Już od dłuższego czasu czytam Twojego bloga, ale dopiero teraz miałam taką okazję, aby się ujawnić XD Bardzo mi się podoba, jestem mile zaskoczona fabułą ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i wysyłam wenę ;)
Dziękuje dziękuje dziękuje za wszystko- czytanie, komentowanie ❤️❤️❤️ Jutro albo jeszcze dzisiaj wieczorem powinien sie pojawić nowy rozdział. Pozdrawiam i buziaki 😘😘😘😘😘
Usuń