W południe wybrałam się z ciocią i Rozalią na zakupy. Obeszłyśmy wszystkie sklepy, jakie były w galerii i poszłyśmy na kawę. Ja i Rozalia zamówiłyśmy latte, a ciocia Carmen espresso.
-Zmęczyłam się. - stwierdziła Rozalia, opierając się o oparcie fotela w kawiarni.
-Mini maraton. - dodałam z uśmiechem.
-Co to dla was? Ja już nie mam dwudziestu lat. - zażartowała ciocia.
-Za to figurę lepszą niż nie jedna osiemnastka. - Roza pokiwała głową z uznaniem.
-Przesadzasz... - ciocia wydawała się uradowana tym komentarzem.
Po wspólnym dniu, zaprosiłam Rozalię do siebie, siedziałyśmy właśnie w moim pokoju.
-Kastiel mnie pocałował. - szepnęłam.
-Kiedy? - Rozalia byś szczerze zdziwiona.
-Pierwszy raz na wycieczce, drugi raz wczoraj.
-Coś jest miedzy wami?
-Nie, to znaczy, lubię go, ale nie jestem pewna, czy coś do niego czuję. Przy nim czuje się niepewnie, to nie materiał na związek. - wreszcie powiedziałam to na głos.
-Nie musicie od razu brać ślubu. - Rozalia patrzyła na mnie lekko oburzona.
-Wiem. Co nie zmienia faktu, że poczucie bezpieczeństwa jest ważne, szczególnie w moim przypadku.
-Nigdy nie opowiadałaś o swoich rodzicach, dlaczego właściwie mieszkasz tutaj z Carmen? - białowłosa patrzyła na mnie z zaciekawieniem, poczułam się zakłopotana. - przepraszam, nie musisz nic mowić. - wydawała sie zawstydzona.
-Nie, nie, jest okej. Pewnego dnia ci opowiem coś więcej. - uśmiechnęłam się sztucznie.
-Wracając do Kastiela, może powinnaś dać mu szansę. Ja i Leo, od początku wiedzieliśmy, że jesteśmy sobie pisani. - dodał triumfalnie.
-Ty i on tworzycie zgraną parę. - pochwaliłam. - ale ja i Kastiel to byłaby para z piekła rodem. - sprecyzowałam.
-Byłoby ciekawie...
-I to jeszcze jak... - tym zakończyłam temat Kasa. Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę, a potem Rozalia poszła do domu.
Następnego dnia w szkole, siedzieliśmy na historii. Pan Welsh zaczął:
-Za tydzień jest test, mam nadzieje, że pamiętacie. Od tego zależy, czy zaliczycie semestr. Egzamin poprawkowy przygotowany zostanie miesiąc pózniej, jeśli i jego nie zdacie, powtórzycie semestr w wakacje, powodzenia w nauce. - zadzwonił dzwonek na przerwę. Wszyscy ruszyli do wyjścia.
-Fajnie, mam tydzień na nauczenie się całego semestru. - mruknęła Rozalia, a Viola i Kim jej przytaknęły.
-Przesadzasz, większość z tego wałkujemy od początku przygody z historią. - powiedziałam i uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
-Przygody - prychnęła Roza.
-Łatwo ci mówić, masz pamięć fotograficzną, to trochę ułatwia, dodatkowo jesteś dobra z historii, nie to co my, tłuki, zakały klasy. - powiedziała Kim. Dołączyli do nas chłopcy.
-Jak nie zdam to matka odetnie mnie od funduszy, bez funduszy nie ma fajek, imprez.. - Kas zaczął swoją wyliczankę.
-Jeśli ja nie zdam, to rodzice każą mi się przeprowadzić znowu na wieś. - Lysander się skrzywił.
-A ja zdam na pewno. - dodał z wyższością Nataniel.
-Mnie to w sumie nie obchodzi, bez spiny są drugie terminy. - zażartował Kentin.
-Jako bliźniacy powinniśmy móc rozwiązywać jeden test razem. - Armin i jego genialne pomysły.
-To nie taki głupi pomysł! Zapytajmy czy możemy! - Alexy podłapał ten idiotyzm.
-Pogięło Was..- mruknęła Rozalia i odeszła w przeciwnym kierunku niż my.
Mieliśmy akurat długą przerwę i postanowiłam z niej skorzystać. Wyszłam na dwór zapalić, spotkałam tam Kastiela.
-LOL. - zaczął.
-Co? - nie chciało mi się z nim gadać.
-Pomożesz mi? - nie wierzyłam w to, że użył jakiekolwiek odmiany słowa pomoc.
-Z czym? Naruszanie przestrzeni osobistej masz opanowane do perfekcji. - syknęłam.
-Potrzebuję pomocy z historia. Nie mogę zawalić testu. Zrób to. - nalegał.
-W porządku, ale pod warunkiem, że powiesz proszę. - na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Proszę. - wykrztusił, widać było że nigdy nie musi o nic prosić.
-Zgoda, zaczniemy jutro. Widzimy się u mnie, po szkole. - rzuciłam na odchodne.
Reszta dnia minęła spokojnie, oczywiście zapowiedziano inne testy, ale o te raczej nikt się nie bał, historia była piętą achillesową naszej klasy. Wróciłam do domu, zjadłam obiad, pomogłam cioci w wpisywaniu wyników sprzedaży i poszłam na spacer. Szłam po parku, zauważyłam przed sobą wysokiego chłopaka, o białych włosach. Rozpoznałam w nim Lysandra. Pobiegłam do niego.
-Cześć! - ciepły wieczór sprzyjał serdeczności.
-O witaj, nie zauważyłem cię wcześniej. - przywitał się grzecznie.
-To dlatego, że szłam za tobą, mam nadzieje, że nie przeszkadzam.
-Nie, nie. Właśnie coś zapisywałem, trochę się zamyśliłem...-zaśmiał się cicho.
-Często tu przychodzisz? -zapytałam, nie wiedziałam, o czym mam z nim rozmawiać.
-Tak, prawie codziennie. Nigdy nie miałem okazji cię zapytać, czy nie żałujesz decyzji o przeprowadzce?
-Nie, raczej nie. Moja sytuacja jest... Skomplikowana. - czułam się przy nim pewnie, wiedziałam, że nie muszę udawać silnej psychicznie, on rozumiał.
-Wiem, jak to jest mieszkać z dala od rodziców. - oczywiście, że wiedział.
-Ta, czasem ich brakuje. - dodałam.
-Zaczęłaś przygotowania do testu? - zmienił temat.
-Nie i nie zamierzam, to znaczy, obiecałam Kasowi, że mu pomogę. - nie było sensu tego ukrywać.
-Nie bój się, nie wyglada, ale szybko się uczy. - powiedział z uśmiechem, widać, że chciał pozostać lojalny wobec przyjaciela.
-Będzie, jak będzie. Najwyżej wyniosą mnie w kaftanie. - zażartowałam.
-Poproś o pokój z oknem. - dorzucił Lys.
-I tak bedą kraty.. - dodałam.
-Ale przynajmniej coś będziesz widzieć. - puścił mi oczko. - mógłbym cię wtedy odwiedzać, stać pod oknem i śpiewać ballady - zaśmiał się.
-Jak Romeo i Julia. - skomentowałam.
-Jak Lysander i Loraine. - nie było w tym zdaniu żadnej obietnicy, wyznania, czegokolwiek, ale moje serce i tak zabiło szybciej. Porównał nas do Romeo i Julii. Odebrało mi mowę.
-Tak na marginesie czytałaś Romeo i Julię? - chyba próbował wyrwać mnie z zaćmienia mózgowego.
-Tak, kto tego nie czytał? - najsławniejszy romans.
-Są tacy, uwierz. - uśmiechnął się. Zaczynało robić się ciemno, postanowiłam, że pójdę już do domu.
-Muszę iść, do jutra. - pożegnałam się i obróciłam.
-Poczekaj, odprowadzę cię. - było to bardzo miłe z jego strony. - zimno ci. - nie było to pytanie.
-Nie. Jest okej. - brzmiałabym wiarygodniej, gdyby moje zęby nie stukały o siebie. Rany, jak wychodziłam było dużo cieplej.
-Masz. - zarzucił mi swoją kurtkę na ramiona.
-Ale tobie będzie zimno. - pokręcił przecząco głowa. - dziękuje. Szliśmy w kierunku mojego domu, wesoło rozmawiając, pod domem oddałam mu kurtkę.
-Jeszcze raz dziękuje. Uratowałeś mnie przed przeziębieniem. - dodałam.
-Nie ma za co. - pochylił się i delikatnie musnął mój policzek. - halo?! Co tu się wyprawia, nie sądziłam, że taka osoba, jak on zbierze się na odwagę. Weszłam pospiesznie do domu.
Kochani, dziękuje, że czytacie, to dla mnie wiele znaczy. Na początku sądziłam, że nikt tego nie będzie czytał. Jeśli macie swoje blogi to podlinkujcie mi na dole, obojętnie o jakiej tematyce ❤️
Ale słodziutko :D Super rozdział jak zwykle :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :*
Dziękuje ❤️
UsuńHA! Będzie czworokąt! Kastiel> Loraine> Kentin> Lysander.. Matko Chrystusowa co ja już w głowie mam o tej porze O_o? Zdecydowanie muszę mniej kojarzyć takie rzeczy. Super rozdział jeden z tych co mi się bardzo u Ciebie podobają ^^ Ja tam Ci linku rzucać nie muszę znasz xD Ale tak dodam, że jutro wstawiam ostatni rozdział pierwszego sezonu Yay! Jestem podekscytowana jakbym zjadła wielką watę cukrową.
OdpowiedzUsuńTakże pozdrawiam i czekam na rozdział.
PS: Fajnie, że u Ciebie tak często się pojawiają, aż miło się czyta ^^!
Dziękuje Ci bardzo ❤️❤️❤️ Oo to jutro koniecznie muszę przeczytać! :>>>>
UsuńNO! Nareszcie cudowna sytuacja z Lysandrem <3
OdpowiedzUsuńNie mam za bardzo pomysłów takich jak droga Raimei Rai, ale może potem napiszem coś podobnego XD.
Rozdział świetny, znowu 0 błędów.
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :)
Dziękuje Ci bardzo za czytanie i komentowanie ❤️❤️❤️❤️❤️
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń