wtorek, 17 maja 2016

Rozdział 5

   Obudziłam się jak zwykle koło 7.  Wykonałam wszystkie niezbędne czynności w łazience i wybrałam ubrania. Dzisiaj postawiłam na czarne rurki, czarna bokserkę i krwistoczerwoną marynarkę ze złotymi akcentami na ramionach, do tego czerwone szpilki. Dzień bez obcasów to dzień stracony. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, wykonałam delikatny makijaż i udałam się na dół.
    Pani Emeryll zrobiła mi śniadania, byłam zaskoczona brakiem cioci, co szybko wyjaśniła gospodyni mówiąc, że Carmen wyszła wcześnie rano. Kiedy już zjadłam śniadanie pojawił się Michael, zaproponował wspólną kawę na mieście. Zgodziłam się. Podjechaliśmy do pobliskiej kawiarni, wzięliśmy dwie kawy na wynos i postanowiliśmy pojechać do parku. Usiedliśmy na ławce, zajęci rozmową. Nagle usłyszałam śmiech. Brzmiał tak, jak śmiech Rozalii. Obróciłam głowę i zobaczyłam ją w towarzystwie kilku chłopców. Wsród nich był Kastiel. Pomachałam do niej i widziałam, że zmierzają w moją stronę.
-Cześć LOL, co Ty tu robisz? - zapytała zdziwiona.
-Hej, chciałam się napić kawy. To Micheal - przedstawiłam towarzysza, wspomagając się ruchem rąk. - A to Rozalia.
-Witaj, śliczna sukienka. - pochwalił Michael. Dziewczyna delikatnie się zarumieniła. Co, jak co, ale Micheal do brzydkich nie należał. Krótkiej scenie przyglądali się towarzysze białowłosej. Postanowiła ich przedstawić.
-Yhmm.. To Armin, Alexy, Kastiela już znasz, Kevin i Marcell. - dziewczyna przedstawiła ich pospiesznie pokazując, który jest który.
-Cześć wszystkim. -przywitałam się, na twarzy każdego z nich widniał serdeczny uśmiech. Każdego, prócz Kastiela. On patrzył na mnie podejrzliwie. Ugh, pomyślałam. Nie ważne, co ten gbur sobie myśli. Nie zależy mi na opinii jakiegoś dziada. Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów i poczęstowałam wszystkich. Okazało się, że każdy z nich pali. Atmosfera była napięta, bardzo napięta. Ciszę przerywała tylko paplanina Rozalii. Kastiel nie spuszczał ze mnie wzroku, a i ja nie pozostawał mu dłużna i śmiało patrzyłam w jego oczy. Nagle odezwał się Michael.
-Mała jeśli nie chcesz się spóźnić to musimy już jechać.
-Tak, już idziemy. - odpowiedziałam. - Do zobaczenia w szkole. - kiwnęłam głowa w stronę reszty i ramię w ramię ruszyłam z Michaelem do samochodu. Nagle objął mnie ramieniem. Odebrałam to, jako przyjacielski gest.
    Wysadził mnie pod szkołą, weszłam do budynku, gdzie spotkałam Nataniela. Porozmawialiśmy chwile i umówiliśmy na wieczorny spacer. Coś, może być miło. Wiedziałam, że mu się podobam. Patrzył na mnie, jak pięciolatek na kolorowego lizaka. Szczerze mówiąc, przywykłam do spojrzeń męskiej części społeczeństwa.
     Wchodząc do sali z biologii usiadłam na końcu, chwilę po mnie przybyła Roza i Kastiel. Ona dosiadła się do mnie, a on usiadł w drugiej ławce.
-Ale było dziwnie. Co jest nie tak z tobą i Kastielem? Pokłóciliście się? - próbowała zgadnąć białowłosa.
-Co?! To nie możliwie. Znamy się od wczoraj. Nie wiem, o co mu chodzi, chyba nie przypadłam mu do gustu. Nie masz tak czasem, że patrzysz na kogoś i już go nie lubisz? Bo ja mam.- odpowiedziałam jej zirytowana.
-Nie musisz być nie miła. Byłam tylko ciekawa.- dziewczyna wydawała się zirytowana. Wzruszyłam tyko ramionami i rozpoczęła się lekcja.
    Na długiej przerwie poszłam na papierosa, gdzie spotkałam Kastiela. Od razu popatrzył na mnie z tym swoimi piekielnie irytującym uśmieszkiem.
-Na co się gapisz? Podziwiasz?- powiedziałam do niego z ironią w głosie.
-Jeszcze żeby było co..Pff. Nóżki cię nie bolą od tych szpileczek?- odpowiedział mi.
-Nie Twój zasmarkany interes. I nie mów z taką pogardą o moich butach.- wściekłam się. Można obrażać moje ubrania, ale nie moje buty. Czy to już obsesja? Nie ważne, nie wolno i już!
-Uważaj, złość piękności szkodzi, a ty nie masz czym szastać. - patrzył na mnie, a na jego ustach gościł ironiczny uśmieszek.
-Nie wszyscy mają tyle samo szczęścia, co Ty. Nie każdy to taki Apollo. - zgasiłam papierosa na ziemi i obróciłam na pięcie.
    Do końca lekcji nie patrzyłam w jego stronę. Czemu on mnie nienawidzi? Co ja mu takiego zrobiłam? Znamy się do cholery od wczoraj! Po lekcjach poszłam przeprosić Rozalię za swój ton. Oczywiście wybaczyła i spytała o plany na wieczór. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że jestem umówiona z Natanielem, więc z nią spotkam się następnego dnia. Pożegnałyśmy się i udałam się do samochodu.
    W domu porozmawiałam chwilę z ciocią. Chciała mnie wyciągnąć na zakupy w ramach rekompensaty za przykry dzień, ale ja wolałam pobyć sama. Około 19 zeszłam na dół, by poinformować ciocie, że wychodzę.
     Skierowałam się parku, gdzie byłam umówiona z Natanielem. Przyszedł punktualnie. Rozmawialiśmy o szkole,o jego rodzicach, siostrze, której jeszcze nie poznałam, planach na przyszłość. Wypytał mnie o znajomych z dawnej szkoły, o ciocię... Gdy tak spacerowaliśmy zobaczyłam ogromnego psa. Wystraszyłam się, ale nie chciałam okazać słabości przy blondynie. Zza rogu wyłonił się Kastiel, zawołał psa i tyle się widzieliśmy, minął nas obojętnie, bez słowa. Nataniel odprowadził mnie do domu. Przytuliłam go i podziękowałam za miły wieczór. To była prawda, poprawił mi humor i gdyby nie spotkanie czerwonowłosego wszystko byłoby idealne.
      Wzięłam gorąca i długa kąpiel i położyłam do łóżka. Leżąc rozmyślałam nad Kastielem. Przypomniały się mi się także oczy Lysandra. Podobno ta dwójka się przyjaźni. Nie wiem, jak to możliwe. To dwa inne światy. Postanowiłam ignorować Kastiela i poznać bliżej chłopców przedstawionych mi przez Rozę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz